przyszły lord Casterly Rock
Pierworodny syn, który czuje się nieswojo z długowiecznością ojca tak samo, jak z wiekiem nowej żony Lorda Lannistera, która jest od niego młodsza o prawie dziesięć lat. - Pióro skrzypiało na pergaminie gdy stary mężczyzna pisał, pokasłując cicho - On sam liczy ich trzydzieści (jest raptem trzy miesiące starszy od swego bękarciego brata, Johnnatana), choć przez blizny na ciele, również na twarzy, wydaje się być znacznie starszy. Skąd one się wzięły? Sir Gaspard tłumił w onym czasie bunt chorążych, i to dość krwawo, co skutkowało wieloma ranami na jego ciele. Obecnie, jak i niegdyś, jest dowódcą konnicy rodu Lannisterów, choć na razie armia jest w stanie spoczynku, a żołdacy powrócili do swoich domów. Z woli swojego ojca i Lorda Starka jest zaręczony z Merayą Stark, ledwo ta przyszła na świat. Sir Gaspard, z niejasnych powodów, odwleka swoje zaślubiny, podróżując po Siedmiu Królestwach. Starzec podrapał się po łysej głowie, a łańcuchy maestra zabrzęczały delikatnie. Nie wiedział, co napisać o najstarszym z dzieci swojego pana, gdyż ten częściej przebywał poza Casterly Rock, nie mogąc znieść widoku zrzędliwego ojca. Sir Gaspard jest wysokim mężczyzną słusznej postury o jasnych włosach. W dzieciństwie były jasne jak włosy Królewskiego Rodu miłościwie nam panujących Targaryenów, obecnie ściemniały, stając się złotymi jak kruszec w kopalniach jego rodu.
Wątki
[Słoneczko moje.
OdpowiedzUsuńTo lecimy z pierwszą chwilą poznania?]
[Jest i Gaspard :) Księżniczka zprasza do siebie, chęci na wątek ma sporo c:]
OdpowiedzUsuńLiadan
[To co, Gaspard? Masz jakiś pomysł na wątek?]
OdpowiedzUsuńNerina Tully
[ Dziękuję za powitanie:-)
OdpowiedzUsuńJak już pisałam wcześniej na sb, Martellowie to mój ukochany ród w GoT. Szczególniedzięki Oberynowi z serialu, a nick jest taki, a nie inny, bo kocham Jona i Ygritte:-) ]
Rendar
[Zatem zacznijmy coś jutro. Meraya wpierw przybyła do Winterfell i tam mogą się spotkać, gdzie ogłoszone zostaną ich zaręczyny. Potem możemy wysłać ich do Casterly Rock na zaślubiny :) ]
OdpowiedzUsuńEra Stark
[ Ów pan powoli staje się jedną z moich ulubionych postaci. No i dziękuje za powitanie :)]
OdpowiedzUsuńMaena
OdpowiedzUsuńWiadomość, którą przyniosły kruki była krótka i konkretna: miała natychmiast wrócić do Winterfell, jeśli chciała poznać swego narzeczonego wcześniej, niż w dniu ślubu. I szczerze? Meraya zamierzała zostać w Królewskiej Przystani aż do dnia ślubu do momentu, w którym zdała sobie sprawę w jakiej sytuacji stawia to jej relację z Réamonnem, następcą tronu. Szanse, że ktokolwiek zezwoliłby na ich ślub były teraz marne, zwłaszcza, że Era nie wspominała w listach do matki o łączącej ich sympatii, a zerwanie zaręczyn mogło tylko przynieść niechybne konsekwencje, których nie warto ryzykować dla niepewnej przyszłości.
Choć wolałaby poślubić kogoś w swoim wieku i zdecydowanie wyższego od niej pozycją to była tylko drugą córką nieżyjącego lorda Winterfell, jednym z dzieci i niewiele miała do powiedzenia w tej sprawie. Spakowała zatem najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechała w podróż, mając nadzieję zdążyć do Winterfell przed Lannisterami. Resztę ubrań i dobytku miano posłać za nią wozem. Zjawiła się pół dnia po posłańcu, podążyła do komnat, których kiedyś używała i wzięła odświeżającą kąpiel, po czym szybko przebrała się w jedną z najlepszych sukni jakie posiadała, licząc się z faktem, że przyrzeczony jej mężczyzna może przybyć w każdej chwili.
Jako pierwsza wyszła mu naprzeciw, odrobinę lekceważąc przy tym przyrodniego brata i zdając sobie z tego sprawę gdy było już za późno. Zatrzymała się w pół kroku, czując na sobie poirytowane spojrzenie lorda Winterfell. Wystarczająco nabroiła w ich oczach wkładając suknię, która nijak pasowała do tutejszego klimatu, lecz była uosobieniem najnowszej mody z Południa. Wąska w talii, z odkrytymi ramionami i głębokim dekoltem, który zasłoniła futrem płaszcza. Mieniła się kolorem zieleni. Zerknęła przez ramię na stojących za nią braci i matkę i uniosła głowę tak dumnie, że nawet gdyby teraz próbowali przywrócić ją do szeregu nie pozwoliłaby na to. Ambitniejsza od nich wszystkich, skora sięgania po władzę.
– Mój panie – zwróciła się do niego składając przed nim ukłon, gdy zszedł z konia.
OdpowiedzUsuńWidziała wiele reakcji mężczyzn na swój widok, ale takiego zachowania się nie spodziewała. Gdy tylko ją wyminął odwróciła się za nim wbijając zdziwione spojrzenie w jego plecy, które szybko ochłodziło się w momencie, w którym uświadomiono go którą kobietę spośród zebranych ma poślubić. Wtedy już nie obdarzyła go przyjaznym uśmiechem, jedynie zimnym obliczem. Podług innych była jeszcze dzieckiem, zwłaszcza w oczach braci i mężczyzn Północy, ale to ona spędziła ostatnie lata życia w Królewskiej Przystani i najlepiej wiedziała kto z kim i dlaczego oraz w co najlepiej zainwestować i o co zagrać, żeby wygrać. Znała plotki, potwierdzone informacje. Wiedziała kto dla kogo szpiegował, na kogo uważać, znała się na intrygach. Służyła królowej, utrzymywała ciepłe relacje z księżniczką i jeszcze cieplejsze z księciem. Była warta więcej, niż im się wydawało.
Pozwoliła, żeby odprowadzili go do wybranych dla niego komnat, a gdy zbliżała się uczta jej wciąż dźwięczały w uszach słowa brata „wystroiła się jak szczur na otwarcie spichlerza”. Odpłaci mu za to z nawiązką i nie będzie wiedział, z której strony nadszedł cios. Na uczcie posadzoną ją obok brata, lecz zarówno oni, jak i ich matka siedzieli na końcu stołu, przy którym zasiadał lord Winterfell. Długo nie usiedziała w miejscu w oczekiwaniu na narzeczonego, lecz wzięła dzban wina i przeszła wzdłuż stołu raz jeden tylko nachylając się do ucha lorda i szepcząc mu:
- Popełniasz błąd, bracie. - Rozsadzając ich pokazywał jak bardzo byli podzieleni, a to potencjalni wrogowie mogli bez problemu wykorzystać przeciwko nim. Czy tylko ona w tej rodzinie potrafiła w pewnych momentach porzucić uprzedzenia, gdy miała wspólny z kimś cel? Przeszła dalej i nalała wina maestro, wdając się z nim przy tym w rozmowę. Chciała wiedzieć co w Winterfell ją ominęło i o czym mogła nie wiedzieć. Pogrążona w rozmowie nie zauważyła wejście sir Gasparda Lannistera. Mógł ją uważać za dziecko, ale jej ciało już go nie przypominało, choć jeszcze nie zakwitła. Miała drobne, ale urocze piersi, których nie wstydziła się odsłaniając dekolt. Chude, nagie ramiona i drobna postura. Zapewne nawet gdyby chciała to dużo więcej nie urośnie, była niska po matce. Twarz nadal miała odrobinę dziecięcą, ale to było kwestią czasu i nastawienia.
OdpowiedzUsuńUniosła na niego spojrzenie i odstawiła dzban z winem, biorąc do ręki podarunek. Nie odpakowała go od razu mimo wszystko traktując go z taką samą obojętnością i chłodem, jakim on potraktował ją przy powitaniu. Rewanżowała się w mało wyszukany sposób, ale zabolało ją takie traktowanie.
– Dziękuję, panie – zwróciła się do niego dygając lekko z wdzięcznością i podała mu prawe ramię. – Możemy? Z pewnością jesteś głodny, sir, a ja nie chciałabym, żebyś wyniósł stąd wspomnienie głodu tłumionego dla głupich konwenansów. – pozwoliła sobie poprowadzić go do stołu, ale nie usadowiła go obok lorda Winterfell, a obok siebie i brata, pod, mimo wszystko czujnym okiem matki.
– Wybacz taki dobór miejsca – rzekła od razu dobrze wiedząc, jak wpłynąć może na samopoczucie mężczyzny odsunięcie go od siedzenia przy Lordzie, zwłaszcza, że sam miał dzierżyć ten tytuł już niedługo. – Mój brat zwykł nieumiejętnie karać jednych, bez patrzenia na to, w czyją stronę przy okazji lecą iskry. – Zdecydowała się posłać w jego stronę lekki, niezobowiązujący uśmiech i skinęła na służącego, który nalał Gaspardowi wino do kielicha i polecił najlepsze dania ze stołów.
– Mam nadzieję, że podróż nie była dla ciebie męcząca, sir.
Nerina Tully nienawidziła ciszy. Rozejrzała się po pustych korytarzach i prychnęła głośno pod nosem. Nigdy nie sądziła, że Edgar może się okazać taką sknerą. Doskonale wiedziała, że po wyjeździe ojca do Królewskiej Przystani, gdzie teraz doradzał królowej regentce, jej brat zajmie się całym zamkiem. Według niej Edgar był zbyt młody. Od dzieciństwa ignorował wykłady maestrów, którzy próbowali przygotować go do bycia Lordem w Dorzeczu. Mimo to jego młodsza o dwa lata siostra nigdy nie bała się mówić, że jej brat będzie równie dobrym lordem, co pies biegający po lesie. Sam zresztą dobrze go udawał. Odkąd Lord Virtus opuścił Riverrun jej brat często wędrował do lasu ze swymi rycerzami, aby uganiać się za leśną zwierzyną. Sama Nerina nie była pewna, czy była to ucieczka przed matką, czy babką. Lady Aunette była osobą pokorną i oddaną bogom, zaś Chesire każdego dnia wypominała Edgarowi jego leśne przygody i dotychczasowy brak małżonki. Dziewczyna uniosła wysoko brwi widząc biegnącą do niej na oślep służącą, która wpadła na kroczących przed nią rycerzy.
OdpowiedzUsuń-Pani, nieznany jeździec – wysapała kłaniając się w pas pod wpływem groźnego spojrzenia najstarszej córki lorda Tully` ego. – Kieruję się w stronę naszych bram.
Nerina wyprostowała się gwałtownie i spojrzała w stronę stojącego najbliżej rycerza. Poczuła na plecach dreszcz podekscytowania. Nareszcie coś się będzie działo.
-Każ łucznikom szykować łuki – poleciła. – Osobiście powitam naszego gościa.
Chwyciłam delikatny materiał sukni i nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie służki, oraz rycerza pognała na dziedziniec.
[Zaczęłam tak jak obiecałam.]
Nerina Tully
[Taaak, twój bratek jest, cieszmy się wspólnie XD
OdpowiedzUsuńNie no powaga....wątek musi być czyż nie? ^^]
J.L.
[ Braciszek! <3 No to co, wątek musi być! Ostatnio zrobiła mu niespodziankę, z tego, co pamiętam. Masz jakieś pomysły na ten raz? ]
OdpowiedzUsuńMaliseei Lannister
[Bez przesady xd Dobrze że powiedziałaś. I mam nadzieję na wątek jak znajdziesz czas :)]
OdpowiedzUsuńAreya Targaryen
– Victorian nie miałby nic przeciwko – skwitował złośliwym żartem Leder wywołując tym samym to samo westchnienie u obu kobiet. Lordowi Winterfell nie powinno się w żadnym wypadku zarzucać zainteresowania mężczyznami, jednakże każda kąśliwość sprawiała Lederowi radość i łatała odrobinę dziurę po testamencie ojca. Meraya kopnęła brata pod stołem, więc ten zacisnął zęby i nie odezwał się, milknąc tymczasowo śledzony poirytowanym spojrzeniem matki.
OdpowiedzUsuń– Mój brat chciał przez to powiedzieć, że Lordowi Starkowi tak zależy na sojuszu z Lannisterami, że gdyby zaszła tak potrzeba sam wydałby się do ożenku – skłamała równie gładko i kiepsko, co on prawił komplementy. Upiła łyk wina unosząc brwi w lekkim zdziwieniu słysząc jego dalsze słowa.
– Na Mur – powtórzyła po nim w zamyśleniu. – Zatem pozwól mi sobie towarzyszyć. Mrozy są mi bliższe niż klimat Czerwonej Twierdzy czy Casterly Rock, poza tym mało która kobieta ma możliwość zobaczenia Muru. – Z chęcią wyrwałaby się poza mury Winterfell skoro już zobaczyła jak napięte są tu emocje i skorzystała z takiej okazji jaką było zobaczenie Muru. Miała bowiem rację – niewiele kobiet miało okazję go zobaczyć, a Meraya lubiła dokonywać rzeczy, o które kobiet się nie posądzało.
[ Oczywiście! Bardzo chętnie. Zacznę, jak tylko będę mogła. Miłego urlopu. :3 ]
OdpowiedzUsuńMaliseei Lannister
[Bym wcześniej napisała, tak o 16, ale mnie rodzina co chwila wołała, a potem zajęcia miałam... piszę teraz.
OdpowiedzUsuńGapcio może śmiało Liadan wypytywać na temat swojej narzeczonej, może powie mu parę ciekawych rzeczy ;)
Wątek z Cassie... chyba coś z kobietami i trupami... oczywiście, że pamiętam! Tylko czy Gapcio nadal kolekcjonuje piękne kobiety z jeszcze piękniejszymi włosami, a ciała wrzuca do morza? Bo jeśli tak, to Cassie chętnie go przyłapie. :) Co oznacza, że stary wątek jak najbardziej wchodzi w grę!]
Cassie i Liadan
[Hej. :D Pamiętasz mnie? A nawet jak nie to i tak wątek xD]
OdpowiedzUsuńM. Baratheon
OdpowiedzUsuńLeder oparł się łokciami o stół, ciągnąc ze swojego kielicha raz po raz i przysłuchując ich rozmowie. W duchu podziwiał jak siostra potrafi obracać słowami i wpasować się w potrzeby rozmówcy, co niewątpliwie było umiejętnością wyniesioną z Królewskiej Przystani. Może i miała czternaście lat i wyglądała jeszcze na dziecko, ale w duszy czuł, że owinie sobie przyszłego męża wokół palca. Tylko dlatego więcej się nie odzywał, choć korciło go niejednokrotnie. Dodatkowo czuł się niezwykle połechtany, gdy mężczyzna wzgardził bękarcim pochodzeniem lorda Winterfell.
Sama Meraya czuła się swobodnie i odniosła sukces jak tylko zgodził się wziąć ją ze sobą. Mógł powiem kazać jej zostać i zaproponować kolejne spotkanie dopiero na ślubie. Im więcej spędzą ze sobą czasu tym lepiej będą mogli poznać swoje słabe i mocne strony, a Era potrzebowała trochę gry i rozeznania. W małżeństwie nie zamierzała przyjmować pozycji pasywnej.
– Świetnie! – złożyła dłonie zadowolona – Kiedy planujesz wyjechać, sir? – spytała ledwo pamiętając by dodać grzecznościową formę na końcu zdania. Mówiła lekko, nie widać było po niej żadnego napięcia. Nałożyła na swój talerz trochę warzyw i nie umknęło jej uwadze, że matka odsunęła od niej puchar z winem. Nie mogła nic powiedzieć, ale wciąż traktowała ją jak dziecko i nie chciała, żeby to dziecko spiło się niepotrzebnie. Meraya skomentowała to milczeniem i skinęła na służącego by polał jej wody, nie robiąc zbędnego zamieszania.
Znaczące spojrzenie Ledera zmusiło ją do odwrócenia wzroku. Zatrzymała go na Victorianie, który wstał ze swego miejsca. Z lekkim niepokojem oczekiwała jego ruchu, ale bardziej bała się odpowiedzi Ledera, który należał do porywczych osób. Wbrew temu, co sądził jej brat Victorian był dobrym człowiekiem i jego nastawienie do ich rodziny byłoby inne, gdyby zamiast kłócić się o tytuł lorda doszli do konsensusu.
OdpowiedzUsuń– Sir – zwrócił się do jegomościa lekko skinąwszy mu głową i oparłszy się łokciami o oparcie siedzenia zwrócił się do siostry jej poświęcając swoją uwagę na ten moment. Krótka wymiana spojrzeń wystarczyła, żeby przekonał się, iż nie warto przeciągać struny zwłaszcza przy Lederze i jego skorym do wybuchu nastroju.
– Dobrze ciebie widzieć, Merayo – rzekł w końcu po przeciągającej się ciszy całkowicie ignorując brata. Jego matkę obdarzył jedynie krótkim spojrzeniem, równie nieufnym jaki zastał w spojrzeniu kobiety. – Wybacz, że nie mogłem przywitać cię gdy przyjechałaś dziś rano, ale wezwały mnie obowiązki. Mam nadzieję, że dobrze cię ugoszczono – te słowa skierował już do Lannistera, bawiąc się kosmykiem włosów siostry i owijając go wokół palca. Gdy byli młodsi wszystko było łatwiejsze i nie istniały pomiędzy nimi żadne różnice. Problem powstał wraz ze śmiercią starego lorda Winterfell i jego testamentem. Ogromną rolę w szerzeniu nienawiści i podsycaniu sporu odegrała ich matka, która chyba nie spodziewała się jak duże szkody wyrządzi swoimi ambicjami i nieprzemyślanym działaniem.
Meraya uśmiechnęła się z wdzięcznością, biorąc kawałek jabłka i zjadając go ze smakiem, choć nijak pasował on do spożywanych przez nią w tej chwili warzyw. Odetchnęła też z ulgą słysząc słowa brata i jego pokojowe nastawienie. Jeśli tylko Leder niczego nie zepsuje ta rozmowa może przebiec bardzo przyjemnie.
Maliseei Lannister od małego była bardzo przywiązana do swoich braci, którzy od początku nosili ją na rękach jak prawdziwą księżniczkę. Kiedy nauczyła się mówić, tylko oni znosili jej ciągłe pytania, chociaż czasami również przyznawali, że są już zmęczeni. Nie zawsze mieli dla niej czas, głównie przez obowiązki, ale nigdy nie miała im tego za złe, wiedząc, że po wyprawie przyniosą jej garść nowych opowieści. Jeden z rycerskich bitew, a drugi z tego, co działo się na jego statku. Kiedy już się tego nauczyła, po wyprawach Gasparda i Jonathana, za każdym razem zajmowała się ranami, które zdobywali podczas bitew. We troje nawzajem się sobą opiekowali. Z całego rodzeństwa Lannisterów, to oni byli ze sobą najbardziej związani, a przynajmniej wielu miało takie wrażenie.
OdpowiedzUsuńDwa dni temu Gaspard wrócił z jakiegoś wyjątkowo ciężkiego starcia, z którego wyniósł dość dużą liczbę ran. Pierwszego dnia czternastolatka sprawnie zajęła się jego boleściami, zawiązała bandaże i nasmarowała go odpowiednimi olejkami. Co kilka godzin pytała się mężczyzny czy aby na pewno wszystko jest w porządku, zwyczajnie się o niego martwiąc, jak zwyczajna siostra.
Przyszedł czas na kolejną zmianę opatrunku, więc dziewczyna przybyła do komnat, w których znajdował się jej brat. Nawet nie zapukała, po prostu weszła do pomieszczenia, trzymając w misce wszystko, co było jej potrzebne.
- Jak się czujesz? - zapytała.
[No dobra, można zrobić takie luźne rozmowy przy ognisku. Przyda im się takie wyluzowanie, głównie Jace'owi bo nagle musi porzucić życie pirata.
OdpowiedzUsuńTy mi mów poza tym czemu Jace ma mieć przerąbane?!]
[oj brzydko tak braciszku :) Zacznij ty, tak za karę, że coś zatajasz :D xD]
OdpowiedzUsuń[Ja przeżywam koszmar T_T" Tak pusto bez ciebie xd *Tula* Ale dobra. Myślmy nad wątkiem xD *Śmiech psychola.* Przyjazd Lannistera do Końca Burzy, o?]
OdpowiedzUsuńBaratheon
[Mam niepokojące wrażenie, że Reamonn zacnego Gasparda nie polubi... A szkoda, bo mi gość przypadł do gustu.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, jeśli chodzi o propozycję wątku, to jestem chętna jak najbardziej. Jakieś sugestie? :3]
Reamonn | Victorian
[Pomysł mi pasuje jak najbardziej. Pozostaje ustalić kto zaczyna i wymyślić ową damę dworu... ale to już mój kłopot.]
OdpowiedzUsuńReamonn | Victorian
[Wycisnę coś z siebie jutro, dziś jestem jak zombie - mój mózg się wyłączył dobrych parę godzin temu.]
OdpowiedzUsuńReamonn | Victorian
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się pod nosem gdy wstał i wzniósł toast. Wbrew wszystkiemu musiała przyznać, że mimo jej obaw i złego pierwszego wrażenia trafiła jej się dobra partia. Nim nachyliła się by wychylić kielich usłyszała jeszcze szept przy swoim uchu:
– Nie Targaryen, lecz on zaprowadzi cię na Żelazny Tron – odwróciła głowę, ale Victorian już odchodził, siadając z powrotem na swoim miejscu. Jedynie ona słyszała te słowa i po raz pierwszy od dawna czuła, że brat stoi po jej stronie, a jego postanowienie zaręczyn jej z Lannisterami dopiero nabierało głębszego sensu. Dwie potężne rodziny, pieniądze oraz władza przeciwko zepsuciu. Lew i wilkor przeciwko smokom. Te myśli tak bardzo ją zaprzątnęły, że odpowiedziała na jego pytanie z opóźnieniem i wyraźnym roztargnieniem.
– Jutro z rana – odparła. Wytarła usta chustką i wstała od stołu. – Wybacz mi, mój panie, ale spędziłam długi czas w podróży jadąc tu z Królewskiej Przystani i dotarłam ledwo parę godzin przed tobą. Jeśli pozwolisz, udam się na spoczynek.
OdpowiedzUsuńPożegnała się z nim i udała do swojej komnaty szykując do snu, choć nim położyła się spać musiała zająć się organizacją jutrzejszego wyjazdu. Był to nagły pomysł, a do tego trasa nie należała do najłatwiejszych, jak i miejsce, do którego się wybierali nie słynęło z pięknych widoków i przypadającej kobiecie do gustu atmosferze. Zdecydowała się więc tylko na jedną służącą, liczbą strażników zostawiając w gestii starszego z braci. Ten bowiem przyszedł do niej jeszcze przed świtem i długo rozmawiali, nadrabiając stracony czas. On obiecał, że nie da Lederowi powodu do nienawiści, ona, że postara się ukoić ból brata i cięty język. Oboje myśleli o poprowadzeniu ich do korony i Żelaznego Tronu. Ród Starków zawsze był blisko, lecz odkąd Targaryenowie wrócili... Nikomu z dawnych nie żyło się już tak dobrze. Lannisterowie byli sojusznikami, których niestety potrzebowali.
Następnego ranka nie miała już na sobie sukni tak zdobnej i odkrytej jak poprzedniego wieczora, lecz zwykły, typowy dla Północy ubiór składający się z ocieplanych bryczesów i tuniki do kolan. Taki strój nosiło wiele kobiet na tym obszarze, bo był wygodniejszy przy jeździe konnej i nie krępował ruchów. Przy tym nie był typowo męski. Dogodny na dłuższą podróż. Pożegnała się z matką i bratem, niezadowolonymi z takiego obrotu sprawy, jak i małej liczby służących, które wzięła. Nim jeszcze Gaspard Lannister się pojawił dostała długą listę kar i tortur jakie dostanie, jeśli straci swą czystość przed ślubem z tym zdziczałym lwem. Meraya mogła tylko przytakiwać, a gdy zjawił się ów zdziczały lew na dwór wyszedł też Lord Winterfell żegnając swoich gości ze zwyczajową uprzejmością.
– Możemy? – spytała w końcu zwracając się już bezpośrednio w stronę swojego narzeczonego. Z jej obserwacji wynikało, że wszystko już zostało spakowane, a i wszyscy byli gotowi.
Meraya Stark
[ Chcesz coś intrygującego i ruchliwego? To tego ci na tym blogu nie zapewnię, na PD mogłabym wpakować Ann w kłopoty xD Ale pomyślmy.... Hmm.... Coś intrygującego i ruchliwego... Polowanie? Nie. To może problemy z Targaryenami? To też nie xd Może jakiś atak lub najazd na Koniec Burzy? xD *Chowa się w jej ramionach.* ]
OdpowiedzUsuńBaratheon
OdpowiedzUsuńZ zadowoleniem przyjęła fakt, że pomógł jej dosiąść wierzchowca, bo był to z jego strony bardzo miły gest, którego nie musiał wykonywać. Równie dobrze służący mogli podstawić jej stołek dla łatwiejszego wejścia.
Pożegnanie z rodziną było bardzo krótkie i pozbawione większych emocji. W końcu i tak nie widzieli się długi czas, dobre kilka lat, podczas których wymieniali się jedynie listami lub spotykali na krótko w Królewskiej Przystani. Nie mieli najlepszych kontaktów, a Meraya wyrosła na kobietę bardzo samodzielną i energiczną. Dążącą do niezależności.
Na dojechanie do Muru przewidziano trzy dni jazdy, a zatem miała kilka dni, żeby poznać lepiej swojego przyszłego męża i zobaczyć go w zwykłych warunkach, pozbawionych przyjemnej otoczki wyższych sfer. Nie rozmawiała też zbyt wiele ze służącą, którą wzięła bardziej z niechęci do wzbudzenia kłótni, gdyż potrzebowała kogoś kto w razie gdy zajdzie taka konieczność odegra rolę przyzwoitki i osoby mogącej potwierdzić jej nieskalanie.
Zauważyła, że zrównał swojego konia z jej i przeniosła na niego pytający wzrok, jednak szybko pojęła, że tak jak i on nie ma pomysłu na podjęcie rozmowy. Odwróciła więc głowę w milczeniu jadąc dalej i nie zmuszając ich do bezsensownej konwersacji o uprzejmościach i pogodzie.
[Wybacz długość, ale jakoś tak nagle zabrakło mi pomysłu.]
OdpowiedzUsuń- Sir Gaspard Lannister przybył, Wasza Miłość - odezwał się mężczyzna, ktoś na kształt herolda, nie pierwszy i nie ostatni, którego imienia książę nawet nie pamiętał. - Oczekuje na audiencję.
Réamonn, siedzący na Żelaznym Tronie i w zamyśleniu wpatrujący się w jedną z wielu lśniących bielą smoczych czaszek o pustych oczodołach, jakie zdobiły ściany sali tronowej, drgnął nieznacznie. Jego myśli od jakiegoś czasu nieustannie dryfowały w stronę Meryai. Dziewczyna wyjechała tak szybko, nawet się z nim nie żegnając... Każdy młody człowiek w podobnej sytuacji miałby pełne prawo czuć się niepewnie, nawet, jeśli byłby, podobnie jak on, następcą tronu.
Chwilę trwało, nim wyrwał się z zadumy, a kolejną zajęło mu przetrawienie usłyszanej informacji. Sir Gaspard Lannister... gdzieś już słyszał to imię. I nie chodziło tu o zasłużoną walkę ze zbuntowanymi chorążymi w Reach i na Zachodzie. Nie. Książę był niemal pewien, że jego uszu doszły już kiedyś wieści o tym rycerzu. Nie pamiętał dokładnie, o jakich czynach mówiły, ale zdawało mu się, że nie było to nic... negatywnego.
- Wpuśćcie go - rozkazał, czyniąc władczy ruch ręką, który jasno nakazał strażnikom otworzyć ciężkie, bogato zdobione wrota. Książę usiadł prosto, poprawił spoczywającą na jego złocistych lokach koronę. Drogie kamienie zalśniły, gdy padły na nie promienie przedzierającego się przez chmury słońca, którego ciepły blask oświetlał salę, wpadając do niej przez wysokie, strzeliste okna za podwyższeniem, na którym stał tron. Réamonn zerknął na matkę, jakby chciał upewnić się, czy dobrze robi, przyjmując Lannistera. Królowa jedynie skinęła ledwie zauważalnie głową. Książę usadowił się wygodniej na metalowym siedzisku i utkwił zaciekawiony wzrok swych liliowych oczu w mężczyznę, który pewnym krokiem przestąpił próg sali tronowej.
Réamonn
OdpowiedzUsuńPodniosła na niego wzrok, który dotąd trzymała wbity przed siebie. Dla niej te widoki nie były takie obce, choć od dawna nie miała okazji oglądać ich w pełnej okazałości, a jedynie w swoich wspomnieniach.
– Wtedy podróż trwałaby dwa razy dłużej i była czterokrotnie nudniejsza – odparła z lekkością i bez chwili zastanowienia. Lejce trzymała luźno na siodle tylko jedną ręką, drugą oparła na boku. Podążyła za spojrzeniem mężczyzny, który jeszcze przed chwilą podziwiał krajobraz i uśmiechnęła się mimowolnie.
– Brakuje tu ozdób i upiększeń, nie znajdzie się w tych stronach wspaniałych ogrodów czy monumentalnych wodospadów, ale surowość tego miejsca tylko wzmaga poczucie dumności tych terenów, prawda? – niby zakończyła swoją wypowiedź pytaniem, ale Meraya dobrze znała odpowiedź i dotychczasowa mimika jego twarzy tylko potwierdzała jej myśli. – Im zimniej tym większy szacunek i respekt budzi. Zwłaszcza dla tych, którzy tu mieszkają. W przeciwieństwie do tutejszych warunków, a im dalej będziemy się zapuszczać tym surowsze one będą, Winterfell jest krainą ciepła i gorąca – dodała poszerzając uśmiech w przyjaznym nastawieniu.
OdpowiedzUsuń– Jak najbardziej – odparła w dość lakoniczny sposób, kierując swój wzrok przed siebie i kontemplując wszechobecną ciszę. Praktycznie wszyscy milczeli, jakby udzielił im się nastrój tutejszego klimatu. Słychać było tylko świst wiatru i stukot kopyt o kamienną drogę. Raz jeden odwróciła się za siebie, żeby zobaczyć jak oddalają się znane jej okolice.
Pomyślała o Królewskiej Przystani i tych, których tam zostawiła. O Reamonnie, z którym, ze względu na iskrzący się w sercu lęk, nawet się nie pożegnała. Pogładziła koński bok wkładając w to ogromną dawkę czułości i delikatności. Do swojego towarzysza długo się nie odzywała pogrążona we własnych myślach i wspomnieniach, cichym bólu serca po rozstaniu z kimś, kogo obdarzyła ciepłym uczuciem. Siedziała w siodle obok mężczyzny, którego miała poślubić, ale nie spieszyła się do tego. Ogromna różnica wieku, doświadczenia, różne rody i nie do końca przyjazne nastawienie, pomimo sprawia wrażenia uprzejmej i chętnej do polepszania więzi pomiędzy Lannisterami a Starkami. Marzyła o koronie, mogła ją mieć. Ją i kogoś w swoim wieku, o kim wiedziała, że odwzajemnia uczucie. Zerknęła na sir Gasparda i zebrała się w sobie. Miała misję, miała cel. Mogła osiągnąć wszystko co chciała, choć u boku innego. Uczucie mogło przyjść z czasem, ale wpierw należało omotać mężczyznę, zaś to może okazać się nie lada wyzwaniem, zwłaszcza, że ten mężczyzna z pewnością wiele już kobiet widział w swoim życiu i niejedną piękniejszą od niej.
– Jaki jest sens wykładać podłogę złotem? – spytała z prawie całkowicie szczerym zdziwieniem. Widziała wiele upiększeń i udziwnień, ale takie coś ją zaskoczyło po raz pierwszy.
OdpowiedzUsuńPrzytaknęła ze zrozumieniem. Próbowała jeszcze jakoś podtrzymać rozmowę, ale nie zdążyła, bo w momencie, w którym otworzyła usta podjechał do nich strażnik informując o zagrożeniu, jakim byli zbliżający się w ich kierunku Dzicy. Ta informacja ją zaskoczyła. Ledwo utrzymała konia, gdy uderzył go w zad popędzając do szybkiej jazdy. Odwróciła się do tyłu, żeby spojrzeć czy aby na pewno galopuje gdzieś za nią i z lekkim uczuciem lęku zauważyła, że ociąga się z ucieczką, w którą wszyscy się rzucili.
Zwierzę chyba wyczuło jej obawy i strach, bo zarżało, a potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dlaczego koń tak nagle zahamował, tracąc równowagę i przewracając się na prawy bok nie wiedziała. Widząc jak leci zdążyła tylko przekręcić się na bok i uniknąć przygwożdżenia, ale poczuła paskudny ból w ramieniu wraz z momentem zderzenia się z ziemią. Spomiędzy jej ust wydobyło się przekleństwo, które nie przystawało żadnej damie. Znalazła się w beznadziejnej sytuacji. Zauważyła, jak jeden ze strażników popędza konia w jej stronę, drugi zahamował, zeskakując i szykując się do odparcia ataku. W obliczu tej sytuacji musieli chronić to, co mieli najcenniejsze, a w tym wypadku było to kobieta Starków.
Liadaness należała do tych osób, które w jednej chwili potrafią zaciekawić się jakąś osobą i zrobią wszystko, by dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Nie każdy cieszył się z tego zainteresowania, które młoda księżniczka okazywała jego osobie, ale nigdy nie słyszała choćby słowa skargi. Zastanawiało ją czy ludzie chcą po prostu być przychylni jej i jej matce, czy raczej uważali zachowanie Liadaness za urocze.
OdpowiedzUsuńOstatnimi czasy jej uwaga skupiła się na jednej z dam dworu - Merai z rodu Starków, córki byłego lorda Winterfell i przyrodniej siostry obecnego. Nigdy wcześniej nie zwracała uwagi na tę drobną i zaledwie o rok młodszą od niej dziewczynę, dla Liadan jej los był obojętny. Zapewne działoby się tak nadal, gdyby nie jej brat. Odkrycie, że Reamonn Targaryen, przyszły król Siedmiu Królestw wykazuje zainteresowanie tą osóbką, od razu skupiło uwagę Liadan na pannie Stark. Księżniczka chciała poznać każdy powód, dla którego Reamonn wybrał Meraię, dla którego oddał jej swe serce i dla którego ryzykował tak wiele. Doskonale zdawała sobie sprawę, że matka nie będzie zachwycona, gdy o tym usłyszy.
Zaledwie przed kilkoma dniami dowiedziała się, że Meraya Stark została zaręczona z Gaspardem Lannisterem. Była w szoku, bo każdy wiedział, że te dwa rody nie darzą się sympatią od dawien dawna. Zaraz jednak przypomniała sobie, że sama będzie wychodziła za mąż i również połączy dwa znienawidzone rody.
Musiała przyznać, że z jednej strony była smutna, że jej brat nie ożeni się z lady Stark, a z drugiej odczuwała ulgę. Miała nadzieję, że to skutecznie wybije mu z głowy małżeństwo z miłości. Gdy zajmowało się w państwie tak wysoką pozycję, uczucia traciły na znaczeniu - liczył się zysk i umocnienie swojej pozycji.
Przystanęła na dziedzińcu i uśmiechnęła się smutno. Bycie na szczycie nie jest proste - wymaga wielu poświęceń i Liadan obawiała się, że jej brat dowie się o tym w bolesny dla niego sposób.
Liadan
OdpowiedzUsuńPisnęła gdy złapał ją w silny uścisk, podając strażnikowi jak worek kartofli. Mężczyzna posadził ją na koniu i okrył sobą, chowając ją niemalże w całości i zakrywając od potencjalnych strzał. Spiął konia i ruszył przed siebie, goniąc ku Winterfell ile sił w kopytach.
Meraya była przerażona. Ledwo się trzymała, obejmując zbrojnego w pasie i z pewnością częściowo utrudniając mu przez to ruchy. Dyszała, oddech miała bardzo szybki. Zacisnęła powieki jak mogła najmocniej i modliła się do bogów, żeby im pomogli. Jak trafili z powrotem do Winterfell nie pamiętała, i gdy tylko się zjawiła wysłano kilkunastu ludzi, żeby pomóc w nagłej sytuacji.. Świadomość wróciła jej dopiero gdy maestro oglądał jej zbite ramię i opatrzył, usztywniając odpowiednio. Resztę siniaków jedynie posmarował maścią z ziół i nakazał zaparzyć makowego mleka, gdyby odczuwała zbyt duży ból. Poza tym położono ją w komnatach. Nie dlatego, że fizycznie nie mogła funkcjonować. Wciąż była przerażona i emocje jeszcze jej nie opuściły.
OdpowiedzUsuńNikt nie spodziewał się, tego, co przydarzyło się o poranku. Służąca wpada do twojej komnaty z zaczerwienioną twarzą, jakby przed chwilą co płakała. Źle zawiązane sznurówki gorsetu i rozwiany włos świadczą o pośpiechu. Kobieta pada do twych kolan.
– Wybacz panie, wasz ojciec… nie żyje… – szepcze przez łzy kobieta, nie wiedząc co dalej zrobić. Stoisz skamieniały i zamrożony. Słabniesz. Wiedziałeś, że to kiedyś nadejdzie, ale nie sądziłeś, że już teraz. Nie byłeś na to gotowy. Wstrzymujesz na chwilę oddech. Musisz być silny. Nie dasz po sobie poznać słabości, nie przy obcych. A ten pogrzeb zapamiętają na wieki!
Wątek Grupowy
OdpowiedzUsuńMeraya za wszelką cenę starała się zrozumieć uczucia, które targały mężczyzną, ale im bardziej odsuwał wszystkich Starków od siebie tym bardziej czuła się poirytowana i osłabiona na pozycji przyszłej żony. Fakt, że wpuszczał do siebie tylko Lannisterskich strażników odebrano w całym Winterfell jako oznakę braku zaufania i pojawiły się nawet głosy, że przyszły lord Casterly Rock uważa atak Dzikich jako celowe działanie Starków, mające na celu zgładzenie mężczyzny. Takie plotki nie działały na korzyść Ludzi Północy, więc starali się za wszelką cenę dogodzić swojemu gościowi i udzielić wszelkiej pomocy potrzebnej w rekonwalescencji.
Bukiet kwiatów przyjęła z zaskoczeniem, jak i pogłębionym poirytowaniem. Oddała go służącej, ażeby ta wstawiła je do wazonu, a sama wydała rozkaz przygotowania się do wyjazdu. Śmierć starego lorda była niemałym wydarzeniem, a Meraya wyczuła w tym możliwość ukazania się z tej najlepszej strony okazując wsparcie i swoją obecność przyszłemu mężowi. Wyjechała następnego ranka otoczona dużą grupą strażników oraz służącymi. Wraz z nią wysłano podarunek, który miał uczcić pamięć zmarłego.
Jej przyjazd został zapowiedziany przez gońca, którego posłała gdy zatrzymali się pół dnia drogi od Twierdzy. Zmęczeni podróżą postanowili przenocować w jednej z gospód. Część strażników czuwała na straży, zmieniali się wartami chroniąc swoją lady pod groźbą utraty głowy. Konie potrzebowały odpoczynku. Zjawiła się następnego dnia w południe. Zeskoczyła lekko z konia i wytarła policzki rękawem sukni. Odnosiła wrażenie, że pył drogi cały ją oblepił, ale na ten ostatni kawałek drogi zdecydowała się na wierzchowca, powóz wraz z jedną trzecią świty i strażników zostawiając w tyle. Uważnym spojrzeniem rozejrzała się po dziedzińcu i ścisnęło ją w żołądku. Tu miała spędzić resztę życia. Właśnie tu.
OdpowiedzUsuńStrój, który miała na sobie nie różnił się zbytnio od jego poza damskim krojem i spódnicą. Poza tym cały obity był w czerń i tylko wyszyty srebrną nicią wilkor na piersi nadawał całości jakąś dumę i wyniosłość. Dotknęła jego ramienia, protestując przed kłanianiem się jej i z wymalowaną w oczach troską przyjęła jego nie najlepszy stan. Jako Stark powinna się z tego cieszyć, teraz to nie oni byli tym osłabionym rodem, ale małżeństwo, do którego zamierzali niedługo przystąpić miało na celu zjednoczyć te rodziny, więc porzuciła wszelkie myśli tego rodzaju.
– Nie przyjechałam tu, żeby być bezużyteczną – powiedziała na samym wstępie od razu przedstawiając powód swojego przyjazdu. – Jestem tu, ażeby Ci pomóc, panie i jeśli pozwolisz to z radością odciążę cię z obowiązków, o które pod kobiecą ręką możesz czuć się bezpieczny. – posłała w jego stronę pocieszający uśmiech. Była tu jako wspierająca przyszłego męża narzeczona, kobieta wykazująca zainteresowanie i chęć współpracy. Liczyła, że ta postawa zostanie doceniona, a dla niej każde zajęcie było dobra, żeby wyrwać się ze szponów krwawiącego po rozstaniu serca.
Podążyła wraz z sir Gaspardem w stronę komnaty. Za nią podążało dwóch strażników, którzy mieli nakaz nie odstępować jej nawet na krok.
Twoja najpiękniejsza, Era
OdpowiedzUsuńNie umknęło jej uwadze jak mocno kuleje na jedną nogę i jak szybko pożegnał się z nią, gdy tylko odprowadził ją pod drzwi komnaty. Gdyby nie fakt, że zaraz po jego odejściu dogoniły ją służące, które kazały natychmiast się rozebrać i odświeżyć, a dopiero potem przebrać się w suknię od razu udałaby się za nim, żeby wspomóc go w pracy. Jednak gdy służące zajmowały się jej ciałem Meraya już nie próżnowała w myślach układając listę potencjalnych gości i możliwe kombinacje posadzenia ich. Gdy wkładano na nią suknię i czesano włosy już mniej więcej wiedziała jak będzie to wyglądać. Jedynym problemem była nieznajomość sali, na której wszystko się odbędzie, więc w drodze do biblioteki odwiedziła każde miejsce, w którym – jak twierdziła zapytana służąca – miała odbyć się uroczystość. Zjawiła się w bibliotece z towarzyszącymi jej nieustannie strażnikami. Zatrzymała się w drzwiach, odwracając w ich stronę. Najchętniej dałaby im polecenie odejścia i odpoczynku, ale dobrze wiedziała, że i tak jej nie posłuchają. Respekt wobec Lorda Winterfell i przysięgi obowiązywały nawet tutaj. A może i zwłaszcza tutaj. Zamknęła za sobą drzwi, pozostawiając strażników pod nimi i bez zbędnych słów usiadła obok mężczyzny, zerkając mu z zaciekawieniem przez ramię i informując o postępach, jakie poczyniła. Poprosiła też o papier i pióro do sporządzenia stosownych zapisków, nim wszystko umknie jej z głowy. W swoich wypowiedziach skupiła się tylko na organizacji uroczystości i sprawach najważniejszych.
OdpowiedzUsuńSzybko pogrążyła się w pracy, notując wszystko na papierze, który ochoczo chłonął każde napisane słowo. Tylko raz, właściwie przez przypadek i niespecjalnie posłała w jego stronę przelotne spojrzenie. Natychmiast odłożyła pióro i wstała ze swojego miejsca. Złapała go za nadgarstki, przerywając mu pracę, nad którą siedział i dotknęła palcami jego podbródka, unosząc go do góry w swoim kierunku, a następnie przesunęła dłonią po policzku mężczyzny, ścierając kciukiem pojedynczą łzę. Czy wynikała ona ze zmęczenia czy też ze smutku, bez znaczenia, miał do nich pełne prawo.
– Odpocznij – szepnęła porzucając grzecznościowe formy i mówiąc do niego na per ty. – Idź i odpocznij. Nie martw się o nic, zajmę się tym, po to tu jestem i za pewien czas podobne rzeczy będą należały do moich obowiązków. Idź – ponagliła go. Miała miękki ton głosu, taki, który nawet teraz, gdy nie pozwalał na dyskutowanie pozostawał przyjemny dla ucha. Odsunęła dłoń od jego szorstkiego policzka i wyciągnęła ją w stronę mężczyzny. Chciała go stąd wyprowadzić. Odebrać jego myślom prawo do wędrowania na drażliwy temat, jakim była śmierć ojca i związane z nią obowiązki. Współczuła mu ze szczerego serca i rozumiała sytuację, w której się znalazł. Nie tak dawno sama była w podobnej, gdy zmarł jej ojciec.
OdpowiedzUsuńPodążyła za nim wzrokiem. Jej „odpocznij” miało nieco inny wymiar, ale dobre i to. Usiadła na miejscu, w którym przed chwilą on siedział i poczuła w sercu smak zwycięstwa. Raz, posłuchał jej. Dwa, zaufał jej.
Przejrzała dokumenty dzieląc je na te, którymi może się zająć i na te, które potrzebują lordowskiej pieczęci. Maestro usiadł naprzeciwko niej w milczeniu przyglądając się wykonywanej przez Erę pracy. Widział jak przed chwilą obeszła się łatwo z rozkazywaniem jego panu i znał ten rzadko rodzaj kobiet, które potrafiły samą swoją postawą zyskać większy respekt i szacunek, niż wielu mężczyzn zasłużonych w bitwach. Dlatego też nie odzywał się i nie wykonywał nic bez jej polecenia, które wydawała ściszonym głosem, żeby nie zbudzić śpiącego w kącie Lannistera.
Dzień chylił się ku końcowi, a ona wypiła zdecydowanie za dużo wina podczas pracy. Paź przyniósł jej zimnego kurczaka i dzban wody i postawił talerz w miejscu, w którym uprzątnęła dokumenty, żeby było wystarczająco dużo miejsca i nic się nie ubrudziło.
Kucnęła przed śpiącym Gaspardem i dotknęła jego ramienia.
- Sir? - wróciła do poprzedniej formy lekko nim potrząsając. - Powinieneś coś zjeść – rzekła wskazując na przygotowany już lekki wieczorny posiłek.
Nerina Tully zatrzymała się na dziedzińcu i szybkim ruchem przygładziła sterczące we wszystkich kierunkach włosy, oraz suknie. Gorączkowo myślała nad tym, co ma teraz robić. Była uczona na lady, która powinna być gościnna. Jednak ona podobnie, jak Edgar posiadała słabą umiejętność słuchania starszych i mądrzejszych ludzi. Jej pani matka zawsze mówiła, że odziedziczyła to po ojcu, który na początku był zagubiony i nieokrzesany. Machnęła ręką na dwóch stojących nieopodal rycerzy, którzy natychmiast pojawili się po jej bokach. Z dumnie uniesioną głową ruszyła na sam środek dziedzińca.
OdpowiedzUsuń-Pani, przybysz twierdzi, że jest posłańcem z Casterly Rock –oznajmił jeden z dowódców.
Nerina zagryzła wargę. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Czegoż to Lannisterowie mogliby chcieć od jej brata, który przecież siedział zamknięty w Riverrun, zamiast szukać sojuszników. Słyszała, że Lannisterowie mają córkę, więc może Edgar w końcu znalazł kandydatkę na żonę.
-Wpuście go, sir – westchnęła. – Ale bądźcie w gotowości.
Cierpliwie czekała, aż posłaniec znajdzie się na dziedzińcu i będzie mogła mu spojrzeć w twarz. Łucznicy wciąż napinali mocno cięciwy, a rosnące napięcie można było odczuć. Nerina kątem oka widziała, ze na korytarzach stoją służące, które z ciekawskimi spojrzeniami przypatrują się gościowi. Była niemal pewna, że gdy wszystko się skończy usiądą w zamkowej kuchni, aby poplotkować. Rycerze po jej bokach stali sztywno, ale ich dłonie spoczywały na rękojeściach mieczy. Była pewna, że w razie gdyby łucznicy z jakiegoś powodu nie trafili, co było wręcz niemożliwe zdołają go zatrzymać.
- Mówią, żeś posłańcem z Casterly Rock – zwróciła się bezpośrednio do posłańca. – Masz na to jakikolwiek dowód?
Nerina Tully
Réamonn uśmiechnął się lekko, bawiąc sygnetem, który nosił na serdecznym palcu. Pierścień był wykonany ze szczerego złota, ozdobiony czarnym onyksem wielkości miedzianej monety. Gdy wyciągnął przed siebie dłoń i odpowiednio ją ustawił, promienie słońca odbijały się w drogocennym kamieniu, zmieniając w ciemne refleksy na bogato zdobiony strój księcia.
OdpowiedzUsuń- Sir Gaspard Lannister - odezwał się, odrywając wzrok od sygnetu i przenosząc go na stojącego przed podwyższeniem mężczyznę. - Syn Namiestnika Zachodu, który walczył w imię swego króla z buntem chorążych. To wielka zasługa i nie wątpię, że możesz pochwalić się wieloma innymi wzniosłymi czynami, sir Gaspardzie. Czy mylę się?
- Nie, Wasza Wysokość - odparł mężczyzna. Po raz pierwszy, odkąd pojawił się w sali tronowej, Réamonn przyjrzał mu się uważnie. Wysoki, dobrze zbudowany, o typowych dla Lannisterów ostrych rysach i włosach w kolorze płynnego złota. Książę musiał przyznać, że w lśniącym napierśniku i naramiennikach prezentował się dokładnie tak dostojnie, jak młody król by sobie tego życzył od kogoś, kto w pewnym sensie go reprezentował. Bycie dobrym szermierzem jest jednym, ale wygląd... cóż, w dzisiejszych czasach nikt nie poparłby króla, w imię którego walczą obdartusi. Każdy, kto choć trochę się liczy w tym świecie, przywykł do nieufności oceniania po pozorach.
- A więc - podjął, pochylając się lekko do przodu z uśmiechem na ustach. - Opowiedz mi o nich. Jestem niezmiernie ciekaw czynów, których dokonał przyszły Lord Casterly Rock.
Twój romantyczny, młody idiota Réamonn
OdpowiedzUsuńNa pytanie ile spał przeszło jej przez myśl, że za krótko, ale nie zdążyła odpowiedzieć, gdy do środka weszli kupcy, odprowadzeni czujnym wzrokiem przez strażników z północy. Weszli oni zaraz za nimi, co było kwestią bezpieczeństwa. Od ostatnich wydarzeń i ze wzgląd na wartość jej życia nakazano im nie spuszczać Lady z oczu i nie dopuścić do sytuacji zagrożenia życia. Powoli Meraya przyzwyczajała się do ich towarzystwa i prawie nie zwracała uwagi na to, że chodzą za nią krok w krok.
Usiadła w fotelu biorąc do ręki kielich z wodą.
Kupiec wyjął bele z materiałami prezentując najpierw te złote, ale na prośbę Ery porównał każdą złotą z purpurową. Należało odpowiednio dobrać kolory, żeby idealnie się kontrastowały, nie gryzły ze sobą i prezentowały dumnie. Musiały też dobrze wyglądać na osobie, która miała je założyć i wbrew pozorom nie był to łatwy wybór. Lady Stark niejeden raz weszła w twardą polemikę z kupcem, momentami mrożąc go spojrzeniem tak zimnym, jak potrafi tylko ktoś urodzony na Północy.
– Owszem – odparła w stronę starszego mężczyzny, który skrzyżował ręce na piersiach. Nie potrafił pogodzić się z sugestią kobiety, że złoto, które zaprezentował bardziej pasuje do Targaryenów, niż do Lannisterów. A nawet jeśli tak było, to w takim razie było to królewskie złoto! Żaden z tych argumentów do Starkówny nie trafiał i jak postawiła na swoim, tak już musiało być. – Ale to mianowanie namiestnika Zachodu, nie składanie hołdu Królowi. – wstała z miejsca i okrążyła fotel podpierając się łokciami na jego oparciu. Wypiła resztę wody z kielicha i oddała go paziowi. – Jeszcze jedno słowo, a obiecuję odciąć ci język. My, Starkowie wyznajemy zasadę, że ten, który wydaje wyrok musi go wykonać, a ja nie mam wprawy w odcinaniu języków, więc koniec dyskusji. – Uparła się, nie dała przekonać kupcowi, że złoty materiał, który trzymał w dłoni i rekomendował jako lepszy, a przy tym droższy jest odpowiedniejszym wyborem. Meraya jednak wiedziała swoje, przez jej dłonie przeszedł niejeden materiał i ten, który kupiec chciał im sprzedać nie był nawet w połowie tak dobry jak ten, który wybrała.
– Panie, jaka jest twoja decyzja? – zapytał kupiec zwracając się do Gasparda i w ten sposób licząc, że ugra swoje. Sprzeda tańszy materiał za o wiele wyższą cenę, ale przede wszystkim zagra na nosie czternastoletniej szlachetnie urodzonej, która swoją bezpardonowym zachowaniem go po prostu irytowała.
Nerina chwyciła złoty pierścień i uważnie go obejrzała. Słoneczne promienie odbijały się od złota. Skupiła wzrok na rubinie, który tkwił w rozwartej paszczy lwa, który został tak wiarygodnie odtworzony, że dziewczyna wierzyła, że zwierzę zaraz zamknie szczękę i połknie rubin. Oddała klejnot posłańcowi i machnęła rękom. Łucznicy natychmiast odłożyli łuki i wrócili do obserwowania terenów wokół zamku. Srogim spojrzeniem spojrzała na stojące niedaleko służące, które udawały, że wypadło im pranie.
OdpowiedzUsuń-Przygotujcie salę i jadło. Na pewno masz za sobą długą drogę. Mój brat jest chwilowo nieobecny, więc będziesz musiał zadowolić się moim towarzystwem – odparła uśmiechając się delikatnie. – Szybciej!
Służące zerwały się z kamiennej podłogi i jedna za drugą pobiegły do kuchni, podczas gdy jedna z nich umknęła jej z drogi wraz z nieszczęsnym praniem. Nerina gestem nakazała mężczyźnie podążyć za sobą i ruszyła w stronę sali. Przeklęła w myślach. Już miała nadzieję, że wydarzy się coś ciekawego, że może ktoś wysoko postawiony zdecydował się odwiedzić zazwyczaj puste i ciche Riverrun. Ale los ponownie z niej zadrwił. Takich gości powinien przyjmować Edgar zamiast wyjeżdżać w dziką knieje i udawać, że jest zwykłym myśliwym bez obowiązków i etykiety. Mówiła mu to wiele razy, ale starszy brat nigdy jej nie słuchał. Pchnęła ogromne drzwi i jej oczom ukazała się ogromna komnata ozdobiona proporczykami rodu Tullych. Nerina uwielbiała w niej przesiadywać i przyglądać się bogatym zdobieniom, już jako mała dziewczynka zawsze prosiła, aby jej nauki odbywały się tutaj. Ojciec zgadzał się na wszystko. Służące przyniosły ogromne półmiski jadła i wino. Nerina wskazała mężczyźnie krzesło, po czym usiadła naprzeciwko niego i gestem nakazała sobie nalać wina.
- Byłeś kiedyś rycerzem? – zapytała nagle zwracając uwagę na duże blizny na jego twarzy. – Może powinnam zwracać się do ciebie sir?
[Ja też jestem ciekawa jej reakcji, choć pewnie będzie piekielnie zła. Zje go żywcem za to]
Nerina
OdpowiedzUsuńSpojrzenie, którym obdarzyła kupca nie mówiło tylko: wygrałam, ale świadczyło o pełnej świadomości dominacji jaką zdobyła, będąc tylko kobietą.
– Świetnie – skomentowała. Dał jej częściową kontrolę nad rachunkami, wcześniej zajmowała się innymi sprawami związanymi z uroczystościami, a przez jej dłonie przeszły dokumenty różnej wagi. Ten dzień był pasmem małych zwycięstw.
Klasnęła cicho w dłonie.
– Zrób jak powiedziałam – zwróciła się do kupca przelotnym spojrzeniem obrzucając moment zmiany strażników. Przez myśl przemknęło jej, że mieli naprawdę ciężki dzień, ledwo zeszli z koni, a już musieli iść wartować pod należącymi do niej komnatami, następnie stali pół dnia w bibliotece obserwując jak pracuje i dopiero teraz mogli iść na spoczynek. Ci, którzy teraz przyszli będą jej towarzyszyć do rana, zanim nie przyjdzie kolejna zmiana. Dwóch przed drzwiami komnaty, jeden w środku oraz służąca. Mogła pochwalić się lepszą ochroną, niż sam król i jego gwardia.
Mimowolnie zerknęła na dokumenty, które podpisywał siedzący obok niej mężczyzna.
– Na Mur – rzekła, choć nie była pytana o zdanie w tej sprawie. – Lord Dowódca nieustannie narzeka na malejącą wciąż liczbę i... – urwała, lekko spuszczając głowę. To było duże posunięcie i mogło ją wiele kosztować. Dawał jej dotychczas dużą swobodę, ale teraz dosłownie weszła mu w kompetencje. Mało który mężczyzna to lubił. – Wybacz mi, sir, nie powinnam się wtrącać.
OdpowiedzUsuńTeoretycznie zachował się jakby dbając o nią kazał jej iść spać, ale w praktyce wyglądało to, jakby karał ją za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Wyraz twarzy dziewczyny niemalże w ogóle się nie zmienił, pozostając uprzejmy i delikatnie uśmiechnięty. Dygnęła na pożegnanie i skinęła głową w stronę maestra, po czym wyszła z biblioteki kierując się do swoich komnat prowadzona przez jedną ze służących. Szybko zasnęła, czując jak ociężale powieki same jej opadają i zasnęła częściowo w ubraniu, gdyż zdjęła jedynie gorset i wierzchnią część spódnicy. Służąca próbowała jeszcze interweniować, ale Meraya zbyła ją machnięciem ręki, chowając się pod kołdrę i zasypiając. Obudziło ją światło wdzierające się brutalnie do komnaty przez nie do końca zasłonięte zasłony. Zdjęła z siebie ubrania i skierowała się do części przeznaczonej jako łaźnia, gdzie z ochotą weszła do wody poddając swoje ciało parzącemu wręcz działaniu wody. Och, jakie to było przyjemne...
[Musisz mi wybaczyć, kuzyn ukradł mi wenę :/]
OdpowiedzUsuńRéamonn obdarzył mężczyznę nieco rozczarowanym spojrzeniem, wykrzywiając usta. Westchnął teatralnie i znów oparł się plecami o twarde oparcie Żelaznego Tronu. Przez chwilę w ciszy wpatrywał się w stojącego przed nim, lekko pochylonego Lannistera, a jego palce wystukiwały z pozoru niecierpliwy rytm o zimny metal. Książę zastanawiał się przez chwilę.
- Przyznam, że w istocie jestem nieco zawiedziony – odezwał się w końcu. Jego słowa rozeszły się echem po ogromnej sali. – Muszę powiedzieć, że po tak znanym rycerzu spodziewałem się czegoś bardziej… wzniosłego.
Urwał na chwilę. Znów przyjrzał się sir Gaspardowi – teraz mężczyzna robił na nim już zdecydowanie o wiele mniejsze wrażenie. Réamonn dostrzegł na jego twarzy blizny, których wcześniej nie zauważył. Zapewne były pamiątkami po walkach, ale książę nie miał pewności, czy wszystkie z owych bitew były dla Lannistera zwycięskimi. I choć w jego oczach nie były ujmą na honorze, to jednak sprawiały, że patrzył na rycerza mniej przychylnie niż przedtem.
Nie zmieniało to jednak faktu, że mężczyzna walczył z buntem chorążych. W imię króla. I tę akurat bitwę wygrał.
Książę Réamonn
Służąca weszła do łaźni z bukietem kwiatów, ale te nie zmiękczyły serca Lodowej Panny. Wyszła z wody, każąc prezent włożyć do dzbana i postawić w pokoju, a następnie oddała swoje ciało zabiegom służących, które starannie wytarły je ręcznikiem, a następnie wklepały w nie olejki.
OdpowiedzUsuńNa dzisiejszy dzień wybrała kruczoczarną szatę obszytą srebrną nicią. Chciała wspierać narzeczonego w żałobie, ale musiała przy tym też dobrze wyglądać. Suknia miała prosty krój, szeroką spódnicę i ciasny gorset, wypychający piersi do góry. Zakryła nagie ramiona prześwitującą chustą w czarnym kolorze i zapytawszy o miejsce pobyty pana tego miejsca udała się do septu, gdzie stanęła w progu obserwując modlącego się mężczyznę. Nie zamierzała mu przerywać ani przeszkadzać.
Stała cicho w bezruchu wspominając dzień, w którym zmarł jej ojciec osieracając czwórkę dzieci i wywołując pomiędzy nimi wojnę o lordowski fotel. Cicho na palcach wycofała się i udała w stronę murów. Stąpając pomiędzy żołnierzami i łucznikami miała dobry widok na krajobraz poza Twierdzą. Gdzieś w duszy liczyła, że zobaczy na drodze Starkowe chorągwie i jej rodzinę, która zobowiązała się przybyć na pogrzeb. Najwyraźniej na to było jeszcze za wcześnie, a w obliczu takiej atmosfery Meraya nie do końca wiedziała jak ma się zachować względem przyszłego męża.
OdpowiedzUsuńMocniej owinęła się cienką chustą, gdyż silnie wiejący wiatr przeszywał aż do szpiku kości zimnem, pomimo grzejącego w twarz słońca. Jak daleko patrzyła tak nikogo nie widziała, żadnego proporca, żadnego jeźdźca. Zeszła z muru z poczuciem tęsknoty. Nawet w Królewskiej Przystani miała kogoś, kto mógł być nazywany bliskim, zaś tutaj... Nie miała nikogo i najwyraźniej nawet jej narzeczony nie pałał do niej taką sympatią, żeby samemu zapytać o samopoczucie. Wysyłał kwiaty, co było miłym gestem, ale tym samym świadczyło o jego nastawieniu do niej i odpychającej postawie. Rozumiała żałobny okres, w którym teraz było, ale nie prosiła o nic więcej jak chociaż dwie minuty poświęcenia jej swojej uwagi. Dostrzegła go na dziedzińcu. Gdy przelotnie spojrzał w jej stronę ukłoniła się, ale nie ruszyła w jego stronę. Powinna zabiegać o jego uwagę, ale przeczucie podpowiadało dziewczynie, że nadmierna obecność mogłaby go tylko poirytować. Zamierzała odwrócić rolę i sprawić, żeby teraz to on zabiegał o nią. Chciała go pokusić, uwieść. Miała wszystkie kobiece atrybuty, których do tego potrzebowała. Tylko jeszcze nie wiedziała jak.
*a few days later
Strażnicy zostali przed drzwiami, gdy weszła do komnaty jedynie w towarzystwie służącej, która pomogła jej zdjąć ubranie. Pozostawiwszy swoją panią w samej koszuli odeszła, żeby przynieść suknię przygotowaną na uroczystości i powitanie gości. Zamierzała być obecna obok jego ramienia, gdy zaczną zjeżdżać się pierwsi zapowiedziani goście, a wyglądać musiała oszałamiająco. W końcu wśród nowo przybyłych będzie ktoś, na kim jej najbardziej zależy. Krzyknęła w momencie, w którym zobaczyła oprawcę. Zaalarmowani wrzaskiem strażnicy podjęli próbę wdarcia się do komnat, ale te okazały się zamknięte od środka. Mężczyzna przygwoździł ją do ziemi, a nóż omsknął mu się po jej policzku, gdy uderzyła go leżącym na ziemi dzbankiem w głowę. To dało jej tylko chwilę, żeby wyrwać się z jego uścisku i dobiec do drzwi odryglowując je. W tym samym momencie strażnicy napierali na nie przez co w efekcie uderzono ją nimi z ogromnym rozmachem. Upadła na ziemię. Potem wszystko rozegrało się szybko. Jeden trażnik mordujący nieznanego mężczyznę, drugi wyniósł ją z komnat, niosąc przez długość korytarza w jakieś bezpieczne miejsce. Sama Era dyszała ciężko spanikowana i wystraszona.
- czego się gapisz? - ryknął strażnik do przechodzącej służącej – prowadź do maestra!
[lubię mieszać :3 ]
[Pomysł mi się podoba. Wydaje mi się, że Gapcio mógłby mieć najpierw taki chłodny stosunek do Arey, bo z tego co wiedzą Lannisterowie to księżniczka zraniła Brandena. Potem mógłby zauważyć, że to by było niemożliwe i w jakiś sposób się z nią polubić. Mogliby się spotkać na przyjęciu zaręczynowym młodszej siostry Arey z jednym z Lannisterów na którym miał się pojawić niedoszły narzeczony Arey, jednak nie przyszedł. Miałabym jednakowoż prośbę... Mogłabyś zacząć bo ja wróciłam po urlopie i muszę się spod tego wszystkiego odkopać. Byłabym zobowiązana.]
OdpowiedzUsuńCałuję,
Areya
OdpowiedzUsuńNie odniosła dużych obrażeń. Na środku czoła widniało nieduże rozcięcie, wokół którego już tworzyło się zasinienie – efekt uderzenia drzwiami. Po policzku spływała krew z ciętej rany jaką zadał jej napastnik, gdy przypadkowo omsknęła mu się ręka. Na udach miała siniaki i kilka ran. Na pierwszy rzut oka trudno było określić skąd pociekła krew, której plama znajdowała się na podłodze jej komnat. Maestro spojrzał na lady z niepokojem, bo choć obrażenia nie były ani duże, ani rozległe to wiedział jak kobiety reagują na tego typu wydarzenia. Wydał więc polecenie zostawienia go sam na sam z Lady Stark, na co strażnik kategorycznie zareagował odmową. Wyjątkowo uzasadnioną. Zgodził się natomiast stanąć przy drzwiach, wzrok też skierował w przeciwną stronę, nadal pozostając czujnym.
Meraya zadrżała gdy maestro zdjął z niej koszulę i mimowolnie objęła się ramionami. Mężczyzna nie prosił, żeby pozwoliła mu pracować rozumiejąc jej zawstydzenie i skrępowanie. W pomieszczeniu znajdowało się przynajmniej kilku mężczyzn za dużo. Przesunął więc ozdobny parawan, który służył mu podczas takich sytuacji i częściowo zasłonił dziewczynę, nie dając jednak strażnikowi powodów do niepokoju.
Wpierw zajął się raną na policzku i rozcięciem na czole, a następnie obandażował kutą ranę na ramieniu. Jednak większość zasinień i część drobnych ranek miała swoje epicentrum na udach. Przetarł je mokrą szmatką i nałożył na nie ziołową maść. Gdy skończył okrył dziewczynę płaszczem i wychylił się zza parawanu pozostawiając trzęsącą się Merayę i stanął za drzwiami ze swym panem.
– Lady Stark ma na sobie kilka niedużych ran zadanych nożem, ale to nic zagrażające życiu – uspokoił sir Gasparda. – Jest jednak roztrzęsiona. Należy jej dać odpocząć, zapewnić spokój i poczucie bezpieczeństwa. Nie jestem jednak pewien czy... Nie została bardziej skrzywdzona. Nie chciałem jej teraz o to pytać, ale ma wiele sińców i ran na udach, nie zauważyłem jednakże krwawienia. – Maestro niechętnie o tym mówił dobrze zdając sobie sprawę jaką reakcję może to wywołać. Stanął w spokojnej odległości, na wypadek gdyby sir Lannister zamierzał w kogoś uderzyć ze złości.
Liadaness nie spodziewała się, że kogoś spotka. Stała i czekała, sama nie wiedząc na co. Może na zbawienie, jakiś znak od bogów, żeby wiedzieć, że nie jest sama. Może wciąż po cichu liczyła, że to wszystko jest tylko snem i zaraz się wybudzi. Że służka przybiegnie do niej z uśmiechem i zaprowadzi do komnaty matki. Że usłyszy, iż jej brat żeni się z Meraią Stark, a ona wcale nie musi z nim porozmawiać... Czekała na cud i łatwe wybrnięcie z tej jakże niezręcznej dla Reamonna sytuacji.
OdpowiedzUsuńOdwróciła się i z delikatnym uśmiechem spojrzała na sir Gasparda Lannistera. Co prawda nie pomyślała, że przyjdzie jej się zmierzyć z tym sławnym na całe Westeros rycerzem, ale najwidoczniej bogowie postanowili potoczyć wszystko nie po jej myśli.
- Sir - dygnęła. Zaśmiała się uroczo, słysząc jego komplement.
- Na nikogo nie czekam, sir - powiedziała miękko. - Dzień mamy cudowny, szkoda tracić go na przesiadywanie w komnacie, w samotności.
Nie czuła się pewnie w jego towarzystwie, bała się, że powie coś, czym pogrąży zarówno brata, jak i pannę Stark.
- Nie gratulowałam ci jeszcze, panie, zaręczyn z lady Stark - powiedziała. Wszelkie zasady, w których została wychowana, właśnie tego nakazywały. Ona, jako przykładna dama i księżniczka nie omieszkała złożyć tychże gratulacji. - Życzę ci szczęśliwego życia u jej boku, sir.
Nie wiedziała czy słowa te są szczere, ale tak właśnie brzmiały w jej ustach. Może to dzięki nabytemu umiejętnemu kłamaniu.
Kiedyś myślała, że przyjdzie jej własnemu bratu złożyć gratulacje z okazji zaręczyn z panną Meraią Stark, ale los zadecydował inaczej i teraz musiała zacisnąć zęby i pogratulować jednemu z Lannisterów. I, jak się po chwili zorientowała, przyszłemu szwagrowi.
Liadan
Maestro skinął głową i zajął się przyszykowaniem wina zmieszanego z mlekiem makowym. W stanie dziewczyny najważniejszym było uspokoić jej nerwy i zniwelować ból, jeśli jakikolwiek odczuwa.
OdpowiedzUsuńSiedziała na biurku z kolanami podgiętymi pod brodę i owinięta płaszczem, więc mimowolnie słyszała jego donośny głos i podniesiony ton. W innej sytuacji byłoby to dla niej swoistym komplementem, ale teraz była po prostu roztrzęsioną dziewczyną, której strach nie chciał opuścić. Ktoś chciał ją zamordować. Dlaczego? Z czyjego rozkazu? Era była tak skonfundowana, że nie potrafiła nawet wymienić jednego nazwiska osoby, która z jakiegoś powodu chciałaby jej śmierci. A może napastnikowi zależało tylko na pozbawieniu jej honoru? Uniosła podbródek spoglądając dużymi ze strachu oczyma i przytaknęła, widząc w swoim narzeczonym raczej przyjaciela, nie wroga.
Chciała coś powiedzieć, cokolwiek, ale nic nie przechodziło jej przez gardło. Czuła po prostu wielki ucisk w żołądku i niepokój. Zacisnęła palce na materiale płaszcza, a następnie zeszła z biurka i chwiejnym, ale szybkim i zdecydowanym krokiem pokonała odległość dzielącą ją od sir Gasparda, żeby przytulić się do niego w pełnym rozpaczy geście. Potrzebowała teraz bliskości kogoś jej znanego, czyiś bezpiecznych ramion, w których będzie się mogła schować i zapewnień, że wszystko będzie dobrze. Rozpłakała się z bezsilności i po raz pierwszy odkąd się poznali miał okazję zobaczyć Starka z Winterfell, którego lodowa skorupa pękła.
Nerina zmarszczyła delikatnie czoło. Jakoś nie wierzyła, aby zwykły mieszczan w walce pojedynczej zabił pięciu rycerzy. Wygodniej oparła się o krzesło i chwyciła do ręki jabłko. Mogła korzystać z faktu, że matka pojechała odwiedzić swój rodzinny dom i robić dokładnie to, na co miała ochotę. Uważnie obejrzała owoc, którego czerwona skórka delikatnie błyszczała. Położyła je na talerzu i ponownie wychyliła kielich. Trochę czerwonej cieczy wlało się jej do ust. Przymknęła oczy zachwycając się ostrym smakiem i tym wonnym zapachem, który unosił się z naczynia. Miała wrażenie, że jej gość jest dość skrępowany i nie miała pojęcia, czy to przez jej obecność tutaj, czy może przez ilość jedzenia, które pojawiło się na stole. Nigdy nie słyszała plotek, w jaki sposób Lannisterowie traktowali swoją służbę.
OdpowiedzUsuń-Nie przejmuj się. Ojciec i babka zawsze traktowali opowieści wojenne, jak bajki na dobranoc – uśmiechnęła się na wspomnienie tamtych dni, gdy siadywała ojcu na kolanach i uważnie słuchała jego opowieści, które były o wiele ciekawsze od tych, co mówił jej maester.
Gdy obrała owoc zręcznie chwyciła nóż i pokroiła owoc na kawałeczki. Gdy już skończyła włożyła kawałek do ust i natychmiast poczuła na języku słodki smak. Drzwi od komnaty uchyliły się i do środka wszedł maester Roderick.
-Pani, lady Gewura pyta czy to ważny gość i czy musi przerwać modlitwę – maester ukłonił się nisko, a Nerinie wydawało się, że usłyszała cichy trzask kości jego kręgosłupa.
-Niech moja młodsza siostra nie przerywa swoich ciekawych zajęć – mruknęła z sarkazmem.- Sama się tym zajmę, zresztą jak zawsze.
Starszy człowiek ponownie się skłonił i szybko opuścił pomieszczenie. Nerina wzniosła oczy ku niebu i ponownie przeniosła wzrok na siedzącego przed nią posłańca.
-Mojego brata nie ma w zamku, nawet matka opuściła dziś bezpieczne mury Riverrun, więc będziesz musiał przekazać te wieści mnie.
Nerina
Meraya nie wiedziała o spekulacjach, jakie wypuścił maestro i o jakich wątpliwościach powiadomił Gasparda. Nie mogła tego sprostować, choć z drugiej strony mogłaby na tym skorzystać kryjąc swoją utraconą cnotę. Poddała się jego gestom, mocnemu objęciu, czułemu ramieniu, uspokajającym słowom, które szeptał tuż nad jej uchem. Ostatni raz była tak blisko mężczyzny jeszcze w Królewskiej Przystani i okoliczności były zgoła inne, o wiele bardziej przyjemniejsze i nie tak dramatyczne. Nie umiała wysilić się na uśmiech, gdy usłyszała komplement z jego ust. Jej uścisk wokół jego szyi zmalał niemalże do minimum, mięśnie odrobinę zesztywniały, odwróciła wzrok w drugą stronę.
OdpowiedzUsuń– Powinieneś wrócić do swych obowiązków, sir – zwróciła się do niego cichym głosem nie chcąc by ktokolwiek usłyszał o czym rozmawiają, pomimo że nie było to nic intymnego. – Z całą pewnością zaczęli już zjeżdżać się goście. Idź do nich, proszę, zanim po Twierdzy rozejdą się plotki i wieści z tego zajścia dojdą do uszu innych. – miała już spokojniejszy ton, ale tak naprawdę jedynym, co ją napędzało to zbliżający się moment przybycia Réamonna oraz jej rodziny. Oni wszyscy powinni o tym usłyszeć od niego lub od niej, nie zaś z plotek i domysłów. Musiała być też twarda, by nie pokazać słabości na zewnątrz przed tym, kto to zlecił. Skrycie bała się też załamania. Bała się strachu, a to ją motywowało. Uspokoiła się w jego ramionach, wyszła z szoku. Wciąż była wystraszona, ale gdzieś w głowie słyszała głos matki, mówiący jej surowym tonem, że należy działać, nie zaś rozpaczać nad sobą.
Zsunęła się z jego kolan ukazując przy tym część nagiego uda, bez pośpiechu poprawiła materiał płaszcza. Teraz czuła się skrępowana obecnością mężczyzny. Przed chwilą wtuliła się w niego, bo nie umiała sobie poradzić z samotnością, w której przyszło się zmierzyć jej z atakiem, ale teraz częściowo wszystko wróciło, gdy pojęła, że nadal są dla siebie obcymi ludźmi, a ona kocha kogo innego. Dystans pomiędzy nimi powrócił.
Nerina uśmiechnęła się delikatnie i wstała ze swojego miejsca. Powolnym krokiem obeszła stół trzymając swój złoty kielich w dłoni. Zatrzymała się tuż przy jego krześle i oparła się o stół. Zmarszczyła czoło myśląc nad podaną informacją.
OdpowiedzUsuń-Lannisterowie i Starkowie? – zastanowiła się nad tym. – O ile się nie mylę ostatnim razem coś takiego było bardzo dawno temu, gdy Joffrey nazywany był jeszcze Baratheonem. Skończyło się to długą wojną i utratą głowy przez Neda Starka. Ryzykowny pomysł.
Upiła kolejny łyk ze swojego kielicha i odstawiła go na blat. Słyszała plotki o młodej Starkównie. W końcu często bywała na królewskim dworze, a służba za kilka smoków zdradzała jej najlepsze plotki. Podobno sam król zapałał uczuciem do Merai. Zaś Gaspard Lannister był już trzydziestoletnim mężczyzną i na dodatek przyszły lordem Casterly Rock. Małżeństwo dla Starków idealne szczególnie w ich sytuacji. Sięgnęła po kielich posłańca i uchyliła go delikatnie. Skrzywiła się czując jednej z najgorszych win, jakie podano. Wciąż trzymając kielich w dłoni przeszła całą długość sali do ogromnej donicy, gdzie wylała rozcieńczone wino.
-Nie wiem dlaczego podano takie świństwo – westchnęła wracając na swoje poprzednie miejsce. – Napij się z mojego – zaproponowała z czarującym uśmiechem. – Jeśli chodzi o konia to nie musisz się martwić, zapewnimy mu jak najlepsze warunki, podobnie jak tobie. Myślę, że znajdzie się jakaś wolna komnata.
Nerina
[ Coś mi się wydaje, że Jon wspominał te lekcje jako pełne upadków i obić... Ale cóż, męska przyjaźń, jeżeli można tak nazwać relację utrzymującą się od czasów dzieciństwa, może się utrzymywać, jak najbardziej. Potrzebuję wątku z mężczyzną, najlepiej niespokrewnionym <3 I mało to Gaspardowi kobiet w życiu, że jeszcze panny lekkich obyczajów bałamuci...?! ]
OdpowiedzUsuńJon
OdpowiedzUsuńW jakiś sposób sobie radziła. Nie było to być może radzenie sobie godne podziwu, bo wieczorami potrzebowała sporej dawki wina i makowego mleka, żeby usnąć dręczona koszmarem, ale za dnia wciąż wyglądała na dumną Starkową krew. Starała się pozostawiać swoje obawy w komnatach, a strażnicy kroczyli za nią gdziekolwiek by nie poszła. Jeśli chciała wejść do komnaty wpierw robili to oni, sprawdzając ją dokładnie i dopiero potem wpuszczając do środka. Teraz wspinali się za nią na najwyższą wieżę Casterly Rock, a ciężkie zbroje z pewnością im tego nie ułatwiały. Gdy weszli na szczyt upewnieni, że znajduje się tutaj tylko ten, który powinien, odprawiła ich ruchem dłoni na sam dół by nie wpuszczali nikogo. Szukała go, pogrzeb już się odbył, minęło też dużo czasu odkąd się poznali, a ona tu przybyła, zaś ze strony jej rodziny rósł nacisk na ustalenie terminu ślubu. Meraya nie mogła ich zawieść i sama też chciała dokończyć misję, którą jej powierzono. Może w ten sposób łatwiej jej będzie odciąć się od uczuć, które żywiła do Réamonna.
– Mój Lordzie – zwróciła się do niego miękkim głosem, dygając stosownie po czym stanęła obok niego, otulając się mocniej płaszczem ze względu na wiejący silnie wiatr. Miała na sobie ciemnogranatową suknię z ciężkiego materiału, ozdobioną gdzieniegdzie purpurowymi wstawkami, zaś pod szyją zapięty płaszcz ze srebrną przypinką w kształcie wilkora. Zastanawiała się o czym myśli, na jak wiele mogłaby sobie pozwolić, w jaki sposób zbliżyć ich do siebie. Tak jak i on wbiła wzrok w morze, ale jej dłoń spoczęła na jego dłoni, jakby chciała powiedzieć, że jest tu dla niego i rozumie jego ból po stracie ojca. Że ma w niej wsparcie.
OdpowiedzUsuńZabrał rękę, a ona lekko zacisnęła wargi, kryjąc niezadowolenie. Gaspard Lannister to mężczyzna, do którego z całą pewnością ciężko dotrzeć i rozkochać w sobie. Nadal nieodkrytymi pozostały dla niej jego słabe strony i zamiłowania. Pozostawał obojętny na jej wdzięki i traktował z szacunkiem, lecz nic poza tym. Dla Merai jako kobiety było to wybitnie krzywdzące, że poza respektem nie potrafił okazać jej nic więcej, żadnego ciepłego uczucia na wzór tego, gdy płakała w jego ramionach po napaści.
Położyła dłonie na zimnej skale.
- Czemu mi o tym opowiadasz, lordzie Lannister? - spytała pozbawiając swój ton uprzejmości i pozostawiając go suchym. Podświadomie liczyła, że w ten sposób wzbudzi w nich poczucie winy, iż traktuje ją z takim dystansem. - Czy oczekujesz, że odpowiem Ci na to równie wzniosłymi słowami? - spytała, odwracając wzrok od morza i spoglądając na niego.
- Wzniosłe słowa pozostawia się poetom i królom, gdy przemawiają do tłumu, żeby mogli ich porwać swoją mową. Kłamstwo i fałsz zaś kobietom oraz wojownikom i doradcom. Honor zaś to domena Starków, pamiętaj o tym, sir, gdy następnym razem uznasz jakiekolwiek moje działanie za fałszywe. - Odsunęła się od muru i odwróciła ku schodom gotowa zejść z wieży. Głos kobiety wyrażał wiele emocji, w tym obruszenie wywołane jego słowami. Zranił ją. Zatrzymała się w pół kroku, spoglądając na niego ponownie.
- Mogłam nie przyjeżdżać, lecz nadrobić lata rozłąki z rodzeństwem i matką, mogłam nie zostawać, a wrócić z nimi do Winterfell i cieszyć się ostatnimi chwilami przed tym, gdy zamieszkam tu na stałe, ale jestem tutaj bez względu na to wszystko i nic, co robię nie wiąże się z moimi zachciankami. Nie oceniaj wszystkich swoją miarą, sir. A jeśli pragniesz nieba, stwórz je. Zamiast żyć przeszłością, buduj lepszą przyszłość. - zamilkła, zdziwiona trochę faktem, że dał jej tak długo mówić i – w pewien sposób – obrażać się. Żadne ze słów kobiety nie było jawną obrazą, ale przez lodowatość wypowiedzi dało się wyczuć żal i złość skryte na dnie serca. Większość tego żalu nie była winą Gasparda, lecz rozłąki Ery z Reamonnem i następstw tej sytuacji. O tym jednak, mężczyzna wiedzieć nie musiał.
Nerina spojrzała na kłaniającego się sługę i z trudem powstrzymywała ciężkie westchnienie. Dlaczego mężczyźni bali się przyjąć miłego podarku od kobiety? Klasnęła dwukrotnie w dłonie, a do pomieszczenia weszła spora grupka służących, które natychmiast zaczęły sprzątać stół.
OdpowiedzUsuń-Czy komnata jest już gotowa? – zwróciła się do tej stojącej najbliżej, której rude włosy sterczały we wszystkich kierunkach. – Świetnie.
Była zadowolona, nawet więcej. Szczęśliwa. Matka pojechała i zapewne wróci za jakiś tydzień, Edgar był na polowaniu, a Gewura jak zwykle w sepcie. Zazwyczaj w takich sytuacjach do sali wkraczał Edgar i jej matka, którzy rzeczywiście wysyłała posłańca do stajni, lub gospody, co dla niej stanowiło coś nie do pomyślenia. W końcu wiele komnat w tym zamku było niezamieszkanych. Nerina nawet załatwiła, że jej służące mają jedną tuż obok jej pomieszczeń. Dlaczego więc miałaby go posyłać na zwykłe siano wraz z końmi, gdy w Riverrun stało wiele zasłanych i pustych łóżek. Teraz pod nieobecność rodziny mogła robić dokładnie to co chciała, a skoro tak, mogła pokazać jak wspaniałomyślni i hojni są członkowie jej rodu. Nigdy nie wiadomo, czy kiedyś jej się to nie przyda.
-Nie pozwoliłabym ci spać w stajni – zwróciła się do służącego. – Ten zamek jest wystarczająco duży, aby zmieścić jeszcze jedną osobę. Marion zaprowadzi cię do komnaty - wskazała na jedną ze służących.
Nerina
- Chcę tego małżeństwa, bo dla niego straciłam wszystko, o co mogłam wcześniej walczyć – odparła zimno.
OdpowiedzUsuńMeraya spojrzała na niego jak na szaleńca. Jego słowa na to wskazywały, choć dalej brzmiały nad wyraz wzniośle w ten przesadzony sposób. Czego on oczekiwał od życia? Ślubu z miłości? Nawet ona musiała zrozumieć, że taki nie istnieje, a tego tej wiosny skończyła trzynaście lat. Szarpnęła za materiał sukni i ściągnęła płaszcz w duchu modląc się do bogów, żeby trzymali ją w swej opiece. Sprzączka puściła i płaszcz upadł u jej stóp. Bez niego bezpieczniej było wspiąć się na murek obok mężczyzny, gdyż nic nie utrudniało jej ruchów, a ciężki materiał mógł z łatwością przeważyć ją i porwać w przepaść. Złapała dłoń lorda Lannistera, drugą ręką trzymając się muru. Serce biło jej jak oszalałe, rozum podpowiadał, że to co czynią jest głupotą i oboje zginą.
walcząca z szaleństwem, Era
Nerina szybko opuściła główną z komnat, gdzie jeszcze przez chwilę przebywał posłaniec. Szła szybkim krokiem przez korytarze Riverrun i przystanęła widząc Marion, która szybko umykała z zasięgu jej wzroku.
OdpowiedzUsuń-Wróć! – warknęła.
Rudowłosa służka szybko zawróciła i pochyliła pokornie głowę. Nerina zmarszczyła czoło, myślała że wydała dokładne rozkazy.
-Chyba miałaś mu się dokładniej przyjrzeć – zauważyła mrużąc niebezpiecznie oczy.
-Przyjrzałam się, moja pani, aż zanadto. Zaczął akurat brać kąpiel.
Nerina zaklęła szpetnie i wyminęła służkę. Wciąż klnąc w myślach weszła do pokoju maestra Rodericka, który mieszkał w Roverrun już od przeszło czterdziestu lat i teraz raczej snuł się po korytarzach. Staruszek podskoczył słysząc trzask drzwi.
-On mi się nie podoba – wyrzuciła z siebie Nerina. – Nie zachowuje się, jak posłaniec. Dobra, kłania się i tak dalej, ale mówi jakby wychował się. W każdym bądź razie sprawdź, czy w ostatnich dniach przychodziły listy z Casterly Rock. Chcę wiedzieć, czy ten cały ślub jest prawdziwy.
-Jak najbardziej pani. List przyszedł już dawno do lorda Edgara, nie przekazał ci tej informacji, moja pani.
Wyrwała kartę z rąk staruszka i szybko przeczytała. Wszystko, co mówił posłaniec okazało się prawdą. Na razie. Zagryzła nerwowo wargę i spojrzała na maestra.
-Pierścień też był prawdziwy, ale dlaczego nie miał pieczęci? – zastanowiła się na głos. – Zatrzymaj mojego brata jak najdalej od zamku, zrozumiano? – warknęła w stronę starszego człowieka i ruszyła w stronę komnaty, gdzie ulokowała posłańca.
Nerina
Podeszła do drzwi zapukała trzy razy i bez czekania na odpowiedź weszła do środka.
Usuń[Masz ty mój nerwusie :)]
OdpowiedzUsuńPrzechodzący na placu młody chłopak przystanął widząc dwie złączone w objęciach postaci na szczycie najwyższej wieży. Zmrużył oczy, żeby wyostrzyć swój wzrok. Odruchowo puścił trzymane w rękach wiadra z wodą, gdy rozpoznał sylwetkę swojego lorda i jego narzeczonej. Puścił się biegiem do zamku, krzycząc po drodze o chcącym popełnić samobójstwo władcy. Gdy ta wieść dobiegła do strażników stojących u stóp wieży natychmiast podążyli na jej szczyt, tak szybko jak tylko pozwalała im na to ciężka zbroja.
Era zgodnie z poleceniem zamknęła oczy i dała się ponieść jego objęciom. Z jednej strony czuła jak wiatr uderza jej w twarz, a z drugiej jak chronią go ramiona mężczyzny i jak grzeje ją ciepło jego ciała. Stała tak dobre kilka minut rozwierając mimowolnie usta i nabierając pełne powietrza wdechy. Powoli odwróciła się, uważnie stawiając swoje kroki, żeby nie spaść. Przesunęła dłonią po jego policzku, aż od łuku brwiowego po zarys szczęki brzy brodzie, a następnie wspięła się na palce, szepcząc mu w usta: Zatem pozbądźmy się przykrywek na krótko przed tym, jak go pocałowała. W żaden sposób nie planowała tego. Można powiedzieć, że sam wyzwolił w niej to uczucie pożądliwości, gdy wpoił w jej ciało żądzę wolności i adrenalinę. Gdy objął ją swoim męskim ramieniem i przypomniał o najlepszych chwilach podobnych do tej.
Ten moment trwałby zapewne dłużej gdyby nie silne dłonie, które pociągnęły ich obu na ziemię, zrzucając z murku do środka wieży. W oczach strażników tlił się wyraźny strach. Chronić ich lady przed napastnikiem to jedno, ale chronić ją przed nią samą? To truden zadanie.
Było w nim coś majestatycznego, przez co nie jeden mógłby wziąć sir Gasparda za władcę. Liadaness musiała przyznać, że gdyby nie szpecące jego twarz blizny, miałaby przed sobą władcę idealnego, o ile pod uwagę brać jedynie wygląd. W samym jego spojrzeniu było coś, co wzbudzało u rozmówcy respekt do rycerza. Niewielu takich ludzi chodziło po Westeros i Liadan miała nadzieję na znalezienie w nim sojusznika. Zwłaszcza, że miał on zostać jej przyszłym szwagrem.
OdpowiedzUsuńLiadaness spojrzała na niego wesoło.
- Nikt nie przypuszczał, że kiedykolwiek dojdzie do porozumienia między Targaryenami a Lannisterami, a właśnie tak się stało. Czasem to, co wydaje się tak oczywiste, wcale takie nie jest, panie.
Nie potrafiła mu odmówić - przyjęła jego ramię z delikatnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Powoli skierowali się w stronę królewskich ogrodów, jednego z ulubionych miejsc Liadan. Potrafiła całymi dniami przechadzać się wśród zieleni i nie raz spędzała całe noce otoczona krzewami i kwiatami. To było jedyne miejsce, gdzie mogła być w pełni sobą i nie musiała więcej udawać. Mogła przestać się uśmiechać, mogła odetchnąć głęboko. W przepełnionej ludźmi Królewskiej Przystani rzadko zdarzała się ku temu okazja.
- Czego chciałbyś się dowiedzieć o swojej przyszłej małżonce, sir? - spytała kulturalnie, spoglądając na niego. Nie miała pojęcia, co powinna mu powiedzieć na temat lady Stark - informacji miała na tyle dużo, że nie wiedział, od czego zacząć. Nie była również pewna ile sir Gaspard wie na temat Merai na moment obecny.
Jednego była pewna - u boku takiej kobiety, jaką była Meraya Stark, Gasparda Lannistera czekała ciekawa i zaskakująca przyszłość. Przez ostatnie tygodnie nie zdołała dobrze poznać tej chłodnej, ale uroczej zarazem osóbki - gdy tylko wieść o zaręczynach dotarła do stolicy, panna Stark wróciła do Winterfell, uciekając przed jej bratem.
Liadan
Nerina uniosła wysoko głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Znała dokładnie każdą komnatę w Riverrun. Już jako mała dziewczynka nie przepadała za naukami matki, dlatego gdy zbliżała się wyznaczona ku temu godzina mała lady Tully umykała w jedną z opuszczonych komnat i cierpliwie czekała. Nawet Lady Aunette Tully nie miała takiej cierpliwości, aby przeszukiwać wszystkie komnaty po kolei z kolei służba jedynie otwierała drzwi, zaglądała i wychodziła. Dlatego mała Nerina długie godziny spędzała na zimnej posadzce pod łóżkiem, lub za zasłonami. Ta komnata nie miała zbyt wielu kryjówek i była jedna z najmniejszych, dlatego z trudem mogła się tu teraz przemieszczać. Spojrzała na juki i zmarszczyła delikatnie brwi.
OdpowiedzUsuń-Dość dużo bagaży, jak na posłańca – uśmiechnęła się delikatnie i usiadła na jednym z krzeseł postawionych przy małym drewnianym stoliku.
Na okrągłym blacie stała już karafka z winem i dwa kielichy, które kazała wcześniej przynieść. Nalała odrobinę napoju i wypiła powolnymi łykami. Jednocześnie nasłuchiwała, czy aby jej brat nie skończył już polowania. Nie mogła ryzykować, że to właśnie Edgar zajmie się przesłuchaniami, co w jego przypadku wyszłoby na odesłaniu dalej.
-Jedziesz, gdzieś dalej?
Nerina
OdpowiedzUsuńSpadła prosto w ramiona strażnika, który trzymał ją mocno nawet wtedy, gdy lord Casterly Rock wstał już z ziemi wcześniej zanosząc się głośnym śmiechem. To było coś, czego Meraya nie miała okazji wcześniej widzieć. Na jej skinienie głową strażnik powoli postawił ją na ziemi i wyraźny rozkaz potwierdzony surowym tonem opuścili wieżę, schodząc po krętych schodach tylko do momentu, w którym nie byli w stanie widzieć już pary, lecz słyszeć co się tam dzieje na wypadek, gdyby znów przyszło im do głowy stawać na krawędzi przepaści.
Spojrzała na swój płaszcz, który zarzucił jej na ramiona i upuściła go z powrotem na ziemię. Dużo ryzykowała, zwłaszcza, że nie do końca wyczuwała nastrój sir Gasparda. Dobrze jednak poczuła jak oddał pocałunek. Płaszcz upadł z cichym szelestem, a ona nie miała zbyt dużej odległości do pokonania, rozwiązując sznurowanie na gorsecie swojej sukni. Zatrzymała się tuż przed nim, odwracając do niego tyłem i kładąc jego ręce na swoim brzuchu, gdzie zakończyła rozwiązywanie sznurków i poprowadziła dłonie mężczyzny tak, by dokończył tę czynność. Wystarczył jeden jego ruch, żeby jej suknia upadła u jego stóp.
Wciąż działała z jego poleceniem, by wyzbyć się wszelkich przykrywek. Wyzbyć się nazwisk, konwenansów, wszelkich zwyczajów. I zgodnie z tym, co powiedziała, nie była tu dla siebie.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się cicho. Mężczyzna nie mógł tego wiedzieć, ale słyszały ją mury o wiele wznioślejsze i bogatsze, niż wieża Casterly Rock. Wstrzymała ciche westchnienie i odwróciła się do niego, poprawiając wiązanie gorsetu. Pocałunkami wyznaczyła ścieżkę od jego podbródka, przez kącik ust, aż po same wargi i na tym poprzestała, nie chcąc wykorzystywać jego słabej, męskiej natury. Podniosła też płaszcz, zapinając go sobie pod szyją. Ze starannie ułożonej fryzury wyplotła jedną ze wstążek i zawiązała ją wokół jego nadgarstka, co symbolizować miało gotowość do oddania mu się nie tylko to fizycznie, ale też jako przyszła żona.
Przesunęła palcami po ranie na policzku, gdzie wciąż goiła się rana od noża. Siniak po uderzeniu drzwiami zszedł już z jej czoła, pozostawiając tylko jasnożółty kolor wokół rany powstały wskutek tego uderzenia. Suknie dobierała teraz tak, żeby zasłaniały bandaż na ramieniu, a uda dziewczyny wciąż straszyły barwą fioletu, zieleni i żółci pomimo leczniczych ziół maestra. Odsunęła dłoń od rany. Meraya nie czuła się najlepiej z myślą, że może się ona zagoić pozostawiając bliznę.
– Moja matka kazała mi się wpasować w wasz ród. Chyba poszło mi aż za dobrze – zażartowała zmieniając zgrabnie temat i wymownie wskazując na ranę na policzku. Posłała mu ciepły uśmiech, żeby nie miał wątpliwości, iż nie obwinia go ani nie ma do niego żalu za to, co się stało. W przeciwieństwie do jej rodziny, której te wieści nie ucieszyły, lecz wręcz przeciwnie. Brak bezpieczeństwa podsunął nawet myśl, aby zerwać zaręczyny. – Aczkolwiek ty, panie, walczyłeś mieczem, ja jedynie dzbanem po winie – dodała z rozbawieniem. Był to swoisty sposób na poradzenie sobie z tym, co się stało. Przetrawiała to, szukała powodów oraz osób za to odpowiedzialnych, lecz nie znalazła winnych. Miała tylko poobijane ciało, kilka ran i przerażający lęk przed ciemnym, pustym pokojem, nawet gdy straże były w środku. Spróbowała więc odwrotnej strategii i wypierała to wydarzenie jako coś wręcz komicznego, zabawnego, żart, głęboko nieudany.
[ Ano mam problem, bo też mi się z Ragnarem kojarzy, a choć zakładałam, że mój Jon byłby całkiem niezły w walce, to jednak nigdy nie zostawiał na polu bitwy serca, kierując je raczej w stronę polityki niż wojen. Więc możemy uznać, że było w miarę po równo, nie mam nic przeciwko :)
OdpowiedzUsuńMoże być komnata gdzie rozmawiają (może się zwierzyć z miłosnych zawirowań, a co), choćby i z dziewkami coby sami sobie nie musieli pucharów do ust unosić. Przykre, że mały podstęp się nie udał, ale przynajmniej było zaskoczenie. ]
Jon
Nerina usłyszała znajomy brzdęk i odruchowo rzuciła się do złotego, błyszczącego pierścienia. Poczuła uderzenie w czoło, ale jej palce nie natrafiły na biżuterię. Syknęła z bólu i rozmasowała obolałe miejsce. Mężczyzna nawet nie drgnął, a jedynie ukrył przedmiot w swojej pięści. Podniosła się z godnością i wygładziła suknię, chociaż wciąż czuła pulsowanie w obolałym miejscu. Teraz była już pewna, że coś ukrywa, nikt kto nie ma nic do ukrycia, nie rzuciłby się tak szybko po upuszczony przedmiot. Oznaczało to, że pierścień był rozwiązaniem wszystkiego. Zacisnęła mocno zęby i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie zwracając uwagi na posłańca podeszła do jednej z toreb i bez pytania o pozwolenie zajrzała do środka. Zachłysnęła się na widok eleganckich ubrań w barwach Lannisterów. Chwyciła ubranie i wyciągnęła je na wierzch. Poczuła, że serce powoli zwalnia i lada moment usłyszy ostatnie uderzenie. Odwróciła się w stronę mężczyzny, który nawet nie wyglądał na poruszonego.
OdpowiedzUsuń- Kim jesteś i co zrobiłeś właścicielowi pierścienia i tych ubrań? – wycedziła przez zęby wypuszczając ubranie
Nerina
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się na jego słowa, odwracając głowę w stronę schodów słysząc dochodzące z nich odgłosy rozmowy pomiędzy strażnikami i kobietą, a na widok kilkuletniej dziewczynki uniosła jedynie brwi. Póki nie wziął małej księżniczki w ramiona nic nie wzbudziło podejrzeń Merai, gdy jednak oboje zaśmiali i uwydatniło się pokrewieństwo pomiędzy tym dwojgiem kobieta poczuła się tak słaba jak nigdy, aż ugięły się pod nią kolana. Z jednej strony, co mogła zrobić? Mężczyznom wolno było mieć bękarcie dzieci, inaczej tyczyła się sprawa kobiet, z drugiej zaskoczyło ją, że nikt wcześniej jej o tym nie powiedział i ta informacja spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Przełknęła cicho ślinę, starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo uderzyła w nią ta sytuacja i szukała odpowiednich słów. W głowie kłębiło jej się od pytań, których nie wypadało teraz zadawać.
Dygnęła jedynie, dając tym samym znak, że uważa ich rozmowę za skończoną i czas na nią.
– Pozwolę wam, sir, na swoje towarzystwo – odezwała się tonem, który nie sugerował zmieszania i niekomfortowego samopoczucia tą sytuacją. – Są jednak sprawy, o których będziemy musieli porozmawiać i terminy, które należy ustalić. Wybacz, że niepokoję cię tym tak krótko po pogrzebie, jednakże mojemu bratu zależy na konkretach. – obdarzyła go najszczerszym uśmiechem na jaki było ją teraz stać i pożegnawszy go oddaliła się. Perfidnie skłamała, gdyż goniący ją termin ślubu nie miał żadnego związku z lordem Winterfell, lecz Meraya chciała mieć to już za sobą. Przestała wierzyć i walczyć o swój związek z Réamonnem, poddała się, choć Starkowie tego nie robią. Musiała za to doprowadzić swoje małżeństwo do istnienia i skonsumowania, a przy tym nie wzbudzić podejrzeń.
OdpowiedzUsuńPotrzebowała wsparcia bogów i w tym celu udała się do Bożego Gaju, żeby móc w spokoju pomedytować i skupić swoje myśli. Mała dziewczynka przedarła się przez strażników, którzy nie uznali jej za zagrożenie i pozwolili dojść do swojej pani. Z początku głos dziewczynki wzbudził w niej irytację i dopiero po chwili zrozumiała sens wypowiedzianych przez nią słów. Zmarszczyła czoło i złapawszy się na błędzie oraz niechybnej ocenie poczuła wyrzuty sumienia. Kucnęła przy dziewczynce, bawiąc się kręconymi kosmykami jej włosów i uśmiechnęła się do niej czule.
– Powiesz mi, jak masz na imię, słodka księżniczko? – zwróciła się do niej miłym głosem starając się zaprezentować z jak najlepszej strony. – To bardzo miłe, co mówisz. Ty też jesteś bardzo ładna. – W głowie Merai utworzyło się kilka teorii na temat dziewczynki, ale po pierwszej porażce uznała, że nie będzie opierać się na swoich podejrzeniach i przy najbliższej okazji po prostu zapyta.
– Jeśli chcesz – rzekła – możesz mówić do niego ojczulek.
[ Przepraszam, ale chyba lepiej późno niż wcale, prawda? ]
OdpowiedzUsuń- Domyślam się - odpowiedziała, po czym usiadła na wskazanym przez niego miejscu.
Wszędzie zawsze dużo się działo, więc Maliseei miała co opowiadać swojemu bratu. Tym bardziej, że jako ciekawa świata czternastolatka, często pakowała się w kłopoty. A jeśli dodać do tego intrygi i inne tego typu sprawy, to formuje się naprawdę ciekawy materiał do opowiadania.
Spojrzała na zmęczoną twarz Gasparda, po czym odetchnęła głęboko. Bardzo się o niego martwiła, nawet jeśli maester mówił, że to tylko kwestia czasu, kiedy Lannister znowu w pełni sił stanie na nogi.
- Ostatnio odwiedziłam bibliotekę w Królewskiej Przystani. Oh, żebyś wiedział ile tam jest niezbadanych ksiąg! Jeden z maestrów mi towarzyszył wraz z trzema strażnikami, bo oczywiście stwierdzono, że na pewno sobie coś zrobię. Cała czwórka nie mogła za mną nadążyć! Bo wiesz, braciszku, że ja nie potrafię usiedzieć w miejscu - oznajmiła, uśmiechając się delikatnie - Do najwyższych nie należę... - ciągnęła dalej - Więc... Jakoś tak wyszło, że próbując wziąć książkę z jednej z wyższych półek, zwaliłam całą resztę na siebie - przyznała, po czym zaśmiała się cicho, zasłaniając przy tym dłonią usta - Nie pomyślałabym, że księgi mogą mi zadać taki potworny ból! Maester i strażnicy rzucili się do mnie tak, jakby przynajmniej dwustu rycerzy biegło do mnie z zamiarem pozbawienia mnie życia! Hmm... Myślisz, że książki mogłyby mi zrobić taką krzywdę? - położyła sobie palec na brodzie, zastanawiając się.
OdpowiedzUsuńPomimo wielu pozytywnych odczuć i ogromnej ulgi jaką poczuła w momencie, gdy dowiedziała się o pochodzeniu Elli Meraya nie potrafiła przełamać się na tyle, żeby pozwolić dziewczynce mówić do siebie „mamo”. Pełna dumy postawa nie znalazła w sobie miejsca dla dziewczynki, choć z pewnością będzie musiało to ulec zmianie, jeśli Era zechce zdobyć więcej uznania lorda Lannistera.
– To nie takie proste – odpowiedziała jedynie podsumowując tym jednym zdaniem wszystkie słowa i pytania Elli. Kucnęła ponownie na krótki moment, ale jej postawa dalej była wyprostowana.
– Jestem lady Meraya z rodu Stark, przyrodnia siostra obecnego lorda Winterfell – odparła – i przyszłam do Bożego Gaju, gdyż chciałabym pobyć sama i pomodlić się. Ty zaś, złotko, powinnaś wrócić do zamku i swojej septy, która z pewnością się o ciebie niepokoi – dodała, wplatając w swoje słowa odrobinę uśmiechu, żeby przekonać dziewczynkę do opuszczenia jej. – Twój braciszek z pewnością nie będzie zadowolony, że jej uciekasz. Na pewno się martwi, czy nic ci się nie stanie.– dla Ery było to niesamowicie trudne. Nie potrafiła rozmawiać z dziećmi.
– Dziękuję – głos Ery był spokojny i uprzejmy, ale w głębi duszy poczuła niesamowitą wdzięczność, że zabiera dziecko. Gdy tylko zniknęli jej z oczu odwróciła się i weszła w głąb Bożego Gaju oddając się modlitwom. Miała wiele wątpliwości i jeszcze więcej problemów. Jeden z nich rozwijał się w jej ciele z zawrotną prędkością i jeśli to, co mówiły kobiety było racją miała niewiele czasu, żeby doprowadzić do ślubu. Spędziła w Bożym Gaju wiele godzin, siedząc w nim aż zapadł zmrok. Kolejne dni starała się spędzać w towarzystwie sir Gasparda, do czasu aż zmogły ją poranne mdłości i fizycznie czuła się źle. Bolały ją piersi i całe podbrzusze. Nie mogła się schylać, ani wykonywać gwałtownych ruchów. Zamknęła swoje komnaty nie wpuszczając do środka nikogo poza służącą, cały dzień zastanawiając się pomiędzy kłamstwem, a wyjawieniem prawdy.
OdpowiedzUsuńWyszła dopiero w południe, gdy odświeżona, wyspana i w lepszym samopoczuciu udała się do komnat lorda Casterly Rock. Weszła do środka pełna obaw, ale też nadziei. Widziała bowiem jak mężczyzna traktował swoją bękarcią siostrę i liczyła, że podjęta przez nią decyzja nie zhańbi jej bardziej, niż teraz.
– Mój panie – skłoniła się przed nim. – Wiem, że w ostatnich tygodniach czułeś nacisk z mojej strony, żeby ustalić jak najszybszy termin naszego ślubu i przyszłam cię za to przeprosić. Nie powinnam była zrzucać na ciebie ciężaru swoich błędów i nie zamierzam tego robić – mówiła szybko, wydawało jej się, że nieskładnie, ale potrzebowała zdjąć z siebie to brzemię i zachować się na tyle honorowo, na ile w swojej sytuacji mogła. – Obawiam się... Obawiam się, że noszę w sobie dziecko innego mężczyzny – wypowiedziawszy to przełknęła ślinę i zrobiła krok w tył, splatając swoje dłonie nerwowym gestem. Cała jej przyszłość leżała teraz w jego rękach, a mimo to Era czuła się lepiej mówiąc mu prawdę, niż gdyby miała kłamać przez resztę życia. Prędzej czy później dowiedziałby się, że go oszukiwała.
[ z braciszkiem nie mogę sobie odmówić wątku. Osadzamy go w Królewskiej Przystani przy okazji śmierci ich ojca, czy może w Królewskiej Przystani? Zgrzyty między nimi z pewnością będzie wywoływał temat jego zaręczyn ze Starkówną, Lirys kieruje się zasadą, że lew nie powinien bratać się z wilkiem, bo z tego połączenia nic ciekawego nie wyjdzie. Będzie pewnie próbowała odwieźć od tego brata wykorzystując wszystkie sobie znane sztuczki. Motyw wspólnej opieki nad bękarcią siostrą jest dobry. Lirys kocha swoje rodzeństwo, z całą pewnością zaakceptowała małą i dąży do tego by wychować ją jak najlepiej. Wie, że już raz została odrzucona przez ich ojca, więc nie chce dopuścić by ponownie coś takiego ją spotkało. Przy małej może pokazywać się bratu od zupełnie innej, znacznie cieplejszej strony. Ale co dalej to nie wiem]
OdpowiedzUsuńLirys
Nerina zamrugała kilkakrotnie powiekami i spojrzała z niedowierzaniem na stojącego przed nią posłańca. Nie wierzyła już w ani jedno jego słowo. Robiła wszystko, aby opanować przerażenie. Oddychała spokojnie, jakby był to kolejny, nudny dzień w Riverrun. Prawda była taka, że wpuściła oszusta na zamek, a teraz była razem z nim w jednej komnacie. Poczuła, jak ręce jej drżą, więc schowała je za plecami. Miała nadzieję, że mężczyzna nie dostrzegł tej poznaki strachu. Zresztą, nawet gdyby chciał jej coś zrobić wystarczyłby jeden głośny krzyk, aby postawić na nogi całą twierdzę. Gdyby choćby ją zranił, nie opuściłby Riverrun żywy. Mimo to nie wezwała straży, aby zamknąć oszusta w lochu i czekać na powrót, któregoś z rodziny. Wiedziała, że jeśli teraz wykona taki ruch, już nigdy go nie zobaczy. A ciekawość była dużo silniejsza od przerażenia. Gdyby oddała go w ręce brata, nigdy nie dowiedziałaby się dlaczego tajemniczy nieznajomy pojawił się w Riverrun i podawał za posłańca Lannisterów. Kątem oka dostrzegła na stoliku brzytwę, której mężczyzna musiał wcześniej używać. Wiedziała już, że ma świetny refleks i o wiele dłuższe od niej ręce. Musiała delikatnie przesunąć się w stronę narzędzia, tak aby nie zorientował się, co dokładnie zamierza. Gdyby jej plan się nie udał zamierzała krzyczeć głośno i cieszyć się widokiem oszusta w najciemniejszej celi lochów.
OdpowiedzUsuń- Czy twój pan także zamierza przybyć do Riverrun? – zapytała odwracając się tyłem do mężczyzny i udając, że chce nalać wina do jednego z kielichów. – Chciałabym wiedzieć, czy powinnam szykować większą wieczerzę.
W tym momencie chwyciła pewnie brzytwę i odwracając się przodem do mężczyzny przytknęła zimną stal do szyi.
- Kim jesteś i co robisz w Riverrun? – wycedziła przez zęby.
Nerina
[Witam się również:) Jakby była chęć na wątek z Iraving zapraszam do siebie, na pewno cś by się wymyśliło :) Ps. Za wizerunek duży plus:d]
OdpowiedzUsuńWszelkie dźwięki dobiegały do niego ze spóźnieniem. Miał wrażenie, ze parę razy stracił kontakt z rzeczywistością i nie wiedział czy to zmęczenie, utrata krwi czy co mało możliwe skutek wypitego wina. Siedział na ziemi, oparty plecami o spory konar drzewa, który położono tu bez wątpienie w jakimś celu, ale tego ów celu Jace nie umiał się chwilowo doszukać.
OdpowiedzUsuńPociągnął kolejny już łyk wina, przywykł do wszelkich trunków, ale to był gówno jak nic. Ledwo można było przełknąć to cholerstwo, ale piekło w gardle więc pod tym względem było dobre.
Jego jasno szare oczy, które nie pasowały do Lannisterów, dotąd zamknięte, teraz wbiły się w Gasparda kiedy usłyszal jego żądanie. Zaśmiał się chrapliwie, mrużąc nieco oczy.
- Wal się, wychlałeś swoje więc od mojego łapy precz – burknął, nie miał zamiaru oddawać wina. Tylko to jakoś przytrzymywało go z rzeczywistością. Słuchał go znużony z myślą by zdrzemnąć się, ale wiedział, ze wtedy obudzi się bez trunku bo ten cholerny braciszek wykorzystał by chwilę bez wątpienia.- Cóż u mnie to raczej nie pęknięte żebro, ale mogło być gorzej – odsunął dłoń od boku gdzie widniała długa rana cięta i ciężko było ocenić czy głęboka.
- Obrażanie ich nic ci nie da, oni mają cię tak głęboko jak ty nigdy nie znajdziesz się w żadnej dziwce – zamknął znów oczy i pociągnął łyk trunku.
[zaczynanie od Kurwy dobrze ci wyszło :)]
Nerina syknęła cicho z bólu i zesztywniała, gdy poczuła ciepły oddech na policzku. Miała ochotę krzyczeć, drapać i gryźć byle wyrwać się z uścisku. Czuła na karku dużą męską dłoń i była pewna, że jakakolwiek próba skończyłaby się skręconym karkiem, jak obiecał tajemniczy przybysz. Nie mogła dać wiary, że dała się tak łatwo obezwładnić. Drgnęła, gdy z jego ust padło jej imię. Nikt go nie wymówił, nawet ona się nie przedstawiła. Bez oporu pozwoliła, aby odebrał jej broń. Miała jeszcze nóż pod suknię, ale żadnym sposobem nie zdołałaby wydobyć ostrza i wbić w pierś przeciwnika. Gdy usłyszała imię przybysza chciała gwałtownie obrócić głowę w jego kierunku, ale to spowodowało jedynie większy ból. Jęknęła cicho czując, jak wszystkie kości w karku trzeszczą niebezpiecznie. Dopiero po chwili mężczyzna poluźnił uścisk, a ona mogła swobodnie obrócić głowę. Stykali się nosami, więc mogła dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. Była za blisko, stanowczo za blisko. Nie miała jednak nawet najmniejszej szansy, aby się odsunąć. Przekrzywiła więc delikatnie głowę, aby zmniejszyć ból. Nie zamierzała dać się znowu oszukać
OdpowiedzUsuń-Myślisz, że teraz ci uwierzę? – fuknęła, niczym rozjuszona kotka. – Daj mi jeden powód, dla którego powinnam ci uwierzyć.
Nerina
OdpowiedzUsuńOdskoczyła gdy przewrócił zbroję, której części poleciały w jej stronę. Spodziewała się takiej reakcji, lecz i tak wystraszyła się w słusznej obawie, że może ją skrzywdzić. Był od niej sporo wyższy i potężniejszy, a ona należała do drobnych kobiet. Mógł ją zabić jednym ruchem, miał nad nią wszelką władzę. A mimo to zrobił coś, czego Era się nie spodziewała: objął ją, pocałował w czoło, prosząc, żeby wyszła nim coś ją skrzywdzi. Zatrzęsła się wystraszona taka gwałtownością i z drżeniem opuściła komnatę, szybko podążając do swoich pokoi i upewniwszy się, że strażnicy stoją przed drzwiami zamknęła się samotnie w sypialni.
Wiedziała, że nie może zdradzić imienia ojca, pomimo że doskonale wiedziała kim on jest. Był tylko jeden mężczyzna, jeden mężczyzna, którego kochała i któremu się oddała bez najmniejszego wahania. Mężczyzna, którego nie mogła mieć, bo ktoś wyższy od niej pozycją z góry zaplanował jej życie i zaprzepaścił możliwość na ślub z miłości. Nie pojęła natomiast dlaczego lord Lannister zrezygnował z dopytywania się o pochodzenie dziecka i – w pewien sposób – otoczył ją troską obejmując i dbając o bezpieczeństwo przed nim samym. Upadła na kolana przy łóżku, zacisnęła dłonie na pościeli ściągając ją i wtulając twarz w jej miękką fakturę. Rozpłakała się ze wstydu, poniżenia i mizernej sytuacji w jakiej się znalazła. Jaka bowiem mogła ją teraz czekać przyszłość? W najlepszym przypadku odeśle ją, a ona wyjdzie za jakiegoś pomniejszego lennika swego brata, żyjąc w cieniu swych błędów i bękarciego dziecka, które nigdy nie pozna ojca.
Wstała, zrzucając z siebie ubrania szybkim ruchem, aż stanęła całkiem naga i schowała się w pościeli, zwijając w kłębek i przyciskając dłonie do brzucha. Nie był już całkiem płaski, ale ciąża nie uwydatniła się jeszcze. Małe nasionko w jej łonie, małe dziecko. Jedyny dowód miłości jaki jej pozostał. Otarła łzy dłonią zaplatając się w kołdrę i narzutę. Musi być twarda. Już nie ma wyboru.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNazywanie tej cichej umowy między Lannisterami i Targaryenami porozumieniem, faktycznie było przesadą. Działało to jedynie na zasadzie: "Dobra, chwilowo się nie zabijamy, udawajmy, że wcale nie nosimy nienawiści do siebie nawzajem". Liadaness uważała, że głupim jest chowanie urazy jedynie ze względu na matkę rodu, Daenerys, ale była jedną z niewielu osób z takim podejściem do tej sprawy. Publicznie jednak każdy nazwał by tę umowę porozumieniem, by nie narazić się którejś ze stron, nawet jeśli zrobiłby to nieumyślnie.
OdpowiedzUsuńZamyśliła się na chwilę.
- Lady Meraya jest osobą honorową - zaczęła powoli, długo zastanawiając się nad swoimi słowami. Miała nadzieję, iż dobrze interpretowała zachowania lady Stark i nie wprowadzi przypadkiem sir Gasparda w błąd. - Jak większość Starków jest trochę zdystansowana, panie. Ma w sobie ten charakterystyczny dla ludzi Północy chłód.
Powoli kroczyła alejką otoczoną krzewami ze wszystkich stron.
- To młoda i urocza kobieta, odpowiednio wychowana i świadoma własnych zalet. Jest inteligentna, gotowa przynieść dumę swemu rodowi. Ciężko do niej dotrzeć, lecz jeśli pozna się ją choć trochę bliżej, okazuje się, że jest niezwykle uroczą osobą.
Sama nie wiedziała, co więcej mogłaby rzec na temat Merai Stark. Niełatwo było do niej dotrzeć, bo lady Stark lubiła zaskakiwać. Przez chwilę zdawało ci się, że znasz i przejrzałeś ją na wylot, a tu nagle robiła ona coś, o co nigdy byś jej nie posądzał. Liadaness doświadczyła tego na samej sobie. Spędziła wiele dni na obserwowanie jej, rozmowach - spędziła niezwykle dużo czasu w towarzystwie lady Merai Stark i zdołała po części zdobyć jej zaufanie, jednak młoda wilczyca wciąż miała przed nią tysiące tajemnic.
Charakter lady Stark nie był łatwy do opisania.
Liadaness
Ta noc nie należała do najprzyjemniejszych, przez większość jej trwania Meraya nie zasnęła nawet na chwilę, więc rankiem bezsenność objawiła się przez bledszy odcień skóry i podkrążone oczy. Leżąc w pościeli odliczała czas do przyjścia służącej i zdziwiła się mocno na widok Lannisterskiej kobiety. Usiadła na łożu, zakrywając się kocem z zaskoczeniem odkrywając brak swoich straż przed komnatami i pojęła w mig co się dzieje. Nie była już Starkiem, należała do Lannistera, musiała więc zaakceptować Lwów przed swoimi komnatami i Lwicę w swojej komnacie. Przełknęła ślinę i z trudem powstrzymała się od płaczu. Powinna się cieszyć z takiego obrotu sprawy, w końcu tym ruchem oficjalnie wziął ją pod swoją opiekę, ale znała cenę tej decyzji. Era wstała owijając się kocem, gdyż otwarte drzwi uniemożliwiły jej przejście przez pokój nago i podeszła do okna, skąd dobywał się dźwięk odbijającego się od siebie metalu. Wbite w trzewia ostrze i głośny wrzask bólu sprawił, że odsunęła się od okiennic potrącając ręką dzbanek z kwiatami. Spadł on na ziemię, a na podłodze pojawiła się plama wody. Zasłoniła dłonią usta.
OdpowiedzUsuń– Poradzę sobie z kąpielą, jak i śniadaniem – zwróciła się do służącej, gdy już przełknęła gulę w gardle i pokonała chwilę słabości. Znów była zimna i opanowana, mimo że czerwień jej policzków jasno wskazywała na emocjonalny bój, jaki toczył się wewnątrz kobiety. – Możesz odejść – dodała na wypadek, gdyby kobieta potrzebowała prostego rozkazu. Domyśliła się, że w komnacie obok już czeka przygotowana gorąca woda i stosowne olejki, którymi natrze swoje ciało. Widok jedzenia ją zemdlił, a żołądek zacisnął się niebezpiecznie.
– I zabierz ze sobą jedzenie, nie będę na razie jeść.
[Witam i przybywam z propozycją wątku. W sumie z obiema moimi paniami. Z Areyą Gaspard mógłby się dogadać jak już wcześniej wspomnieliśmy. Myślę że mogliby się nawet zaprzyjaźnić jakby się dowiedział jak księżniczka ma stosunek do swojego brata. Wspólny wróg zbliża najbardziej.
OdpowiedzUsuńNatomiast jeśli chodzi o Dalię to koncepcja jest taka że znajomi Gasparda (sama już będziesz wiedziała kto jest do tego zdolny) podrzucili by mu Dalię żeby się trochę rozerwał po tym całym pogrzebie. Myślę że zważając na jego charakter byłby niezbyt zadowolony i skończyłby się na rozmowie, no chyba że nie mam racji... W każdym bądź razie co ty na to ? Można coś w razie czego poprawić, albo całkiem zmienić jakbyś miała pomysł.]
Areya & Dalia
OdpowiedzUsuńNa dźwięk tych słów kolana same ugięły się pod Merayą. Przyszły dziedzic Casterly Rock, jej bękarci syn. Syn, który mógł zostać kiedyś królem, a zarazem mógł zostać odesłany gdzieś daleko już teraz nazwany został małym dziedzicem lorda Lannistera. Przepełniała ją radość i ogromne poczucie winy, bowiem to z jej powodu mała Ella została już w tym wieku zaręczona z kimś kto nie miał nawet podobnego statusu i to tylko po to, żeby chronić osobę Merai. A przecież będąc bękartem, a zarazem ulubienicą swojego brata Ella miała możliwość wyjść za kogoś, kogo by pokochała! Dziewczyna potrzebowała długiej chwili, żeby wszystko ułożyć w swojej głowie.
Zatem sir Gaspard uznał dziecko za swoje. Choć była to wspaniała wieść niosła ze sobą ogromne przytłoczenie dla duszy.
W milczeniu obserwowała poczynania Sonii. Odwinęła się z koca, pozostawiając go na łożu i skorzystała z przygotowanej kąpieli, zanurzając się w gorącej wodzie, a udowadniając swoją samodzielność i brak potrzeby pomocy sama wcierała w siebie zioła i olejki, a następnie umyła dokładnie.
Wytarła się w ręcznik i założyła przygotowaną przez starszą kobietę koszulę.
Wciąż zastanawiała się z jakim nastawieniem podejść do akuszerki, żeby nie podpaść swojemu narzeczonemu, który i tak wiele dla niej już zrobił, jednakże towarzystwo kobiety było dla niej co najmniej zbędne przynajmniej na tę chwilę. Przez te kilka minut Meraya zdążyła już zatęsknić za swoimi służącymi z Północy, za strażnikami, do których miała pełne zaufanie i jej pomocnicami, które służyły nie tylko do założenia ubrań czy kąpieli, ale i rozmów czy plotek.
- Co zrobiono z moimi ludźmi? - spytała w końcu, ignorując przygotowany posiłek i nie mogąc się przemóc choćby do najmniejszego kęsa bułki czy łyczka mleka.
[Ale wiesz że jej styl bycia i rozmowy z mężczyznami jest taki sam w każdym wypadku i będzie się i tak do niego delikaaaaatnie przystawiać? xd Taka ta moja Dalia. Mogę zacząć. W sumie lubię to robić, ale musisz mi powiedzieć, kto ze znajomych Gasparda mógłby wpaść na pomysł wynajęcia mu Dalii.]
OdpowiedzUsuńZawsze kokietująca
Dalia Flowers
[Piszę tutaj, bo na sb wszystko ucieka i nie można się rozpisać. :) Możemy zrobić wątek już po pogrzebie, bo Liadan postanowiła zostać w Casterly Rock ze względu na Jace'a. Pomyślałam, że można oprzeć się na moim i Ery wątku - rozmowie o ojcu dziecka, w której żadna z pań nie wymienia jego imienia. Służąca, która najprawdopodobniej podsłuchiwała, poszłaby zdać relację Gapciowi i wyszłoby na jaw, że to nie jest dziecko mężczyzny, który wcześniej próbował zabić Erę. Gaspard postanowiłby dowiedzieć się od Liadan czyje dziecko nosi jego narzeczona, a Liad oczywiście nie chciałaby mu tego zdradzić. Wyobrażałam sobie, że mogłoby paść wiele ostrych słów pod adresem jednego i drugiego, bo chciałabym, żeby Liad pokłóciła się z kimś i ukazała swoją smoczą stronę. ;)]
OdpowiedzUsuńLiadan
OdpowiedzUsuńNie chciała, żeby traktować ją z taką troskliwością i zapałem jej pomagać. Chciała te wszystkie prace wokół swojej osoby wykonać samodzielnie, bez pomocy lannisterskiej służącej. Chciała też swoich ludzi, a wieść na temat ich powrotu do Winterfell przyjęła ze smutkiem widocznym na twarzy. Została sama w obcym miejscu. Dobrze chociaż, że w Casterly Rock wciąż jeszcze znajdowała się Liadaness Targaryen, która została zaręczona z Jonathanem, bratem Gasparda. Obie dziewczyny darzyły się sympatią i kryły swoje tajemnice.
Na wieść o Miku i Ellie Starkówna wygięła usta w krzywym uśmiechu, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Nie zdążyłaby nawet gdyby chciała, gdyż do komnaty weszła inna służąca wnosząc do środka gruby tom i kładąc go na stoliczku. Meraya podziękowała jej za wieści i nachyliła się nad księgą, gdy Sonia zakończyła czesać włosy i zaplatać warkocze. Era musiała przyznać, że kobieta umiała opiekować się innymi i najwyraźniej robiła to z przyjemnością. Niemniej lady Stark nie czuła się dobrze w jej towarzystwie. Nie mogła się czuć dobrze, skoro tak nagle odebrano jej wszystko, co kojarzyło się z Winterfell. Podniosła w palce karteczkę z liścikiem i na twarz wrócił ten sam krzywy, nieco wymuszony uśmiech co wcześniej. On był taki... Dobry, a zarazem wbijał w jej serce tysiące ostrzy, które przeszywały ją boleśnie i przypominały, że wszystko, co związane z miłością do mężczyzny, którego kocha nie może już istnieć i nie istnieje. Że teraz należy już tylko do niego, do lorda Gasparda Lannistera.
– Bajki – odparła krótko zamykając księgę, po czym odwróciła się spoglądając na wybraną przez akuszerkę suknię. Pokręciła głową. – Potrzeba będzie czegoś bardziej... Lannisterskiego – rzekła, choć te słowa nie przeszły jej łatwo przez gardło. Ale czy miała wybór? Musiała podjąć się gry, której zasady ustalał jej narzeczony i dlatego też wybrała suknię w złocistym kolorze z wyszywanymi wokół dekoltu kamieniami oraz purpurowymi wstawkami, które z kolei przywodziły dziewczynie na myśl smoczy ogień. To przywołało miłe wspomnienia i szczery uśmiech. Szybko go jednak stłumiła, zakładając lekką spódnicę i gorset, nie mogła go ściskać zbyt mocno, ale też nie musiała pokazywać całemu światu, że jest w ciąży. Przez cały ten czas nadal nie tknęła jedzenia.
OdpowiedzUsuńNie chciała, żeby traktować ją z taką troskliwością i zapałem jej pomagać. Chciała te wszystkie prace wokół swojej osoby wykonać samodzielnie, bez pomocy lannisterskiej służącej. Chciała też swoich ludzi, a wieść na temat ich powrotu do Winterfell przyjęła ze smutkiem widocznym na twarzy. Została sama w obcym miejscu. Dobrze chociaż, że w Casterly Rock wciąż jeszcze znajdowała się Liadaness Targaryen, która została zaręczona z Jonathanem, bratem Gasparda. Obie dziewczyny darzyły się sympatią i kryły swoje tajemnice.
Na wieść o Miku i Ellie Starkówna wygięła usta w krzywym uśmiechu, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Nie zdążyłaby nawet gdyby chciała, gdyż do komnaty weszła inna służąca wnosząc do środka gruby tom i kładąc go na stoliczku. Meraya podziękowała jej za wieści i nachyliła się nad księgą, gdy Sonia zakończyła czesać włosy i zaplatać warkocze. Era musiała przyznać, że kobieta umiała opiekować się innymi i najwyraźniej robiła to z przyjemnością. Niemniej lady Stark nie czuła się dobrze w jej towarzystwie. Nie mogła się czuć dobrze, skoro tak nagle odebrano jej wszystko, co kojarzyło się z Winterfell. Podniosła w palce karteczkę z liścikiem i na twarz wrócił ten sam krzywy, nieco wymuszony uśmiech co wcześniej. On był taki... Dobry, a zarazem wbijał w jej serce tysiące ostrzy, które przeszywały ją boleśnie i przypominały, że wszystko, co związane z miłością do mężczyzny, którego kocha nie może już istnieć i nie istnieje. Że teraz należy już tylko do niego, do lorda Gasparda Lannistera.
– Bajki – odparła krótko zamykając księgę, po czym odwróciła się spoglądając na wybraną przez akuszerkę suknię. Pokręciła głową. – Potrzeba będzie czegoś bardziej... Lannisterskiego – rzekła, choć te słowa nie przeszły jej łatwo przez gardło. Ale czy miała wybór? Musiała podjąć się gry, której zasady ustalał jej narzeczony i dlatego też wybrała suknię w złocistym kolorze z wyszywanymi wokół dekoltu kamieniami oraz purpurowymi wstawkami, które z kolei przywodziły dziewczynie na myśl smoczy ogień. To przywołało miłe wspomnienia i szczery uśmiech. Szybko go jednak stłumiła, zakładając lekką spódnicę i gorset, nie mogła go ściskać zbyt mocno, ale też nie musiała pokazywać całemu światu, że jest w ciąży. Przez cały ten czas nadal nie tknęła jedzenia.
Nerina zaklęła szpetnie nie przejmując się tym, że kobiecie nie wypada, ani tym, że tuż obok stał ktoś równie wysoko urodzony. Natychmiast spojrzała na jego dłoń i dostrzegła blady ślad od pierścienia. Spróbowała się wyrwać, ale palce mężczyzny jeszcze mocniej zacisnęły się na jej szyi. W końcu znieruchomiała i wpatrywała się w niego milcząc. Rzeczywiście teraz, gdy się wyprostował wyglądał zupełnie inaczej, bardziej majestatycznie. Nerina z łatwością mogła go porównać do innych szlachetnie urodzonych. Nerina nigdy nie widziała sir Gasparda Lannistera, w ogóle mało znała lwy. Jej ojciec zawsze mówił, że nie jest to towarzystwo dla niej. Nie kłóciła się z nim, choć czytając historie Westeros zauważyła, że owy ród zawsze grał jakąś istotna rolę. Prychnęła na wspomnienie o plotkach. Już samo jej pojawienie się w jakimkolwiek miejscu skutkowało tym, że wszystkie kobiety patrzyły właśnie na nią. Może dlatego, że wciąż pozostawała niezamężna i dość głośno wyrażała swoje opinie.
OdpowiedzUsuń- Cóż, sir – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Wątpię, abyś przed ślubem chciał myśleć o wojnie, a więc radzę mnie puścić. Mój pan ojciec nie będzie zachwycony, jeżeli coś mi się stanie.
Nerina
[Okej, możemy coś pokminić.. Jakieś pomysły, hmm, hmm? >D]
OdpowiedzUsuńMeph
Zerknął na niego.
OdpowiedzUsuń- powtórz to, a jednak znajdę w sobie dość siły byś pożałował tego – burknął jednak uśmiechnął się krzywo, co oznaczało, że bardziej żartuje.
Niby Jonathan nie powinien tez pozbywać się zbroi, jednak chyba nie chciał wykrwawić się, a zbroja swoje ważyła i nie pomagało to w ogóle.
Spojrzał na jakiegoś paskudnie wyglądającego mężczyznę, kiedy ten przyniósł mu coś co miało zatamować krwawienie. Wziął od niego dziwną maść i czysty materiał. Cudem było, ze tu cokolwiek czystego było.
Wtarł maść w ranę i zasłonił materiałem, chwilę się męczył z umocowaniem tego cholerstwa, ale gdy się udało rozsiadł się wyraźnie wygodniej.
- Więc może czas upomnieć się o tron, skoro mamy szansę? Jebać ich wszystkich - spojrzał na niego. Pociągnął łyk gównianego trunku.- Widziałem tego bachora, nie lubi mnie. Jest chyba wściekły, że jego bliźniaczka ma być moja żoną, prawie mi smutno z tego powodu – zakpił wyraźnie.
Przyszły król to jak dla niego mały idiota, dzieciak, którego ktoś załatwi gdy nadaży się okazja. Sam miał jakoś ochotę na to i gdy by ktoś zaproponował mu to, pewnie bez wahania stanął by z tą osoba ramie w ramię.
- Faktycznie, śmierdzisz...a przysuwając się do mnie wcale nie pomagasz.- zapewnił prychając cicho.
[Generalnie to Meph odprowadził jego siostrę na dwór, więc.. Może tak spotkają się po tym po prostu, bo Gaspard zainteresuje się jego osobą?]
OdpowiedzUsuńNa jej twarzy cały czas widniał uśmiech. Bardzo cieszyła się z powrotu brata. Może Gaspard nie był w najlepszym stanie fizycznym, ale dla Maliseei najważniejszym faktem było, że żył i był tutaj obok niej. Rany po jakimś czasie się zagoją i wtedy wszystko będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńMai nie mówiła nic na temat buntu, ponieważ zwyczajnie nie znała się na takich sprawach. Owszem, mogłaby teraz wychwalać umiejętności swojego brata, ale rozmowa o tym wydawała jej się nudna, a także taka, która wywołałaby u najstarszego Lannistera złość. Wiedziała, że mężczyzna po bitwie chce mieć spokój od walk, które rzadko kiedy były łatwe do wygrania.
- Pewnie masz rację, ale nie zaprzestanę zagłębiać się w ich treści - oświadczyła - Widzisz, braciszku. Ty masz swój miecz, aby walczyć nim oraz się bronić, a ja postanowiłam, że moim mieczem oraz tarczą będzie wiedza. Myślisz, że to dobre postanowienie? - spytała.
Uśmiechnęła się czule, kiedy Gaspard zaczął bawić się jej włosami. Była do tego przyzwyczajona i oczywiście nie miała z tym żadnego problemu. Ona czasami mierzwiła włosy braciszkowi, żeby chociaż od czasu do czasu ich ład został zakłócony.
Już miała mu odpowiedzieć, kiedy ujrzała, jak mężczyzna rozlewa wino. Wzdrygnęła się, gdy krzyknął. Podniosła się z łóżka i wzięła szmatkę, po czym przyklęknęła i zaczęła wycierać podłogę, nie wołając nawet służki, aby się tym zajęła. Nie widziała takiej potrzeby ani też nie uważała, żeby taka praca była dla niej hańbą, jak to mogły sądzić inne panny.
- Nie masz za co przepraszać, braciszku - odpowiedziała, gdy podnosiła się z ziemi, odkładając kawałek materiału - Wszystko jest dobrze. Nie przejmuj się niczym - cmoknęła go w czoło, po czym wróciła na swoje miejsce obok niego.
Nie zamierzała kontynuować tematu rozlanego wina. Rozumiała dlaczego Gaspard się tak zdenerwował i nie miała mu tego za złe. Na jego miejscu pewnie jej reakcja byłaby podobna.
- W królestwie zawsze się dużo dzieje - westchnęła cicho - Teraz większość osób mówi o buncie, ale nie tylko. Księżniczki, królowa regentka i król również są na językach. Głównie ludzie mówią o tym, że król nie ma odpowiednich kompetencji, aby nazywać się tym mianem. Nie wierzą, że gdy dorośnie będzie dobrym władcą - powiedziała - A Ty co o nim sądzisz? - zapytała.
Ten pogrzeb był.... Dziwny, emocjonujący, miejscami nawet smieszny, czyli dokładne taki jaki nie powinien być pogrzeb. Po czyim jak po czyim pogrzebie, ale po pogrzebie Nemmera by się tego nigdy nie spodziewała. Owszem, nigdy nie był do końca normalny, ale był to człowiek poważny, z żelaznymi zasadami. Podczas gdy zarówno jego pogrzeb jak i najstarszy syn, o którym tyle słyszała to było jego dokładne przeciwieństwo.
OdpowiedzUsuń- Zaczekaj, Pani! - słyszała za sobą czyjś głos. Zatrzymała się, więc.Okazało się że osobą, która ją wołała był bękarci syn zmarłego niedawno lorda, Jonathan.
Dalia grzecznie dygnęła. Na twarzy mężczyzny malował się uśmiech, którego nie potrafiła w żaden sposób zinterpretować.
- Masz może dla mnie chwilę czasu? - spytał, a owy uśmiech nie schodził mu z ust.
- Dla ciebie, Panie, zawsze... Jednak niezbyt wiele. Księżniczka Nymeria na mnie czeka. Na mnie i na wyjaśnienia.
- Może zaczekać chwile... Zdąży ochłonąć i uspokoić się - zapewnił ją mężczyzna.
- Wiec mów czegóż możesz ode mnie chcieć, Panie.
- Martwię się o mojego starszego brata. Od śmierci ojca wciąż chodzi zmęczony, nieobecny... - wyjawił jej. Choć ona wiedziała już to. Dalia wiedziała wszystko co, gdzie, kto i z kim. Wszędzie miała "swoje ptaszki", które mówiły jej wszystko. Jedni robili to bo wiedzieli jaką skrzętnie ukrytą pod niskim stanem ma władzę i woleli być z nią w dobrych relacjach, a inni ponieważ miała na nich haki...
- Lecz wciąż nie rozumiem jak mogłabym pomóc... - powiedziała udając że nie wie o co mu chodzi.
- Pomyślałem że mogłabyś z nim Pani.... porozmawiać...
- Ah tak... Porozmawiać - powtórzyła z zamyśleniem.
Jonathan wyciągną sakwę.
- A więc niech będzie - odparła zabierając od niego sakwę z pieniędzmi. - Prowadź.
Bękarci brat Lorda Gasparda zaprowadził ją do jego komnat. Strażnicy widząc że to ser Jace ją prowadzi nie odezwali się słowem. Mężczyzna zamknął drzwi.
- Rozbierz się - powiedział lecz nie brzmiało to jak rozkaz. Raczej jak prośba.
Posłuchała go. Mężczyzna mierzył ją przez chwile oceniającym spojrzeniem, jednak uśmiechnął się lekko po chwili.
- Faktycznie. Piękna - powiedział z uznaniem, z jakim mówi się rycerzowi, że świetnie walczy.
Wyjął z szafy piękny karmazynowy płaszcz z wyszytym złotą nicią lwem na plecach. Okrył nią nim. Był na nią za duży, jednak ser Jonathan patrzył na nią z uznaniem. Płaszcz nie był zapięty, więc osłaniał część jej nagiego ciała. Jej porcelanowa skóra i hebanowe włosy pięknie współgrały z czerwienią wytwornego płaszcza.
- Zaczekaj tu na niego - poprosił uśmiechając się w t e n sposób po czym wyszedł z sypialni brata.
Zaraz po tym jak wyszedł Dali usłyszała jego głos zza drzwi.
- Nic, nic, bracie... Po prostu wszyscy składali ci dziś prezenty, więc i ja postanowiłem coś ci podarować.
Dalia Flowers