28 kwietnia 2014

Nadchodzą nowe czasy.

Meraya "Era" Stark

Zdystansowana, chłodna, pełna obaw. Trzynastoletnia córka Lorda Winterfell. Służyła jako dama dworu u Targaryenów, wróciła, żeby poślubić mężczyznę, którego wybrał jej ojciec. Każdej decyzji w pełni posłuszna. Żądna wysokiej pozycji i życia u boku króla. Nie dąży po trupach, lecz trzyma się honoru. Jak każda kobieta za dużo marzy. Z wyglądu niewinna, podobna do matki, wygląd odziedziczyła po niej, ciemne oczy są pamiątką po ojcu. Ubiera się na wzór mody Południa, tak też i stroi swoje ciało, jednakże odkąd wróciła do Winterfell matka surowo zabroniła nie-północnej mody twardo wbijając córce do głowy skąd pochodzi. Walka nad powrotem koloru włosów wciąż trwa. Emocjonalnie wciąż chwiejna, nie jest jeszcze dojrzałą kobietą.

94 komentarze:

  1. [Witam się z administracją i Erą :) Dziewczyny są do siebie podobne, obie posłuszn i grzeczne. No i wiek podobny! Skoro Era była damą dworu Targaryenów, liczę, że panny miały ze sobą styczność. :)]

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam administrację w imieniu administracji c: Mogę sobie wpisać Erę jako narzeczoną? ]

    Zawsze Twój, Gapcio

    OdpowiedzUsuń
  3. [Pomysł jak najbardziej mi odpowiada! Liadan mogłaby ich przyłapać na jakiejś schadzce. :) Reszta wyszłaby już w praniu.
    Mogę zacząć (zwłaszcza, że ty dałaś pomysł), ale dopiero jutro, bo aktualnie korzystam z telefonu, a z doświadczenia wiem, że na nim nic długiego nie napiszę.]

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  4. [Yep, lecimy. Ale jak, gdzie i kiedy, zmieniamy okoliczności czy raczej nie? No i pewnie od jutra dopiero, bo dziś już idę spać teraz c: Znaczy zaraz...]

    Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Może niech spotkają się w Casterly Rock na uczcie zorganizowanej dla nich i ich przyszłych partnerów. Myślę, że to będzie świeża znajomość, bo jednak spora różnica wieku między nimi jest, ale Rendar mógł gościć u Starków, kiedy Era była jeszcze w pieluchach.:-) ]

    Rendar

    OdpowiedzUsuń
  6. Rendarowi do żeniaczki nie było śpieszno, więc dorgę ze Słonecznej Włóczni do Casterly Rock wydłużał najbardziej jak się dało. Lirys może była i piękna i dość mądra, jednak pochodziła od Lannisterów, a Martell za wszelką cenę chciał uzyskać niezależność Dorne od Żelzanego Tronu.
    Gdyby nie jego młodsza siostra Rendar, jak nic spóźniłby się na własne zaręczyny, odwiedzając po drodze kolejne gospody i burdele, gdzie oddawał się swoim dwóm ulubionym pasjom - piciu i zaliczaniu kolejnych kobiet.
    W Komnacie Jadalnej w Casterly Rock posadzono go obok Starkówny, którą kojarzył z czasów, gdyby była jeszcze w powijakach.
    Spojrzał najpierw na nią, a naatępnie na swoją przyszłą narzeczoną i westchnął cicho. Czuł się w tym towarzystwie źle. Nie pasował tutaj i marzył o tym, by wrócić na swoje gorące ziemie. Do kobiet, które go uwielbiały oraz do upałów, które sprawiały, że czuł, że żyje.
    - Czyżby kurczak ci nie smakował? - Zapytał w końcu Merayę, wyciągając zza pazuchy swój sztylet i wbijając go w swoją porcję. - Na twoim miejscu najpierw sprawdziłbym czy nic nie jest zatrute. - Dodał jeszcze z drwiącym uśmiechem na ustach, unosząc sztylet z mięsem do góry i wąchając go przez chwilę. - Ostrożności nigdy za wiele, a ja chciałbym jeszcze pożyć. Moja śmierć byłaby zbyt wielką stratą.

    Rendar

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyna siedziała najbliżej niego, więc nic dziwwnego, że się do niej odezwał. Nie miał ochoty rozmawiać ze swoją narzeczoną, bo i tak nie miał zamiaru się z nią żenić. Nie chciał tego i nie potrzebował, ale skoro ojciec kazał mu pojawić się w Casterly Rocko to Rendar postanowił spełnić choć raz jego prośbę.
    - Może i nie jest zatrute, ale my Dornijczycy wolimy się upewnić. - Odezwał się z uśmiechem, po czym odgryzł kawałek mięsa. Faktycznie było pyszne, chociaż Martell wolał ostrzejsze potrawy. - Dorne jest najgorętszą krainą w Westeros. Najgorętszą i najpiękniejszą. - Odpowiedział na pytanie Merayi z uśmiechem.
    Sam do końca nie wiedział dlaczego z nią rozmawia. Było tu wiele kobiet o wiele starszych i o wiele piękniejszych, ale Rendar wybrał Starkównę. Być może dlatego, że już ją kiedyś widział, a do rodu z Winterfell żywił najcieplejsze uczucia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rendar uśmiechnął się drwiąco do Starkówny.
    - Pani, Dorne jest najgorętszą krainą w Westeros. - Powiedział cicho, siegając po kielich z winem i pociągając z niego spory łyk. Dopiero po chwili przeniósł ponownie spojrzenie swoich zielonych oczu na Merayę. - Twoi Ludzie Północy by nas zdobyć, musieli by pozbyć się grubych futer i pokonać pustynię oraz skaliste wzgórza nie gubiąc się przy tym . - Dodał jeszcze.
    Renadr był dumny ze swojej krainy. Dla kogoś, kto rzadko przebywał w tamtych stronach była to nieprzyjemna i zbytgorąca ziemia. Zdradliwa dla wędrowców i każdego kto chciał ją podbić.
    Martell spojrzał na swoją narzeczoną, która siedziała sztywno na krześle, jakby połknęła jakiś kij i wpatrywała się w swoje złożone na podołku dłonie. Dornijczyk nie sądzil, że kiedykolwiek dojdzie do tego, że będzie musiał poślubić kobietę z Północy. Nie lubił ich. Były zimne i niedostępne, nie to co panny z jego ziem.
    - Byłaś kiedyś pani w Dorne? - Zwrócił się ponownie do Starkówny odwracając wzrok od swojej narzeczonej. - Albo chociaż odwiedziłaś kiedy Słoneczną Włócznię? -Dodał jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Wiesz pani, kiedy trwa wojna ludzie nie myślą o tym, czy dana kraina do czegoś im się przyda, tylko po prostu ją podbijają. - Renadr uśmiechnął się do Merayi. - Zapewneklimat Dorne byłby dla was zbyt gorący i suchy, jednak i taki ma swoje uroki, o których z grzeczności wolałbym niemówić przy damie. -Dodał jeszcze.
    Martell opróżnił swój kielich i skinął na służącego by dolał mu jeszcze. Nie przepadał akurat za tą odmianą trunku, jednak nie zamierzał marudzić. Wolał się upić podawanym tutaj winem niż na trzeźwo obchodzić własne zaręczyny, które miał zamiar i tak w jakiś sposóbzerwać.
    -To wielka szkoda moja pani. - Odezwał się po chwili. - Na pewno spodobałaby ci się nasza kraina. Może jeszcze kiedyś ją odwiedzisz. Wszak jesteś jeszcze młoda i całeżycie przed tobą. - Uśmiechnął się szeroko. - Ja byłem w Winterfell raz. Jakieś dwanaście lat temu i choć uważam tamte ziemie za równie piękne jak Dorne to jednak bałem się, że przy każdym wyjściu na zwenątrz zamarznę. Zwłaszcza, że nie przepadam za zbyt dużą ilością ubrań na sobie, co pewnie widać. - Dodał jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oddech zmienił się w obłoczek dymu. Mimo lata, na północy zawsze było zimniej niż gdziekolwiek indziej, spadał tam czasem śnieg, zwany letnim. Gaspard nie do końca rozumiał, co kierowało ludźmi do wybudowania swoich siedzib na tak odległych i nieprzyjaznych terenach. Nie było tam bogactw naturalnych, jak w Castelly Rock, ani dogodnych miejsc na twierdze, jak Riverrum, ani tez żyznej ziemi i dobrej pogody Wysogrodu. Lasy, wielkie połacie bezleśnych terenów i cisza.
    Gaspard, wraz z pięcioma innymi zbrojnymi, kierował się właśnie do Winterfell, stolicy tej mrocznej krainy i miejsca zamieszkania jego narzeczonej. Nie spodziewał się jej spotkać, słysząc, że jest dwórką w Czerwonej Twierdzy. Mając jednak na uwadze ostatnią swoją wpadkę, gdy zapomniał wysłać posłańca z wiadomością o jego przybyciu i zastał pusty zamek, bowiem wszyscy wyjechali na polowanie, wysłał jednego ze swych towarzyszy, wraz z proporcem Lannisterów do zamku Starków.
    Sam podążał wolniej niż posłaniec, odpoczywał dłużej, dając mieszkańcom czas, na przygotowanie się na gościa. Sam wiedział, co działo się w Castelry Rock, gdy przyjeżdżali goście, choćby nawet jeden ale ważny, a on niestety był ważny. Sam tego nie lubił zbytnio, wolałby być drugim lub trzecim synem, zupełnie bez obowiązków i przyrzeczeń, z większymi możliwościami na szczęśliwe małżeństwo z kobietą którą w jakimś stopniu sam wybierze. Niestety, los chciał, że wisi nad nim tytuł pierworodnego i oczekują ożenienia się ze Starkówną. Nie widział jej nigdy, nie znał i miał nadzieję jeszcze nie poznawać. Droga do Winterfell była tylko szlakiem, którym mógł zawędrować na Mur. Już o jakiegoś czas chciał spojrzeć na Siedem Królestw z wysokości lodowego wału, czując wicher ze świadomością wielkiej przepaści pod nogami.
    Przybył do siedziby Starków dzień po dotarciu do niej posłańca. Zmęczony podróżą, lekko przyprószony pyłem drogi, miał ochotę rzucić się na łóżko i zasnąć. Niestety, czekały go jeszcze powitania i inne niepotrzebne konwenanse, potem ledwo krótki czas na wypoczynek i uczta. Zawsze tak się działo i nie spodziewał się żadnej odmiany. Cóż, zawsze mogło być gorzej.
    Wjechał na koniu, wraz ze swoją piątką ludzi przez otwartą bramę zamku, lustrując fortyfikacje, mrużąc przy tym oczy.

    Najdroższy i zawsze wierny Ci, Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  11. Liadaness uwielbiała przechadzać się po zamku. Kamienne mury kryły w sobie o wiele więcej tajemnic niż jakikolwiek człowiek mógł sobie wymarzyć! Otaczające księżniczkę skały były świadkami historii, tymi, których nikt nigdy nie uciszył i nigdy też tego nie zrobi.
    W przeciwieństwie do innych dam na dworze, Liadaness interesowała się historią Westeros i chciała jak najlepiej poznać to, czego świadkami były otaczające ją skały, trawy i drzewa...
    Była posłuszna. Od zawsze słuchała się matki, nigdy nie sprzeciwiła się ojcu za jego życia. Szanowała wszelkie prawa, w których ją wychowano, była osobą niezwykle religijną i mocno wierzyła w istnienie Siedmiu, którzy panowali nad tym światem i każdą żywą istotą. Modliła się, czekała na dzień, w którym odbędzie się jej ślub. Była grzeczna. Opiekowała się gośćmi, gdy trzeba było, odpowiadała na zadane jej pytania, uśmiechała się do mijających ją ludzi i witała ich krótkim skinieniem głową. Robiła wszystko, czego od księżniczki oczekiwano, starając się przy tym ze wszystkich sił. Ba!, nawet rezygnowała z własnych marzeń, byle uszczęśliwić królową.
    Tym razem postanowiła przejść się, odetchnąć głęboko. Chciała pomyśleć o świecie i swoim życiu z dala od szczebioczących dam dworu. W jej komnacie było zbyt duszno, a niezwykle rzadko uczęszczane korytarze w podziemiach zamku wydawały się miłą perspektywą.
    Zeszła cichutko po schodach - lata takich wypraw nauczyły ją, jak stąpać, by buty nie wydawały nawet najcichszego dźwięku na kamiennych stopniach. Opanowała tę sztukę do perfekcji, lubiła spacerować po zamku nocą.
    Nie spodziewała się, że spotka kogoś w tych korytarzach, ludzie zazwyczaj omijali je szerokim łukiem, jednak już z daleka dojrzała majaczącą się w półmroku złotą czuprynę brata.

    Liadaness

    OdpowiedzUsuń
  12. Zeskoczył szybko z konia. Powitała go jakaś kobieta, ubiorem nie pasująca do szarych i zimnych murów. Dziewczyna, która wyszła przed szereg wydawała mu się bardzo młoda, właściwie uznał ją za dziecko. Również się skłonił głęboko, przez co strzeliło mu cicho w kościach. Nie wiedział, kto to, ale zakładał, że jakaś bliska rodzina Lorda Bękarta lub któraś z córek poprzedniego lorda. Nigdy nie miał pamięci do herbów i rodów, dlatego też zawsze miał przy sobie kogoś kto go wyręczy w żmudnym zapamiętywaniu nazwisk i tytułów. Kiedyś, jako giermek, musiał to umieć, jednak wraz z pasowaniem rycerza postanowił zapomnieć całą to wiedzę. Do machania mieczem nie była mu potrzebna.
    - Witaj, moja pani – rzekł i wyminąwszy ją zgrabnie, podszedł do młodego lorda i skłonił się nisko. – Lordzie.
    - sir Gaspard, prawda? Spodziewaliśmy się większej świty.
    - Nie lubię podróżować z dużą ilością osób. Są wolni i droga się przeciąga.
    - Widzę, że nie mogłeś się doczekać spotkania z narzeczoną – lord Winterfell stwierdził to z dziwnym błyskiem w oku, a Gaspard zastanawiał się o co mu chodzi.
    - Oczywiście, że jestem jej ciekaw…
    - Sam widzisz, że wystroiła się jak szczur na otwarcie spichlerza. – jasnowłosy mężczyzna zdębiał. Aż przystaną w miejscu i zawahał się. Ta dziewczynka? To dziecko? Był na wielu ślubach i widział już tak młode kobiety wydawane za mąż, jednak nie potrafił wyobrazić sobie siebie w łożu z nią… Aż otrząsało go na tę myśl. Przecież była taka drobna i maleńka! A jej twarz? Wyglądała niczym dziecko!
    - Dla mnie taki strój to nic dziwnego, mój panie. Tak ubierają się damy w stolicy – stwierdził cicho, a za namową lorda udał się do przeznaczonych mu komnat, aby odświeżyć się. Później, jak zwykle, miała być skromna uczta.
    Gdy już obmył się z pyłu drogi i potu, założył czysty, aksamitny wams w kolorze purpury ze złotymi lamówkami, całą resztę pozostawiając w czerni. Za cholewę buta włożył nóż, dla bezpieczeństwa. Nigdy nie wiadomo, co może się stać.
    Z czerwonym płaszczem na ramionach zszedł do głównej sali, jednak uczta jeszcze się nie zaczęła, dopiero trwały przygotowania.
    Niepokoiła go myśl o zaślubinach. Dziewczę było tak młode i niewinne. Przystrojone jak rajski ptaszek, nieświadome swej ceny i roli. Jak rajski ptaszek musi błyszczeć i śpiewać, tak ona musi piękni wyglądać i rodzić dzieci. Podświadomie nie chciał jej skrzywdzić, wydawała się mu taka delikatna, mimo, że była lodem północy.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdy zauważył młodą kobietę, która miała zostać jego żoną, od razu do niej podszedł szybkim krokiem, ponownie się kłaniając i jej i maestrowi. Ogolony, z świeżym ubraniu, prezentował się dużo lepiej, choć teraz znacznie bardziej odznaczały się na jego twarzy cienkie niczym pajęcza nić blizny,
    - Pani, wybacz mi moje zachowanie. Nie wiedziałem z kim mam do czynienia, nie chciałem cię obrazić, lady Meraio. – Na potwierdzenie swoich słów wyciągnął w jej stronę wyciągniętą dłoń z leżącym na niej małym pakunkiem z aksamitu. W środku znajdowała się złota spinka do włosów, z kryształkami i drobnymi kwiatkami z ametystu. Podarunek został zakupiony w Dreadfort, zaproponowany przez jednego z jego kompanów. Gaspard nie spodziewał się swej narzeczonej, ale zawsze mogło się zdarzyć, że właśnie ją zastanie. Z gołymi rękoma przybyć nie wypadało. Teraz cieszył się z tej przezorności.
    - Skromny podarek dla pani, z nadzieją na wybaczenie mojej ignorancji i głupoty – Uśmiechał się lekko, mając nadzieję, że jednak początek tej znajomości nie będzie aż tak fatalny. Był od niej dużo starszy, na pewno dwukrotnie. Jakby się postarać, mógłby być jej ojcem.
    Nie przepadał za towarzystwem kobiet, ich gdakaniem, obgadywaniem siebie nawzajem i spiskowaniem, choć wiedział, że często właśnie to prowadzi do zwycięstwa. Przy nich czuł, że to on za chwilę zostanie zaatakowany znienacka i skończy jako topielec z nożem w plecach.

    sir Gaspard Lannister, zawsze wierny sługa

    OdpowiedzUsuń
  14. Ujął jej ramię i dał się poprowadzić do stołu. Dopiero słowa o jedzeniu przypomniały mu że jest dosyć głodny i powinien coś zjeść. Zauważył swoich kompanów, siedzących gdzieś daleko od niego i skinął im tylko głową. Kilku z nich uśmiechało się sugestywnie w jego stronę, spoglądając na Meraię. Tylko wywrócił oczami, licząc że Era tego nie zauważy, bądź uzna, że to nie do niej. Usiadł obok niej, zadziwiony miejscem, ale nie dyskutował. Skinął głową swej przyszłej teściowej i przyszłemu szwagrowi. Rozejrzał się po stole, widząc wiele potraw nieznanych mu i część znanych aż za dobrze. Nie widział niestety nigdzie małży, które były jednym z jego ulubionych dań. Spróbował wina, kołysząc lekko kielichem.
    - Ależ, moja pani, to ciebie mam pojąć za żonę, nie lorda Starka, więc myślę, że nie jest to żaden afront. – Napił się trunku i westchnął cicho, czując jak spierzchnięte gardło oblewa przyjemnie piekący płyn. – Lubię podróżować, lady, choć chyba bardziej przepadam za twoim uśmiechem. – Nie nawykł do prawienia komplementów, więc wątpił, aby wychodziło to naturalnie, przynajmniej na razie. Nałożył na talerz kawał mięsa i spokojnie zaczął jeść. Do tego wziął jeszcze dwie pajd chleba i posmarował masłem. W Casterly Rock częściej używano oliwy. Polewano nią chleb i nakładano nań pomidory.
    - Właściwie to zmierzałem na Mur, spojrzeć z niego na świat, bowiem nie zamierzam cię zmuszać do szybkiego ożenku, jeszcze tak stary nie jestem. – Właściwie to w ogóle nie chciał brać z nią ślubu, wolałby kogoś nieco starszego, ale nie jemu wybierać.

    Gapcio

    OdpowiedzUsuń
  15. [Hej,
    wpadam z dwiema sprawami :)
    Pierwsza chęć na wątek jest? Pamiętam, ze wcześniej jakiś wątek był więc teraz możebyć tez jak chcesz :)
    a druga sprawa to tyczy się postaci...Jonathana i Liadaness, bo z jej autorką chcemy zrobić by doszlo do ślubu tej dwójki. Z przyczyny próby pogodzenia rodów które są w konflikcie...wyciągnięcie jakiś korzyści z tego też dla obu rodów. No i pytanie czy wyraziłabyś zgodę na to? :D

    a tak w ogóle jeszcze ty masz postać na Red Light?]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Zawsze można jakiś nowy pomysł zrobić :) Dziewczyna mogłaby zawędrować do portu i zgubiłaby się, a Jace wiedząc kim jest trzynastolatka zabrałby ją stamtąd bo to nie miejsce dla Ery.
    Co do tego, ze Jace jest bękartem, może i to byłby kłopot, ale Jonathan to taki typowy Lannister przez to że z Lwami jest od zawsze. Mało też kto wypomina mu to. Zobaczę jeszcze raz co sądzi o tym autorka Liadaness i jeśli dalej chce to jednak będzie ślub ;)
    I spokojnie nikt latac nei będzie....chyba że z okna wyleci.. xD

    Tak myślałam, że Debbie to twoja postać, ale nie mogłam sprawdzić bo sobie inteligentnie na kompie zablokowałam kilak blogów T_T Dziś zaczynam walkę z blokadą..]

    OdpowiedzUsuń
  17. Reamonn dostrzegł ją jako pierwszy i jego ramiona mocniej zacisnęły się wokół stojącej obok niego dziewczyny. Liadaness podeszła troszkę bliżej i utkwiła wzrok w jego towarzyszce, starając się ją rozpoznać. Długie włosy opadały jej na twarz, jednak dziewczyna wciąż stała odwrócona do niej plecami, najwidoczniej nie zdając sobie sprawy z obecności księżniczki.
    - Reamonnie. - Głos Liadan był cichy lecz wciąż doskonale słyszalny w całym korytarzu. - Możemy porozmawiać? Teraz?
    Dziewczyna już się odwróciła i to widok jej twarzy delikatnie wytrącił księżniczkę z równowagi. Spodziewała się ujrzeć u boku swego brata każdego - gdy Reamonn wspominał jej, że w jego życiu pojawiła się dziewczyna, Liadaness wyobrażała sobie ciemnoskórą Dornijkę z gorącą krwią i równie gorącym temperamentem. Spodziewała się każdego, tylko nie Merai Stark, jednej z młodziutkich dam dworu.
    Nie miała nic przeciwko takim schadzkom - rozumiała, że jej brat chce mieć własne życie i nie wtrącałaby się, gdyby wybrał sobie piękną córkę Tullych czy jeszcze piękniejszą Tyrellównę, ale nie mieszkankę Północy. Nie Starkównę, do której rodu królowa wciąż żywiła urazę.
    Musiała poważnie porozmawiać nie tylko z Reamonnem, ale także z panną Meraią.

    Liadaness

    OdpowiedzUsuń
  18. Spojrzała z powagą na Meraię Stark, a jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.
    - Meraio, bądź tak miła i zostań tu, proszę - powiedziała miękko i dopiero wtedy przeniosła wzrok na swojego brata, który chyba nie wiedział, jak ma postąpić.
    - Reamonnie - zaczęła poważnym tonem. - Doskonale wiesz, że zawsze po twojej stronie, ale...
    Nie wiedziała, jak ubrać w słowa to, co chciała powiedzieć, by brzmiało ładnie, miło i kulturalnie.
    - Wybacz mi, proszę, ale chyba doskonale zdajesz sobie sprawę, jakie zdanie ma na temat Starków nasza matka? - spytała, wiedząc, że on wie. Nie potrzebowała na to odpowiedzi. Z Reamonnem potrafiła porozumiewać się bez słów, znała go na wylot, tak samo jak on ją. Zawsze byli ze sobą blisko i się wspierali. Między nimi od zawsze istniała niezwykle silna i nierozerwalna więź, której Liadan nie chciała naruszać.
    - Czy nie sądzisz, że pani matka nie będzie zadowolona, gdy się dowie o tym spotkaniu? - spytała po raz kolejny. - Oraz zapewne wielu innych.

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  20. Liadaness westchnęła cicho. Od razu wiedziała, że niewiele zdziała dzięki jakiejkolwiek rozmowie - Reamonn potrafił być nadzwyczaj uparty, a ona miała szansę się o tym przekonać niezliczoną ilość razy. Przekonanie brata do czegokolwiek było niemałym wyzwaniem, ale i tak je najbardziej się słuchał zbotaczających go ludzi.
    - Ale nadal jest twoją matką - powiedziała delikatnie. - I jak wszystkie matki chce dla swoich dzieci jak najlepiej. Przez co czasem przesadza.
    Liadan miała na myśli towarzyszące im straże. Bardzo ciężko było się uwolnić od towarzystwa gwardzistów, których królowa wysłała, by strzegli jej potomstwa. Cudem był fakt, że Reamonnowi udawało się utrzymywać ten związek w tajemnicy przed matką przez tak długi czas.
    - Reamonnie - zaczęła z powagą. Chciała wspomnieć, że czasem nienawiść bywa zbyt silna i nie da się jej zniszczyć od tak. Nie powiedziała tego, spoglądała przez chwilę bratu prosto w oczy.
    - Musisz ją na to prygotować - oznajmiła cicho. - Nie sądzę by była taka chętna na ten ślub, biorąc nawet pod uwagę fakt, iż niedługo zostaniesz królem.
    Przeniosła wzrok na drobną postać Marei Stark. Uśmiechnęła się do niej delikatnie.
    - Mogłabym porozmawiać z lady Merayą... na osobności?
    Pytała ze zwykłej grzeczności, bo zdanie brata na temat takiej rozmowy jej nie obchodziło. Chciała porozmawiać z panną Stark i nawet przyszły król Westeros nie odwiódłby jej od tego.

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  21. Liadaness pochyliła głowę przed bratem. Była gotowa mu pomóc i przy najbliższej okazji zamierzała pomówić z matką na temat przyszłości Reamonna. Nie miała serca zostawić brata na przysłowiowym lodzie, zbyt był jej bliski.
    Uśmiechnęła się do Merai i wyciągnęła dłoń w jej stronę.
    - Przejdziesz się ze mną, pani? - spytała łagodnym tonem, nie spuszczając z młodej Starkówny wzroku. Nigdy nie zwracała na nią zbytniej uwagi i traktowała jak inne damy na dworze - z szacunkiem, ale jednocześnie obojętnością. Nigdy nie odczuwała potrzeby zdobycia przyjaciółki wśród dam, wystarczało jej towarzystwo Reamonna i Laenerys. Postanowiła, że musi zacząć częściej rozmawiać z Mareyą - a nuż okaże się ona osobą idealną do towarzystwa Liadaness!
    Ruszyła długim korytarzem. Chciała opuścić lochy, chłodne wnętrze nie należało do najlepszych przy prowadzeniu takich rozmów.
    Skierowała się w stronę zamkowych ogrodów.
    - Czyż to miejsce nie wygląda pięknie nocą? - spytała, spoglądając na Merayę. Ogrody królewskie zawsze były zadbane i wielu w dzień prychodziło, by zachwycać się ich pięknem. Zdaniem Liadan jednak dopiero w nocy w pełni widać było ich urok, a w powietrzu dało się wyczuć nutę tajemniczości.
    Kilku gwardzistów obserwowało damy z uwagą, zachowując jednak dystans. Liadan dała im do zrozumienia, że nie życzy sobie, by im przeszkadzano.
    Zajęła miejsce na jednej z kamiennych ławek i spojrzała na Mareyę wyczekująco.
    - Może usiądziesz?

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  22. Gaspard szybko odstawił kielich od ust, nie chcąc zakrztusić się od tłumionego śmiechu. Słyszał o lodowatych stosunkach wśród Starków, które mroziły bardziej niż panujący tu klimat, ale tego się nie spodziewał. To była jawna niechęć, którą czuło się kilka staj na przód. Pokiwał tylko głową, udając, że nie zrozumiał docinki, jednak wyraz jego oczu świadczył jasno, że robi to tylko, aby nie urazić przyszłej małżonki ani jej rodziny.
    - Mogę zaproponować mu jedynie Malissei, bowiem ona jedyna nie ma jeszcze narzeczonego – uśmiechnął się do Ledera – Wolałbym jednak widzieć ją z kimś pełnej krwi, jak ty, panie.
    Gardził polityką, co nie oznacza, że jakoś się nie mieszał, nie knuł intryg i nie dbał o swoje interesy. Rozmawiając z Lordem Victorianem traktował go jak równego sobie, widząc jednak niechęć brata, w rozmowie z nim skupił się na tym fakcie. Trzeba ratować się tym, co jest pod ręką, a tu miał jedynie swój język i sztylet w cholewie.
    - Jeśli jest taka wola, chętnie przystanę na twe towarzystwo na Murze, lady. – Spodobało mu się, że chce tam zajechać. Większość kobiet jakie poznał, wolało słuchać bardów przy ciepłym płomieniu i wyszywać płaszcze, niż gdziekolwiek pojechać. Ucieszyło go to wielce, choć musiał przyznać, że i tak dopisywał mu humor, widząc, że Starkowie nie potrafią się opamiętać nawet przy gościach. Nie czuł się tym zrażony, ale osłabienie jednego rodu powodowało wzniesienie się Tegu drugiego, a szanse były wyrównane dla każdego rodu, chyba, że któryś dowiedział się o niesnaskach i zgniliźnie wewnątrz trochę wcześniej.
    - Możesz mi pani podpowiedzieć więc, jakie ubrania wziąć w tę krótką podróż i których stajennych wypytać o paszę dla zwierząt. - Skończył jeść kurczaka i sięgnął po jabłko. Powoli i dokładnie obierał je nożem ze stołu.

    sir Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  23. Rozkroił jabłko na dwie połówki, a później na ćwiartki. Bardzo dokładnie wyjął gniazdo nasienne, uważając, aby ani jedna pestka nie została na soczystym miąższu. Oddzielił obierki od dobrej części na talerzu i pokroił jeszcze cieniej, na plasterki. Wziął jeden, po czym podsunął pokrojony owoc Merai.
    - Myślałem tylko przenocować tutaj i wyruszyć dalej, pani. Nie spodziewałem się ciebie tutaj, lady, słyszałem, żeś w Królewskiej Przytani. Jeśli jednak potrzebujesz więcej czasu na przygotowanie, wyruszymy, gdy będzie ci to odpowiadało, pani – skonsumował kawałek owocu i sięgnął po kolejny. Zauważył, że lord Stark powstał ze swojego miejsca, więc skierował swój wzrok na gospodarza. Widząc niepewny wzrok narzeczonej i sugestywne spojrzenia kierowane ku Lederowi, zamierzał w razie czego uratować sytuację. Upewnił się, że w kielichu ma dość wina, by wznieść toast i czekał.
    Zdawał sobie sprawę, że to może wzbudzić przychylność obu stron tego konfliktu, a tego właśnie potrzebował. Niesnaski miedzy Starkami, a Lannisterami ciągnęły się od wieków, a każdy sposób był dobry, by to zmienić. Potęga północy i bogactwo Lannisterów… Mimo, że jeszcze sto lat temu myślano, iż kopalnie żyły złota się wyczerpały, nie tak całkiem dawno odnaleziono kolejne, nowe, większe i zasobniejsze. Lwy odbiły się od dna, a razem ze Starkami mogliby sięgnąć po największe bogactwo, perłę pereł i diament w koronie. No właśnie, w koronie, która spoczęłaby na głowie Gasparda jako króla na Żelaznym Tronie. Wtedy jego żona, Era, zostałaby panią nad paniami, królową Siedmiu Królestw. To było coś, o czym marzyła każda kobieta, ale Meraya jako jedna z nielicznych miała szanse na spełnienie tego marzenia.

    sir Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  24. Jonathan starał się być jak najdalej od tego co działo się w Casterly Rock, miał swoje problemy i naprawdę nie chciał się mieszać w nic więcej. Nie mniej kiedy Meraya Stark zniknęła tak nagle, dużo osób spanikowało. Próbowano ją znaleźć, ale szukano w złych miejscach.
    Jace w końcu raczył się ruszyć, nie biegał bez celu jak większość. Jeśli Meraya szukała spokoju i samotności to mogła pójść w jedno miejsce, nawet jeśli nieświadomie tam podążyła to Jace spodziewał się, że właśnie tam znajdzie dziewczynę.
    Poszedł na plażę, opierając rękę na rękojeści miecza szedł wolno po piasku.
    W końcu znalazł dziewczynę, stała po kostki w wodzie.
    - Merayo, długo cię nie było. Wszyscy się denerwują – odezwał się gdy był już blisko dziewczyny. Przystanął kawałek od niej, nie patrzył jednak na dziewczynę, a spoglądał spokojnie na horyzont. Brakowało mu otwartych wód, tego wiatru. Przez moment pogrążył się w zamyśleniu, dopiero później spojrzał na Merayę.

    OdpowiedzUsuń
  25. Słuchał jej słów uważnie, kącik jego ust uniósł się ku górze. Nie potrafił zdobyć sie na uśmiech mocniejszy niż już był. Pokiwał powoli głową.
    - Najgorszym z błędów jest szukanie daleko. Ludzie bardzo często popełniają tą gafę, zamiast szukać tam gdzie spokój odnajduje każdy - odparł spokojnie.- Nie wiem czemu, ale wiedziałem, ze tu będziesz. To miejsce...tutaj jedynym dźwiękiem jest ryk fal uderzających o skały. Żadne słowa nie zakłócają melodii wody - dopowiedział zaraz.
    Podszedł nieco bliżej, ale nie wszedł do wody.
    - Dalej cię szukają i już wystarczająco długo. Mój brat chyba najbardziej odchodzi od zmysłów, a przynajmniej tak wygląda...sam już nie wiem kiedy on naprawdę jest zdenerwowany - odpowiedział jej malo konkretnie, ale lepiej nie dał rady.

    OdpowiedzUsuń
  26. Gestem pokazał jej by szła przodem, kiedy dziewczyna ruszyła w drogę powrotną podązył jej śladem. Po paru minutach zrównał z nią krok.
    - Faktycznie nie chcemy - odparł dopiero teraz.
    Nie był ostatnio najlepszy w rozmowach, był zbyt spięty i ponury. Nie potrafił tak dobrze operować słowem.
    Zatracił swoją umiejętność manipulacji, ubolewał nad tym jego ojciec. To Jace zwykle wysyłany był by coś wynegocjować, osiągnąć cel oferując złudne korzyści drugiej stronie.
    - Mogę wiedziec co skłoniło cię do ucieczki przed towarzystwem? - zapytał nagle przerywając ciszę jaka zapanowała.
    Nie naciskał, nie musiał dostać odpowiedzi. Chyba nawet tak naprawdę nie potrzebował jej.

    OdpowiedzUsuń
  27. Przytaknął, gdy usłyszał pytanie z ust lorda Bękarta. Uniósł kielich i nie czekając aż wybuchnie jakaś słowna potyczka wstał ze swego krzesła.
    - Dziękuję ci lordzie za gościnę, tak samo jak wam wszystkim. Chcę wznieść toast za Winterfell, które okazało się cieplejsze niż niejeden zamek na południu. – Skłonił głowę najpierw w stronę Victoriana, później zaś Merai, dopiero wtedy wychylił kielich. Niech się cieszą, ma gest! Pierdolenie - pomyślał, siadając na swoim miejscu, uważając, by peleryna zwisała z oparcia, a nie był pognieciona pod jego tyłkiem - Kłanianie się, toasty, a tak na prawdę wszyscy by się powyrzynali jak banda dzikusów, powstrzymuje ich tylko kurtuazja i kilka bazgrołów zapisanych na papierze. Gdyby tak to wszystko mogłoby nie obowiązywać choć godzinę, gdyby zostały zniesione na tak krótką chwilę wszelkie prawa ludzkie i boskie, w całym świecie, nie tylko w Westeros, nie pozostałby nikt.
    Mimo tka ponurych myśli, wyraz twarzy miał łagodny, choć psuły go trochę blizny na twarzy. Opierał się łokciem na stole i mieszał wino w kielichu, kręcąc nim delikatnie.
    - A więc, lady, kiedy byś chciała wyruszyć na Mur? – zapytał w końcu, bowiem nie ustalili niczego. On musiał mieć wszystko przygotowane, wyznaczone, nie lubił chaotycznego postępowania. Czasem może i mogło być dobre, jednak na dłuższą metę przegrywało z kretesem w starciu z ładem i strategią.

    Sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  28. Gdy się podniosła, on również wstał. Pokiwał głową w zrozumieniu, samemu oznajmiając, że niedługo i tak sam uda się na spoczynek, bowiem i on jest zmęczony. Nie musiał dodawać, że blizny nie były stare, a on sam odczuwa jeszcze skutki ostatnich dwóch bitew, które wydarzyły się całkiem niedawno. Życzył jej dobrej nocy i wrócił jeszcze na chwilę do stołu, rozmawiając z Lederem na tematy wojny i sztuki walki. Później nakazał swoim ludziom załatwić wszystkie sprawy dotyczące wyprawy i dowiedzieć się ile służby weźmie lady Meraia.
    Gdy tylko przyłożył głowę do poduszki, odpłynął w sen bez marzeń. Nie tylko kobiety je miały. On sam widział siebie jako króla na żelaznym tronie, władcę Westeros, który wie, czego chce i nie nęka niesprawiedliwie różnych rodów. Gaspard czuł pewną awersję do Targaryenów, gdyż to oni zabili lady Cersei, kobietę, która uratowała ród Lannisterów przez swe dzieci, to oni wpadli do Siedmiu Królestw, choć ich władanie się zakończyło, a było okrutne i zepsute.

    Następnego dnia wstał rześki i wypoczęty. Musiał przyznać, że w twierdzy Starków panowała podobna atmosfera co na Lwiej Skale, te same przeciągi i chłód. Tylko widok z okna inny, choć podobny. Tam bezkres morza przecięty skałami, tutaj bezkres puszcz, przecięty wrzosowiskami.
    Odział się wygodnie, bez zbędnych ozdób. Niestety, odzież była tak gruba, że nieco krępowała ruchy. Zdecydowanie wolał lekkie sukna z południa, choć futra tak przyjemnie muskały skórę. Gdy wyszedł na dziedziniec, jego ludzie byli już gotowi, podobnie jak służba Starków. Dokładano tylko ostatnie rzeczy i czekano na Gasparda i Meraię oraz jej służące.

    Twój ulubiony, Gapcio

    OdpowiedzUsuń
  29. [Ooo Matko, już sobie wyobrażam, co Reamonn odstawi, jak się dowie, że jego luba się hajta. I to na dodatek nie z nim xD]

    Reamonn | Victorian

    OdpowiedzUsuń
  30. Widzą strój lady Merai uniósł zdziwiony brwi. Widywał już kobiety z północy ubrane w ten sposób, jednak były to tylko i wyłącznie wieśniaczki. Szybko opanował wyraz twarz, licząc, że nikt go nie zobaczył i nie obrazi się z tego powodu. Podszedł do Lorda Victoriana i reszty Starków, kłaniając się nisko. Część z nich mimo wczorajszej uczty, podczas której między nim, a Wilkorami nie doszło do żadnej sprzeczki, nie wyglądała na zadowoloną z obrotu sprawy, zwłaszcza lady Stark, matka Merai.
    - Oczywiście, lady, możemy już jechać, jeśli jesteś gotowa, pani. – podszedł do niego jeden z czerwonych płaszczy, rycerz Lannisterów i szybko przekazał, że wszystko gotowe i są przygotowani do drogi, która zajmie im około dwóch, trzech dni.
    Wiedział, że podczas tej podróży może zdarzyć się wszystko, zdawał sobie z tego sprawę dość jasno. Kobieta może go znienawidzić, polubić, postanowić uprzykrzyć mu życie do reszty lub zmienić swoje zdanie na temat Lannisterów.
    Zapewne ku zdziwieniu wszystkich, odprowadził Meraię do konia i pomógł jej wsiąść na wierzchowca. To pierwszy raz gdy w ogóle dotknął ją, nie licząc podania ramienia gdy podchodzili do stołu.
    Samemu później dosiadł bojowego rumaka, na którym przybył do Winterfell i nakazał swoim wojakom ruszyć. Wyjechali przez bramę zamku i ruszyli na północ. Chwilę rozmawiał ze swoją świtą, która składała mu raport z poczynionych przygotowań. Jeden z nich poprosił maestra o wysłanie kruka do Czarnego Zamku, aby ich zapowiedzieć.
    Gdy skończył, zrównał się ze Starkówną i jej służącą. Nie wiedział jednak, jak zacząć rozmowę, wiec po prostu milczał, wpatrując się w zachmurzone niebo.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  31. Gaspard chłonął wzrokiem widoki, widząc je pierwszy raz w życiu. Wcześniej podróżował na południe, do krain wręcz płonących ciepłem i równie gorących kobiet, zimne skały były mu obce, ale równie intrygujące co tamta spiekota. Był ciekawy, dlaczego lady Meraia zdecydowała się na konia, a nie powóz. Wiedziony ciekawością po prostu zapytał:
    - Nie wygodniej by było ci, pani, w powozie?
    Utrzymywał cały czas równe tępo, aby konie tak szybko się nie zmęczyły. Poklepał od niechcenia swojego wierzchowca. Walczyli razem wiele razy i podróżowali przez wiele krain. Choć nie nadał mu żadnego imienia, wybierał go zawsze, gdy gdzieś się wyprawiał. Lubił go, znali się doskonale. Kary ogier w pełni rozumiał jeźdźca. Może dlatego, że znali się od źrebiecia?

    Sir Gaspard

    [przepraszam, że tak krótko]

    OdpowiedzUsuń
  32. [Ogólnej dramaturgii będzie co niemiara, tyle ci mogę na razie obiecać ;)]

    Reamonn | Victorian

    OdpowiedzUsuń
  33. Niezaprzeczalnie musiał stwierdzić, że jej słowa były prawdą. Dzikość nadawała majestatu temu miejscu, królowała tu zima, potężna królowa. Gaspard nigdy nie sądził, by taki krajobraz mógł mu się spodobać, jednak ku własnemu zaskoczeniu uznał, że w każdym widoku jest coś urzekającego, co można pokochać. Dawniej nie rozumiał, dlaczego ludzie pozostają na północy, zamiast przesiedlić się na bardziej wolne tereny.
    - Twoja straż mówi, że wieczorem powinniśmy pojawić się niedaleko Długiego Jeziora, lady, o ile utrzymamy takie tempo. Czy odpowiada to pani, lady Meraio? – Nie zamierzał dopuścić, aby wrobiła sobie o nim negatywną opinię, zwłaszcza gdyby miałaby być to etykieta nie troskliwego gbura.
    - Castelry Rock również nie jest miejscem pełnym ogrodów. To twierdza, która ma być niezdobyta, a nie piękna. Wciąż słychać szum fal, bardzo wiele i jest mnóstwo skał. Najbardziej strojna jest krypta, cała wyłożona złotem. Gdy byłem dużo mniejszy, próbowałem odłupać kawałek podłogi. – Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie jakie lanie sprawił mu jego fechmistrz, gdy przyłapał go na gorącym uczynku. Zaraz jednak spoważniał, zdając sobie sprawę, jaka dzieli ich różnica wieku. Był wtedy tylko trochę młodszy od niej, a od tego czasu minęło mnóstwo lat, pojawiły się i odeszły aż dwie zimy.

    sir Gapcio

    OdpowiedzUsuń
  34. [Oba pomysły mi się podobają. Aż za bardzo. Wybacz, ale będziesz musiała wybrać sama xD]

    Reamonn | Victorian

    OdpowiedzUsuń
  35. [Pikanteria zawsze na miejscu.
    Zaczęłabym, ale z pewnych źródeł wiem, że mogę nie mieć czasu i chwilowo inteligentu, więc, jeśli to nie problem...]

    Reamonn | Victorian

    OdpowiedzUsuń
  36. Gaspard wzruszył ramionami, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Poprawił ciepły, karmazynowy płaszcz podszyty futrem, spoglądając na kobietę. Chwilę się zastanowił na odpowiedzią.
    - Tradycja. Ta sala była taka od powstania twierdzy, więc lordowie ją remontują, uzupełniając złoto. Oprócz tego pcha ich do tego próżność i chęć wyróżnienia się czymś, przez co stają się tacy sami jak reszta. Wy, Starkowie macie podziemną kryptę, w Riverrum ciało spływa rzeką, podpalone przez łucznika, a my zatapiamy się w złocie.
    Nagle podjechał do niego jeden ze strażników Starków, który był dowódcą straży przedniej. Widać, że był zdenerwowany, w dłoni trzymał obnażony miecz.
    - Zawracać, zawracać! Dzicy! – krzyczał, co sił w płucach. Jechali może z dwie godziny, a tu taka niemiła niespodzianka. Dzicy tak blisko Winterfell, stolicy Północy. Co tez się wyprawia na tym Murze, że dzicy zachodzą tak daleko w głąb naszej ziemi?
    Gaspard spiął konia i wyciągnął miecz z pochwy przytroczonej do siodła. Szybko wydawał rozkazy.
    - Lady, jedź, szybko w kierunku zamku! – z całej siły uderzył w zad jej konia, aby ten popędził w odpowiednim kierunku. Wszyscy zawrócili wierzchowce i pędem pogonili w stronę z której się udali, ale Gasaprd wpatrywał się jeszcze chwilę w trakt, jakby wahał się, czy nie rzucić się w wir walki. W końcu jednak spiął konia i ruszył galopem za resztą, obracając się co rusz jednak. Coś świsnęło mu koło ucha. Strzała. Aż tak blisko?

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  37. Zgubił strażników matki gdzieś między salą tronową a pałacową biblioteką.
    Było późno. Dobre kilka godzin po zachodzie słońca. Światło księżyca, serbrzyste jak włosy Daenerys Targaryen, matki rodu, wpadało przez strzeliste okna i wypełniało korytarze swym magicznym blaskiem, malując na posadzkach fantazyjne wzory i pogłębiając zalegające w każdym z przejść cienie. Réamonn pojmował już, dlaczego jego siostra tak bardzo lubi noc.
    Przemykając w mroku korytarzy, książę zdawał się niemal zlewać z ciemnością, która spadła na zamek wraz z zachodem słońca. Nocą trudniej było mu trafić do komnaty Merayi i parę razy zgubił już drogę. Rzadko kiedy snuł się popałacu po zapadnięciu zmroku, a schadzki, które zakończyły się nagle parę tygodni temu, najczęściej miały miejsce gdzieś, gdzie oboje mogli trafić bez większego trudu. Na dodatek Réamonn nienajlepiej znał drogę do komnat dam dworu. Fakt, że wychowywał się w Czerwonej Twierdzy, lecz najczęściej pozostawał w tej części zamku, która interesowała go najbardziej - części mieszczącej w sobie bibliotekę, salę tronową, zbrojownię i dziedziniec, na którym mógł ćwiczyć z fechmistrzem.
    Idąc arkadą otaczającą pałacowe ogrody, wśród mroku mignął mu rąbek białej sukni. Książę wiedział świetnie, że i jego siostra nie udała się tego wieczora na spoczynek. Gdyby chciał, mógłby wraz z nią ponapawać się spokojem i czystym pięknej cichej nocnej pory. Liadaness zawsze rozumiała go lepiej niż ktokolwiek inny, potrafiła wesprzeć go, gdy tego potrzebował, przynieść płomień nadziei i pocieszenia... Przyspieszył kroku. Miał ważniejsze sprawy na głowie.
    Wreszcie udało mu się znaleźć drogę do odpowiedniego skrzydła. Korytarz pogrążony był w mroku tak głębokim, że młodzieniec bez trudu zauważył smużkę światła sączącą się przez szczelinę pod jednymi z wielu drzwi. Uśmiechnął się do siebie. Zupełnie jakby na niego czekała.
    Réamonn nigdy nie należał do osób cierpliwych. Najchętniej otworzyłby drzwi kopniakiem, wpadł do środka i wziął Erę w ramiona, jednak wpajane od dziecka zasady kazały mu najpierw zapukać. Nie czekał, aż dziewczyna pozwoli mu wejść lub sama otworzy; kocim ruchem wślizgnął się do środka i oparł plecami o drzwi, stojąc twarzą w twarz z osobą, której powrotu wyczekiwał niecierpliwie od momentu jej zniknięcia. Zostawiła mu list, tylko krótki list, który i tak niewiele mu wyjaśnił, a mimo to nie umiał być zły, choć wiedział, że powinien. Nie umiał. Nie na nią.
    Przez chwilę w ciszy mierzyli się wzrokiem; ona, z zaskoczeniem w swych ciemnych oczach, on z delikatnym, pełnym zachwytu uśmiechem godnym łatwowiernego dziecka, a nie czternastoletniego następcy tronu.
    Wszystko wokół zamarło w bezruchu; nawet wiatr nie śmiał poruszać kotarami w oknach.
    Książę drgnął pierwszy. Uśmiech na jego ustach poszerzył się, gdy Réamonn kilkoma krokami pokonał dzielącą ich odległość. Era miała na sobie jedynie szlafrok, a pod nim cienką koszulę nocną, ale mało go teraz obchodził jej ubiór. Liczyło się to, że jest tutaj, przy nim. I choć wiedział, że nie zostanie długo - ot, kilka dni, jeśli mu się ją do tego namówić - to jednak nie umiał powstrzymać radości.
    - Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem - wyszeptał czule, ujmując w dłonie jej drobną twarzyczkę i całując ją w czoło.

    Reamonn, always yours

    OdpowiedzUsuń
  38. Przeklinał w myślach, jak szewc. Warknął, wręcz ryknął zły, gdy zobaczył, jak kobieta spada z konia. Uderzył ostrogami rumaka mocniej i omal nie stratował przygotowujących się żołnierzy. Kurwa, w dupę kopana, septa spróchniała, a żeby ich wszystkich parchy porosły! syczał w myślach, zeskakując z konia.
    - Szpaler, bronić Lady! – krzyknął, zachrypniętym z nerwów głosem. Wbił w ziemię miecz i bezdusznie chwycił kobietę pod pachy i postawił do pionu, nie patrząc czy coś jej stało. Teraz musieli bronić jej życia. Poczuł dziwne stuknięcie. Strzała wbiła się w gruby płaszcz na plecach. Chwycił za ramię jednego z żołdaków Starków, który miał na sobie zbroję.
    - Wsiadaj na konia, bierz lady do przodu. Chroń ją. – Choć nie miał na sobie zbroi, jedynie gruby wams i płaszcz, schwycił miecz, aby bronić drogi do Winterfell. Nie patrzył czy żołnierz wykonał jego rozkaz, Czuł tylko złość, wrzącą w głębi jego duszy, wylewającą się i przelewającą na miecz. Bolało go, że ledwie poznał lady, już wydarzyło się coś takiego. Wprawdzie nie było to jego winą, lecz braci z Nocnej Straży, jednak czuł się winny. Zgodził się, by mu towarzyszyła, narażając ją na takie niebezpieczeństwo.

    Sir Gaspard zwany Zazdrosnym

    OdpowiedzUsuń

  39. Przybiega do ciebie maester, wyraźnie zdyszany i zaniepokojony. Najwyraźniej jesteś pierwszą osobą, którą napotkał na drodze. Jego łańcuch podzwania cicho, jakby zapowiadając przyszłe nieszczęście.
    – Kruk… Z Casterly Rock, moja pani – dyszy ciężko i wciska ci do ręki zwitek pergaminu. Bez słowa wyrywasz mu go z ręki, niesiony ciekawością i pewną dozą irytacji wobec bezpośredniości starego człowieka. Rozwijasz karteczkę i czytasz. Twoje brwi unoszą się ku górze.

    Wraz ze wschodem dnia dzisiejszego odszedł do łaski Siedmiu lord Casterly Rock, Nemner Lannister. Czuwanie w sepcie oraz ceremonia pogrzebu, mające uczcić Namiestnika Zachodu, odbędzie się…

    Poniżej zapisano datę, ale i tak już wiesz, że przeniesiesz góry, aby pojawić się w samym centrum tego przedstawienia. Już w myślach wybierasz najprzedniejszą suknię i klejnoty. Otrząsasz się. Liczysz na wielką pompę i mnóstwo ludzi.

    Wątek Grupowy

    OdpowiedzUsuń
  40. Walczyli i zabijali. Jechali powoli na mur, a galopujący jeździec przebył tę drogę znacznie szybciej. Jednak nie dość szybko. Musieli ratować się ucieczką, wszyscy, bez wyjątku. Starkowie i Lannisterowie, ramię w ramię uciekali przed niespodziewanym ostrzałem. Dzikich było dwudziestu co najmniej, większość wyposażona w łuki. On ich nie mieli. Gdyby nie gruby płaszcz, Gaspard skończyłby źle bez zbroi.

    Gdyby zaś nie makowe mleko, całe Winterfell słyszałoby jak wyciągają strzały z jego nogi i ramion. W bólu dyktował maestrowi list, który miał zostać posłany do Nocnej Straży, jasno wyrażający złość i gniew Gasparda na ich niesubordynację i lenistwo. Wyraził swoje powątpiewanie na temat odpowiedzialności dowódców i oznajmił, że upewni się, aby wyciągnięto z tego konsekwencje.

    Tydzień przeleżał w komnatach Winterfell, nie wpuszczając nikogo oprócz Lannisterskich żołnierzy. Nawet służba nie miała do niego dostępu. Gdy w końcu wstał (po ranach z ostatnich bitew, te wydawały mu się niewielkie), chodził w kółko całymi dniami, nerwowo zaciskając pięści i pisząc różne listy, które od razu darł i wrzucał do kominka. W końcu zdecydował się wyjechać po cichu z Casterly Rock. I tak narobił wystarczającego zamieszania.
    Kazał wysłać lady Merai bukiet kwiatów z przeprosinami za nieudaną wycieczkę, za możliwe okaleczenie i swoje zniknięcie, które nie jest sprowokowane nią. Nie sądził, że spotkają się tak szybko…

    sir Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  41. Wiadomość o śmierci ojca dopadła go w drodze. Spadło to na niego jak grom z jasnego nieba. Przez pół drogi nic nie jadł i mało się odzywał. Jego ojciec jaki był, taki był, ale nie można powiedzieć, że nie troszczył się o dzieci. Gaspard pędził co koń wyskoczył, aby być w tych chwilach ze swoim rodzeństwem, zwłaszcza z Mai, kochaną siostrzyczką.
    Na dworze, mimo że był lordem jeszcze nieoficjalnie, już musiał zawiadamiać wszystkim, a najbardziej przygotowaniami do pogrzebu. Przez całe zamieszanie omal nie pominął wiadomości o przyjeździe jego narzeczonej. Musiała wyruszyć niedaleko za nim, skoro przybywała tak wcześnie.
    Lady Stark już zdążyła pojawić się na placu, gdzie służba, w czarnych koszulach lub chustach nagłowie, rozwieszała proporce Lannisterów z kirem. Oderwał się od prac papierkowych, które niedokończone przez jego ojca, musiały zostać wypełnione natychmiast i zbiegł po schodach, czując ból w udzie. Mięśnie nadal się nie zagoiły i kuśtykał nieco na prawą nogę. Cały odziany w czerń, nieogolony, z podkrążonymi oczami, powitał lady Meraię głębokim ukłonem. Nie miał zdobnego płaszcza, wams prosty, aby nie powiedzieć, że ubogi. Tylko na palcu sygnet rodowy.
    - Witaj pani w Casterly Rock – wysilił się na uśmiech, choć wątpił, aby mu to wyszło. – Mam nadzieję, że nie uraziłem cię, pani, moim nagłym wyjazdem. – Splótł ręce na plecach – Pozwól, że odprowadzę cię do twoich komnat, i tak muszę sprawdzić, czy przygotowano już wystarczająco pokoi dla gości.
    Głos ochrypł mu od zmęczenia, wyglądał jakby od dawna nie spał i nie jadł. Nawet po starciu z dzikimi nie wyglądał tak mizernie jak teraz, na dodatek na jego barki spadł również obowiązek lordowski i tytuł Namiestnika Zachodu.

    Sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  42. [Kajam się i pokornie przepraszam za tę szaleńczą długość ;_;]

    Pocałunek był za krótki.
    Réamonn nie ruszył się z miejsca. Wcale nie miał ochoty siadać. Nie odezwał się słowem, kiedy Era spytała go, czy chce napić się wina. Nie musiał. Dziewczyna znała go na tyle dobrze, by nie czekając na odpowiedź napełnić mu kielich. Ręce jednak trzęsły się jej tak mocno, że w końcu zrezygnowała.
    W komnacie zapadła cisza. Książę chciał przerwać ją, powiedzieć coś, cokolwiek, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Pozostało mu więc w milczeniu wpatrywać się w plecy stojącej tyłem do niego Merayi, myśleć o tym, jak wiele dla niego znaczy. Jak bardzo mu na niej zależy. Był niemal pewien, że jej także zależy na nim.
    Słowa, które wypowiedziała kilka sekund później, sprawiły, że cała jego pewność runęła niczym domek z kart.
    Réamonn nie mógł wydobyć z siebie głosu. Słowa uwięzły mu w gardle i przez chwilę nic do niego nie docierało. Czuł jedynie pustkę, dziwną, obezwładniającą obojętność. Całkowity brak uczuć. Zaraz jednak dołączyły do niego przerażenie, ból, bezsilna wściekłość i obezwładniający strach.
    Książę zacisnął pięści, starając się za wszelką cenę nie zniszczyć niczego w ślepym amoku. Czemu dowiaduje się o tym teraz, dopiero teraz?! Czemu nie powiedziała mu wcześniej?! Czemu on zawsze dowiaduje się o wszystkim ostatni?!
    Z trudem przyszło mu opanować targające nim emocje. Wiele kosztował go spokój, który malował się na jego twarzy, gdy Réamonn podszedł do dziewczyny i delikatnie odwrócił ją przodem do siebie. Bez słowa otoczył ją ramionami, pozwalając jej wtulić twarz w swoją pierś.
    - To nic - szeptał, głaszcząc ją uspokajająco po włosach. - To nic. Coś wymyślimy. Zaręczyny można zerwać. Można je zerwać. Porozmawiam z matką i siostrami, przekonam twojego brata i lorda Lannistera... Będzie dobrze. Coś wymyślimy.

    Jak zawsze optymistycznie nastawiony Réamonn

    OdpowiedzUsuń
  43. Pokiwał głową, milcząco dziękując jej za pomoc. Zastanawiał się, jak mogłaby pomóc i w czym. Maester rozkładał dokumenty na ważne i mniej ważne, czy raczej te pilne i te, które mogą zaczekać, rodzeństwo zajmowało się służbą, elementami ceremonii i nagrobkiem.
    - Gdy już wypoczniesz pani i się odświeżysz, możesz przyjść do biblioteki, tam pracuję, i pomożesz mi lady, o ile ci to odpowiada, w posadzeniu gości oraz wystroju głównej sali oraz drogi prowadzące z septu do Złotej Galerii. – szli jeszcze chwilę w milczeniu, Gaspard podczas dłuższego marszu kulał bardziej i było to widać. Wspinali się po kilku różnych schodach o ogromnej szerokości, przechodzili przez wiele korytarzy, a towarzyszł im cały czas szmer rozmów służby, przemykanie pokojówek i dworek oraz stukot zbroi dwóch rycerzy Starków. Gaspardowi nie podobali się oni, ale nie miał nic do powiedzenia. Zatrzymał się przed drzwiami ozdobionymi wspaniałym portykiem przedstawiającym polowanie na dzika.
    - Twoje komnaty pani. Gdybyś się zagubiła, wystarczy zapytać służbę o komnatę polowań. Najbardziej przestronne i pomyślałem, że głęboka zieleń może kojarzyć się lady z puszczami na północy. – Skinął jej głową i szybko się oddalił, gnany niezwykłą ilością pracy i niewielkim czasem do rozdysponowania. Zasiadł znów za biurkiem w bibliotece i podpisywał papiery, przykładał pieczęcie, decydował ostatecznie o tym, czy lwy mają stać na dziedzińcu w klatkach czy na łańcuchu.
    Czas mijał nieubłaganie, a pracy nie ubywało,

    Twój czarujący Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  44. Główna sala był praktycznie pusta. Wspaniałe kolumnady nie były niczym przystrojone, ławy do ucztowania przykryte tylko czarnymi obrusami nie noszącymi śladu spożywania jadła. Jedyną ozdobą był tron lorda. Arryni mieli wykręcone wiatrem drzewo, król Żelazny Tron, a w Casterly Rook Namiestnik Północy siedział wsparty na leżącym lwie. Otaczał go swoimi łapami, a z jego brzucha wyrastał tron, dając wrażenie, że osoba w nim siedząca, jest otulona troskliwe groźnym zwierzęciem. Na siedzisku, zamiast poduszki, leżała samotna książka, otwarta na jakiejś stronnicy i bukiecik konwalii spięty czerwoną wstążką.
    Mimo pięknych witraży i wzniosłości tronu, właśnie widok tego małego gestu rozpaczy po ojcu, wyciskał łzy i wprawiał w zadumę. Osoba bardziej ciekawska, nachylając się nad pożółkłymi stronami widziała, że są to bajki dla dzieci.
    Uniósł tylko wzrok, gdy weszła do biblioteki i wskazał jej dłonią fotel. Bez słowa podał pióro i kilka czystych kartek, wybierając te bez emblematu Lannisterów. Sam od razu powrócił do spisywania dokumentów dotyczących ostatniej woli zmarłego, jego testamentu. Nie byli sami w bibliotece, gdzieś między półkami dało się słyszeć brzęczenie łańcucha maestra, który coś do kogoś mówił.
    - Dziękuję ci, lady Meraio. – Wsparł się na łokciu i oparł głowę na dłoni, drugą przecierając zmęczone i zaczerwienione oczy. Wysychały mu tak bardzo od siedzenia do późnej nocy nad papierami, że łzy zaczynały mu lecieć bez powodu. I teraz tak się stało.

    sir Gapcio Zasmucony

    OdpowiedzUsuń
  45. Drgnął, czując jej dotyk na swoim policzku. Kiedy wręcz siłą, niespotykaną jak na tak drobne rączki, uniosła jego podbródek, spoglądał na nią, trochę zmieszany swoimi łzami, trochę zaskoczony jej reakcją i niezwykłą charyzmą. Pierwszy raz odkąd ją poznał miał okazję przyjżeć się jej twarzy z bliska w słonecznym blasku. W jej rysach oprócz surowości Starków, krył się chochlik czegoś jeszcze, co momenalnie rozmiękczyło jego serce, choć to do szczególnie zatwardziałych nie należało nigdy.
    - Wiele dla mnie znaczy twoja pomoc - zawahał się, ale jak i ona przeszedł na bezpośrednią formę, na ty - Jednak część tych rzeczy muszę zrobić sam. Jednakże to, co nie potrzebuje lordowskiej pieczęci pozostawię w twoich rękach, lady Meraio i maestra.
    Jak na zawołanie, staruszek wraz z jasnowłosym paziem, nie starszym niż siedem lat, wyłoniki się zza półek, kłaniając się uniżenie im obojgu.
    Gaspard wstał, nie udał się jednak so komnat, a usiadł w fotelu schowanym w małej niszy w ścianie, zapewniającej spokój i półmrok nawet w dzień. Koc i puchar w winem oraz owoce świadczyły, że sir Gaspard sypiał właśnie tu, o ile był to aen a nie letag umęczonefo ciała. Zanim jednak udał się do owego przytulnego kącika, zaplótł na palec pukiel włosów lady Merai i go pocałował z wzięcznością w oczach.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  46. [ Twoje również! Tak samo poprzednie, jak i obecne. Chciałabyś zachować relację między Mai i Merayą taką samą, jak na poprzedniej odsłonie? :3 ]

    Maliseei Lannister

    OdpowiedzUsuń
  47. Zamknął oczy i odetchnął. Może nie powinien dawać jej takiego pola do manewru? Może jednak to nie był dobry pomysł, przecież była Starkiem… Wyrzucił te myśli z głowy. Miała być jego żoną, a żeby choć go polubiła, skoro mieli ku temu okazję, musiał dać jej trochę przyzwolenia i wolności, okazać zaufanie. Szybko zasnął, zmęczony, choć chwilę walczył z lepiącymi się oczami, obserwując spod wpół przymkniętych powiek pracującą kobietę.
    - Sir? – usłyszał, przez sen, czując jak ktoś do szturcha. - Powinieneś coś zjeść.
    Prawie że zerwał się na równe nogi. Spał tak mało od jakiegoś czasu, że wręcz czuwał przez sen i dotykanie go kończyło się wystraszeniem go i natychmiastową pobudką. Odetchnął głęboko, przecierając dłońmi twarz. Spojrzał za okno, jego źrenice rozszerzyły się z przerażenia.
    - Jak długo spałem, pani? – wstał i poprawił włosy, który sterczały mu na wszystkie strony. Nie czuł się głodny, bolały go plecy od spania na fotelu, miał wymięte ubranie, jednak jego twarz wyglądała trochę lepiej.
    Nie zdążyła mu odpowiedzieć, gdy rozległo się pukanie i do sali weszli kolorowo i strojnie ubrani ludzie z wielkimi skrzyniami. Gaspard szybko wyszedł im na spotkanie. Skłonili się nisko, prawie padli mu do stóp.
    - Panie, najwspanialsze materiały, tak jak prosiłeś, w złocie i purpurze… - Gaspard dyskretnie ziewnął, słuchając długiego wywodu kupca na temat przyszykowanych tkanin. Chwycił krzesło, na którym siedział wcześniej on i Meraia i ustawił przed kupcami, potem postawił drugie obok.
    - Usiądź pani. Powiesz mi pani, który najlepiej nada się na mianowanie nowego namiestnika wschodu. – Po ceremonii pogrzebowej Gaspard zasiądzie na tronie, jako nowy Lord Lannister, samemu zrzucając wtedy czerń. Zrzucanie było tutaj zbyt dobitnym określeniem. Gdy wszyscy będą siadać w sali do uczty, on szybko przebierze się i wstąpi na tron Casterly Rock bez żałoby, choć tę będzie nosił nadal w sercu.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  48. Spojrzała na Erę ciepło. Doskonale wyczuła jej zdenerwowanie i wcale a wcale się jej nie dziwiła. Gdyby to ją przyłapała księżniczka na schadzce z jej bratem, pewnie też by się niezwykle denerwowała.
    - Nie musisz się mnie bać, Meraio - powiedziała spokojnie, przenosząc wzrok na rosnące w pobliżu róże. Zerwała jeden z kwiatów - nawet w mroku nocy dało się dostrzec ciemnoczerwoną barwę płatków. Ciemną niczym krew. Uśmiechnęła się delikatnie i obróciła rożę dłoniach.
    - Miłość jest jak ten kwiat - zaczęła powoli, nie przestając się uśmiechać. - Ma w sobie to niezwykłe piękno, którym wita nas każdego dnia. Intensywna, nie dająca o sobie zaponieć. Czasem zranimy się o jeden z jej kolców, jednak czy nie warto poświęcić te parę kropli krwi w zamian za chwile szczęścia przy ukochanej osobie? Miłość oznacza poświęcenia dla szczęścia ukochanego. Miłość równa się wierności. Niezbadana i wciąż stanowiąca dla nas tajemnicę. To coś więcej niż tylko pożądanie. To pragnienie dobra i szczęścia drugiego człowieka. Miłość jest niezwykle delikatna... i krucha, jak masze serce. - To mówiąc, Liadaness zmiażdżyła w dłoni kwiat i upuściła go na ziemię. Przez chwilę wpatrywała się w niego i następnie przeniosła wzrok na Meraię.
    - Czy to, co czujesz do mojego brata, to miłość, Meraio?
    Musiała zadać to pytanie. Nie chciała, ale nie miała wyjścia. Chciała dobra swojego brata, który był najbliższą dlań osobą. Jeśli Meraya nie kochała jej brata i nie była gotowa na poświęcenia, Liadan nie zamierzała być jej przychylną. Zastanawiało ją czy dostanie jakiś powód, by odesłać pannę Stark z powrotem do Winterfell.

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  49. Usiadł obok kobiety z kielichem wina i sączył je powoli, obserwując bardziej zachowania Merai niż oferowane towary. Co jakiś czas podpisywał na kolanie jeszcze jakieś dokumenty, czasem mester podawał mu podkładkę do przyłożenia pieczęci. Nawet nie zwracał uwagi gdy kupiec lub lady Meraia przykładali mu do twarzy jakiś materiał, przymierzając, czy pasuje do cery. Czasem, gdy przeszkadzało to w popisie, zaciskał usta w cienką linię i wywracał oczami, ale nic nie mówił. Dla tych wszystkich wysoko urodzonych to było ważne, więc musiał stosować się do takich głupstw, zwłaszcza, że obowiązuje strój czarny i on jako jedyny będzie przebrany, przynajmniej przez początek uczty, bowiem później zapewne, gdy już część gości zacznie plotkować, wszyscy ubiorą weselsze stroje.
    Słysząc o wycinaniu języka, tylko uniósł jedną brew w górę, nie odrywając jednak wzroku od jakiegoś nudnego listu dotyczącego pobrania podatków i złapania kilku kupców na niewolnictwie. Uśmiechnął się półgębkiem, bo wyobraził sobie taką scenę, zaraz jednak uśmiech mu zrzedł, gdy kupiec zwrócił sie do niego. Spojrzał na mężczyznę spod byka.
    - Czy wyglądam jak ktoś, kogo interesuje jaki materiał lepiej leży i wygląda? – jego ton, choć mężczyzna nie był Starkiem, brzmiał równie zimno co gdyby wypowiedział to Mur. W rzeczywistości nawet nie wiedział, o co dokładnie się kłócili i nad czym dyskutowali. Po prostu nie miał czasu zajmować bezsensownymi rzeczami i marnować czasu. Machną ręką na pazia – Podaj mi księgę rachunków.
    Chłopiec szybko pobiegł po oprawione w skórę tomiszcze. Gaspard otworzył je na założonej stronie, zamoczył pióro w kałamarzu i wpisał jakąś liczbę w rubrykę. Pokazał ją Merai.
    - Tyle możesz wydać lady, na strój i przybranie sali. Pamiętaj o krawcu. – Posypał tekst proszkiem wysuszającym atrament i zatrzasnął tomiszcze, wracając do handlarzy niewolników i ich zasłania na Mur lub wygnania z Westeros.

    sir Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  50. Spojrzał na nią z ukosa, nadal podirytowany zachowaniem kupca. Nie skomentował jej nadgorliwości, ale równiutkim pismem, w odpowiednim miejscu wpisał wygnanie. Nie na złość kobiecie, po prostu wiedział, że handlarze niewolników wyłapują dzikich i sprzedają dalej, nosząc czarne szaty Nocnej Straży, a pieniądze wydają na dziwki w Molles Town.
    Wykonał zamaszysty podpis, wylał trochę laku i przyłożył pieczęć. Oddał papier maestrowi i ziewnął.
    - Nie bierz tego do siebie, moja pani. – Nie zamierzał jej się tłumaczyć z podejmowanych decyzji, i tak pozwolił jej dziś na bardzo wiele i powinna być z tego zadowolona. Ważne kwestie pozostawiał własnemu osądowi, a gdyby chciał jej pomocy czy rady, zapytałby. Wstał. Strzyknęło mu coś w karku. Syknął cicho i się przeciągnął.
    - Zapada zmrok, lady Meraio, a przebyła pani długą drogę. Odpocznij, lady, i dziękuję za twą pomoc.
    Przetarł zmęczone oczy i znów się napił wina. Już czuł lekkie rozweselenie i błogość. Zmęczenie, pusty żołądek i alkohol to nie byli dobrzy kompani w żałobie. Opróżnił kielich do dna i odwrócił się z powrotem do Merai. Delikatnie ujął jej twarz w swoje durze, szorstkie dłonie i pocałował ją troskliwie i czule w czoło.
    - Słodkich snów lady. – Schwycił jedno z krzeseł za oparcie i szurając tylnymi jego nogami o podłogę przesunął je z powrotem za biurko. – Dobrej nocy.
    Usiadł i znów zaczął przewalać papiery. Teraz machinalnie podpisywał listy napisane przez maestra w odpowiedzi na listowne kondolencje.

    sir Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  51. - Wiem - Réamonn uśmiechnął się z czułością, znów całując dziewczynę w czoło. Era znów wtuliła twarz w jego pierś. Książę westchnął cicho z zadowoleniem, opierając się broda o czubek jej głowy, i przymknął powieki. Mógłby tak trwać do świtu, nie myśląc praktycznie o niczym. W tej chwili potrafił tylko i wyłącznie cieszyć się z bliskości Merai. Świadomość, że wróciła, że ma ją teraz tutaj, przy sobie, wypełniała go dziwną, wręcz nierealną błogością, która sprawiała, że chciało mu się śmiać.
    Po raz pierwszy od jej wyjazdu był naprawdę szczęśliwy. Ta myśl sprawiła, że uśmiechnął się szerzej. Rozstanie nie trwało dłużej niż trzy tygodnie, a mimo to i tak do dzisiejszego wieczora zdawało mu się, że już nigdy nie zazna radości. A jednak wystarczyło, żeby choć na chwilę ją ujrzał, i już jego serce biło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
    Nie wiedział, ile dokładnie tak stali. Świeca stojąca na stole wciąż jeszcze się paliła, więc nie mogło minąć zbyt dużo czasu. Réamonn delikatnie odsunął od siebie Erę, na tyle, by móc spojrzeć jej w oczy.
    - A teraz – odezwał się, siląc się na poważny ton. – mów. Co dokładnie się stało i z kim jesteś zaręczona.
    Wziął ją za rękę i podprowadził do przykrytego ciepłym futrem łoża. Sam usiadł obok, wpatrując się w dziewczynę wyczekująco. Wciąż trzymał jej dłoń między swoimi dłońmi, mając cichą nadzieję, że ten gest w pewnym sensie doda jej otuchy i choć trochę uspokoi. Chciał wiedzieć, co się działo, gdy była poza Królewską Przystanią – co ją spotkało, kim jest jej narzeczony i jak mógłby zapobiec ślubowi. Chciał wiedzieć wszystko.

    Twój na wieki, Réamonn Targaryen

    OdpowiedzUsuń
  52. Zasnął nad kosztorysem pokrycia płyty nagrobnej ojca złotem, rozmazując nosem atrament. Obudziło go po godzinie nawoływanie na placu i głośny stukot kół. Przewożono coś ciężkiego i najwyraźniej cennego. Zaspany, zmęczony całonocną pracą któryś raz z rzędu, wyjrzał przez duże okno, zdobione witrażami, opowiadającymi historię Castemere, patrząc kto go zbudził i kogo za to obdarować. W tafli szkła odbiła się niewyraźnie jego twarzy zauważył, że czubek nosa ma ubrudzony na czarno. Szybko potarł go rękawem, dopóki planka nie znikła.
    Zaraz później w bibliotece pojawił się służący.
    - Kamieniarze przybyli i dostarczali sarkofag dla Lorda Lannistera, mój panie. – mężczyzna się skłonił Gaspardowi i miał już wyjść, gdy ten go zatrzymał.
    - Wyślij lady Merai bukiet różowych bzów, tych najbardziej pachnących, oraz zapytaj w mym imieniu o samopoczucie i sen.
    Wyszli oboje z biblioteki, a Gaspard udał się na dziedziniec, kierując kamieniarzy do Złotej Galerii i oglądając przywiezioną pokrywę. Starkowie mieli kamienne statuy z wilkoarmi, które leżały u stóp, zaś Lannisterowie mieli płaskie, leżące figury, jakby śpiące na wieczność, z mieczami w dłoniach tarczą z lwem.
    Złota Galeria była zamknięta na czas przygotowań, jedynie Gaspard miał do niej klucze i wpuszczał kamieniarzy. Gdy zamknął ich w środku, razem z dwoma strażnikami, którzy mieli pilnować, aby rzemieślnicy nie ukradli ani nie zniszczyli złotych ornamentów, rycerz udał się do septu, gdzie na katafalku leżał jego ojciec.
    W czerwonej zbroi, otoczony wieńcem białych konwalii, starzec wyglądał dostojnie i poważnie. Gaspard ukląkł przed ciałem i modlił się do Siedmiu.

    Pogrążony w smutku, Twój Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  53. Dopiero po pół godzinie modlitwy, wstał z klęczek i wyszedł na zewnątrz. Prosił wojownika o mężność w starciu słownym podczas rozmów z innymi lordami, kowala o siłę by przetrwać ten czas, ojca o dar sprawiedliwości w wydawaniu wyroków jako przyszły namiestnik wschodu, dziewicę o umiejętność wzbudzenia choć odrobiny sympatii w lodowej pani, Merai, matkę o cierpliwość, a staruchę o pomoc. Nieznajomemu powierzył duszę ojca.
    Podczas modlitwy rozmyślał nad słusznością małżeństwa ze Starkówną. Teraz, jako lord mógł unieważnić zaręczyny jednakowoż nie chciał i nie zamierzał upokarzać dziewczyny. Patrząc na ich oziębłe relację i niechęć kobiety do niego (mimo, że przybyła tutaj, aby mu pomóc, wątpił, by był to czyn dobrego serca). Wysyłał jej kwiaty, był uprzejmy, pozwalał jej na wiele, jednak jedyny uśmiech jaki widział, był odlany ze stali, wciąż taki sam, uprzejmy, nienaganny i sztuczny.
    Zauważył ją na murach Casterly Rock, czarną kobiecą sylwetkę. Nie rozpoznałby jej od sióstr, gdyby nie ciemne włosy. Wszyscy Lannisterowie byli blondynami. Aby się nie naprzykrzać kobiecie, która najwyraźniej wyczekiwała przyjazdu kogoś do twierdzy, powolnym krokiem ruszył przez dziedziniec. Jeśli będzie chciała go dogonić, zrobi to i tyle. Zastanawiał się kogo wyglądała. Czy wilkora Starków czy może kogoś innego. Proporców rodu przyjaciółki a może… ukochanego?

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  54. Dni mijały mu bezsennie i nieznośnie. Snuł się niczym mara, wykonując machinalnie swoje zadania. Każdego dnia wysyłał Merai kwiaty z życzeniami miłego dnia i przeprosinami dotyczącymi jego nieobecności. Sypiał nieregularnie, nie jadł prawie w ogóle. Wymizerniał i schudł, nie golił się. Gdy mijali się na korytarzu, rozmawiali krótko. Im bliżej było pogrzebu, tym mniej miał czasu na cokolwiek.
    W dzień pogrzebu obudził się w okropnym humorze, ale musiał przyznać, że spał jak niemowlę. Nadal nic nie zjadł, ale dał się ogolić i przyciąć włosy, wziął długą kąpiel i przywdział specjalnie przygotowane szaty, aczkolwiek nadal czarne. Zamierzał osobiście zanieść lady Merai kwiaty do komnaty, obiecując, że od teraz będzie miał dlań więcej czasu, więc podążył do komnat polowań.
    Słysząc zamieszanie, rzucił na bok bukiet tulipanów i podbiegł do drzwi. Zobaczył krew na podłodze i Meraię w samej koszulinie, na rękach jednego ze swoich strażników. Słysząc o prowadzeniu do maestra, zdjął tylko z siebie czarny płaszcz i okrył kobietę. Musieli przejść do wieży, a w Castery Rock pojawiali się już mniej znaczący goście.
    - Poprowadzę was – narzucił szybkie tępo, trzymając za łokieć służącą, która truchtała pół kroku za nim. – Co się stało?
    - P…poszłam…p…po suknię i…i…
    - Mówże, kobieto!
    - Ktoś z..z…zaatakował lady… n…nie…nie mogliśmy wejść!
    Gaspard zazgrzytał zębami i narzucił szybsze tempo. Był pewien, że to nie był przypadek, że zaatakowano ją właśnie teraz. Wbiegał po kilka stopni, prowadząc starkowego żołnierza do wieży maestra. Gdy tam dotarli otworzył z impetem drzwi i zrzucił ze stołu wszystkie księgi, budząc drzemiącego w fotelu staruszka.
    - Połóż ją – rozkazał strażnikowi, wskazując stół – Pomóż jej! – drugi rozkaz został wydany do maestra, który przybliżył się do stołu.
    - Została zaatakowana, a później niefortunnie uderzona drzwiami.

    Zatroskany o Erę, sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  55. Widząc, że maester rozbiera Merayę, odwrócił się tyłem, udając, że nagle zaciekawiła go jakaś książka, stojąca na półce. I on kategorycznie odmówił wyjścia, czując, że za drzwiami straciłby panowanie. On i strażnik wymówili słowa odmowy w tym samym czasie, co sprawiło, że zawiązała się między nimi nić porozumienia. Wszyscy żołnierze Starków, którzy przybyli do Casterly Rock mogli potwierdzić z czystym sumieniem, że Gaspard nie niepokoił kobiety w żaden sposób, nie nagabywał ani nie próbował doprowadzić do dwuznacznych sytuacji, a wysyłał kwiaty i pozdrowienia. Zachowywał się prawie jak przykładny narzeczony, z tym wyjątkiem, że spędzał trochę za mało czasu z Meraią.
    Przekładał karty księgi drżącymi ze złości rękoma, wcale nie wiedząc, na co patrzy. W myślach zabijał napastnika tysiące razy, msząc się za zadane kobiecie rany. Gdy maester wychynął zza parawanu, zamknął księgę i odłożył ją z trzaskiem na półkę, nie bacząc czy jest na swoim miejscu.
    Włoski zjeżyły mu się na głowie, gdy usłyszał słowa starca. Zacisnął pięści z bezsilności i zazgrzytał zębami. Odwrócił się i uderzył pięścią w blat małej komódki na zioła. Mruczał coś pod nosem. Otworzy drzwi do komnaty w której się znajdowali i przywołał służkę, która płacząc, czekała pod drzwiami. Była to ta sama, która opowiedziała mu o zdarzeniu.
    - Zmień lady Merai komnaty. Jakieś pogodne. Najlepiej Zachodzącego Słońca, te z widokiem na morze. Niech ciągle ktoś przy niej czuwa, ale kobieta. Niech otaczają ją kobiety. Czeszcie sobie włosy, plotkujcie – w głosie brzmiał stłumiony gniew. Stał wyporstowany jak struna, cały spięty. – JUŻ!
    Kobieta pierzchła, słysząc jak unosi głos.
    - Czy mogę…? – wskazał głową za parawan, w stronę Merai.

    Zatroskany i zaciekawiony, kiedy będzie mógł mówić Era, sir (nie ser) Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  56. Nie miała na celu obrażenia swojej rozmówczyni, ale dostrzegła, że duma Starkówny ucierpiała. Z uwagą słuchała jej odpowiedzi, starając się wyciągnąć z niej jakieś wnioski. Słowa Merai były zadowalające i, co najważniejsze, szczere. Liadaness z trudem powstrzymała się przed radosnym klaśnięciem w dłonie czy ukazaniem swojej radości w jakikolwiek sposób. To miała być poważna rozmowa, a nie wesoła wymiana zdań.
    - Czy twoja rodzina wie? - spytała nagle, podnosząc się z ławki. To również było ważne. Liadan musiała wiedzieć jaki stosunek do całej sprawy mają bliscy Merai, zanim wyda osąd. Jeśli obie strony byłyby zainteresowane zawarciem sojuszu... nie miałaby nic przeciwko ślubu Réamonna z Meraią Stark. Wręcz przeciwnie, cieszyłaby się, że prynajmniej on zawrze małżeństwo z miłości. Skoro ona nie mogła...
    - Szczęście brata jest dla mnie najważniejsze, lady. Doskonale zdaję sobie sprawę z żywionych przez niego w stosunku do twojej osoby uczuć... skoro i ty go kochasz, lady, nie mam prawa zabraniać wam spotkań bądź im się sprzeciwiać. Miej jednak na uwadze zdanie własnej rodziny... Réamonn pewnego dnia zasiądzie na tronie lecz faktyczną władzę wciąż sprawuje moja pani matka. I do czasu jego wstąpienia na tron będzie ona miała duży wpływ na wasze życie.
    Chciała kedynie dać Merai do zrozumienia, że nie każdy może być przychylny temu związkowi. Nie tylko jej matka, ale także lord Winterfell, który Targaryenów zbyt ciepłymi uczuciami nie darzył.

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  57. Wszedł za parawan wolnym krokiem. Nie zdążył się odezwać, gdy kobieta potruchtała do niego i przytuliła się. Zupełnie się tego nie spodziewał, ale od razu, bez wahania, objął ją rękom, wplatając jedną dłoń w jej rozczochrane włosy, delikatnie je gładząc. Oparł się o biurko, na którym wcześniej leżała, aby zmniejszyć różnicę wzrostu, cały czas tuląc ją delikatnie i szepcząc, że jest bezpieczna i wszystko będzie dobrze. Pocałował czubek jej głowy, troskliwie.
    Zachował sobie ten moment w sercu, gdy pierwszy raz była prawdziwa, uwolniona spod maski chłodu i dystansu, choć wolałby, aby stało się to przez śmiech i radość, nie gorycz i rozpacz. Zauważając, że kobieta ma bose stopy, usiadł na biurku i posadził sobie na kolanach, uważając, aby płaszcz się nie osunął i nie odsłonił ani jednego fragmentu ciała, który zazwyczaj jest przykryty przez suknię. W tym momencie nie obchodziło go, czy straciła honor, bo cóż to za ród, którego honor opiera się tylko i wyłącznie na kawałku ciała pomiędzy nogami kobiety? Dla niego to nie było ważne, nikt przecież nie musiał o tym wiedzieć. Nie zrobiła tego, jeśli właśnie to się wydarzyło, z własnej woli. Została skrzywdzona, a nie zdradziła przysięgi.
    - Wiesz, wyglądasz pięknie nawet, gdy płaczesz, moja pani – powiedział cichutko do jej ucha, cały czas bawiąc się subtelnie je włosami i tuląc do siebie, ogrzewając jej zmarznięte z przerażenia ciało własnym ciepłem.

    Zawsze troskliwy Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  58. Spochmurniał, widząc, że lód znów powrócił, nie mógł nic na to poradzić. Udał, że nie zauważył fragmentu uda, spoglądając szybko w drugą stronę. Nie był pruderyjny, o nie, po prostu nie wiedział, co się stało z lady Meraią i nie chciał jej skrzywdzić pożądliwym spojrzeniem. Chrząknął, zasłaniając pięścią usta.
    - Lady… będę potrzebował mój płaszcz… - wyszedł od razu za parawan, w tym momencie do wieży weszła służka, którą posłał. Choć nadal roztrzęsiona, pomyślała i wzięła strój dla Starkówny. Szybko zniknęła za parawanem, po czym wyszła z niego z płaszczem Gasparda. Mężczyzna głośno pożegnał Meraię, wyrażając nadzieję, że będzie w stanie przyjść na ucztę.

    A two days later, after funeral, when all guest go away.

    Na najwyższej wieży Casterly Rock, na samym jej szczycie nie było żadnej komnaty, a płasko zakończony, otoczony balustradą balkon, z którego rozpościerał się widok na Morze Zachodzącego Słońca i Westeros. W dole, w zatoce kołysały się statki, Lannisport tętnił milczącym życiem mrowiska, służba, niczym zabawki dziecięce, przebiegała pomiędzy placami, w Kamiennym Ogrodzie siedziały wszystkie trzy córki zmarłego Lannistera i wyszywały lub coś czytały. Gaspard spoglądał na to wszystko z góry, a silny wiatr łopotał jego żałobnym płaszczem. Mimo, iż większość osób zniosła już czerń, przywdziewając zamiast niej po prostu stonowane kolory, Gaspard nie mógł porzucić potrzeby otulenia się ciemnym kolorem, symbolem jego przygnębienia.
    Wiele razy denerwował się, że jego ojciec żyje tak długo, jednak teraz brakowało mu uścisku suchej ręki, gdy wrócił zwycięski z bitwy, rozczochrania włosów, gdy ślęczał zamiast niego nad rachunkami.
    Przychodził tu często, nawet gdy był młodszy i musiał pomyśleć. Nikt tu się nie zapuszczał, za bardzo wiało.

    sir (oficjalnie, w wątku już lord) Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  59. Słyszał, że ktoś wszedł na taras, ale ani nie drgnął. Szczęk zbroi i lekkie kroki oraz damski głos odprawiający strażników pozwolił mu zorientować się, kto zakłóca jego spokój. Lady Meraia Stark. Długo o niej nie myślał. Zbyt zajęty sprawami niedokończonymi przez ojca, nie miał czasu na sen i jedzenie, nadal wyglądał gorzej niż zwykle. Na szczęście najbardziej pilne sprawy zostały już załatwione i mógł chwilę odpocząć, a przede wszystkim wieczorem będzie mógł spokojnie zasnąć.
    Nie spojrzał nawet na nią, jednak kąciki jego ust uniosły się lekko. Zauważył statek pojawiający się powoli na horyzoncie. Nie mógł narzekać na wzrok, przynajmniej nie na razie. Gdy go dotknęła, drgnął lekko i zabrał rękę, splatając ramiona na piersi.
    - Wszyscy jesteśmy kłamcami, lady Meraio. Twój gest, mój uśmiech, Quorra wyszywająca ptaszki na gałązkach czy Lirys głaszcząca kota. Królowa kłamliwie udaję troskę o syna, nie chcąc stracić władzy, żony oszukują mężów, synowie ojców. Wszyscy kłamiemy, nawet te mury. – Spokojną twarz Gasparda zmącił jakiś cień, przeszłość. – Piekielne, wzniosłe i jasne. Moja ciotka myślała, że jest aniołem. Nie będziesz wiedziała, lady, kto to był, nigdy o niej nie wspominano, udawano, że nie istnieje. Żyła z nami, ale zawsze ją zamykano na noc, była ciągle pilnowana. Opowiadała piękne historie, powiedziała mi kiedyś o chłopcu, który nie widział nigdy słońca. Śnił o raju wiele razy, aż w końcu bogowie dali mu skrzydła za jego cierpienie w ciemności. On wolny poszybował. Ona też. Te mury kłamią, bo nie mówią prawdy o niej. Nie miała wystawnego pogrzebu, po prostu morze zamknęło się nad jej ciałem. Nie ma grobu.
    Zacisnął usta w cienka linię. Każdy miał swoje sekrety, nawet on. Meraia nie musiała wiedzieć, że nie udało mu się uratować ciotki, że nie zdążył i był zbyt słaby. Że omamiła go słowami o wolności i wybawieniu ze szponów złego świata. Deszcze zmyły jej krew ze skał, ryby objadły ciało z kości, a morze zabrało kości daleko stąd.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  60. Słuchał uważnie słów lady Merai. Może rzeczywiście przesadził? Ale w takim razie po co tutaj była? Żeby wzmocnić swą pozycję jako żony, aby go omotać. Każda kobieta tak robiła, bez wyjątku, tego nie mogła się wyprzeć, ale tego tez nie zmierzał nikomu mówić, zwłaszcza jej. Niech lepiej żyje w przeświadczeniu, że może go mamić.
    - Czasem mówię wzniosłymi słowami, choć wcale nie chcę lady Meraio. Ale teraz miały one swoją przyczynę. Nie chcesz tego małżeństwa. Jestem stary, jestem Lannisterem. Zostałaś sprzedana jak klacz rozpłodowa, ale ja też. Oboje nie mieliśmy nic do powiedzenia w tej sprawie. Wszystkie konwenanse, jakimi się otaczamy, wielkie hasła, to wszystko sprawia, że nie możemy poznać się jako dwójka ludzi. Patrzysz na mnie przez pryzmat czerwonego płaszcza, a ja na ciebie, lady, przez widok surowych murów i szarego wilkora. Opowiedziałem ci to, pani, bo moja ciotka miała rację w jednej kwestii. Wszyscy jesteśmy w klatce, którą sami sobie stworzyliśmy.
    Mówiąc to, cały czas stał odwrócony tyłem, nie ruszając się, jakby wiatr smagający go po policzkach i spychający na środek tarasu, do Merai, w ogóle go nie dotykał.
    - Nie zrobię korku w tył, nie spojrzę nigdy wstecz, lady Stark – to mówiąc, stanął na balustradzie, balansując nad przepaścią i walcząc z wiatrem. Rozpiął klamrę szarpanego płaszcza, a wicher złapał ciężki materiał w swoje objęcia i wyrzucił daleko za nich, niczym jedwabną chusteczkę. Gaspard nie patrzył jednak w kierunku materiału, a pod swoje stopy, ustawione jedna z drugą, jak akrobaci podczas uczt, ledwie mieszczące się na barierce. Postawił kilka kroków do przodu. Wyciągnął w stronę Merai rękę, kłaniając się przy tym w sposób, jakim honoruję się tylko królową na oficjalnych przyjęciach.
    - Pokażę Ci coś, lady.

    Trochę szalony, ale tylko szaleńcy są coś warci, sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  61. Złapał ją mocno, aby czasem mu się nie wyślizgnęła. Drugą ręką przytrzymał ją w pasie. On mógł walczyć z wiatrem, ona mniej, może wyglądał na szaleńca w tej chwili, ale nim nie był. Zaśmiał się, odrzucając głowę do tyłu.
    - Nie sądziłem, że się zgodzisz, lady. Widzisz, teraz moglibyśmy być Martellami. Niezachwiani. Niezłomni. Nazwisko to tylko zlepek liter, nic nie znaczy. Dla ciebie, lady, mogę być nieokrzesanym letnim dzieckiem, a ty dla mnie uosobieniem Muru, chyba że pozwolimy sobie spojrzeć na siebie bez tej przykrywki. Zamknij oczy – ostatnie słowa, choć miękko wypowiedziane, były swoistym rozkazem. Puścił jej rękę i położył obie dłonie na kibici Merai, trochę ją ściskając, aby upewnić się, że nie spadnie. Przybliżył się do niej nieznacznie, aby nie musieć przekrzykiwać wiatru.
    - Nie mysl o mnie, nie myśl o sobie. Myśl o wietrze, który tobą targa, o niczym więcej. – Sam zamknął oczy, czując jak wypełnia go dawna tęsknota za wolnością. Wyzbył się emocji, tego wszystkiego co szalało w jego głowie przez ostatnie miesiące, od zaręczyn, po śmierć ojca. Tylko on i szalejąca siła, mogąca zdmuchnąć ich oboje ku przepaści i nieubłaganej śmierci, lecz z którą walczyli.
    Żywioł ich nie zrzucił jednak, choć targał ubrania, jakby chciał je zedrzeć z obojga, ale nie myślał o tym. Był pusty i szczęśliwy.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  62. Prąd przeszył jego ciało, gdy go dotknęła dłonią. Była taka miękka i delikatna. I on poczuł coś więcej niż gdy zwykle na nią patrzył Nie wiedział, czy to siła wiatru, który rozdarł ich maski. Coś dziwnego ukuło go w sercu, gdy wypowiedziała tych parę słów wprost w jego usta. Zatem pozbądźmy się przykrywek zabrzmiało w jego duszy, poruszając głęboko ukrytą strunę. Lekko, nienachlanie oddał pocałunek, przytrzymując Meraię jeszcze mocniej. Niestety, przerwano im.
    Czując ściągnięcie, Gaspard zaczął się śmiać, zwłaszcza, że Meraię strażnicy przytrzymali, a on upadł na podłogę, nie zdążywszy złapać równowagi. Usiadł i zakrywając twarz dłońmi po prostu się śmiał, czując że od tego łzy zaczynają spływać mu po policzkach. Wytarł je szybko. Łatwo było się domyślić, dlaczego żołnierze wtargnęli na taras i tak bezczelnie im przerwali.
    - Dziękuję za szybko interwencję, ale była całkowicie niepotrzebna. Nikt nie zamierzał skakać – wstał, otrzepując się, podnosząc również płaszcz Merai i zarzucając jej na ramiona. Cały czas uśmiechał się, wesoło. Może i przerwali im, ale udało mu się osiągnąć to, co chciał. Pokazać, że nie trzeba myśleć, kto jest kim tylko żyć. Burza we krwi potrafiła uwolnić prawdziwego człowieka, który tkwił w głębi lochów etykiety, nazwisk i oczekiwań.

    sir Gaspard, który wreszcie znormalniał

    OdpowiedzUsuń
  63. Zdziwił się, że chciała nadal zostać. Gdy ostatnio otworzyła się na niego, zaraz się opanowała i znów przybrała maskę. Teraz lekko rozchylone wargi i zarumienione policzki świadczyły, że tym razem nie zamierzała skamienieć. Patrzył na jej poczynania, lekko skamieniały i zdezorientowany. Zamiast jednak rozwiązać do końca suknię Merai, położył płasko dłonie na nie do końca rozwiązanych sznureczkach i po prostu ją przytulił.
    - Żałowałabyś później tego, moja pani – wyszeptał jej cicho do ucha, tak by nikt nie mógł tego słyszeć poza nią. – To miejsce elektryzuje i mnie, ale w nocnej samotności oboje przewracalibyśmy się z boku na bok, z wyrzutami sumienia.
    Pocałował ją w kark, później obdarował jej łabędzią szyję kilkoma pocałunkami, na koniec zaś policzek.
    - Jesteś piękna lady Meraio i trudno jest mi się tobie oprzeć. Nie wiem, czy wypróbowujesz ma silną wolę czy nie, ale to nie czas i miejsce. Zwłaszcza, że ktoś mógłby cię, pani, usłyszeć – ostatnie zdanie zostało wypowiedziane niższym, bardziej głębokim głosem, a mężczyzna przygryzł lekko płatek jej ucha, po czym powoli i po omacku zasznurowywał wstążki gorsetu.

    sir Gaspard Lannister, który przetrwał próbę

    OdpowiedzUsuń
  64. Symbol z wstążką go zadziwił, bo przypomniał mu o dawnym rytuale jakiejś nie znanej w Westeros religii, w której nowożeńcy podczas ślubu i nocy poślubnej mają przywiązaną prawą rękę do lewej swojego partnera, tak by móc być do siebie obróconym twarzą. Jego usta ułożyły milczące dziękuję.
    Jakby wyczytując z twarzy Merai i jej gestów obawę, że jej twarz zacznie przypominać jego, uśmiechnął się lekko, unoszący tylko kąciki ust. Samym kciukiem potarł rankę na policzku kobiety, prawie jej nie dotykając, aby nie sprawić bólu.
    - Zagoi się, moja pani i nie będzie śladu. W innym przypadku wyglądałbym dużo gorzej, niż teraz, lady Meraio. – Zachowywał się, jakby nic przed chwilą się nie stało, nie było żadnej propozycji ani aluzji.
    Nagle usłyszeli głośny tupot dziecięcych stópek i ciężkie sapanie jakiejś kobiety. W drzwiach najpierw pojawiła się malutka, może pięcioletnia dziewczynka o złocistych włosach, ubrana w białą sukienkę, wyraźnie kosztowną, wyszywaną perłami i diamencikami, z rękawkami z myryjskiej koronki. Cała zaś najwyraźniej była jedwabna. Spinki we włosach dziewczynki również błyszczały klejnotami i złotem.
    Mała dama podbiegła do nich, trzymając w drobnych piąstkach fałdy sukienki, ukazując śliczne buciki i chude nóżki. Niezdarnie dygnęła przed Meraią i Gaspardem, jednak mężczyzna nie przejmował się konwenansami. Schylił się i wziął dziewczynkę na ramiona. Byli bardzo do siebie podobni.
    Teraz dopiero na taras weszła gruba septa, głośno dysząc.
    - Panienko… - przerwała, widząc lorda Lannistera i jego narzeczoną. Szybko pochyliłą się w pokłonie – Witaj panie i moja pani. Przepraszam za nią…
    - Nie musisz za nią przepraszać pani – przerwał sepcie Gaspard, ocierając nosem o zaróżowiony policzek dziecka. Ellia zaczęła się śmiać wesoło, a brzmiało to jak kryształowe dzwoneczki. Gdy się śmiała, przypominała wierną kopię Gasparda.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  65. Gaspard pożegnał się Meraią, skupiając teraz swoją uwagę na przyrodniej siostrze. Nie pomyślał wcale, że podobieństwo wynikające z pokrewieństwa z jego ojcem sprawi, że Meraia pomyśli, iż jest to jego córka. Zapytał małą Ellę co robiła, gdy była w Lannisporcie (Gaspard wysłał tam dziewczynkę, bowiem nie chciał urazić nikogo obecnością bękarta na pogrzebie), a potem odesłał ją wraz z septą do sióstr. Musiał wrócić do obowiązków, o których przypomniała mu lady Stark.
    Gdy Meraia szła do gaju z czardrzewem mała, niepokorna duszyczka w postaci małej Elli Hill, cały czas ją śledziła, zgubiwszy uprzednio swą opiekunkę. Gdy dotarły do Sklanego Ogrodu, który służył Boży Gaj, wyskoczyła zza drzewa.
    - Będziesz żoną braciszka? – dziecko odezwało się, strasząc służki lady Merai. – Ma szczęście. Jesteś bardzo ładna. Bo wiesz, ja mówię czasem tatuś, ale to jest mój braciszek. Ale teraz muszę mówić lord, prawda?
    Dziewczynka uśmiechała się przesłodko do Merai, wyglądając jak duszyczka z niebios, ucieleśnienie jednej z siedmiu, Dziewicy. Gaspard zabrał ją z burdelu, gdzie się urodziła, po tym jak tylko dowiedział się o jej istnieniu. Ojciec nie chciał uznać dziewczynki, więc tężyzna zaopiekował się nią jak swoją, zapewne przez wzgląd na swojego tylko trochę młodszego brata, Jace’a.

    sir Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  66. Dziewczynka również chwyciła pukiel włosów Merai drobną rączką i przyłożyła do swoich. Niezdarnie zaczęła pleść warkoczyk z włosów ich obu, choć niezbyt wychodził. Dziewczynka wytykała przy tym na boku język, starając się jak najbardziej.
    - Nie jestem księżniczką, ale mieszkam w ślicznym zamku prawda? Braciszek Gaspard mówi mi Ella, choć niektórzy mówią bękart. Co to znaczy bękart? I jak masz na imię? Mówią, że jesteś Starkiem, ale niania mówiła mi, że Starkowie mają długie futro i wilcze pyski... A może to herb? – dziewczynka przyłożyła paluszek do wydętych w zastanowieniu ustek, patrząc w niebo. Na ojczulka zaśmiała się wesoło, tracąc zainteresowanie poprzednim zagadnieniem dotyczących rodów i ich symboli.
    - Czyli ty będziesz moją mamusią? – dała buziaka Merai w policzek – Będę waszym małym kotkiem. Miuuł! – Dziewczynka zaczęła skakać dookoła brunetki, muskając rączką kobietę. Po zrobieniu paru kółek stanęła znów przed Meraią. – Dlaczego się nie śmiejesz? Widziałam cię i zawsze się smucisz.

    sir Gapcio, a właściwie Ella Hill

    OdpowiedzUsuń
  67. - Kiedy ja nie chcę. – Zacinsęła piąstki i z minął złego szczeniaczka tupnęła nóżką. W tym momencie pojawił się Gaspard. Przyłożył palec do ust, aby Meraia nie wydała jego obecności i złapał w pasie blondyneczkę, łaskocząc ją i podnosząc do góry, by posadzić sobie na barkach. W oczach miał mnóstwo radości, której nie dane było jeszcze widzieć lady Stark. Dziewczynka śmiała się, wiła, ale nie mogła wydostać z uścisku Gasparda.
    - Trzymaj się mnie, ptaszynko. – W tej chwili mężczyzna przestał wyglądać jak lord, rycerz czy zimna skała Casterly Rock. To była kolejna z jego twarzy. Na wieży pokazał jedną, teraz ujawniał kolejną. Był skrajny w swych czynach, ciężko było stwierdzić właściwie jaki ma charakter. Kłócił się często z ojcem i sprzeczał, robił rzeczy, które irytowały zmarłego lorda, jednak śmierć ojca przeżył bardzo. Teraz wesoło bawił się z dzieckiem, jednak jego blizny mówiły o bezwzględności, były alarmem. Ktoś kto nosił ich tak wiele, musiał zabić równie wiele osób by ujść z życiem. Potrafił być czuły i opiekuńczy, jednak głowy zbuntowanych chorążych podarował królowi, ich ciała wyrzucił psom, a dzieci, często młodsze niż Ella, i wdowy skazał na wygnanie z Westeros.
    - Mam nadzieję, że nie naprzykrzała ci się zbytnio, lady – szybko wrócił do oficjalnego tonu, nadal trzymając na barana siostrzyczkę. – Już ją zabieram.
    - Nie naprzykrzałam się! Postaw mnie! Postaw!
    Mężczyzna skłonił głowę na tyle i pozwalała mu dziewczynka i zostawił Erę samą.

    sir Gasaprd Lannister

    OdpowiedzUsuń
  68. [Ah, czyli skradłą serce jedynemu synowi:3 Może znajdzie się ochota na jakiś wątek z królową regentką? Powiedz tylko jak to wygląda, czy nikt nie wie o ich uczuciu?:D]

    OdpowiedzUsuń
  69. Widywali się bardzo często, choć już ani razu nie dotarło do takiego momentu jak wtedy, na wieży, gdy byli rzeczywiście sobą, bez masek konwenansów. Gasparda zadziwiło, że nagle kobieta zamknęła się w swoich komnatach, podejrzewał jednak kobiece dni. Nie bardzo wiedział jak to wygląda, choć wtedy zazwyczaj nie podchodził do Quorry bo by mu rękę i kutasa odcięła.
    Siedział we własnych komnatach i czyścił swoją zbroję bitewną. Nie kolorową, ze wzorami i rzeźbionymi ozdobami, a prostą, stalową, w której staczał prawdziwe walki nie rycerskie pojedynki w szrankach. Zawsze stała na stojaku, gotowa do użycia i zabezpieczona przed rdzą. Uniósł głowę znad stołu zastawionego częściami i spojrzał z uśmiechem na kobietę.
    - Witaj lady. Słyszałem, że miałaś pani gorsze samopoczucie. Czy już ci lepiej? – Odłożył hełm na bok i wziął do ręki miecz, ostrząc go osełką. Słysząc na początku jej słowa, chmurząc się, nie wiedząc do czego dąży kobieta. Odstawiał właśnie oczyszczony, ostry miecz stojak za sobą, gdy skamieniał.
    Odwrócił się ze złością. Zaciskając miecz w dłoni, z żądzą krwi na twarzy podszedł do Merai i wbił ostrze w nią z całej siły. Znieważyła go, zhańbiła samą siebie. Potrząsnął głową. Ta wizja była zła, chora, nie mógł jej zranić. To jeszcze dziecko. Które nosi w sobie inne dziecko. Nie twoje - szeptał mu okrutny głos w głowie- Ktoś nadgryzł twój kawałek tortu.
    Ostrze wypadło mu z rąk z głośnym brzdękiem. Wszystko wpasowało się na swoje miejsce. Jej próba uwiedzenia go na wieży, przyśpieszanie ślubu, choć jeszcze nie zdjął żałoby. Oparł się o blat stołu oddychając ciężko. Złapał za brzeg i wywrócił go. Całe żelastwo spadło z hukiem na podłogę, rozsypując się wszędzie i lecąc pod stropy Merai.
    - Kto? Do kurwy nędzy, kto? – wrzasnął, po chwili jednak się otrząsnął, przypominając sobie włamywacza. Szybko podszedł do Merai, przytulił ją delikatnie i pocałował w czoło, choć cały się trząsł ze złości. – Nie ważne, nie ważne. Coś wymyślisz lady. A teraz, proszę cię, wyjdź, nie chcę zrobić… Wam… krzywdy. Odsunął się od niej z nietęgą miną.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie naruszał jej spokoju, nie chciał jej widzieć na oczy. Po całej sytuacji wiadomo jedynie, że wyjechał do Lannisportu. Tylko jego brat, Jace, wiedział, że Gaspard poszedł po prostu na dziwki, aby wyładować swój gniew. Oprócz tego, że wręcz jawnie uciekł do nierządnic, następnego dnia ćwiczył walkę, ale nie ze zwykłym rycerzem, a z jednym ze skazańców czekającym na wyrok. Podczas walki Gaspard wykonał go bez uprzedzenia, poprzez mocne pchnięcie miecza wprost w trzewia przeciwnika. Niespodziewany krzyk bólu na pewno było słychać również w komnatach Merai, bowiem Lord Lannister wybrał taki plac, który znajdował się nieopodal okien kobiety.
    - Lady Stark, śniadanie - do komnaty Merai weszła inna niż zwykle służąca, jej jasne włosy wystarczająco jasno mówiły o jej przynależności od służby Lannisterów. Meraia mogła również zauważyć przez otwarte drzwi, że nie czuwają przy niej szare płaszcze z Winterfell, a wartownicy Lwów. Postawiła obok łóżka tacę pełną jeszcze ciepłych bułeczek, plastry łososia w sosie śmietanowo-czosnkowym, miskę świeżych truskawek i pomarańczy oraz kielich gorącego mleka z miodem. Do malutkiego wazonika włożono białe bzy, napełniające pokój niesamowicie przyjemną wonią.
    - Mam nadzieję, że dobrze spałaś pani, jednak pora na kąpiel – mimo uśmiechu i uprzejmości, służąca była zupełnie nieczuła na sytuację Merai. Twarz poznaczona już pierwszymi zmarszczkami, spracowane dłonie i obwisłe piersi. Zwłaszcza to ostatnie wskazywało na wielodzietność rodziny kobiety. Nie bez powodu została mianowana przez Gasparda nową służącą Merai. Jeśli Lady Stark miała tutaj zostać, musiała dostosować się do jego decyzji.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  71. Pogrzeb lorda Nemmera Lannistera był wydarzeniem, które zdecydowanie zapadło Liadaness w pamięć. Przez całą uroczystość powstrzymywała pchające się do oczu łzy na wspomnienie ojca i starała wyglądać na tyle smutno, na ile targaryeńską księżniczkę powinna smucić śmierć lorda Casterly Rock. Zadanie to nie należało do łatwych, ale Liadan za wszelką cenę starała się mu sprostać. Wszyscy dostrzegli jak bardzo była oburzona, gdy lady Cassandra Karstark kichnęła, przerywając jedną z modlitw. Wszyscy również widzieli, jak wywaliła się, opuszczając sept. Niewielu jednak wiedziało, że po tym wydarzeniu z własnej woli pomagała Lederowi Starkowi doprowadzić do porządku jego siostrę, lady Meraię, która - z powodu ciąży, o której wiedzieli jedynie Liadaness i Leder - miała poranne mdłości.
    Jednym słowem nie wszystko w dniu pogrzebu poszło po jej myśli i to sprawiło, że Liadaness Targaryen dokładnie pamiętała każdą chwilę wielkiej uroczystości.
    Zaraz po pogrzebie i pożegnalnej uczcie na cześć Nemmera Lannistera, goście zaczęli się rozjeżdżać, każdy w swoją stronę. Jej siostra - Areya - chciała opuścić Casterly Rock jak najszybciej, ze względu na sir Bryndena, ale Liadan zadecydowała, że to jeszcze nie czas. W końcu skończyło się tym, że Iraving Targaryen zabrała wszystkie swoje dzieci z powrotem do Królewskiej Przystani, nie licząc najmłodszej córki. Nikogo decyzja ta nie zdziwiła, Liadaness niedługo miała wyjść za Jonathana Lannistera i normalnym było, że jako jego przyszła żona chciała go wesprzeć w najbliższych dniach.
    Gdy w jej progu stanęli służący z Północy, nie kryła swego zdziwienia. Bez słowa przyjęła wiadomość od nich i ruszyła do komnat lady Merai Stark.
    Weszła do przestronnej komnaty i zobaczyła ulgę na twarzy Merai. Uśmiechnęła się do niej delikatnie i odprowadziła wzrokiem służącą, która posłusznie opuściła komnatę na rozkaz swej pani.
    Gdy Meraya wpadła jej w ramiona, Liadaness znowu była niezwykle zaskoczona, ale nie dała tego po sobie poznać. Zastanawiało ją, kim dla nie jest Meraya - przyjaciółką czy wciąż tylko damą dworu? Jeśli wyszłaby za jej brata, byłaby szwagierką, jednak gdyby śluby złożyła z sir Gaspardem zostałaby dla Liadaness żoną brata męża. Czyli kimś, na kogo nazwy Liadan nie znała.
    - Stało się coś, pani? - spytała cicho, gdy Meraya odsunęła się od niej.

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  72. Służąca od razu posprzątała zbity wazonik i podniosła kwiaty, kładąc je obok śniadania, cały czas się uśmiechając. Zamknęła drzwi, jednak sama nie wyszła z komnaty. Wytarła ręce w fartuch służącej i poprawiła kosmyki włosów wystające z jej czepka.
    - Wybacz mi pani, ale otrzymałam rozporządzenie, aby towarzyszyć ci w każdej chwili. Mam na imię Sonia, jestem akuszerką. – Usiadła na taboreciku i nożem rozkroiła jedną z bułeczek, nie zważając na Meraię, która nie miała zamiaru jeść. – Niech się lady nie martwi, nikomu nie powiem, złożyłam lordowi przysięgę. W zamian za milczenie obiecał wydać mojego najmłodszego syna za małą Ellę, a chcę, żeby choć jedno moje dziecko miało wygodne życie. – Posmarowała bułeczkę masłem, układając ją na talerzyku. Zamieszała kielichem, sprawdzając czy na mleku powstał już kożuszek, po czym go zebrała.
    - Nie pochwalam gdy narzeczeni konsumują związek przed zaślubinami, ale zawsze miło powitamy małego dziedzica Casterly Rock. Musisz jeść lady, nawet jeśli nie chcesz. Dziecko musi być silne. – Znów wytarła ręce w fartuch i otworzyła jedną ze skrzyń lady Merai, przeszukując ją dokładnie. Wyciągnęła najlepszą koszulę pod suknię jaką znalazła i wyłożyła na fotelu. I jej aparycja i akcent, oraz dziwna opiekuńczość w gestach sprawiały, że nie dało się nie lubić starszej kobiety. Na dodatek jej słowa sugerowały, że nie tylko Gaspard zdecydował się pozostawić kwestię narzeczeństwa w spokoju i tak jak jest, to jeszcze zamierzał uznać dziecko za swoje.

    sir Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  73. - Ależ nie ma za co przepraszać - odparła Liadaness łagodnie. Doskonale widziała, że Meraya jest poddenerwowana, na co najwidoczniej miała wpływ jej niezbyt ciekawa sytuacja. Jedynie błysk w oczach lady Stark zdradzał, że ta żywi do księżniczki jakieś cieplejsze uczucia. Dla samej Liadan, młoda wilczyca przestała być kolejną damą dworu już dawno temu i niezwykle ucieszył ją fakt, że i dla Merai nie jest jedynie księżniczką, przed którą trzeba się kłaniać.
    Zaśmiała się cichutko, gdy lady Meraya sama odpowiedziała sobie na zadane pytanie i z uśmiechem przyjęła od niej kielich z wodą.
    Z uwagą wsłuchiwała się w jej słowa i nieświadomie coraz mocniej zaciskała dłoń na nóżce trzymanego pucharu. Gdy po raz ostatni rozmawiała z sir Gaspardem, wydawał się on być człowiekiem honorowym i wartym życia z tak wspaniałą kobietą, jaką była Meraya Stark. Była gotowa pogodzić się, że to ten mężczyzna spędzi resztę swoich dni ze Strkówną, bo myślała, że tak będzie lepiej. Bo była na tyle głupia, że myślała, że sir Gaspard zrobi wszystko, by uszczęśliwić swoją żonę. Jak widać męska duma była ważniejsza od wszystkiego, a Liadaness nie zamierzała dopuścić do sytuacji, w której jej brat zostanie zraniony. Nie bez powodu była smoczycą - potrafiła z delikatej dziewczyny zmienić się w potwora.
    - Porozmawiam z nim - powiedziała stanowczo. Zastanawiało ją, dlaczego Meraya nie wymawia imienia jej brata, aż doszła do najprostszego wniosku - ktoś mógł je podsłuchiwać. Postanowiła zagrać w grę i oddalić podejrzenia od Réamonna jak tylko się dało najdalej.
    - Porozmawiam z nim, ale nie wiem czy mnie posłucha. Nigdy nie byłam z nim blisko i chyba nie do końca zdobyłam jego zaufanie. Czasem mam wrażenie, że jest mi on całkowicie obcy. Może Laenerys czy mojego brata by posłuchał, ale... - zacięła się. - Nie mam pojęcia jak mogłabym go przekonać.
    Miała nadzieję, że lady Stark zrozumiała jej pełen kłamstw przekaz. Że zrozumiała, w jaką grę gra Liadaness.
    - Postaram się, ale nie mogę ci niczego obiecać, Meraio.
    Nagle zorientowała się, że po raz pierwszy zwróciła się do lady Stark po imieniu.

    Liadaness

    OdpowiedzUsuń
  74. Widząc zmartwienie na twarzy Merai na wieść o Elli (przynajmniej w ten sposób zinterpretowała to Sonia) , kobieta uśmiechnęła się poczciwie. Pozwoliła lady Stark samej się wykąpać, jeśli taka była jej wola, jednak gdy tylko ta się odziała, chwyciła szczotkę do włosów i zaczęła troskliwie rozplątywać potargane włosy dziewczyny.
    - Mik jest towarzyszem zabaw Elli, lubią się. – Służąca cały czas czekała, aż Meraia zacznie jeść. Słysząc pytanie, nie mogła powstrzymać chichotu. – Jak to co, moja pani? Wrócili do Winterfell.
    Rozległo się pukanie. Do środka weszła młoda służąca z opasłym tomiskiem w rękach.
    - Przepraszam lady, że przerywam. Lord Gaspard przesyła pani ten wolumin. – Służąca położyła księgę na stoliczku. – Lord zaprasza lady na wieczorną kolację do swoich komnat. Prosi również o uśmiech.
    Sonia nie umiała czytać, więc nawet nie spojrzała na księgę. Młoda służka wyszła, kłaniając się nisko i prosząc jeszcze Sonię, aby obejrzała później jej starszą siostrę, która jest brzemienna.
    Wolumin oprawiony został w mięciutką skórę, ale jej tytuł już dawno się zatarł. Dopiero po przekartkowaniu dało się zauważyć obrazki. Były to bajki dla dzieci. Jedna zaznaczona była karteczką pergaminu, z napisanymi dwoma słowami: Moja ulubiona i podpisem G.L.
    - Co to za książka, moja pani? – Kobieta zaplotła na skroniach Meria po trzy warkoczyki i spięła je razem z tyłu, zwijając w małego koczka. Resztę włosów pozostawiła rozpuszczonych. Sięgnęła do innej skrzyni, wyciągając suknię z emblematem Starków i pasujące do niej szare wstążki, które wplotła we fryzurę.
    - Myślę, że poczuje się w niej pani pewniej, Lady Stark – wyszeptała kobieta konspiracyjnym tonem, puszczając do Merai oczko.

    Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  75. Na dźwięk swojego imienia lady Stark zmarszczyła delikatnie czoło, ale nic nie wskazywało na to, by Liadan ją uraziła. Księżniczka przyjęła to z cichym westchnieniem ulgi, bała się bowiem, że ta jedna pomyłka zburzy wszystko, co udało jej się przez ten czas wybudować.
    - Nie, na pewno nie będzie to dla niego złe - powiedziała powoli, ostrożnie dobierając słowa. Lady Stark znalazła się w trudnej sytuacji i Liadaness nie miała zamiaru utrudniać jej jeszcze bardziej. - Będzie miał co jeść, co pić, gdzie żyć... będzie wychowywany na lorda, by pewnego dnia przejąć władzę w Casterly Rock. To na pewno nie jest złe życie, pani. Wielu o takim marzy, ale go nie ma.
    Żałowała, że to nie jej brat będzie wychowywał dziecko, ale nie można mieć wszystkiego. Skoro zadecydowano, by połączyć Meraię Stark węzłem małżeńskim z Gaspardem Lannisterem, nie powinna ingerować. Chciałaby, ale wielu było przeciwników sojuszu Starków z Targaryenami. W świecie takim jak ten miłość nie miała znaczenia - liczył się tylko zysk którejś ze stron.
    - Czy to oznacza, że po ślubie zostanę ciocią? - spytała nagle, udając, że nie jest pewna tego, co mówi, jakby dziecko nie było jej brata tylko całkiem obcej osoby.
    - Jako żona brata męża?

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  76. Spojrzała na Meraię z uwagą, gdy ta wypowiedziała się o swoim nienarodzonym jeszcze dziecku w męskiej formie. Zakładała, że jest o wiele za wcześnie, by poznać jego płeć, ale najwyraźniej lady Stark miała co do niej pewne wyobrażenie.
    - Myślisz, że to chłopiec? - spytała. Wyobraziła sobie reakcję Réamonna na wieść, że będzie miał dzoedzica i zaraz odepchnęła od siebie te myśli. To byłoby niemożliwe, bo Reaś miał nigdy nie dowiedzieć się, że został ojcem. Miała jedynie nadzieje, że oczy odziedziczy po matce, by nie wzbudzał wątpliwości tłumu. Nawet jeśli dziecko miało by włosy w takim samym odcieniu złota co król, nikt nie podejrzewałby że nie jest ono owocem lady Stark i Gasparda Lannistera.
    Uśmiechnęła się, gdy Meraya pozwoliła jej zwracać się do niej po imieniu. Oznaczało to, że dziewczyna zaufała jej na tyle, by pozbawić ich relacje dworskich konwenansów.
    - Liadan - odparła, uznając, że zwracanie się do siebie po imieniu będzie o wiele swobodniejsze i na pewno nie zaszkodzi ich relacjom.
    - Nie, nie uraziłaś mnie - zaśmiała się. Było jej niezwykle miło, że lady Stark ceni sobie jej towarzystwo.
    - Poniekąd zostałyśmy na siebie skazane - stwierdziła. - I cieszę się, że to na twoje towarzystwo trafiłam. Zwłaszcza, że smok nie czuje się pewnie wśród lwów i warto mieć obok siebie kogoś, kogo się zna.

    Liadaness

    OdpowiedzUsuń
  77. [Świetny pomysł, nic dodać, nic ująć. Jednakże ja nie zacznę, ponieważ zwyczajnie nie mam wizji, więc.. Mogłabyś zacząć?]

    OdpowiedzUsuń
  78. Cały czas był czujny, w końcu to jego robota. Chronić i ewentualnie zabijać, za to mu płacą i to dość niemało, więc musiał się postarać. Jedyne, co mu się nie podobało to to, że musiał chodzić za nią krok w krok, co prawda było to polecenie jego przyjaciela - Gasparda, ale bez przesady. Może ma jeszcze z nią spać? Cały czas markotał coś pod nosem, że to jest gorąco, że tu śmierdzi, że jest tutaj źle i niebezpiecznie.
    -Pani, może pomóc? -powiedział, stojąc za nią. Może i wyglądał nieludzko i przerażająco, ale przecież nie trzeba było się go bać, od tego w sumie był, żeby pomagać, prawda? Gdyby musiał to by nawet coś ugotował, chociaż kiepski z niego kucharz.
    Jego zbroja z latami noszenia jej przestała mu ciążyć. Przyzwyczaił się do niej i ba.. Jest w niej szybki, co nie zdarza się często w tych czasach. Jakby tak się zastanowić to nikt normalny w tych czasach nie chodzi w całym opancerzeniu i uzbrojeniu. Ale może to i dobrze, że tak jest.
    -Wiem, że Pani przeszkadza ma obecność, jednakże muszę wykonywać rozkazy Gasparda -wytłumaczył się, po czym roześmiał cicho. Stanął obok Starkówny, uważnie patrząc się, co takiego robi.

    OdpowiedzUsuń
  79. [Ano, dzięki. Mam nadzieję, ze szybko się zaaklimatyzuję. ;)

    Lore'Lhin

    OdpowiedzUsuń
  80. [ O matko, rzeczywiście! Ja też bardzo przepraszam, przeglądałam wszystkie postacie ale na tym zdjęciu Sarah wyszła jakoś... inaczej! Zupełnie jej nie poznałam. Posiadanie tego samego wizerunku mi absolutnie nie przeszkadza, tym bardziej, że wyglądają dość różnie na zdjęciach. Jeśli jednak Administracja sobie tego życzy, to w ostateczności zmienię moją Diannę, ech. :/ ]

    Dianna Tully

    OdpowiedzUsuń
  81. [ Okej, dziękuję! ]

    Dianna Tully

    OdpowiedzUsuń
  82. [ A ja witam siostrę <333 Alyssa Stark jest chętna na wątek. Tutaj na pewno da się coś wykminić. Może wspólne śniadanie? :3 ]
    Alyssa Stark

    OdpowiedzUsuń
  83. Liadaness nie mogła się powstrzymać i uniosła delikatnie brwi, słysząc słowa Merai. Żaden mężczyzna nie był zachwycony, gdy dowiadywał się, że jego żona kiedyś wcale nie była jego, a jej serce zostało skradzione już dawno. Każdy reagował na to w inny sposób, jednak jednego Liadan była pewna – urażona męska duma lorda Lannistera nie pozwoli poprzestać na próbach dowiedzenia tożsamości ojca dziecka. To jedno łączyło wszystkich mężczyzn – zawsze pragnęli zemsty na kimś, kto odebrał im coś, gdy to jeszcze nie należało do nich. Nie każdy zaś naprawdę się mścił.
    — Może po prostu mu na tobie zależy, Merayo? Nawet jeśli nie czuje do ciebie tego, co winien czuć... może uważa za swój obowiązek dbanie o ciebie i twoją godność, a tym samym i o dziecko?
    Księżniczka zakładała, że tak właśnie jest. Lord Lannister dbając o dobre imię Starkówny, dbał również o honor własnego rodu. Ile plotek by chodziło, gdyby ktoś dowiedział się, że przyszła żona sir Gasparda go zdradziła i spodziewa się dziecka! Ród Lannisterów stracił już zbyt wiele i nie mogli więcej ryzykować. Tak samo Starkowie.
    — Nie martw się na zapas, Merayo — powiedziała z delikatnym uśmiechem. — Masz tutaj sojuszników, nawet jeśli wydaje ci się inaczej.
    Poprawiła się delikatnie i westchnęła.
    — Chciałabym, żeby było to coś więcej — przyznała szczerze, opierając dłonie na kolanach. — Miałam nadzieję, że przyjdzie mi wyjść za mąż z miłości, ale na ten moment jest to jedynie małżeństwo z nakazu. Poniekąd dla Jonathana wciąż jestem dzieckiem i nie jest on zdolny poczuć do mnie coś więcej.
    Westchnęła.
    — Gdy wyjeżdżałam, cała Królewska Przystań rozmawiała o wypadku lady Tallhart — zaśmiała się cicho. — Jej mąż znalazł ją na brzegu morza, na wpół nagą, w towarzystwie lorda Carona. Oboje twierdzą, iż był to jedynie wypadek i lady rzekomo wpadła do morza, a lord Caron ruszył jej na ratunek.

    Liadaness

    OdpowiedzUsuń
  84. [A no, Gasp powrócił w całym tego słowa znaczeniu. Zacząć kolację?]

    Lord Gaspard Lannister

    OdpowiedzUsuń
  85. Wielki taras, który był częścią komnat Lorda Lannistera, otwierał się na Morze Zachodzącego Słońca. Ciepły wiatr poruszał cienkimi jak pajęczyna zasłonami, co rusz odsłaniając i zasłaniając widok na ostre skały i falującą, spokojną dziś wodę. Na tarasie ustawiono nieduży stół i dwa krzesła, na przeciwnych stronach stolika. Nie było jeszcze późno i komnata nadal była zalana jasnym światłem słońca, złocącym ją w magiczny sposób. Biurko, krzesła, szezlong obity czerwonym aksamitem oraz arrasy na ścianach. Kwiaty w wazach. Wszystko to nadawało komnacie urokliwego, kojącego wyglądu.
    Gaspard, lord Gaspard, siedział na krześle i przekładał karty jakiejś księgi, nie rzucając się zupełnie w oczy, stapiając się wręcz z cieniem w kącie pomieszczenia. Uwagę bardziej przyciągał nieziemski widok rozciągający się z okien oraz suto zastawiony stół, pełen pysznych dań, oniemiających samym już zapachem. Kucharze zadbali by nie tylko wszystko pachniało i smakowało perfekcyjnie, ale i wyglądało jak małe dzieła sztuki. W półmiskach znajdowały się papuzie języczki w marynacie z pieprzu, pieczone w miodzie i piwie udka pawie, plastry wędzonej szynki z czarnej świni z Dorne, małże z cytryną w muszlach ułożonych na kształt kwiatów lotosu, ciastko z wiśniami, polane czekoladą oraz wiele, wiele innych wspaniałych potraw.
    Jasnowłosy mężczyzna powrócił do żałoby, mimo, że oficjalnie ta już się skończyła. Porzucił również hafty i wszelakie zdobienia na rzecz prostych materiałów w kolorze głębokiej czerni. Czekał cierpliwie na narzeczoną, spokojny jak nigdy. Ciąża, czy nie ciąża, nie była efektem gwałtu na lady Stark, tego już się dowiedział dzięki swoim ptaszynkom, które słuchają każdej rozmowy i wyśpiewają wszystko za kilka złotych monet lub innych łask.
    Więc miłość - myślał, uśmiechając się lekko - Jakże dawno słyszał to określenie w stosunku do dwóch szlachetnie urodzonych ludzi. Wtedy jednak nie było skandalu.

    Lord Gaspard Lannister, z całkiem nową taktyką

    OdpowiedzUsuń
  86. Uniósł wzrok znad książki i skinieniem powitał kobietę. Jego wyraz twarzy musiał ją zadziwić, gdyż uśmiechał się całkiem szczerze, a w jego oczach nie było goryczy. Zdawało się, że ktoś cofnął czas i tylko Meraia o tym wiedziała. Postał i odłożył księgę na stolik o lwich łapach zamiast nóżek. Był to podobny, jeśli nie identyczny egzemplarz bajek, jaki wcześniej wysłał jej.
    - Witaj lady Meraio – nie mógł nawyknąć do swojego nowego tytułu. Nadal brzmiał dlań obco i sztucznie. Poprowadził ją do stolika, unikając jednak kontaktu fizycznego. Nalał jej z karafki soku wyciśniętego z pomarańczy, a sobie lekkiego, młodego wina. Nie usługiwał im żaden służący, nie widać było w komnatach również żadnego, nawet Mephista.
    - Mam nadzieję, że odpoczęłaś odrobinę od zgiełku, lady. – Usiadł na jednym z dwóch krzeseł, po lewej stronie mając morze. Mewy skrzeczały nad ich głowami, a słońce mimo późnej godziny nadal mocno piekło, ale rozpięty jedwabny baldachim chronił ich przed słońcem, pozwalając cieszyć się widokiem.
    - Mam nadzieję, że zdajesz sobie pani sprawę, że musimy omówić pewne... kwestie i nieścisłości. - Nadal był uprzejmy, jednak ostatnie słowa zabrzmiały lodowato, wręcz obniżały temperaturę dookoła obojga.
    - Zdaję sobie sprawę, że dziecko, które nosisz nie jest wynikiem ataku, jaki nastąpił na ciebie, lady. Wbrew pozorom nie jestem tylko głupim rębajłą, a rozmowy z księżniczką nigdy nie pozostałyby bez zauważenia, moja droga - mówił wszystko, jakby opowiadał o pogodzie, nakładając na talerz papuzie języczki i chleb.

    Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  87. Podejrzewał, że niczego mu nie powie i będzie odpowiadała jak dyplomata, na około dosadnej odpowiedzi. Uśmiechnął się jeszcze szerzej do kobiety, jedząc powoli i cały czas się jej przyglądając. Im bardziej na nią patrzył, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nawet bez tego skandalu, nie byłoby szansy, aby cokolwiek poszło dobrze.
    - Gdybym był tobą, podałabym imię. Ale oczywiście lepiej powiedzieć, że ta bajka skończy się źle, że to ja uczyniłem cię, pani, smutną – Nie mówił tego z goryczą, raczej sugerując, że lepiej by wyszła, gdyby wyznała prawdę.
    - Domyślam się, że nic nie wie. Z moich obserwacji wynika, że musisz go bardzo kochać. – Zrobił minę, jakby smakował to słowo, sprawdzał jaką ma woń – Nie wiem czy wiesz, ale oboje musimy odrzucić dumę, bo w tym wypadku zwyczajnie jej nie mamy. Możemy ustalić datę ślubu, mogę uznać dziecko za swoje, ale czy wtedy znienawidzisz mnie jeszcze bardziej? Nie obraź się pani, ale nie potrzebuję dziewczynki, która używa sztuczek, aby ukryć prawdę o sobie, nie potrzebuję kogoś, kto pachnie zapachem innego. Nie chcę aby ktoś obcy spał obok mnie.
    Zawahał się przez chwilę. Westchnął i na raz opróżnił cały kielich. Wahał się, uznał jednak, że trzeba być szczerym, zwłaszcza w tej chwili.
    - Już jestem częścią przeznaczenia kogoś innego. Nie tylko ty stracisz kogoś ważnego, moja pani, przez ten ślub.
    Mówił prawdę. W jego oczach odbijała się tęsknota z czymś już utraconym, na czym został postawiony wyrok. W szarych oczach odbijały się wspomnienia: lekko stąpające pantofelki, łagodna dłoń przeczesująca jego włosy, uśmiech, ciemny pukiel włosów.

    Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  88. Wzruszył ramionami, krojąc pawie udko. Odpowiadała jak oczekiwał, nie zdziwiła go tym, co mówiła. Cały czas uśmiechał się pod nosem, jakby bardzo dobrze się bawił.
    - W takim razie będę zgadywał. Lord Arryn? Renard Martell? Może za wysoko mierzę? Hm… Podkuchenny w Winterfell? Nie, to za nisko… - Zdecydowanie się z niej naigrywał, przynajmniej trochę, nie było to okrutne, przynajmniej nie miało być. – Król?
    Zaśmiał się pod nosem, samemu nie wiedząc, że trafił w dziesiątkę. Interesował się bardziej zawartością swojego talerza niż jej reakcjami.
    - Zastanawiam się po prostu, pani, czy aby zyskać większe względy u Starków, i u Ciebie, nie oddać cię twemu… ukochanemu. Oficjalnie uznałbym, że robimy to za obopólną zgodą. Nie było żadnych przyjęć zaręczynowych, więc i to można obejść, lady. Oczywiście jeśli uznajesz to za… upokorzenie… Powiem tak, moja pani, wybór jest twój.
    Nalał sobie jeszcze wina.
    - Wtedy jednak będziesz musiała przystać na nałożnice, a tego wolałbym uniknąć. Może nie słyniemy z honoru i wierności, ale to była przywara naszych przodków, nie zaś nasza, a przynajmniej moja. Jednak żadna radość sypiać z kimś zimnym jak kłoda i niechętnym.

    Gaspard

    OdpowiedzUsuń
  89. Wzruszył ramionami, krojąc pawie udko. Odpowiadała jak oczekiwał, nie zdziwiła go tym, co mówiła. Cały czas uśmiechał się pod nosem, jakby bardzo dobrze się bawił.
    - W takim razie będę zgadywał. Lord Arryn? Renard Martell? Może za wysoko mierzę? Hm… Podkuchenny w Winterfell? Nie, to za nisko… - Zdecydowanie się z niej naigrywał, przynajmniej trochę, nie było to okrutne, przynajmniej nie miało być. – Król?
    Zaśmiał się pod nosem, samemu nie wiedząc, że trafił w dziesiątkę. Interesował się bardziej zawartością swojego talerza niż jej reakcjami.
    - Zastanawiam się po prostu, pani, czy aby zyskać większe względy u Starków, i u Ciebie, nie oddać cię twemu… ukochanemu. Oficjalnie uznałbym, że robimy to za obopólną zgodą. Nie było żadnych przyjęć zaręczynowych, więc i to można obejść, lady. Oczywiście jeśli uznajesz to za… upokorzenie… Powiem tak, moja pani, wybór jest twój.
    Nalał sobie jeszcze wina.
    - Wtedy jednak będziesz musiała przystać na nałożnice, a tego wolałbym uniknąć. Może nie słyniemy z honoru i wierności, ale to była przywara naszych przodków, nie zaś nasza, a przynajmniej moja. Jednak żadna radość sypiać z kimś zimnym jak kłoda i niechętnym.

    OdpowiedzUsuń
  90. Wstał i stanął obok niej, również z kielichem w rękach. Okręcał go w dłoniach, trzymając nad głęboką przepaścią. Nagle rozchylił ręce i naczynie wypadło z nich. Zrobił to specjalnie. Przedmiot leciał bardzo długo, wręcz niemiłosiernie, aż w końcu uderzył w jedną ze zdradliwych, wystających skał i wpadł do wody.
    - Chciałbym powiedzieć, że współczuję mężowi, ale zabrzmiałoby to dziwnie – odparł również żartując. Zaciekawiła go tym stwierdzeniem, choć wolałby nie przekonywać się na własnej skórze co ono oznacza, z jej słów wynikało jednak, że będzie kiedyś musiał. Włoski na karku zjeżyły mu się lekko.
    - A powinny obchodzić, moja droga. Wśród Lannisterów była kiedyś kobieta, która każdej nałożnicy swojego męża obcinała włosy razem ze skórą i obcinała po jednym palcu. No i póki co nie mamy żadnych wspólnych interesów. – Nie mogła przecież wiedzieć, że jej przyjaźń z królewska rodziną będzie miała dla niej ogromnie nieprzyjemne konsekwencje, które na pewno jej się nie spodobają. Miał swoje plany. Duże plany. Których nie zamierzał zmieniać pod żadnym pozorem i nic na nie nie wpłynie, a już na pewno nie kobieta, która będzie żoną tylko przez obowiązek.
    Może i znała się na intrygach, jednak w obecnej sytuacji była dlań kompletnie bezużyteczna, a bezużyteczne rzeczy się wyrzuca lub chowa dopóki nie będą potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  91. Nad tym pytaniem musiał się zastanowić trochę dłużej. Wpatrywał się cały czas w miejsce w którym rozbił się kielich. Jednym z jego dziwactw było zrzucanie różnych przedmiotów z dużej wysokości. Uwielbiał obserwować ich lot, tak samo jak ptaki szybujące po niebie. Z tego powodu właśnie nie zamykał żadnego w klatkach, choć ostatnio pojawiła się na to w Westeros moda.
    - O ile nie będzie rażąco podobne do swoje ojca, to żadnego. Będzie dziedzicem Casterly Rock, jeśli będzie chłopcem, będzie mówił do mnie ojcze i tak będzie traktowany. Gorzej, jeśli nie będzie podobny do ciebie, lady. Nie chcę cię ranić, lady, ale lepiej gdyby się nie urodziło.
    Zupełnie ja w przypadku swojej siostry, wręcz odruchowo pochwycił pukiel jej włosów i zaczął się nimi bawić.
    - Nie jestem okrutnikiem, lady, choć to prawda, że sprezentowałem królowi głowy buntowników z wiankami z lawendy na głowach. Wyjątkowo potwierdzam plotki. – Upokorzył buntowników nawet po ich śmierci, stojąc murem za Targaryenami. Mógł ich nie lubić, ale lojalny był. Póki co.
    - Ale też nie masz mnie za co nawet lubić. Mogę jedynie liczyć, że mnie nie znienawidzisz, lady – Podróżował często, bo lubił, nie będzie więc musiała patrzeć na jego oblicze przez większość czasu, a przez ponad pół roku on nawet jej nie dotknie, nawet pewnie dłużej. Nie znał się na ciążach, ale trwały dziewięć miesięcy, a on nie wiedział w którym miesiącu jest kobieta.
    - Właściwie powinienem przeprosić cię, lady, że otwarcie mówię o takich rzeczach jak małżeńskie obowiązki, jednak twoja ciąża nie pojawiła się od cudownego, dziewiczego poczęcia.

    OdpowiedzUsuń
  92. - Wiem, moja pani. Są rzeczy na które mają wpływ jedynie bogowie. – Wrócił do stołu, przesuwając woje krzesło tak by patrzeć na lady Stark. Jadł kolację z lekkim zawodem. Liczył, że przystanie na propozycję i rozwiąże zaręczyny, jednak ta trwała przy postanowieniu ich ojców. Najwidoczniej i on musiał, choć było mu to nie w smak.
    O bogowie, jakże można tak kochać, że sprzeciwia się własnym poglądom? - zastanawiał się w myślach nad swoją głupotą. Ich miłość nie była w żaden sposób romantyczna, a podczas ich pierwszego spotkania próbowała go zabić, ale… Jednak nie wiedział jak mógł tak kochać. Nie widział jej od… bardzo, bardzo dawna, a jednak na myśl o niej przyśpieszało mu serce i nie była ta lady Meraia.
    Nagle do komnaty wszedł maester.
    - Tak? – Gaspard spojrzał na starca, marszcząc brwi.
    - Miałem dziś sprawdzić szwy, lordzie – odpowiedział mężczyzna, kłaniając się nisko. Gaspard dopiero teraz sobie o tym przypomniał. Brzydkie cięcie otworzyło się niedawno, mimo szwów i zaczęło lekko ropieć. – Oh, wybacz, lady, nie wiedziałem ze tu jesteś. – Measter skłonił się Merai, gdy ją zauważył i obdarzył ciepłym uśmiechem, kładąc na jej krześle torbę z medykamentami.
    - Kiedy będziesz wolny, panie, by to sprawdzić?
    - Teraz.
    - A-ale… Lady jest tutaj…
    - I co z tego? – zapytał Gaspard, unosząc jedną brew w górę, wstając ponownie i rozpinając pas wamsu.

    OdpowiedzUsuń