Lord Gaspard Lannister
Opadł na krzesło, a odrzuciwszy głowę w tył, westchnął głośno. Przeczesał dłonią płowe włosy. Powinien je już przyciąć, na obecną modłę, jednak nie miał na to czasu. Uniósł do oczu kryształowy kielich wypełniony winem. Powoli przechylił go i wylewał zawartość wąską stróżką na marmurową posadzkę. Zachodzące słońce barwiło kamienne ściany, sceny łowieckie na arrasach i meble na kolor czerwieni. W tej rdzawej scenerii wino zdawało się być gęstą krwią.- Powiedz mi, Mephisto, dlaczego zawsze musimy być tymi złymi. Przez wieki nas nienawidzono, ale za co? Teraz pokutujemy za coś, co zdarzyło się dawno temu. Nie jesteśmy tamtymi osobami, a jednak stale wypomina się nam nasze błędy. – Przechylił głowę na bok, aby móc widzieć swego przybocznego. – W tej historii też zapiszę się jako przeszkoda do szczęścia. Bardowie będą opiewać nieszczęśliwą miłość Lady Merai Stark oraz nieznanego rycerza, naprzeciw której stał okrutny, stary i brzydki Lew. Zobaczysz.Wstał. Podszedł do wielkiego okna i oparł się o balustradę, wdychając zapach morza.- Zostałem źle zrozumiany, źle osądzony, ale muszę się z tym pogodzić, nie sądzisz, Meph? – W oddali statek znikał za horyzontem,
Deszcz siekł, niczym pośpieszający konia bat. Okiennice Casterly Rock zostały zamknięte na cztery spusty. Gaspard stał na deszczu, wyciągając dłonie do przodu, jakby próbując nabrać w nie deszczu. Czuł, jak ulewa ustaje, powoli przemija. Choć przemókł i nie było na nim ani jednej suchej nitki, nie zamierzał chować się do środka. Nucąc pod nosem „Deszcze Castemere” czekał, aż przestanie padać i nad wzburzonym morzem wyjrzy słońce. Wraz z pierwszymi promieniami, nieśmiałymi i słabymi, na balkonie obok niego pojawiłą się kobieca postać w długim płaszczu z kapturem zakrywającym jej oblicze. Bez tego wiedział kto to. Uśmiechnął się pod nosem. Znał rytm jej kroków na pamięć.- Nie ważne co zrobię, długo i szczęśliwie to marzenie, które się nie spełni, moja droga. – Kobieta zamiast tego chwyciła jego mokrą dłoń w swoje i delikatnie ścisnęła. Nie nawykła do sentymentalnych gestów, jednak to zrobiła odruchowo.- Wiem – odpowiedziała mu szeptem.- Cały czas leje, czyż nie? – rzucił, zupełnie absurdalnie. Zerknęła na niego zaskoczona.- Ależ już przestało padać… - zauważyła kilka łez toczących się po jego policzku. Sama miała ochotę płakać. – Tak, mój drogi. Nadal pada.Nie był słaby, ale był inny, niż wszyscy myślą.
____
Wracam i wracam z nową KP. Do wieczora powinnam zrobić wszystkie odpisy.
Poprzednia KP <klik>
[ Braciszek! <3 Świetne teksty w karcie, muszę Ci powiedzieć. Cieszę się, że jesteś już z nami na dobre. Muszę się ogarnąć ze swoimi wątkami, do których nie mam głowy, ale mam nadzieję, że w końcu dam sobie z tym radę. Tymczasem oczywiście proponuję wątek, bo jakżeby inaczej. Ty zawsze masz do tego głowę, więc chyba znowu Cię wykorzystam. Ale pamiętaj, że mimo wszystko Cię kocham. ]
OdpowiedzUsuńNajdroższa siostrzyczka, Maliseei Lannister
[Gaaasp <3]
OdpowiedzUsuńLady Meraya Stark, oddana narzeczona
[Gasp odżył. Jak miło. Karta mi się podoba. Z resztą ja lubię takie dosc dziwne karty nie mówiące wiele o postaci. To co miało być powiedziane jest w poprzedniej. Co tu jeszcze... A! No czekam na odpis dla Dalii ze zniecierpliwieniem.]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dalia. Po prostu Dalia.
[ Dzięki, że znowu mnie ratujesz pomysłem. Zacznę, ale najpierw muszę ścisnąć pośladki i się ogarnąć z innymi wątkami, no. :3 ]
OdpowiedzUsuńMaliseei Lannister
OdpowiedzUsuńJej strój był prosty. Składała się na niego granatowa spódnica przeszywana purpurową nicią i gorset odkrywający całość pleców z mocno wyciętym dekoltem. Nosiła coraz bardziej odkrywające ciało ubrania, bo z każdym dniem robiło się gorącej, lecz nie zrezygnowała z północnych barw, wyrażając w ten sposób tęsknotę za swoją krainą i ludźmi, których lord Gaspard odesłał do domu.
Włosy upięła wysoko nad karkiem, zaś wokół szyi zawiesiła złoty wisior, który był prezentem od młodego smoka. Miał dodawać jej otuchy podczas kolacji i przypominać, że nosi pod sercem bękarta króla. O tym jednym nigdy nie chciała zapomnieć, jakkolwiek by się jej losy potoczyły.
Wytrawna kolacja to nie był najlepszy pomysł. Lady Stark reagowała na jedzenie w różny sposób i istniały potrawy oraz zapachy, które kiedyś z pewnością by się jej spodobały, a dziś przyprawiały ją o mdłości. Jednego dnia jadała niewiele, ledwo skubnęła kromki chleba, drugiego pochłaniała porcje, które mogłyby wykarmić pół wojska Westeros. Zjawiła się o wyznaczonej porze zaanonosowana przez młodego pazia. Dygnęła odpowiednio przed Gaspardem składając mu ukłon i wypowiedziała powitalne:
- Lordzie Lannister. - Twarz Merai zdobił delikatny i przyjazny uśmiech, ale umysł buntował się i błagał, żeby zawróciła i schroniła się z powrotem w swoich komnatach.
OdpowiedzUsuńZasiadła na przygotowanym dla siebie miejscu zainteresowanym spojrzeniem obiegając nie tylko komnatę, ale i przygotowany specjalnie taras wraz z obficie zastawionym stołem. Fotel, w którym usiadła był miękki i przyjemny w dotyku. Przesunęła palcami po idealnej strukturze sztućców, biorąc do ręki widelec i nadziewając na niego kawałek pawiego udka. Odczuwała delikatny głód, ale przede wszystkim nie chciała urazić gospodarza brakiem apetytu.
– Odpoczęłam. Dziękuję za troskę, panie – odparła odrobinę wrogim wzrokiem odprowadzając jedną z mew, która przelatywała niedaleko. Nigdy nie lubiła ptaków, a mewy kojarzyły jej się z wyjątkowo paskudnym wizerunkiem.
Kolejne zdanie nie było niczym, czego Meraya by się nie spodziewała, jednak każde kolejne słowo zaciskało węzeł na jej żołądku prawie całkowicie odbierając chęć do jedzenia. Zachowała spokój, obdarzając go wyczekującym spojrzeniem.
– Wychowałyśmy się razem – zauważyła w myślach robiąc szybki spis możliwych odpowiedzi. Dobrze zdawała sobie sprawę do czego mężczyzna dąży, jeno nie była pewna jakich informacji chce mu udzielić. – I obie zostałyśmy wydane Lannisterom. Dwie kobiety, które oczekiwały zupełnie innego życia. To naturalne, że stałyśmy się sobie bliższe, niźli byłyśmy wcześniej. – skończyła kroić na kawałki udko i upiła łyk soku z pucharu tęskniąc już za smakiem wytrawnego wina.
– Możesz pytać, domyślać się, a nawet mieć pewne podejrzenia. Nie odpowiem ci na to pytanie ani dziś, ani jutro. – Taka odpowiedź mogła go urazić, a nawet doprowadzić do złości, jednakże wierność mężczyźnie, którego kochała była godna podziwu. Wierność i pragnienie pozostawienia go bez skandalu. Uważała, że na to nie zasługuje.
– On nie wie – dodała, biorąc pierwszy kęs pawiego udka.
Na ustach Dalii zagościł cień figlarnego uśmieszku gdy wzrok mężczyzny spoczął na jej ciele.
OdpowiedzUsuń- Nie jest mi zimno - odparła. - Nie musisz się martwić o moje zdrowie, Panie. Potrafię sama o siebie zadbać - dodała ze spokojem.
Przyglądała mu się uważnie swoimi czarnymi bezdennymi oczyma w których ciężko było odróżnić tęczówkę od źrenicy. Mężczyzna zapewne nie zdawał sobie do końca sprawy z kim ma do czynienia. Dalia nie była tylko służącą księżniczki Nymerii, nie była nawet tylko kurwą. Właśnie przed nią drżeli wielcy lordowie i wyniosłe damy, to właśnie ona miała władzę ukrytą skrzętnie pod pozorami, to w jej umyśle ukryte były wielkie tajemnice i małe sekreciki ludzi ważnych i mało istotnych, to ona posługiwała się ludźmi na pozór ważnymi jak marionetkami.
Wiedziała że musi się dowiedzieć o nowym Namiestniku Wschodu jak najwięcej, że musi zdobyć jego zaufanie. W normalnych warunkach polowałaby na sekret, lecz ze względu na sentyment do jego ojca i ogólnie do tego rodu postanowiła nie szantażować go puki nie zajdzie taka konieczność.
Milczała patrząc jedynie na niego z zaciekawieniem. Niewielu lordów przepuszczało takie okazje jak ta w której znalazł się Lannister. Gdy usłyszała dźwięk kości gwałtownie pocierającej o kość podeszła do niego nie czekając aż ją o to poprosi.
- Panie, usiądź na łożu - poprosiła. Zaufaj mi.
Posłuchał jej i z grymasem bólu na twarzy osiadł na swoim łożu. Dalia usiadła za nim układając się w ten sposób żeby mężczyzna znajdował się pomiędzy jej nogami i zaczęła robić jedną z tych rzeczy, które wychodziły jej najlepiej. Pamiętała jak Lord Frey, który był właścicielem pierwszego i ostatniego burdelu w którym pracowała, uczył ją jak to robić. Uczył, że masaże są idealne w przypadku spiętych i wstydliwych klientów.
Usłyszawszy pochwałę z ust mężczyzny uśmiechnęła się. Poczuła jak się nieco rozluźnił.
Jednak sama spięła się nieco słysząc jego pytanie. Nie lubiła gdy ktoś pytał o imię, bo gdy ktoś pytał o imię pasowało także podać nazwisko, a jego się wstydziła. Mówiło o niej więcej niż chciałaby powiedzieć, że jest bękartem, a skoro nie przejęła nazwiska matki to musi być bękartem dziwki.
- Dalia, mój Panie... - W tym miejscu zawahała się. - Dalia Flowers... - dodała ciszej.
OdpowiedzUsuń– Nie wydaje mi się, ażebym była smutna – odparła – Choć owszem, w innej sytuacji mój stan byłby zapewne większym powodem do radości. – Nadziała na widelec jeden z pokrojonych kawałków udka, wstrzymując się jednak z zjedzeniem go, bo poczuła nieprzyjemny posmak kwaśnej śliny w ustach, a żołądek ścisnął się niebezpiecznie. Przez ten krótki moment walczyła ze swoim ciałem nie podejmując dalszej odpowiedzi. Pokonała chęć zwymiotowania i powstrzymała się od cichego westchnienia. Honorowa jak Stark nie mogłaby zdradzać swojego męża i wieczorem kłaść się obok niego bez wyrzutów sumienia.
– Rozstaliśmy się – rzekła krótko nie zamierzając się tłumaczyć. Według niej rozstanie oznaczało wyjazd z Królewskiej Przystani bez słowa, lecz z powszechną wieścią o zaręczynach z Lannisterem. Meraya nie bez powodu sądziła, że informacja o jej narzeczeństwie i cichy wyjazd będą dla Réamonna wszystkim, co chciałaby i powinna mu powiedzieć. Zakończyli pewien etap i musieli zacząć grać kartami, jakie im rozdano.
Odłożyła widelec straciwszy chęć do strawy. Niemiłosiernie skręcało ją w żołądku i nie była pewna czy to wina ciąży, czy też może tej rozmowy.
– Powiedziałam ci, że noszę dziecko innego, choć mogłam to ukrywać. Wbrew pozorom miałam niemałe pole do popisu w tej sprawie. Być może mogłabym nawet wrócić tam, skąd przybyłam i nie oglądać się za siebie. Jesteś inteligentnym mężczyzną, panie. Dobrze wiesz, że nie spróbowałabym nawet zdrady małżeńskiej ani spisku, bo nie po to usłyszałeś ode mnie prawdę i nie dlatego siedzę tu teraz. Nie pokocham cię od dnia ślubu, ani nie będę z przyjemnością kłaść się z tobą w łożu. Możesz zarzucić mi wiele rzeczy, jednak nie brak mi lojalności. – Lojalność przemknęło jej przez myśl, zguba Starków.
OdpowiedzUsuńMeraya uśmiechnęła się mimowolnie.
– Nikt prócz ciebie nie wie, panie. – Gdyby jej matka dowiedziałaby się, że jest w ciąży łoiłaby dziewczynie skórę tak długo, aż ta by poroniła. Ledar śmiałby się do rozpuku, a Victorian... Chyba spojrzałby na nią zawiedzionym wzrokiem i to ono najbardziej by ją bolało. Żadne z nich jednak o tym nie wiedziało, zaś powierniczką sekretów była jedynie księżniczka Liadaness o czym Era nie zamierzała powiadamiać Gasparda. O tym nie musiał wiedzieć.
Wstała od stołu biorąc do ręki kielich z sokiem i podeszła do brzegu tarasu, opierając się o niego i wychylając poza marmurową barierkę, żeby spojrzeć jak wysoko się znajdują.
– Nawet chętna byłabym zimna. Jestem z Północy, jeśli nie pamiętasz – zażartowała próbując nieco rozluźnić atmosferę. Wyprostowała się wciąż stojąc do niego tyłem. – Roztopię się tu – mruknęła cicho do siebie nie zważając na to czy mężczyzna to słyszy. Odwróciła się w jego stronę.
– Nie obchodzą mnie twoje nałożnice i kurwy, póki nie działają na szkodę naszym interesom. – Celowo użyła sformułowania „naszym” słusznie spostrzegając, że dopóki są postrzegani jako narzeczeństwo czy małżeństwo interesy jednego są interesami drugiego. Działanie sobie na szkodę będzie osłabiać oboje.
Powrotu do Reamonna nawet nie zakładała. Każde spotkanie byłoby dla niej bolesne, bo w końcu poślubiłby jakąś kobietę, której widoku ona nie mogłaby znieść.
Nerina krążyła powoli po murach Riverrun ignorując przy tym rycerzy, którzy wyraźnie przestrzegali ją przed niebezpiecznymi krawędziami, czy mocnym wiatrem. Dzisiaj ten żywioł od rana dawał się we znaki wszystkim mieszkańcom Dorzecza. Odkąd Lady Tully otworzyła oczy w całym zamku dało się słyszeć głośne wycie, oraz szepty służących, które mówiły, że zamek nie jest w dobrym stanie. Nerina ubrała elegancką granatową suknię, upięła włosy i natychmiast udała się na mury, aby skontrolować ich stan. Edgar dwa dni temu wyruszył do Królewskiej Przystani, aby odwiedzić ojca. Nerina była niemalże pewna, że Virtus chce sprawdzić, czy jego jedyny syn dojrzał już do bycia lordem. Dianna była w odwiedzinach u swojego narzeczonego zabierając ze sobą ich panią matkę. Tak więc Nerina była jedyną osobą, która mogła zająć się zamkiem. Otuliła się mocniej szalem czując, że cienki materiał nie zasłania odkrytych ramion, czy dekoltu.
OdpowiedzUsuń- Wezwijcie budowniczych, wschodnie mury muszą zostać zabezpieczone – warknęła do rycerzy. – Powiedzcie, że za szybką pracę ród Tully zapłaci trzykrotną podaną kwotę.
Rycerz skinął głową w stronę małej lady i niemal natychmiast zbiegł na dół. Nerina uniosła delikatnie suknię i przeskoczyła ruchomy kamień. Wyrzucała sobie, że nie zajęła się tym wcześniej i zapewne, gdyby nie silny wiatr, który poluzował niektóre bloki pewnie dłużej by to odwlekała.
- Pani, jakiś jeździec – zawołał inny z rycerzy.
Nerina ostrożnie podeszła do krawędzi i zmrużyła oczy. Dostrzegła konia i mocno pochylonego jeźdźca, który starał się osłonić przed wiatrem. Mimowolnie uśmiechnęła się szeroko. Obiecała matce, że podczas nieobecności rodziny nie wpuści na teren Riverrun nikogo.
- Opuścić most i przygotować komnaty – szepnęła.
- Lady Tully zabroniła…
- Widzisz ją tutaj – warknęła do barczystego rycerza. – Wykonaj polecenie, bo nie doczekasz powrotu mojej pani matki, zrozumiano?
Przez chwilę siłowała się na spojrzenia z mężczyzną, który potem skinął głową i ruszył wydać służącym odpowiednie polecenia. Natomiast Nerina skupiła się na jeźdźcu nie kryjąc już swej radości.
Wrócił. Tak, jak obiecał.
Nerina
OdpowiedzUsuńMeraya wiedziała więcej niźli mu się wydawało. Szybko dostrzegała zawahania i zmiany w tonacji, wyłapywała różnice w mimice i poznała już znaczący brak podobieństwa lorda do jego ojca. To dobrze dla niej wróżyło i tylko dlatego pozwalała sobie na tak szczere, a przy tym pozbawione uprzejmych konwenansów zachowanie.
Podążyła wzrokiem za upuszczonym kielichem i odwróciła się z przekąsem powstrzymując od złośliwej wypowiedzi. Mężczyźni zdecydowanie za często używali tanich, samozachwalających zagrywek.
– Nie jestem Lannisterem – odparła pewnie i mocno, po raz kolejny akcentując swoją przynależność do Północy. Wypiła sok z kielicha i oblizała usta ze słodkiego napoju.
– Mam większy dystans do pewnych spraw i nie przejmuję się błahostkami. I być może mam za wysokie mniemanie o sobie – dodała. Raz na jakiś czas nie zaszkodziło zdradzić jedną ze swoich wad. Odstawiła kielich na barierkę.
– Jakie znaczenie ma dla ciebie pochodzenie dziecka?
Nerina z trudem powstrzymała okrzyk przerażenia, gdy Gasparda zeskoczył w biegu z konia. Wpierw pomyślała, ze lord z przemęczenia stracił przytomność i będzie musiała poprosić o pomoc maestera. Szybko jednak zauważyła ten figlarny uśmiech na jego twarzy i szybko odwzajemniła jego gest. Coś ją do niego przyciągało. On, jako jedyny z wysoko postawionych lordów nie traktował jej jak głupiej gąski, która zna się jedynie na haftowaniu, czy układaniu włosów. Widział w niej coś więcej. Zazwyczaj jej charakter odstraszał mężczyzn, dlatego wciąż pozostawała bez narzeczonego w odróżnieniu od swojej starszej siostry. Można ją było określić jednym słowem. ogień . Tak potężny, że mógłby pochłonąć całe Westeros. Dlatego wielu ludzi wręcz unikało zaproszeń do Riverrun, aby żaden wysoko urodzony młodzieniec nie uległ urodzie średniej córki samego Królewskiego Namiestnika. On nie dość, że traktował ją, jak równą sobie to jeszcze potrafił ujarzmić płomienie w jej sercu, które ożywały na widok wysoko urodzonych mężczyzn, którzy już nie raz niepochlebnie wyrażali się o niej.
OdpowiedzUsuńArogancka pannica, której rodzice nie potrafili poprawnie wychować. Potraktowaliby ją, jak zwykłą służącą i całe Siedem Królestw miałoby ją z głowy.
Nerina popatrzyła, jak służba łapie rozpędzonego konia i prowadzi go do stajni. Powolnym krokiem zbliżyła się do niego nie mogąc powstrzymać swojego szerokiego uśmiechu. Z kolejnym chłodnym podmuchem wiatru przyjęła obojętną minę czując na plecach spojrzenie służących. Gdy stanęła jednak milimetry od gościa nie mogła się powstrzymać i uniosła dłonie wewnętrzną stroną do niego i uniosła kpiąco lewy kącik ust.
- Tym razem nie mam przy sobie brzytwy – uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego spotkania.
Nerina
OdpowiedzUsuńNie czuła się urażona takim stwierdzeniem, wręcz oczekiwała go spotykając się z brutalną rzeczywistością. Dziecko będzie mieć czarne lub blond włoski, pytaniem pozostawały jednak oczy, których kolor mógł wszystko zdradzić każdemu, kto tylko na nie spojrzy.
– Nie mogę tego obiecać – powiedziała. Na wygląd dziecka nie miała żadnego wpływu, niestety.
– Żadna ciąża nie wzięła się z dziewiczego poczęcia – odparła z nikłym rozbawieniem w oczach. Żartowanie sobie z tego, w jaki sposób znaleźli się w tej sytuacji nie było odpowiednie, ale to jedno zdanie wysoce wprawiło ją w taki nastrój. – Wbrew pozorom mało która dziewicza żona jest prawdziwie dziewicza – zauważyła nie bezpodstawnie.
– I mów do mnie otwarcie, lordzie, nie lubię taplać się w błocie dwuznaczności i fałszu.
[ Dziękuję za powitanie i od razu proponuję wątek. Od paru dni pod moją kartą bardzo pusto. :/ ]
OdpowiedzUsuńDianna Tully
[ Chyba niedługo będę zmuszona, aby się dopomnieć o uwagę na shoutboxie. :D
OdpowiedzUsuńBrzmi świetnie! Rozpoczniesz wątek, czy wolisz, żebym ja to zrobiła? :) ]
Dianna Tully
Nerina uśmiechnęła się. Jeśli służące dobrze wypełniły jej rozkazy to owa brzytwa leżała teraz na stoliku dokładnie w tej samej komnacie, co się poznali. Młoda szlachcianka musiała przyznać, że było to wyjątkowe spotkanie. Zazwyczaj szlachetnie urodzonych poznawała na wykwintnych kolacjach, gdzie nie stroniono od polityki i chęci przypodobania się gospodarzowi. Chłopięcy błysk w oku odejmował mu lat, jakby nagle cofnął się o kilkanaście lat wstecz. W tym momencie Nerina nie widziała blizn pokrywających twarz, czy różnicy wieku między nimi. Czuła się, jakby stała naprzeciwko mężczyzny może o dwa, trzy lata starszego od niej, a nie dwadzieścia. Uśmiechnęła się tajemniczo na wspomnienie innej broni. Rzeczywiście nie ruszała się bez sztyletu ojca, ale o tym sir Gaspard stanowczo nie musiał wiedzieć, przynajmniej na razie. Sama Nerina nie do końca wiedziała, z jakich pobudek wymusiła na Lannisterze obietnicę powrotu do jej domu. Był to impuls, nad którym nie zdołała zapanować. Zdecydowanie powinna zapomnieć o jego wizycie i odesłać go do Lannisportu, czy gdzie tam było jego miejsce. Nie potrafiła go jednak rozgryźć. Stając przed ludźmi równie wysoko urodzonymi potrafiła rozgryźć ich charaktery w ciągu jednej rozmowy. On wciąż pozostawał dla niej prawdziwą zagadką.
OdpowiedzUsuń- Widzę, że dużo wiesz o mojej rodzinie – zaśmiała się cicho i machnęła dłonią, aby ruszył za nią.
Szła powoli korytarzami Riverrun, aż dotarła do komnaty, w której wszystko się zaczęło. Bez słowa otworzyła drzwi i weszła do środka. Rzeczywiście srebrna brzytwa leżała na stoliczku tuż obok karafki z winem i dwoma kielichami. Nalała sobie wina i usiadła na krześle.
- Czekała tu na ciebie – uśmiechnęła się wskazując na brzytwę, choć przez chwilę miała wrażenie, że mówi jednocześnie o sobie. – Jak minęła podróż? – zadała najbardziej błahe pytanie i zanurzyła usta w trunku.
Nerina
[ Aż tak byłaś zaciekawiona? XD Co tutaj z wątkiem by wykombinować... Nie mam pojęcia ;-; Może ty masz jakiś pomysł? ]
OdpowiedzUsuńToruviel
[Cześć!
OdpowiedzUsuńZrobiło mi się smutno po przeczytaniu karty. W każdym razie proponuję wątek. Jeśli masz czas i chęci, oczywiście :)]
Nymeria Martell
[ Pomysł znakomity, w sumie to można je połączyć. Uczył małego Natha, a teraz chciałby posłuchać o jego wybuchu. :d Kto zaczyna? ]
OdpowiedzUsuńMaliseei nie porzuciła swojej żałoby ani na chwilę po pogrzebie ojca. Rozpacz, która pochłonęła ją po śmierci lorda minęła już większym stopniu, ponieważ dziewczyna oswoiła się z faktem, że mężczyzny nie ma już na tym świecie, ale mimo wszystko Mai nadal nie była tą samą roześmianą czternastolatką co wcześniej i bardzo prawdopodobnym było, że minie jeszcze trochę czasu zanim wróci do stanu sprzed śmierci taty. Wyglądała gorzej niż zazwyczaj. Była blada, a do tego schudła parę dobrych kilogramów, bo nie jadła od czasu, kiedy przyszła do niej służka z wiadomością o śmierci Nemmera aż do dnia pogrzebu. Już wcześniej była bardzo szczuplutka, więc teraz wiele osób miało wrażenie, jakby za chwilę miała się rozsypać pod wypływem najmniejszego podmuchu wiatru. Na szczęście wrócił jej apetyt, więc jadła już normalnie.
OdpowiedzUsuńSwoje popołudnie miała zamiar spędzić wraz z bratem. Wiedziała, że Gaspard potrzebuje teraz wsparcia. Na każdym kroku ukazywała jej się przed oczami zmęczona oraz przygnębiona twarz mężczyzny. Nie mogła znieść tego widoku, ale przecież nie mogła mu powiedzieć, żeby zaczął śmiać się i tańczyć na stole. Ona również miała podobny wyraz twarzy. Najważniejsze było teraz to, żeby trzymali się razem. Tylko wspólnie mogli pogodzić się ze śmiercią ojca i ze świeżym spojrzeniem na świat powitać nowy dzień.
Jej suknia była cała spowita czernią. Nie było na niej żadnych ozdób. Krótko mówiąc, była bardzo skromna i zasłaniała większość jej ciała. Maliseei udała się do komnat brata, by później przejść na ogromy taras, na którym przebywał Gaspard. Był pochłonięty czytaniem, ale niestety musiała mu przerwać, chociaż osobiście byłaby zła, gdyby ktoś odsunął ją od tej czynności. Położyła delikatnie dłoń na ramieniu mężczyzny, stojąc za jego plecami.
- Co czytasz, bracie? - spytała, pochylając się delikatnie nad nim.
Maliseei Lannister, chudziutka siostrzyczka
[ Cóż, u mnie też nie jest zbyt wcześnie, ale nie ma problemu. :D Chętnie zacznę. ]
OdpowiedzUsuńDla Dianny Tully ten dzień był niewiarygodnie długi. Od początku oczywiste dla niej było, że podróż do stolicy absolutnie nie będzie przyjemnością, jednak rzeczywistość przeszła jej najśmielsze oczekiwania. Rycerze, którzy mieli ją chronić niezwykle nudzili ją swoimi wywodami oraz próbami zwrócenia jej uwagi. Mimo ich dość wysokiego pochodzenia, dla lady Tully wydawali się prostacko głupi oraz nieciekawi. Ledwo mogła już na nich patrzeć, mimo tego, iż nie należała do wywyższających się dam. W myślach zaklinała Edgara, jej starszego brata, za wybranie dla niej takich kompanów. Zdawała sobie jednak sprawę, że podróż, którą odbywała była niezbędna, podobnie jak niezbędna była ochrona rudowłosej przed niebezpieczeństwami. Poczuciu spełniania obowiązku dla rodu, którym było osobiste dostarczenie lordowi Virtusowi niezbędnej informacji od jej pani matki, Aunette Tully, dziewczynie towarzyszyła radość w związku z wyjazdem do stolicy. Miała ona bowiem niezwykle bliski kontakt ze swoim panem ojcem, nawet bliższy niż z lady Aunette. Ich charaktery były niemalże takie same, a oprócz tego to własnie ojciec nauczył ją najwięcej w latach dzieciństwa. Nie było w tym zatem nic dziwnego, że Dianna za nim tęskniła oraz nie mogła się doczekać jego widoku po tak długim okresie nieobecności ojca w Riverrun.
Jej niezwykle mozolna, monotonna podróż, którą lady Tully odbywała raczej w zamyśleniu, została jednak przerwana w momencie wjazdu na skrzyżowanie dróg. Pewni trzej mężczyźni, zupełnie nie wyglądający na osoby wysoko urodzone, niemalże staranowali trzech przybocznych Tullych, którzy jechali na przodzie. Chroniąca ją kompania uznała to oczywiście za zniewagę rodu Tullych i paliła się do bójki. Jeden z rycerzy już ściągnął mężczyznę jadącego w środku z konia, grożąc mu pięścią. Lady Tully nie zamierzała jednak tolerować pierwotnych, męskich instynktów otaczających ją prymitywów. Z gracją zatem zeskoczyła z konia, podeszła do najbrutalniejszego z jej "obrońców".
- Puść go. Wydaje mi się, że zapominasz w jakim celu zostałeś tu ze mną wysłany. Nie prosiłam o obronę, a masz wykonywać moje polecenia - warknęła władczo, zgodnie z jej prawdziwą naturą, co skutkowało lekkim zdziwieniem wśród jej kompanów. Szczególnie jednego.
- Ależ pani, oni...
- Czyżbym nie wyraziła się jasno?
Jej słowa odniosły natychmiastowy skutek. Lady Tully uśmiechnęła się nieco przepraszająco do nieznanego jej mężczyzny, który niemalże zapłacił za swój błąd sińcami na twarzy. Delikatnie uniosła kant swojej wygodnej tuniki w rodowych barwach oraz formalnie dygnęła zanim zaczęła mówić.
- Wybacz im, mój panie. Ich ego przewyższa zdolności dedukcyjne. Ufam, że nie stała Ci się żadna krzywda - odparła uprzejmym tonem, nie zwracając uwagi na ciche pomruki niezadowolenia wśród jej towarzyszy.
Dianna Tully
[ To ja rozpoczynam w takim razie. :3 ]
OdpowiedzUsuńNathan opuścił zamek Królewskiej Przystani, by wreszcie odetchnąć od panujących w nim sztywnych manier. W dodatku wolał uniknąć wpadnięcia na matkę, a ojca nie było w domu. Dlatego też przechadzał się po ogrodach zamku, delektując się widokiem kwiatów.
Jako, że dzień był niewiarygodnie ciepły i przyjemny, Nathan miał na sobie tylko białą koszulę, spodnie i wysokie buty. Płaszcz zostawił w swoim pokoju.
Kiedy skręcał aleją w bok, zauważył lorda Gasparda Lannistera. Nath uśmiechnął się lekko, pamiętał bowiem Gasparda. Właśnie on uczył dziesięcioletniego Nathana walki.
- Witaj, lordzie Gaspardzie - przywitał się Nathan, podchodząc do Lannistera.
OdpowiedzUsuńZnieważył ją w ten sposób, ale nie skomentowała tego. Maestro spojrzał niepewnie w jej kierunku, ale kiwnęła głową na znak, żeby się nie krępował i wykonał swoją pracę. W tym samym czasie podeszła do stołu, żeby nalać sobie soku do kielicha i włożyła sobie do ust kawałek pokrojonego udka. Nie patrzyła w kierunku lorda Gasparda, nie chcąc poczuć mdłości, ani doznać uczucia obrzydzenia. Starała się jednak zachować naturalnie, jakby widok jego nagiego ciała nie był jej obcy. Bądź co bądź oficjalnie to jego dziecko nosiła pod sercem. Mimo wszystko okrutnym był człowiekiem. Sprawiał pozory uprzejmego i honorowego, jednak jego opinia w oczach Merai pozostawiała wiele do życzenia.
Przeżuła mięso, popiła sokiem i momentalnie poczuła, jak cała treść żołądka cofa się do ust. Kucnęła, chowając się niejako za stołem i zwymiotowała dwukrotnie. Jej spojrzenie zawędrowało do napiętego materiału sukni, spod którego widać już było zaokrąglony brzuch, więc nie mogła dłużej ukrywać go przed światem. Mdłości brały ją zdecydowanie za często i prześladowały o każdej porze, w chwilach gdy była najbardziej głodna, a kiedyś smakowite kąski dziś już nie smakowały.
– Prze-przepraszam – wymamrotała wciąż klęcząc na podłodze w oczekiwaniu, czy aby przypadkiem nie przyjdzie kolejna fala wymiotów. – Takie uroki... – nie zdążyła dokończyć, gdyż zgięło ją ponownie. Tak, w ten sposób z pewnością szła w dobrym kierunku, żeby mu się przypodobać i nadrobić stracony respekt oraz mniemanie swojej wartości.
Lady Meraya Stark
i nienarodzony bękart
Obserwowała dokładnie jego ruchy popijając wino. Odstawiła kielich dopiero wtedy, gdy zauważyła, że wino już dawno się skończyło, a naczynie przechylała jedynie z przyzwyczajenia. Splotła ramiona na piersi. Nie myślała, że będzie się czuł w jej towarzystwie, aż tak swobodnie. Gdy zaciął się delikatnie podniosła się z miejsca i bez słowa wyjęła mu z dłoni ręcznik.
OdpowiedzUsuń- Słyszałeś kiedyś o takim przedmiocie, jak lusterko? – zapytała ścierając krew. – Ludzie mówią, że jest bardzo przydatne.
Uśmiechnęła się do niego delikatnie i odłożyła materiał na drugie z krzeseł. Domyśliła się, że nie powinna pozwolić sobie na tak pewny ruch względem niego. Usiadła na krześle i dolała sobie wina. Dostrzegła, jak sprawdza palcami małą rankę na policzku.
- Podmuchać, aby przestało boleć? – zapytała kpiąco podając mu kielich. – Jeśli zaś chodzi o niepokoje w Dolinie, to chyba wszystko jest jasne? Lord Arryn coraz mocniej podupada na zdrowiu. Chodzą plotki, że maestrzy sami są zdziwieni, że pożył na tyle długo. Oczywiście jest świadom nastrojów panujących wśród jego dzieci płci męskiej, ale wciąż się nimi bawi. Nie ma zamiaru oddać władzy nikomu, dlatego kto mądry ostrzy miecz na swoich braci. Pytanie tylko, czy jej wysokość królowa pozwoli, aby jej bracia powyrzynali się niczym dzikie zwierzęta?
Uchyliła kielich. Wszystkie te informacje posiadała od swojego małego szpiega, którym była mała dziewczynka pracująca w kuchni. Ośmioletnie dziecko dostawało drogie zabawki i pieniądze dla chorej matki w zamian za podsłuchiwanie wysoko urodzonych mieszkańców Orlego Gniazda.
- W takich momentach mój ojciec raduje się, że posiada jednego syna, nieważne jakim by on nie był – mruknęła. – Wciąż twierdzi, że tylko mężczyzna może się ubiegać o władzę.
Nerina
[Może jakiś wącisz z Mephem? >D]
OdpowiedzUsuńMephisto
[Wzrusza, wzrusza :) W każdym razie ja swojej KP nie zmieniałam (ale dobrze, że przypominasz, bo już chyba najwyższy czas).
OdpowiedzUsuńMam pomysł. Chyba. Otóż możemy w pewnym sensie dokończyć wątek grupowy (np. akcję wątku rozpocząć dzień po pogrzebie), bo wtedy Nymeria i Gaspard znajdowali się w tym samym miejscu oraz w życiu obojga wydarzyło się coś ważnego - ojciec Gasparda umarł, więc ten jest przygnębiony, ona dowiedziała się, że ojciec ma kochankę, którą jest jej służąca, która jednocześnie jest prostytutką i z jej usług korzystali prawdopodobnie wszyscy lordowie (to dopiero połowa prawdy, ale...). Żadne z nich nie wydaje się być w pozytywnym nastroju i mogą polać się łzy, posypać przekleństwa, więc jeśli pasuje Ci coś takiego, to ok.]
Nymeria Martell
[To czekam :)]
OdpowiedzUsuńNymeria Martell
Dalię pozytywnie zaskoczyła śmiałość mężczyzny, a szczególnie to że przy tym była taki... naturalny. Zdawał się nikogo nie udawać. Był to ewenement. lordowie z którymi Dalia miała do tej pory do czynienia, a miała do czynienia prawie ze wszystkimi coś znaczącymi byli albo przesadnie pewni siebie, albo nieśmiali w kontaktach z kobietami, a może po prostu byli tacy w kontaktach ze specyficzną grupą kobiet jakimi były prostytutki. Lord Lannister natomiast zachowywał się tak jakby była jego dobrą znajomą, z którą po prostu nie widział się dłuższy czas, a nie prostytutką, którą pierwszy raz dziś ujrzał na oczy.
OdpowiedzUsuńDalia usiadła okrakiem na mężczyźnie w dolnych partiach jego pleców. Jej ruchy na jego skórze stały się pewniejsze i już nie tak delikatne jak przedtem, nie tak, można by rzec, nieśmiałe.
Dalia uśmiechnęła się lekko słysząc jego pomrukiwania.
- Jeśli ci na tym zależy, panie możesz porozmawiać z Księciem, czy by mnie nie pożyczył ci na jakiś czas - wymruczała mu do ucha całując powoli okolice jego szyi i policzka. - On chętnie się mnie pozbędzie, a poza tym lęka się skrycie Lannisterów, więc mógłbyś zażądać niemalże czego chcesz, a on by ci to dał - wyjaśniła z delikatnym uśmiechem na ustach.
[Na Twój brak czasu spuszczam oficjalnie zasłonę zapomnienia, już masz czas na nasz wątek. O! :D
OdpowiedzUsuńMi się bardzo pomysł podoba, jeśli tylko podrzucisz okoliczności w których ta nauka miałaby się odbywać, z wielką przyjemnością zacznę wątek :)
No i już uprzedzam, że Liszka zauroczy się w Gapku, bo on taki słodziaszny i ma smutne oczy - jej zdaniem.]
Alannys
[ Dziękuję za powitanie i myślę, że owszem, Lirys zostanie na stałe. :D Mi się tutaj bardzo spodobało, więc nie mam zamiaru znikać z moimi bohaterkami. :) Co do Rendara - zauważyłam jego brak, niestety. Byłoby mi miło, gdyby ktoś go wrzucił do Wolnych Postaci, bo chyba drugiego kandydata na przyszłego męża będzie ciężko znaleźć. :D
OdpowiedzUsuńSpiskowanie zawsze i wszędzie. :D Akurat nie zwróciłam uwagi na wątek grupowy, ale przejrzę go jeszcze w takim razie! Zadufana w rodzie Lirys będzie zachwycona z postawy brata. ]
Lirys Lannister
Dianna nie chciała okazać złych manier lub zachować się nietaktownie, jednakże bez trudu można było orzec po jej wyrazie twarzy, iż zdziwił ją fakt, że mężczyzna wyglądający na całkiem prostego wiedział kim jest. Przekręciła delikatnie głowę na bok, przyglądając mu się uważniej. Zdała sobie sprawę, że pod zarostem kryją się znajome jej rysy twarzy, jednak nadal nie mogła sobie przypomnieć skąd mogła stojącego przed nią osobnika znać. Pokiwała zatem jedynie delikatnie głową, nadal uśmiechając się ciepło.
OdpowiedzUsuń- Nie ma za co, Panie... - lady Tully nagle urwała swoją wypowiedź, kiedy do jej uszu dotarło kolejne zdanie wypowiedziane przez mężczyznę. Lord? Oczy rudowłosej mimowolnie otworzyły się nieco szerzej, podobnie jak jej malinowe usta. Czy to możliwe, aby jakiś przedstawiciel wysokiego rodu miał chęć nosić się w ten sposób? Niemalże wszystkich lordów, których poznała bliżej, cechowała ogromna duma, granicząca wręcz z zadufaniem w sobie. Mężczyzna stojący przed nią, jak można było orzec po ubiorze i "orszaku", był uosobieniem zupełnie innych cech. Wyglądało na to, że monotonia jej podróży miała, ku jej zdziwieniu, skończyć się chociażby na kilka chwil.
Tuż przed momentem, w którym mężczyzna się przedstawił, lady Tully zdała sobie sprawę z jego tożsamości. No tak, przecież widziała go na pogrzebie. Nowy lord Casterly Rock, Gaspard Lannister. Słyszała o tym, że lubił podróże w niewielkim towarzystwie... nie była jednak pewna od kogo. Być może od jej siostry, Neriny, która ostatecznie interesowała się życiem każdego lorda, który nie miał jeszcze obrączki na palcu.
- Dziękuję, Lordzie Gaspardzie - powiedziała ze stoickim spokojem i uprzejmością, gdy ten podał jej swój rodowy pierścień. Wyglądał on w istocie niesamowicie, idealnie oddawał dziką naturę Lannisterów. Kiedy już napatrzyła się na piękny przedmiot, zwróciła go właścicielowi.
- Lady Dianna Tully z Riverrun, lub białogłowa, która ocaliła pańską twarz od kuksańców, mój Lordzie. Wybór należy do Pana - odparła nieco sarkastycznym tonem, uśmiechając się szerzej.
Kobieta nie mogła się powstrzymać od odwrócenia głowy, aby spojrzeć na reakcje jej kompanów. Niemalże wybuchnęła śmiechem, gdy zobaczyła wyrazy ich twarzy. Obdarzyła każdego z nich triumfalnym spojrzeniem, a w jej oczach można było bez trudu dostrzec iskierki rozbawienia. "Lekcja na dziś, moi Panowie, słuchajcie się ludzi, którym służycie", pomyślała, po czym cichutko zachichotała. Następnie, aby nie urazić lorda, sprawiła, iż jej błękitne oczy powędrowały ponownie w stronę jego twarzy.
Dianna Tully
[Motyw z podróżą incognito bardziej przypadł mi do gustu. Nie wiem jak zacząć, gdzie mniej-więcej ich napadną itd, więc wszystko (jak zwykle) zostawiam Tobie (przepraszam <3)]
OdpowiedzUsuńMephisto
Nath skrzywił się gwałtownie, słysząc słowo "sir". Nie cierpiał być lordem, komś wysoko urodzonym. Po prostu tego nie lubił.
OdpowiedzUsuń- Kiedy ostatni raz się widzieliśmy, miałem dziesięć lat. Od tamtej pory sporo się zmieniło. Nie lubię już, kiedy przed moim imieniem lub nazwiskiem występuje słówko "sir" czy "lord". - Uśmiechnął się delikatnie. - Przejdźmy do przyjemniejszych tematów, lordzie. Co cię sprowadza w to... Miejsce? Ja powinienem być na Smoczej Skale, jednak moja pani matka chciała coś tu załatwić.
Na jego przystojnej twarzy mignął cień, kiedy tylko wspomniał o matce. Nie cierpiał jej.