13 czerwca 2014

„Wysoko jak honor”


Jasper Arryn  

29 lat
Najstarszy syn Lorda Orlego Gniazda
Przyszły Obrońca Doliny i Namiestnik Wschodu. 

     Orle Gniazdo zawsze wydawało się mu jednym z najbardziej posępnych zamków Weteros. Ci, którzy rodzili się i wychowywali w tym miejscu - wśród majestatycznych, ośnieżonych górskich szczytów wydawali się być nieugiętymi, konsekwentnymi i honorowymi ludźmi. Góry Księżycowe zawsze stanowiły ochronę, a urodzajne ziemie Doliny dostatek, co z kolei zapewniało Arrynom bezpieczeństwo i stabilność ekonomiczną. Mimo tego, że Dolinie niczego nie brakowało, to jednak dla Jaspera było to za mało. On od małego chciał czegoś więcej, pragnął podróży, pojedynków, przygód, wszystkiego o czym czyta się w starych księgach, a nie kamiennego fotela, od którego boli tyłek i miliona listów, na które trzeba odpisać. Ojciec jednak nie chciał słyszeć o tym ani słowa, Jasper miał się uczyć, aby później godnie sprawować władze nad Doliną. Którejś nocy chłopak po prostu spakował swoje rzeczy i zniknął, jednocześnie udając się w podróż swojego życia, zostawiając po sobie jedynie list. Aby uniknąć skandalu, oficjalnie mówiono, że Jasper popłynął do Braavos, jednak prawda była taka, że po opuszczeniu Weteros nikt nie potrafił dokładnie określić jego miejsca pobytu. Kiedy słuch po nim zaginą, pamięć zaczęła blednąć, gdy myślano, że zginął z ręki jakichś zbójów, czy piratów, a jego bracia po kryjomu zaczęli walczyć między sobą o tytuły swego ojca, on wrócił. Po prawie ośmiu latach nieobecność i tułaczki, ku zaskoczeniu wszystkich, wrócił bogatszy w nowe doświadczenia i historie, których nie powstydziłby się niejeden bajarz.  
     Obecnie cały czas stara się odzyskać zaufanie ojca, ponadto nadrobić i wdrożyć się w sprawy polityczne oraz ekonomiczne Doliny, jak i całego Weteros. Wszystko dodatkowo utrudnia matka, która od jego powrotu nic tyko trąbi mu o małżeństwie i szuka dla niego narzeczonej. Sen z powiek spędzają mu też młodsi bracia, którzy szepcząc po kątach spiskują, jakby się go tu pozbyć. 

Witam serdecznie ;)
Nie umiem pisać kart, wiem, że ta jest słaba, spróbuję ją poprawić w miarę możliwości.
FC: Henry Cavill

51 komentarzy:

  1. Siedziała na szerokim, marmurowym parapecie, bawiąc się w dłoni zużytą lotką od strzały. Wsparta o zimny kamień za sobą, obserwowała ciemna kurtynę nocy, osłaniającą tereny pod domem Arrynów. Powinna była być może niespokojna, czuć przestrach przed możliwością nakrycia jej w komnacie najstarszego z synów, ale siedziała swobodnie, bez jakichkolwiek oznak stresu w oknie, tak samo leniwie przerzucając wzrok z jednego punktu na horyzoncie, na drugi, gdzieś przy linii drzew lasu. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, na pewne wspomnienie, nasuwające się jej na myśl w tym pomieszczeniu, w Jego sypialni. Parsknęła krótko, nim jej frywolny wyraz twarzy zastąpiło absolutne skupienie, kiedy usłyszała czyjeś kroki za drzwiami. Automatycznie zsunęła się z parapetu, chowając się w cień pomieszczenia. Wsłuchała się w szczęk zamka w drzwiach, strzelającego niczym bicz, w ciszy panującej w samym prawie środku nocy. Oparła się plecami o ścianę, splatając ręce na piersi, obserwując wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę. Nic się nie zmienił. Może był odrobinę bardziej rosły, ale te sześć lat? W ogóle niczym nie odbiło się na jego przystojnej twarzy. Kącik jej ust drgnął w ironicznym, niewiadomego pochodzenia uśmiechu. Przechyliła głowę na bok, zaczesując bezszelestnie pasma, które opadły jej na ramię, za ucho, ciekawa, czy w ogóle ją zauważył, ukrytą w mroku pomieszczenia.
    — Uważaj, bo jeszcze ktoś, jakiś nieproszony gość, gotów byłby Ci się tu włamać, Arrynie.
    Wyszła w końcu z cienia, pokazując mu się w całej swej prezencji. W cienkich skórach i bawełnianej koszuli niedostosowanej do mroźnych klimatów tych ziem. Z długimi, blond pasmami włosów opadającymi jej do pasa i ze swoim swawolnym uśmiechem na ustach, jakim go powitała po 6 latach rozłąki, jakby to było w rzeczywistości sześć dni. Zupełnie nieskrępowana, podeszła do niego i stanęła przed nim, dając mu czas na rozpoznanie jej twarzy i w typowym dla siebie, jemu obcym geście, z pełną otwartością, wspięła się na palce, łapiąc go za kark, pochylając w swoim kierunku i musnęła jego policzek bardzo ulotnie wargami, nim wyminęła go i okręcając się wokół własnej osi, opadła plecami na miękki materac jego łoża.
    — Witaj — rzuciła w końcu słowem, którym powinna rozpocząć rozmowę.

    Lore'Lhin

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam, witam... Widzę że jeszcze nikt nie przywitał więc ja będę piuerwsza. Karta jest całkiem, całkiem tylko mało o jego charakterze. Jednak i tak zaciekawił mnie na tyle że zaproponuję wąteczki z obiema moimi paniami.
    Dalia mogłaby przyjechać do Orlego Gniazda w sprawach Dorne, a ona ma swoje ptaszki wszędzie i wie co się dzieje w całym Westeros i mogłaby przy okazji pomóc mu się odnaleźć na nowo "na salonach".
    Z Areyą natomiast mogliby chcieć go zesfatać. Ar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arrynowie są blisko z królewską rodziną. Zawsze chodzi o władzę, a królowa chcę się jak najszybciej pozbyć niewygodnej córki. Dwa w jednym.
      Myślę że Areya (przynajmniej na początku) nie będzie zadowolona, bo to nie jej Brynden.
      To co ty na to?]


      Dalia & Areya

      Usuń
  3. [Widzę, że z propozycją ożenku ktoś mnie wyprzedził, ale chyba zaproonować nie zaszkodzi? Także uroczemu Jasperowi mogę wepchnąć Cassie Pocałowaną przez Ogień. ;) Ale jeśli chęci nie ma na taki wątek, zaraz pomyslę nad czymś innym, tylko musisz mi powiedzieć, z która z moich pań wolisz powątkować. :)]

    Liadaness Targaryen i Cassandra Karstark

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to za świat, siostrzyczko, że to kobiety składają takie propozycje? xd

      Usuń
  4. [Ah tak... Wcześniej było tak że ojciec królowej i jej brata nie żyje i władzę sprawuje brat królowej, więc Jasper byłby jej kuzynem i to by było normalne, jednak wujem to tak średnio. Jednak co do wątku z Dalią to jak mogliby się spotkać? Pytanie podstawowe: Czy Jasper umawia się z tego typu kobietami? (if you know what i mean) Bo jeśli nie to mamy dwie opcje, a w zasadzie trzy:
    - ktoś by ją mu wynajął bez jego wiedzy
    - spotkał ja w zamku
    - spotkał ją gdzieś na jakimś bazarku czy cuś (xd)
    A jeśli tak to chyba wiadome.]

    Dalia Flowers

    OdpowiedzUsuń
  5. Orle Gniazdo było chyba jednym z ulubionych miejsc Dalii. Nie wiedziała do końca czemu. Może dlatego że było tak daleko od rodzinnego Wysokogrodu, który nienawidziła i za którym tęskniła zarazem. A może to majestatyczność zamku i jego wysokość sprawiały, że chętnie tu przyjeżdżała... Jednak ta wizyta była nieco inna. Już drugiego dnia wieczorem zanim zdążyła załatwić cokolwiek po co tu przyjechała przyjechał do niewielkiej gospody, w której się zatrzymała rycerz, który przedstawił się jako zaprzysiężony Arrynom. Powiedział, że Lord Jasper jej oczekuje. Nie pytała kto to, ponieważ wiedziała kim jest ten dość młody człowiek, nie pytała po co, bo dobrze wiedziała to. Skinęła jedynie głową uśmiechając się do rycerza i po chwili już była gotowa. Droga na górę była długa i stroma. Nie jechała sama tylko z rycerzem na jednym koniu. Nie uczył jej nigdy nikt jeździć konno, sama się nauczyła, ale żeby wjechać na górę potrzebny był dobry jeździec. Zdawała sobie z tego sprawę, więc pozwoliła zachować się rycerzowi jak na rycerza przystało i wyratować nie do końca damę, ale jednak z opałów.
    Gdy dotarli na szczyt Orlego Gniazda Dalia musiała stwierdzić że męcząca droga była warta świeczki. Widok zapierał dech w piersiach. Jednak nie mogła się nim za długo nacieszyć. Niemal od razu zaprowadzono ją zakurzonymi, tajnymi przejściami do komnat Jaspera Arryna uważając żeby nikt jej nie zobaczył. podobno Lord Arryn był strasznym konserwatystom i nie pozwalał synom widywać się z kobietami pokroju Dalii. Dlatego nie oburzała się będąc ukrywaną, a także dlatego, że przyzwyczaiła się, iż ludzie wiedząc kim jest wstydzą się jej. To był układ. Nie oczekiwała po takich spotkaniach wielkiej miłości, ani nawet zauroczenia. A szczególnie ze swojej strony. Dalia miała swoje zasady. Tak, nawet kurwy je mają, a jej pierwszą było to że ona się nie zakochuje. Nigdy nie kochała nikogo i była pewna że nie była zdolna do miłości. To bardzo ułatwiło jej pracę. Nie było ryzyka że zakocha się w kliencie, a to nigdy nie kończy się dobrze, szczególnie w przypadku Dalii, której klientami byli wysoko postawieni mężczyźni ze znamienitych rodów.
    Gdy wprowadzili ją do komnat były puste. Dwaj strażnicy kazali jej się przygotować i zaczekać na lorda Jaspera. Widziała jak na nią patrzą. Wiedziała nad czym rozprawiają. Czy ich lord ma dobry gust czy też nie.
    Gdy wyszli Dalia rozebrała się zostając tylko w pelerynie, którą otuliła się.
    Musiała chwilę poczekać na swojego lorda, ale wreszcie drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł Jasper Arryn. Zamknął drzwi. Spojrzał na nią.
    Dalia puściła błękitną pelerynę pozwalając jej opaść w nieładzie na podłogę.


    Dalia Flowers

    OdpowiedzUsuń
  6. [Od razu mówię, że propozycja jak najbardziej mi się podoba i nawet zacznę, ale dopiero wieczorkiem, kiedy będę miała swobodny dostęp do internetu. :)]

    Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dalię nie zdziwiły zbytnio słowa lorda Arryna. Zdarzało się, że niektórzy lordowie, jak na przykład jego ojciec nie chcieli jej ciała lecz głosu. Chcieli pomocy, rady, ale zwykle byli to o wiele starsi mężczyźni, których mogłaby być wnuczką.
    Jednak takie zachowanie Jaspera Arryna skłaniało Dalię do tezy, że ma aktualnie jakąś kobietę i to od niedawna skoro ani myśli o zdradzie. Obiecała sobie poprosić Mayę z którą tu przyjechała by dowiedziała się czegoś na ten temat. Maya była bezkompromisowa, więc jeśli miał jakąś, albo jakieś kobiety to ona się tego dowie.
    Dalia podniosła z podłogi pelerynę i okryła się nią.
    - Nie musisz się tak o mnie martwić. Uwierz mi że nie przeciągów się boję - odparła Dalia. W sypialniach lordów nie używała oficjalnych zwrotów. Bo po co? Przecież jej oficjalnie tu nie było.
    Przyjęła od mężczyzny wino. Napiła się łyka powąchawszy i przyjrzawszy mu się dokładnie uprzednio. Przezorny zawsze ubezpieczony.
    Wyczuwała, że to jakaś głębsza sprawa, jednak gdy usłyszała słowa lorda roześmiała się szczerze.
    - Mam ci oddać wszystkie informacje dzięki, którym jeszcze żyję? I to na dodatek tobie, którego wcale nie znam?
    Jednak widząc poważną minę Jaspera westchnęła głęboko. Co prawda podszeptywała często lodrdom jakieś informacje na różne tematy, ale to na ogół ona wychodziła z tą inicjatywą, owych lordów znała dobrze, a informacje te służyły zmanipulowaniu ich.
    Odstawiła swój kielich i podeszła do mężczyzny opartego o stolik na tyle blisko że ich nosy się stykały. Przejechała dłonią po jego ciemnych jak heban włosach zatrzymując dłoń pod jego podbródkiem zmuszając go by patrzył jej w oczy.
    - Nic za darmo, mój drogi... Nic za darmo - wyszeptała, a jej oczy błyszczały jakimś dziwnym blaskiem. - I błagam nie proponuj mi pieniędzy, bo jakbym chciała to mogłabym mieć tyle złota co Lannisterowie. Tu chodzi o coś więcej... Zawsze chodziło o coś więcej...


    Dalia Flowers

    OdpowiedzUsuń
  9. - Zastanawia mnie, czego więcej może pragnąć młoda, piękna dziewczyna, posiadająca pieniądze i władzę w jej najlepszej odsłonie – powiedział lord Arryn patrząc w jej hebanowe oczy, w których ciężko było odróżnić źrenicę od tęczówki. Uniósł dłoń delikatnie dotykając kącika jej ust jednocześnie skupiając na nich wzrok, przesunął kciukiem po dolnej wardze dziewczyny, a jej usta wygięły się w zuchwały uśmieszek.
    - To prawda... Mam wiele. Jednak każda osoba ma coś czego mogłabym pragnąć - powiedziała cicho, a zuchwały, przebiegły uśmieszek nie schodził jej z ust.
    – I nigdy nie chodzi o to, co chcesz, żeby myślano... - zauważył mężczyzna zabierając dłoń z okolicy jej ust.
    - Brawo! - powiedziała z lekką nutą cynizmu. - Twój najmłodszy brat do tej pory nie wpadł na to, choć zna mnie tak długo...
    - Ja i moja mała przyjaciółka nie możemy już wrócić do Dorne, ale mnie się tu podoba. Zostanę tu i będę ci służyć swoją wiedzą. Potem zastanowimy się co mógłbyś mi za to ofiarować... - zaproponowała Dalia. Oczywiście dobrze wiedziała czego od niego chce, ale było jeszcze za wcześnie żeby o tym mówić. - Jednak ja muszę mieć warunki do pracy... Weźmiesz mnie jako swoją osobistą służącą. Nie wiem jak to wyjaśnisz ojcu, ale to już twój problem. Załatwisz mi i Mayi komnatę, najlepiej niedaleko twojej. Możemy mieszkać wspólnie. Zależy mi na tym żeby daleko od reszty służby i co najważniejsze chcę mieć całkowitą prywatność jeśli chodzi o ptaki. Nikt nie będzie otwierał moich listów - wymieniła patrząc na mężczyznę. - W zamian oferuję swoją wiedzę i inne usługi jeśli zmieniłbyś zdanie... - Mówiąc to uśmiechnęła się do niego kusząco przejeżdżając palcem w górę i w dół jego mostka.

    Dalia

    OdpowiedzUsuń
  10. Podniosła się lekko na łokciach, przechylając głowę na bok, w typowym dla siebie geście. Jej złociste pasma opadły jej w tym ruchu na ramię czym zdawała się nie przejmować, jak i tym, ze w pierwszej kolejności w ogóle nie powinna mieć ich rozpuszczonych. Pozycja w jakiej się znalazła powinna kipić niestosownym erotyzmem. W jej przypadku, nie było o nim mowa. Nie żeby narratorka chciała w tym miejscu odmówić Lore uroku, ale dziewczyna emanowała niesamowitą pewnością siebie, niezdyscyplinowaniem i usposobieniem typowego lekkoducha, przyćmiewając tym wszystkie inne aspekty, jakie prezentowała ta pozycja.
    — Spójrz na siebie — zlustrowała go śmiało spojrzeniem nie pomijając żadnego szczegółu jego sylwetki — Wyrosłeś… — chociaż nie użyła żadnej ironii, słowa właśnie w ten sposób zabrzmiały, bo tak naprawdę nie był wcale wiele wyższy, niż wtedy, kiedy widziała go ostatnim razem. — Nie możesz sam spojrzeć… — dodała rozglądając się za jakimś lustrem, a skoro go nie uświadczyła, podniosła się do pozycji siedzącej, obracając się przodem do niego. Cały czas, mimo treści słów, mówiła do niego tonem tak beztroskim, jakby ostatni raz widzieli się wczoraj, chociaż minęły od tego czasu długie lata rozłąki… i zmieniło się bardzo wiele. Sama jedna wiedziała, jak dużo.
    — Ujawnię Ci co widzę. Widzę mężczyznę. Nie jesteś już młodzieńcem. Nie masz już tych rozbieganych we wszystkich kierunkach oczu, brakuje mi chudszych ramion i… — urwała uśmiechając się kątem ust, wyraźnie przemykając wzrokiem przez jego brodę i usta — … i widzę osobnika o wyjątkowo gęstym zaroście. Ale wiara w to, że w końcu przywyknę do takiego Ciebie daje mi jeszcze siłę, żeby w Ciebie tak całkiem nie wątpić — spojrzała kątem oka na świecę, odłożoną na boku i podniosła się na nogach, klęcząc na łożu. Tym samym zmniejszyła między nimi dystans, patrząc na niego z góry, mimo sporej różnicy wzrostów.
    — Masz… zero instynktu, jak na władcę, Arrynie — jeśli by spojrzał w bok, mógłby zauważyć sztylet, przyłożony nie wiadomo kiedy do jego boku w miejscu wątroby — Uśpiłeś swoją czujność. Co jeśli byśmy się nie znali i próbowałabym czyhać na Twoje życie? — nie spuszczała z niego roziskrzonego, rozbawionego spojrzenia, kłując go lekko końcówką ostrza przez gruby materiał.
    — Dziwne… nie chwaliłeś się, że jesteś już prawie namiestnikiem wschodu. W ogóle się nie chwaliłeś, ze jesteś Arrynem, Arrynie… czy teraz powinnam Ci mówić „panie”? — uśmiechnęła się wesoło — Twoją rodzinę by poznano nawet w Braavos… panie. Zapomniałeś już dawnych przyjaciół? Przykro mi słyszeć, że jestem Tobie nieproszonym gościem.

    Lore'Lhin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Jeśli Ci się uda to byłabym wdzięczna gdybyś troszeczkę skróciła ten wątek ^^]

      Usuń
  11. Dalia słysząc jego słowa o zgubieniu roześmiała się ponownie.
    - Nie rozśmieszaj mnie... Ja już jestem zgubiona. Już jestem teoretycznie martwa. Wiem za dużo.Jednak zobacz. Dorze się trzymam - odparła z cieniem uśmiechu na twarzy. - Co do twojego brata jednak. Myślę że jest zbyt zaślepiony innymi sprawami - tu na jej twarz wpełzł figlarny uśmieszek - żeby rozważać moją osobowość...
    Gdy mężczyzna oddalił się nieco od niej, Dalia usiadła na stoliku. Majtając w powietrzu nogami przyglądała mu się z zaciekawieniem.
    - Zawieranie ze mną paktów jest jak zawieranie paktów jest jak zawieranie paktów z samym diabłem. Nigdy nie wiesz kiedy warunki się zmienią... Jednak jeśli chcesz się czuć bezpiecznie to głównie chodzi mi o dwie kwestie. Po pierwsze... Chcę żeby Namiestnikiem Wschodu został ktoś w miarę inteligentny, kto jest po mojej stronie, a po drugie - wyliczała na palcach. - Chcę żebyś zagwarantował, że w razie mojej śmierci zajmiesz się moją małą przyjaciółką Mayą. To dobre dziecko. Inteligentne. Nie nadaje się do pracy w stajni, ani w burdelu.

    Dalia

    OdpowiedzUsuń
  12. — Lubiłam tamtego Jaspera. Nie był tak zuchwały, — cofnęła dłoń ze sztyletem, chowając go już leniwie pod materiał koszuli, cały czas jednak wpatrując się w oczy mężczyzny — Na Essos mówimy, że skromność jest darem prawie tak samo docenianym jak cieplejsze dni na Braavos. Myślisz, że gdzie zgubiłeś ten dar? Zostawiłeś na Essos, gdzie jego miejsce? — uśmiechnęła się wesoło przeciągając dłonią po jego policzku, chwilę potem. Na ten moment, spoważniała, utkwiwszy tęczówki oczu na swoich palcach powoli przesuwanych po jego żuchwie, wzdłuż kłującego zarostu. Przechyliła jego głowę lekko na bok, przyglądając się mu naprawdę bacznie — Ale bycie następcą namiestnika zobowiązuje, czyż nie? Trzeba być pewnym siebie. Nie budzić wątpliwości. Będziesz miał taki sam, malowany portret, jak te na wejściu na dole? Użyj drugiego profilu. Temu czegoś brakuje. Gdzie masz tą bliznę, po pierwszym naszym spotkaniu? Po strzale, która świsnęła Ci koło twarzy, zadzierając policzek? — przeciągnęła opuszką palca po jego skórze, sprawdzając czy niegłęboka ranka zdążyła już dawno się zagoić czy ukryła się gdzieś pod zarostem.
    — Wszystko się zmienia, prawda? — rzuciła bardziej do siebie, cofając dłoń i oparła ją na swoim udzie, ponownie wyłapując jego spojrzenie. Zerknęła również i na wyścieloną pościel, a potem obejrzała się po komnacie, szukając być może jakiejś damskiej biżuterii.
    — Twoim łożu… — powtórzyła za nim — Gdzie Twoja żona, Arrynie? Nie sypia z Tobą? — nigdy się do niego tak nie zwracała. Zawsze po imieniu. Teraz mogło się wydawać, ze mówiła do niego całkiem bezoosobowo, ale nadawała temu tytułowi znacznie więcej cech niemożliwym do odczytania, tajemniczym tonem, przepełnionym lekko wyczuwalnym, zagranicznym akcentem i jej osobistym sposobem lekkiego akcentowania dialektu.
    — Raczej jesteś moim panem, Arrynie. Co nie znaczy, ze chcę się do Ciebie tak zwracać.
    Obserwowała go kiedy się nad nią lekko pochylił. Nie odwróciła spojrzenia, nie musiała, nie czuła się nim wcale skrępowana, chociaż dawniej serce mogłoby jej skakać do gardła. Teraz zachowywała absolutny spokój i nawet sama ściągnęła łopatki, uśmiechając się kątem ust, jeszcze bardziej zmniejszając ten dystans, tak, że dzieliła ich bardzo nieznaczna odległość.
    Nie zadawaj pytań, na których nie chcesz znać odpowiedzi, przyjacielu — wypowiedź rzuciła w zagranicznej mowie, używając archaicznych sformułowań, nie pamiętając, żeby ją znał. Ale oczywiście był już prawie namiestnikiem i dużo podróżował. To przecież mogło się zmienić. — Tak naprawdę sprawdzam jak się miewa Westeros, a to Ciebie odwiedzam przy okazji. Wyczekiwałam naszego spotkania, Arrynie.
    Przechyliła głowę na bok, a jej włosy znów opadły na jeden ze śniadych obojczyków, pamiętających jeszcze smaganie promieni słonecznych na Essos.

    Lore'Lhin

    OdpowiedzUsuń
  13. Uśmiechnęła się z rozbawieniem słysząc jego słowa. Był taki naiwny... Był od niej prawie o połowę starszy, a nie znał życia. No może znał, ale tylko uciekiniera i rycerza, ale jeśli chciał zostać Namiestnikiem Wschodu musiał poznać prawdziwe pełne kłamstw i niedomówień dworskie życie.
    - Na pęczki mam mężczyzn, którzy doceniają moją urodę -powiedziała szczerze. Zdawała sobie z niej i jej mocy doskonale sprawę, inaczej nie zaszłaby tak daleko. - Jednak nie wielu jest takich, którzy jak ty doceniają moją inteligencję, wiedzę i umiejętności.
    Spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się doń z pobłażaniem.
    - Poza tym ty także ją doceniasz. Widziałam w jaki sposób patrzyłeś na mnie gdy wszedłeś... Jednak starasz się tego nie okazywać... Są trzy możliwości: albo masz od niedawna jakąś kobietę, albo nie chcesz wyjść na wyposzczonego dzieciaka, albo brzydzi cię ilość mężczyzn z którymi sypiałam - powiedziała głosem spokojnym, jakby wyrażała swoje zdanie na temat pogody. To była kolejna umiejętność, która sprawiała że jeszcze żyła i miała się świetnie.
    Widziała że mężczyzna zastanawia się nad jej propozycją.
    - To jak, gotowy zawrzeć pakt z diabłem? Moja cena nie jest wysoka... - powiedziała starając się przyspieszyć jego decyzję.
    -Dobrze, zgadzam się na twoje warunki - odparł po chwili namysłu. -Dostaniesz komnatę i prywatność, jeśli chodzi o kruki. Postaram się zagwarantować ci i twojej przyjaciółce względne bezeceństwo, a gdyby jednak, w jakiś sposób komuś udałoby się Cię zabić, znajdę May odpowiednie dla niej miejsce - oznajmił robiąc krótką pauzę. Zrobił krok ku dziewczynie stając tuż przednią. Pochylił się do przodu, opierając się dłońmi o stół przed sobą po obu stronach Dalii i spojrzał wprost w jej ciemne oczy, ich twarze dzieliły od siebie milimetry. - Ale w zamian za to, chce wiedzieć wszystko co wiesz. Chcę wiedzieć, co dzieje się na Wschodzie, co dzieje się w Królewskiej Przystani, w ogóle co dzieje się w całym Weteros. Chcę wiedzieć nawet, co szumią drzewa za Murem. A najważniejsze, to chcę wiedzieć, co knują moi bracia – powiedział to stanowczo, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
    Dalia położyła dłonie na jego brakach sunąc delikatnie palcem w górę i w dół jego szyi.
    - Co tylko zechcesz... - wymruczała półszeptem delikatnie muskając przy tym wargami jego usta.
    Podobał jej się. Zawsze lubiła stanowczych mężczyzn. Tylko tacy nadawali się do piastowania wysokich stanowisk. Cieszyła się, że poprosił ja o pomoc. Takiego kandydata mogła zaprowadzić naprawdę daleko...


    Dalia Flowers

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Wątek z chęcią, tylko na razie nie mam pomysłu. Są ze sobą spokrewnieni, więc możemy pójść w tym kierunku.]

    Nerina

    OdpowiedzUsuń
  15. — Szesc lat to duzo czasu, Arrynie. Widocznie zapamietalam Cie w lepszym swietle niz sie przedstawiales.. Mlody duch jest zawsze pelen idealow. — nie spuszczała z niego oczu nawet kiedy sam na nia spogladal, dosc natarczywie, jak zdazyla zauwazyc. Ta poza, w ktorej sie znajdowali powinna byc dla ktorejs ze stron, przynajmniej jednej, krepujaca, niekomfortowa; nie wchodzila przeciez w etos moralnosci, Typowy sposob zachowania. Stosownosc. To jej bylo tutaj brak. Ale ani po niej, ani po niej nie bylo widac zadnego zmieszania. Cofajac dlon, niespiesznie, raczej z checi niz z obowiazku, usmiechala sie do niego kacikiem ust. Spuscila glowe, dla niepoznaki, jakby chciala odpokutowac za swoja smialosc, wpatrywaniem sie sobie na uda. Usmiech na jej ustach wskazywal jednak na to, ze byla temu bardzo daleka. Pokrecila rozbawiona glowa.
    — Sloneczne dni na Braavos? Twoja pamiec jest bardzo wybiorcza. Pamietam je. Nieliczne. Jakie spedzilismy razem. Ty, ja i Darrio. Ale to tyle. Braavos zawsze bylo zimne, jak kamien, z ktorego zostalo zbudowane. A kiedy wyjechales, stalo sie nawet zimniejsze. — powinien moze zabrzmiec w jej tonie ton melancholii, zmartwienia, smutku na wspomnienie tych mniej przyjemnych chwil dziedzinstwa, a zamiast tego slychac bylo w jej melodyjnym glosie i obcobrzmiacym akcencie tylko wymowna dwuznacznosc wypowiedzi, nienachalna pruderyjnosc towarzyszaca jej przy tym zwierzeniu, przycmiewajaca kazde inne mozliwe emocje. Jakby skupila sie na tej jednej przy komplementowaniu jego osoby.
    — Darrio... — powtorzyla za nim, a jej zadziorny usmiech, rozswietlajacy jej twarz spelzl z jej ust, ustepujac miejsca odrobinie refleksji — Zadajesz bardzo duzo pytan, Arrynie, jak na tak krotka dyskusje. — wrocilo jej swawolne zachowanie. Polozyla sie na lozku wyciagajac rece do gory, przeciagajac sie. Nawet gdyby polozyla sie na calej szerokosci lozka, w ten wlasnie sposob, miala wrazenie, ze nie dosiegnelaby stopami drugiej jego krawedzi. To byla mila odmiana od pryczy, na jakich przychodzilo jej zwykle spac w podrozy. Poslanie, ktore bylo za krotkie nawet na nia, drobnej postury, niska kobiete.
    — Nasze drogi sie rozstaly — odpowiedziala dyplomatycznie, obserwujac go uwaznie jak wstawal na wspomnienie o zonie. Podniosla sie na lokciach, przechylajac glowe na bok, z zainteresowaniem obserwujac jego reakcje i usmiechnela sie rozbawiona — Ze jestes tak samo niedostepny i niezalezny nie powinno mnie to wcale dziwic. Mimo wszystko... jestem zaskoczona. Ktora to juz mija zima kiedy sie wymigujesz od tego obowiazku? Bycie Arrynem ma jednak i swoje przywary.
    Wziela od niego kielich z winem, patrzac na mezczyzne z dolu, z nieukrywanym rozluznieniem i brakiem litosci wobec niego, choc wyraznie widziala mocne sygnaly stanowiace probe unikniecia rozmowy o ozenku.
    — Dlaczego nie pozwalasz mi ocenic swojej zony? Twierdzisz, ze dalej pozostaje w Twojej pamieci jako przyjaciolka. Przyjaciele nie powinni mowic sobie o wszystkim?
    Podniosla sie jednak do pozycji siedzacej, upijajac kilka lykow wina, wpatrujac sie w jego oczy bezustannie. prawie od poczatku jak tu weszla. Z drobnymi tylko, malo zauwazanymi przerwami, w ktorych obejmowala wzrokiem pomieszczenie, czasem uciekajac spojrzeniem za drzwi, przy blizszym odglosie czyichs krokow.
    — Dlaczego nie przyznasz sie, ze nia mam kogo oceniac? To chyba zadna tajemnica, skoro wiesci te rozchodza sie po calych zachodnich ziemiach? — oparla szklo z winem na jego kolanie, wyczekujac chwile jego wypowiedzi, a zaraz potem odlozyla wino na ziemie i oparla sie rekoma za soba, przerzucajac nogi swobodnie przez jego uda, siadajac w wygodnej pozycji na lozu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wiec jakim nazwiskiem powinnam sie do Ciebei zwracac, Arrynie? Czyz Arryn nie jest wcale Twoje?— powtorzyla to mienie z nieukrywna kasliwoscia, usmiechajac sie jak przy wcale nie zgryzliwym zarcie, calkiem beztrosko, niewinnie — Chcesz mi to prawo odebrac, Arrynie? Jestem tu gosciem, na Twoich ziemiach. Tylko przejezdnym. I przyjaciolka... czy ostatnie nie daje mi prawa wolnego glosu? Przyjacielu?
      Po dluzsyzm czasie wpatrywania sie w jego teczowki, badania ich wyrazu, liczenia wszystkich plamek, jakby chciala sprawdzic czy bylo ich tyle ile zapamietala, odwrocila spojrzenie za ramie, patrzac na jedwabna posciel i miekki materac.
      — Jak szybko mozna sie przyzwyczaic do takich wygod po tym, co mielismy w Braavos, Arrynie? Mialabym obawy, ze spiac tutaj, zatopilabym sie w miekkim materacu i nigdy nie uwolnila. — usmiechnela sie, lgajac bez mrugneicia okiem, chociaz niefrasobliwym tonem glosu wyraznie zdradzala, ze to wcale nie byla zadna bojazn. Wyraznie nie probowala ukryc faktu, ze bylo to drobne klamstewko, zmieniajace temat rozmowy.

      Lore

      Usuń
  16. — Miałam swoje obowiązki. Tam. W Braavos. — nie spuszczała z niego wzroku, mimo, że stąpała po grząskim gruncie, kontynuując z nim ten temat. Już za tamtych czasów zarówno Darrio, jak i Jasper, podejrzewali, że Lore’Lhin coś kombinuje, kiedy akurat znikała na długo do południa. Nie mogła jednak mu powiedzieć, że jej decyzja była z tym powiązana.
    — Nigdy nie chciałeś żebym z Tobą jechała. Gdybyś naprawdę chciał, spytałbyś mnie chociaż drugi raz. Pojechałabym. Chociaż z perspektywy czasu… teraz nie zmieniłabym niczego.
    Jego zimne spojrzenie powinno zmrażać. Powinna czuć się winna, że poruszyła ten temat, ale nie byłaby wtedy sobą. Pochyliła się do przodu, opierając łokieć prawie na kolanie, głowę podpierając z kolei na ręce. Wplotła palce w długie, jasne pasma włosów, przeczesując je. Chwilę milczała, wysłuchując do końca jego zarzutu, skierowanego nie do niej, a do całego złego świata, który kazał mu brać sobie jakaś kobietę za żonę. Uniosła kącik ust, rozpoznając w nim tego samego zapalczywego młodzieńca, który już od dawien dawna od tego uciekał. Ten jednak był inny. Był zdecydowany tego nie robić. Dojrzał.
    — Rozmawiamy. Nie widziałam Cię sześć lat. Chcę wiedzieć czy coś się u Ciebie zmieniło. Im mniej, tym lepiej. Tym więcej jest jeszcze rzeczy, które w Tobie rozpoznaję. Nie przeszkadza mi twój wolny stan. Cieszy mnie to. Już od dawien wiedziałam, że prędko nie dasz się ujarzmić takim zobowiązaniem.
    Akurat ona wiedziała to nawet lepiej niż przeciętny jego dawny znajomy. Pochyliła lekko głowę i zaśmiała się sama z siebie na samo wspomnienie tej naiwnej miłości, jaką go niegdyś darzyła. Ten śmiech nie był już dziewczęcym chichotem, jaki pamiętał. Miał w sobie melodyjny, kobiecy ton, jakiego wcześniej nie znał.
    — Dlaczego, przyjacielu? — uniosła na niego wzrok tak samo rozbawiona jego stwierdzeniem — Dlaczego Twojej nieistniejącej żonie miałaby przeszkadzać nasza rozmowa? Czyżbyśmy robili coś złego? — kącik jej ust drgnął, delikatnie, jakby powtrzymywała się przed czymś. Choć nie do końca było wiadome, czy miał być to uśmiech radosny, rozbawiony, sugestywny, czy ironiczny, skoro wcale nie zagościł na jej twarzy. Ale oczy się śmiały i miały w sobie nutkę prowokacji, kiedy się w nie spojrzało i potrafiło z nich czytać. — Coś niestosownego? Wszystko się za szybko zmienia. Jeszcze tydzień temu byłeś w mojej pamięci Jasperem, prostym chłopakiem bez ogłady, a dziś najstarszy syn Arryna daje mi reprymendę z powodu przyszłej żony. Trudno nadążyć za czasem…
    Zamilkła, spoglądając na jego dłoń na swojej nodze. Przez chwilę wpatrywała się w nią, jak przekładał do niej wino i oparł kieliszek na jej skórzanych spodniach, a zaraz potem uniosła wzrok do jego oczu, wyłapując jego słowa, poddające w wątpliwość ich przyjaźń.
    — Jestem Ci przyjacielem. Przecież przyszłam tu w pokojowych warunkach, prawda? Mogłam Cię przebić sztyletem, gdybym chciała, a przecież czujesz się przy mnie bezpiecznie — powiedziała w końcu, chwytając kieliszek, który czuła na swojej nodze. Zjechała lekko palcami po szkle i chwyciła lampkę w dłoń, wysnuwając ją z pod palców mężczyzny. Ich palce ledwie się zetknęły, kiedy odebrała mu jego kielich (ej, nie wiem czy to w końcu szklane czy metalowe xD). Jej leżał na ziemi, poza zasięgiem jej rąk. Upiła kilka łyków z jego.
    — Masz słuszność. Nie sprzedałabym swojej wolności. Lubię z losem grać w berka. Przecież wiesz. A jeśli chcieliby mnie za to powiesić… rozmowa z Tobą jest warta stryczka. Ale myliliśmy się… nie wszystko zależy od nas. Są siły, którym nie można się sprzeciwiać.

    Lore

    OdpowiedzUsuń
  17. [Ostatni lord Arryn był moim wujem i byłam pewna, że i tym razem się tak stanie. Najwyraźniej ani królowa, ani moja matka nie doczekają się jakiegoś rodzeństwa. Pomysł fajny. Kto z nas zaczyna?]
    Nerina

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie skomentował jej przypuszczeń. Chwycił za szyję ściskając ją lekko. W jego oczach Dalia zobaczyła to co tak kochała oglądać. Te iskry. Jednak u niego były inne niż u większości jej mężczyzn. Nie było omamiony. Zdawał się zdawać sobie sprawę ze wszystkich konsekwencji jakie zadawanie się z nią może pociągnąć za sobą lecz mimo to w pełni świadomie podążać za tymi emocjami, które wobec niej odczuwał.
    Tak, zdecydowanie dobrze zrobiła popierając jego, a nie któregoś z jego młodszych braci.
    Wtedy niespodziewanie przyciągnął ją do siebie i złożył na jej ustach długi, namiętny pocałunek. Dalia oplotła jego szyję dłońmi oddając się pocałunkowi.
    Odsunął się od niej nieznacznie, a na jego późniejsze słowa Dalia uśmiechnęła się tylko doń figlarnie, przygryzając wargę i patrząc na niego swoimi ciemnymi jak noc oczyma.
    Wypuściła go z objęć przesuwając powoli dłońmi od jego szyi przez klatkę piersiową, na podbrzuszu skończywszy.
    Skinęła ze zrozumieniem głową gdy wyjaśnił jej szczegóły dotyczące jej pracy. Była pewna, że w ta bajeczka o kobiecie zajmującej się korespondencją nie przejdzie wśród służby, ale na Dalii wytykanie jej palcami, pożądliwe spojrzenia mężczyzn i pełne zazdrości spojrzenia kobiet przestały już robić jakiekolwiek wrażenie. Ktoś mógłby powiedzieć, że mimo młodego wieku zrobiła się zgorzkniała, ale tak na prawdę po prostu przywykła. Człowiek jest w stanie się do wszystkiego przyzwyczaić. Ona pracując w burdelu kilka ładnych lat temu dostała niezłą szkołę życia. Poniżanie, zazdrość koleżanek widzących jak Dalia zgarnia prawie wszystkich klientów, wymagający pan, wyzwiska na ulicy. Jednak dzięki temu teraz takie błahostki jej nie ruszały i nie musiała tego przechodzić drugi raz w dłuższej formie.
    - A więc do zobaczenia jutro o tej samej porze, Panie... - powiedziała dość cicho dygając kulturalnie.
    Spojrzała mu jeszcze raz w oczy, ujęła podbródek i pocałowała ponownie. Cieżko było określić ten pocałunek była w nim czułość pomieszana z namiętnością.
    Pocałowała go tak o, na pożegnanie, żeby jej tak łatwo nie zapomniał, jeśli to w ogóle było możliwe, po czym wyszła.
    Do komnaty weszli zawołani przez lorda Jaspera strażnicy. Dalia zaczekała na zewnątrz. Mężczyźni po chwili wyszli i bez słowa zaprowadzili dziewczynę do jej tymczasowej komnaty. Powiedzieli jej tam że mają rozkaz pojechać po jej małą przyjaciółkę. Dalia nakreśliła szybko krótki list wiedząc, że Maya nie pójdzie tak po prostu z jakimiś rycerzami. Nie ufała im. nikomu nie ufała, poza Dalią.

    Dalia Flowers

    OdpowiedzUsuń
  19. Podciągnęła nieco bardziej jedną z nóg do góry, opierając się o nią dlonią, w bardzo swobodnej pozie, jakby znajdowała się w swojej komnacie i znała tu każdy zakamarek, każdą szparkę, znała wszystkie kryjówki, czuła się tu naprawdę pewnie, chociaż wcale tak nie było. Chętnie zaznajomiłaby się ze wszystkimi tajemnicami jakie chowała ta sypialnia. Ale nie na niej się teraz skupiała. Wzrok utkwiony miała cały czas na mężczyźnie. Uśmiechnęła się kątem ust, spoglądając w bok, nie wierząc, że nawet dziś nie wiedział o czym mówiła. Jej tamten czas wydawał się wyjątkowo naiwnym okresem. A naiwność, jak wiadomo, jest łatwo odczytywalna.
    — Pytasz o wtedy? — powróciła wzrokiem do jego oczu, próbując wyczytać z nich to, co kryło się za tym przymrużeniem ich, ale widocznie już dawno wyszła z wprawy, bo trochę jej zajęło nim przeanalizowała ten gest — Myślałam, że znałeś odpowiedź. Ale ty dalej nie dowierzasz. Twój problem kiedyś polegał na tym, ze interpretowałeś w wąskiej perspektywie moje zachowania. Dziś je nadinterpretujesz. Lata temu… nie tylko chciałabym. Chciałam. I czekałam aż poprosisz.
    Uśmiechnęła się wesoło, jakby to było szczęśliwe wspomnienie, choć z treści jej słów, nic na to nie wskazywało. Dodała jednak wcale niesfrasowana echem tamtego lata w swojej pamięci:
    — Ale oboje wiemy, że nie spytałeś. I mi, jak i Tobie, jak los pokazał, żyje się z tą decyzją całkiem nielicho. Nie sądziłam tylko, że nie będzie nam dane się widzieć całe wieki. Wierzysz w przeznaczenie, Arrynie? Ono nam nie sprzyja. Ale jestem zdania, ze losowi zawsze można pomóc.
    Upiła do końca ze szklanego kielicha, wsłuchując się w jego rytmiczny ton z jakim opowiadał czysto teoretyczną sytuację. Nawet w tej wersji historia ta brzmiała bardziej jak mit, legenda. Bajka dla dziecka, w której jest tylko zaledwie źdźbło prawdy. W finiszu jego wypowiedzi odłożyła puste szkło na pościel. W jej oczach, kiedy na niego patrzyła, odbijała się powaga i niefrasobliwość. Niewiadomym było jak łączyła ze sobą te dwie kontrastowe cechy.
    — Trudno mi powiedzieć, przyjacielu. Mam szeroką wyobraźnię, ale nawet ona nie może nas objąć jako potencjalnej pary małżeńskiej. Nawet w czystej teorii… jest to niewątpliwie niestosowna wizja. — przeczyła sobie, w jednym zdaniu twierdząc, że jej wyobraźnia nie sięga tak daleko, w drugim, widząc ten obrazek jako niemoralną interakcję. Sam musiał wybrać, które zdanie było bliższe prawdy. — Widzisz, Arrynie. Mam z tym problem już w samym słowie wstępnym. Nie widzę w tym żadnego problemu, jako iż nie mogłabym być Twoją żona, tym samym nie mogłabym obnosić się ze swoją zazdrością, a kobieta Zza Wąskiego Morza, czy piękna, czy inteligentna, nie byłaby wcale problemem również. Z moralnego punktu widzenia nie mając żadnych praw, żeby móc zagrażać dobremu imieniu Zachodniego Królestwa.
    Zagalopowała się i użyła zbyt dużo przenośni, przez co ciężko było się połapać w jej zagmatwanej wypowiedzi, ale jej starczało, ze udzieliła mu odpowiedzi i sama się w tym nie pogubiła. Możliwe, ze puentę i tak złapał.
    — Myślę o wielu niestosownych i złych rzeczach, ale w tym momencie, w żadnym razie nie jesteś przedmiotem tych myśli, jeśli o to właśnie pytasz. Bezczelny…
    Zsunęła się z łóżka, przerzucając nogi na podłogę i stanęła prosto dochodząc do komody w jego komnacie, otwierając ją bez skrępowania, zaglądając do środka.
    — Na wschodnim kontynencie wiatry wieją w bardzo licznych kierunkach. Miotałam się kilkoma torami. — stała do niego plecami, zajmując się zawartością odsłoniętej części ciężkiego mebla — Szukałam swojej drogi. Łapałam zajęcia, chwytałam się wędrownych prac. — obróciła się przez ramię w jego kierunku, uśmiechając się — Chciałbyś podążyć moimi szlakami? To często była wyboista, usłana kamieniami ścieżka.

    Lore'Lhin

    OdpowiedzUsuń
  20. Nerina uwielbiała ogrody Riverrun. Zieleń otaczała ją ze wszystkich stron, a drzewa zdawały się sięgać do błękitnego nieba. Szczególnie piękny był rankiem, gdy rosa wciąż jeszcze spoczywała na liściach i trawie, a zamek dopiero budził się do życia. Na rozległych zielonych terenach, które przylegały do zamku nie było jeszcze rycerzy, służby, czy kobiet, które przemykały się zadbanymi ścieżkami. Była sama, tak jak chciała. Ominęła ogromne rozłożyste drzewo, pod którym rosły żółte kwiaty wydzielające wspaniały słodki zapach. Uwielbiała tu przychodzić, gdy pragnęła ukryć się przed światem. Na jeden moment przestawała być tą wspaniałą i nieugiętą lady Tully. Tu mogła być zwykłą czternastoletnią panną. Wolała chwycić za jeden z małych noży i obcinać róże. To była jedyna rzecz, jaką udało się zaszczepić w jej sercu przez matkę. Miłość do wszystkich możliwych roślin, oraz ręka do nich. Czuła, jak rosa moczy dół jej sukni i spodziewała się, że zaraz po powrocie do zamku usłyszy tyradę od swojej pani matki na temat kolejnej zniszczonej kreacji. Czuła na ramionach chłodny powiew wiatru. Podeszła do wysokich czerwonych róż i delikatnie ujęła płatek jednego z pąków. Uśmiechnęła się do siebie czując w nozdrzach ten słodki zapach. Usłyszała czyjś krok, ale nawet nie drgnęła. Bawiła się kwiatem, jak gdyby nigdy nic. Syknęła, gdy zahaczyła palcem o kolec i zobaczyła czerwień krwi. Niewiele myśląc włożyła go do ust i natychmiast poczuła metaliczny posmak. Skrzywiła się nieznacznie.
    -Wiem, że tu jesteś – powiedziała obojętnie do skradającego się za jej plecami osobnika. – Daruj sobie te marne podchody.

    [Jakiś tam początek jest. Nie wiem jak z tym zakochaniem, bo to zależy jak skomplikowane wątki ty lubisz, albowiem romans będzie w niedługim czasie z lordem Gaspardem Lannisterem. Nerina mogłaby oczywiście grac na uczuciach kuzyna, albo mogą zostać zaręczeni. To by trochę skomplikowało sytuację. Jedno pytanie. Jasper nie jest bratem królowej, prawda? Bo to by oznaczało, że jest wujem Neriny, co psuło by cały zarys wątku, albowiem mama Neriny jest młodszą siostrą królowej.]

    Nerina

    OdpowiedzUsuń
  21. Oparła się tyłem o komodę, przymykając ja pośladkami i wyłapała jego spojrzenie.
    — Trzy… może cztery lata? Nie liczyłam. Cały czas wydaje Ci się, że przyjechałam tu dla Ciebie. Dlaczego teraz, a nie rok, dwa lata, sześć lat temu, Arryn?
    Zręcznie wskoczyła na komodę, przysiadając na niej i oparła ręce obok siebie, teraz podciągając jedną nogę, żeby móc zajrzeć do wyższej szuflady, szukając w niej czegoś interesującego. Uśmiechnęła się na jego słowa, bo zdawał się mieć na ten temat inną teorię. Przeczesała jego koszule, nie znajdując kompletnie nic, więc podniosła lekko głowę, patrząc na niego z tej pozycji.
    Możesz zawsze próbować pytać. Ale nie obiecuję, że odpowiem — rzuciła wymieszaną mową i zsunęła się również i z komody, dostając nagłego olśnienia. Przeszła znów obok mężczyzny, opierając się kolanem o pościel, blisko jego uda, ale bardziej niż o jego obecność, chodziło jej o odległość od poduszki, przy której się znalazła. Wystarczyło sięgnąć dłonią pod nią i już moment później dzierżyła w dłoni jego miecz. Może jeden z wielu, tylko służący do obrony w nocy? Musiał w końcu spać z otwartymi oczami. Albo ten jedyny, właściwy? Miecze dla mężczyzn nie były jak kobiety? Doborowe, niezmienne? Trąciła mężczyznę kolanem, wystawiając ostrze w jego kierunku.
    — Zapolujmy razem… jak za dawnych czasów.

    [Luz, im krócej tym szybciej będą szły odpisy]

    Lore

    OdpowiedzUsuń
  22. Nerina drgnęła delikatnie słysząc za swoimi plecami męski głos. Spodziewała się raczej kolejnej służącej, które ostatnimi czasy śledziły pilnie każdy jej krok. Nerina traktowała je zazwyczaj jak powietrze, lub robiła głośne na cały zamek awantury, które zazwyczaj kończyły się odesłaniem roztrzęsionej kobiety do sprawczyni całego zamieszania. Lady Aunette Tully coraz częściej zwracała na nią swoją uwagę. Z jednej strony Nerina nigdy nie była ulubienicą matki, więc takie zainteresowanie było miłą odmianą, natomiast, jeśli spojrzeć na to z drugiej strony, to było w tym coś niepokojącego. Jej pani matka coraz częściej opuszczała Riverrun z nieznanych nikomu powodów. Krążyły plotki, że szuka męża dla swoich córek. Nerina wzdrygnęła się. Nie chciała opuszczać Dorzecza. Nie teraz, gdy Edgar omal nie stracił swojej pozycji w oczach innych lordów. Nerina coraz częściej zajmowała jego miejsce i z dumnie uniesioną głową przemawiała w imieniu swojej rodziny. Niestety takie zachowanie prowokowało plotki. Niektórzy szeptali, że dziewczyna specjalnie podtruwa brata, aby zająć jego miejsce. Najwyraźniej zapomnieli, że Nerina posiadała także starszą siostrę, która przejęłaby dziedzictwo Edgara. Dziewczyna wzdrygnęła się ponownie. Pośpiech matki jeśli chodzi o małżeństwo mógł wynikać z tych plotek. Z powodu podobnej sytuacji jej starsza siostra Lyanna została odesłana do stolicy, aby nie przeszkodzić bratu w objęciu władzy. Czyżby Nerinę czekał dokładnie ten sam los?
    -Nie jesteś stąd – zauważyła marszcząc delikatnie czoło, gdy w końcu odwróciła się do przybysza.
    W pierwszej chwili spodziewała się ujrzeć jakiegoś rycerza. Była pewna, że matka zrezygnowała z wysyłania służących i postawiła na kogoś o wiele bardziej zdeterminowanego i uzdolnionego. Był odziany w błękitny płaszcz z Orlego Gniazda. Nerina była tam tylko raz w odwiedziny u wuja, gdy miała zaledwie cztery lata. Jak przez mgłę pamiętała tę nieprzystępną krainę.
    -Widzę, że delegacja od mojej rodziny już przybyła – uśmiechnęła się delikatnie pocierając dłońmi odsłonięte ramiona. – Jak cię zwą?

    Nerina

    OdpowiedzUsuń
  23. Dalia zaczekała aż rycerze przyprowadzą Mayę. Była śpiąca i to bardzo, ale wiedziała że droga z obcymi ludźmi, bez niej nie będzie dla jej małej przyjaciółki przyjemnym przeżyciem i będzie musiała a ją jakoś uspokoić. Gdy już przysypiała z głową opartą o ścianę drzwi się otworzyły i rycerze wprowadzili Mayę.
    - Dalia! - krzyknęła wyrywając im się na dobre drobna dziewczynka o wielkich miodowych oczach i pobiegła do starszej dziewczyny przytulając ją mocno.
    - Ciii... Już spokojnie. To ja po ciebie posłałam - wyszeptała czule. Jej głos był wręcz nienaturalny. Łagodny i delikatny.
    - Na co czekacie? Możecie nas zostawić - zwróciła się do rycerzy, a jej głos znów stał się lodowaty jak Północ. Mężczyźni wcześniej rozczuleni uroczą sceną spojrzeli po sobie zdziwieni i wyszli.
    Tego dnia mimo iż miały dwa łóżka Maya spała z Dalią.
    Panna Flowers nie spała więcej niż dwie godziny, ale wiedziała, że dziś czeka ja dzień pełen wrażeń i musi być całkiem rozbudzona. Dla poprawienia jasności umysłu nie budząc May ubrała się po cichu i wyszła na mały spacer. Widziała ciekawskie spojrzenia służących i słyszała grubiańskie gwizdy stajennych.
    Czyżby wieść o jej służbie u Jaspera Arryna rozeszła się tak szybko?
    Oczywiście przyszła za późno na śniadanie, gdyż nikt jej nie poinformował iż Arrynowie jedzą tak wcześnie. Poszła więc do kuchni. Gdy weszła rozmowy ucichły.
    Przyzwyczają się, pomyślała i podeszła do jednego z kucharzy, by poprosić go o coś na śniadanie dla niej i May.
    Dalia zjadła szybko i zabrała się za pisanie listów do swoich ptaszków z różnych stron królestwa, by je poinformować gdzie jest. Zajęło jej to aż do popołudnia. W tym czasie Maya zdążyła wstać, zjeść przyniesione przez Dalię śniadanie i zaproponować jej że pójdzie do kuchni zapytać czy może tam pomagać. Kuchnia w każdym zamku była źródłem plotek, a Dalia musiała je znać.
    Zanim z Mayą ruszyły na kolację z Arrynami Maya zdała jej sprawozdanie z plotek, które na początek usłyszała w kuchni.
    Cała ta kolacja była jedną wielką komedią. Nawet służące uśmiechały się pod nosem i tłumiły śmiechy widząc jak młodsi bracia Jaspera przekomarzają się. Oboje byli uroczy... A właściwie uroczo naiwni.
    - To twoja... siostra? - spytała odchrząkając wcześniej znacząco Lady Arryn. Jej wzrok spoczął na May, która nie wystarczająco dobrze posługiwała się nożem.
    - Nie, Pani - odpowiedziała spokojnie Dalia.
    - Córka? - spytała lady Arryn zaciskając zęby.
    - Nie, Pani...
    - Wiec kim jest to coś? - spytała już zdenerwowana.
    - To moja przyjaciółka - powiedziała ze stoickim spokojem. - Czy to jakiś problem, Lady Arryn?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miała zamiaru się denerwować. Dobrze znała powody złości kobiety, ale co by jej dały opryskliwe odzywki? Kobieta miałaby tylko powód żeby ją wyrzucić, a jak to mawiała Dalia: "Jeśli nie możesz zabić wroga, to zagłaskaj go na śmierć".
      Tak jak przypuszczała lady Arryn nie odezwała się więcej nie mówiąc jej nawet "do widzenia", gdy wraz z Mayą wychodziła chwilę po najstarszym z jej synów.
      Trochę się poboczy, ale jej przejdzie, pomyślała ze spokojem udając się do sypialni najmłodszego i chyba najbardziej naiwnego z braci Arrynów. Liczyła że dowie się więcej, ale musiała mu najpierw sprzedać bajeczkę, że zjawiła się tu tak niespodziewanie, bo okropnie się za nim stęskniła i podstępem załatwiła sobie pracę u jego brata tak żeby nie wzbudzać podejrzeń. Zapewniła go, że z Jasperem nigdy nie spała, ani nie ma takiego zamiaru... Oczywiście było to tylko połowiczna prawda, ale najmłodszy Arryn jej uwierzył. Wierzył w każde jej słowo. Był bardziej naiwny nawet od swojego niewiele starszego brata. Były takie momenty, że Dalii szkoda się robiło tego chłopaka. Był w nią tak zapatrzony, a ona nie umiała, po prostu nie potrafiła kochać.
      Po wyjściu z jego komnat doprowadziwszy swój wygląd do porządku udała się prosto do komnat Jaspera. Zapukała dwa razy, jednak nikt nie odpowiedział. Nacisnęła więc klamkę i brojąc się co ujrzy uchyliła drzwi wślizgując się do środka.
      Wbrew temu o co się obawiała ujrzała Jaspera śpiącego z głową opartą na blacie stołu, z piórem w ręku. Pokręciła głową z uśmiechem i podeszła do niego pochylając się nad nim i obejmując go luźno wokół szyi.l
      - Nie śpij, mój lordzie... - wymruczała całując go czule po szyi.

      Dalia

      Usuń
  24. [ Witam się serdecznie i życzę miłej zabawy u nas. :3 Co do wątku... Moja Maliseei to jeszcze dziecko, a ostatnio u mnie z pomysłami dość krucho jest, więc od siebie w tym zakresie mogę niewiele dać. Ale jeśli Ty na coś wpadniesz, to zacznę, nie ma problemu. ]

    Maliseei Lannister

    OdpowiedzUsuń
  25. Kiedy odsunął od siebie ostrze, Lore poczuła ciężar stali na swojej dłoni. Wcześniej trzymała je w wygodnej pozycji, chociaż i tak z trudem. Nie była wojownikiem, który z taką samą łatwością mógłby podźwignąć ciężki oręż, tak samo sprawnie jak Jasper. Spojrzała w jego oczy, czując jak rękojeść wyślizguje jej się z dłoni. Daleko było jej do jego wzrostu i jego siły. Już chwilę potem miecz z brzdękiem odbijanym od ścian echem, odbił się od ziemi. Lore’Lhin w tym czasie gwałtownie odskoczyła do tyłu, nie chcąc ryzykować wbiciem się stali w jej stopę. Czuła, jak traci równowagę i instynkt przejmuje nad nią kontrolę. Zadziałała machinalnie. Wszystko działo się szybko. W jednym momencie stała przed nim, w drugim już chwytała go za szyję, próbując znaleźć w nim oparcie. Zamiast tego, gwałtownym ruchem z impetem sprowadziła go na ziemię. Powinna była wylądować boleśnie na plecach, jak każda inna, zaskoczona kobieta skończyłaby na jej miejscu. Ale nie ona. Udało jej się jeszcze tylko przerzucić ciężar ciała na jedną z nóg i zamienić się z nim pozycjami. To on gruchnął o ziemię, a ona na nim, automatycznie dociskając go biodrami do ziemi. Przeguby jego dłoni złapała w swoje, wyciągając je nad jego głowę, przygniatając je do podłogi. Sama łupnęła kolanami o marmur, krzywiąc się lekko. Tylko na chwilę. Przy tym upadku, blokując mu raczej z instynktu nogi swoim ciałem i ręce swoimi dłońmi, siedziała na nim, pochylona nad nim nisko. Jej włosy opadły jej z ramion, spływając mu na twarz. Oddychała ciężko, bo mimo wszystko, oddech jej przez ten niespokojny upadek, nieco przyśpieszył. Ale nie traciła rezonu. Ani swojej swawolnej postawy, mimo, że właśnie zachowała się przy nim jak wykwalifikowany zabójca, instynktem obezwładniający przeciwnika.
    — Dlaczego miałabym przyjść do Ciebie z łukiem? Czyż nie jestem tu bezpieczna… Arryn?
    Utkwiła w nim spojrzenie z tego niewielkiego dystansu, uśmiechając się beztrosko, mimo bardzo sugestywnej pozy. Tak jakby dalej stali naprzeciwko siebie, prowadząc bezstresową rozmowę, a nie właśnie razem runęli na ziemię.
    — Tęsknisz za nim? Za moim łukiem? Zawodzisz mnie, przyjacielu… Okazałeś mu więcej tęsknoty niż mnie. Nie tak wyobrażałam sobie nasze spotkanie po latach.

    Lore

    OdpowiedzUsuń
  26. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Dziękuję za powitanie! A co do wątku, to chętnie, chciałabym się nieco wdrążyć w fabułę. Może by tak wysłać Edgara wraz z moją Dianną do Orlego Gniazda w sprawie jakichś pilnych interesów z ojcem Jaspera? Jasper mógłby wtedy być zmuszony zabawiać znudzoną poważnymi tematami damę pokazując jej okolicę ;) ]

    Dianna Tully

    OdpowiedzUsuń
  28. [ Myślę, że absolutnie pozwolę Ci zacząć, kiedy tylko będziesz miała na to czas. :) Nie ma pośpiechu. ]

    Dianna Tully

    OdpowiedzUsuń
  29. Nerina patrzyła na przybysza z delikatnym uśmiechem. Była przyzwyczajona do tego, że ludzie czasami nie potrafili wydobyć z siebie słowa. Czasami ze strachu, że powiedzą coś co obrazi wysoko urodzoną, a także gwałtowną córkę Namiestnika. Przestąpiła z nogi na nogę mając nadzieję, że jej ruch ośmieli mężczyznę. Był przystojny, o wiele bardziej niż inni, których widywała w Riverrun. Już od dawna mówiła matce, że jeśli szuka jej narzeczonego powinna znaleźć kogoś takiego jak on. Już myślała, aby zaprowadzić go przed oczy Lady Tully i powiedzieć, że przyjmie narzeczonego jedynie z taką aparycją.
    -Miło cię poznać Jasper – uśmiechnęła się szeroko robiąc dwa kroki w jego stronę trzymając w dłoniach różę. – Nerina Tully ta średnia córka Namiestnika i równocześnie ta najbardziej obgadywana przez całe Siedem Królestw.
    Ta wiadomość nie zrobiła na nim chyba żadnego wrażenia, bo nadal stał jak porażony piorunem. Zaczęła skubać nerwowo płatek kwaiata i podeszła jeszcze bliżej. Nie wiedziała, czy tym ruchem onieśmieli go jeszcze bardziej, czy może w końcu zmusi do ruchu.
    -Może przejdziemy się po ogrodach? – zaproponowała mu. – Im dalej, tym są piękniejsze.

    Nerina

    OdpowiedzUsuń
  30. Dalia widząc jak gwałtownie się podniósł odsunęła się jak oparzona i zanim zdążył złapać za jakieś ostrze ona dobyła sztyletu, który na co dzień zwykła trzymać w dość kontrowersyjnym miejscu, przywiązany skrawkiem materiału do uda.
    Przestraszył ją. Gdy jeszcze pracowała w burdelu każdy gwałtowny ruch oznaczał uderzenie, a ona nie była jedna z tych kobiet co dawały się bić i mówiły że się przewróciły. Po jakimś czasie odłożyła sobie pieniądze na swój pierwszy sztylet i od tamtej pory nosiła jakiś prawie zawsze przy sobie.
    Nie słuchała jego słów. Wystarczył jej ton jego głosu. Patrzyła na niego przymrużonymi oczyma zastanawiając się jakby w myślach czy byłby w stanie zrobić krzywdę jej, albo co gorsza Way, która spała grzecznie w komnacie obok.
    - Przepraszam, to przyzwyczajenie – powiedział mężczyzna łagodniej. Słysząc jego słowa dziewczyna odłożyła sztylet na stojący obok stolik. Dopiero teraz można było go zobaczyć w pełnej okazałości. Był niewielki i zgrabny. Rękojeść w kształcie wykonanego ze szczerego słota lwa była tak wyprofilowana żeby idealnie leżała w dłoni. Zdecydowanie to nie było coś na co może sobie pozwolić ktoś bez grosza, zdecydowanie to nie było coś co może mieć każdy. Na pierwszy rzut oka było widać że to Lannisterski sztylet.
    Mimo iż dziewczyna odłożyła broń wciąż stała nieruchomo patrząc uważnie na mężczyznę. Gdy do niej podszedł chciała się odsunąć, ale nie chciała wyjść na tchórza. Nie drgnęła więc, jednak mimo iż stał tak blisko nawet go nie dotknęła.
    W jego błękitnych oczach widziała że mu przykro. Stwierdziła iż nie jest chyba jednym z tych, którzy jako dzieci byli całowani na dobranoc przez matkę i cały czas chwaleni przez ojca. Kochanek także nie miał raczej zbyt wiele jeśli w ogóle. Zrobiło jej się go szkoda, ale nie dała tego po sobie poznać.
    - Przywykłam iż dla matek nie jestem idealną synową, a twoja ma aż trzech synów do pilnowania - powiedziała oficjalnym, chłodnym tonem. - Nie dziwię jej się zatem, mój Panie. Aczkolwiek myślę iż z czasem, jeśli któryś z twoich braci nie wyjawi jej swoich planów dotyczących mnie przyzwyczai się.

    Dalia Flowers

    OdpowiedzUsuń
  31. Młoda lady Tully przed tą wizytą miała przyjemność znaleźć się w Orlim Gnieździe jedynie raz. Była wówczas jednak małą dziewczynką, więc nie pamiętała zbyt wiele, a w szczególności nie mogła sobie przypomnieć dokładnego wyglądu okolicy. Prawdopodobnie dlatego, choć tego nie okazywała, terytorium kontrolowane przez Arrynów zrobiło na niej ogromne wrażenie - zupełnie tak, jakby widziała wszystko po raz pierwszy. Droga rzeczywiście była tak długa i żmudna, jak się spodziewała, jednak rudowłosa nie narzekała na to ani przez sekundę, zafascynowana naturą oraz twierdzą. Kiedy jednak dziewczę wraz z bratem i eskortą dotarło do siedziby lordów, było zbyt późno na odkrywanie Orlego Gniazda. Lady Arryn obiecała jej jednak, iż jej syn następnego dnia pokaże najskrytsze zakątki zamku Diannie.
    Kobieta dotrzymała danej jej obietnicy. Następnego dnia rano, tuż po śniadaniu, rudowłosa zauważyła zbliżającego się do niej Jaspera Arryna.
    - Na to wygląda, Panie - odparła nieco żartobliwym tonem Dianna, wykrzywiając kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Kiedy usłyszała komplement, jej policzki nieco się zarumieniły. - Myślę, że chciałabym zobaczyć niemalże wszystko. Nie byłam tutaj od bardzo dawna, a z poprzedniej wizyty prawie nic nie pamiętam. Taras widokowy brzmi ciekawie. Nie obawiam się wysokości. - odparła uprzejmym tonem w kierunku Jaspera.

    [ Niezły pomysł ;) Myślę, że tak zrobimy! ]

    Dianna Tully

    OdpowiedzUsuń
  32. [Wiem, że miałam zacząć już dawno temu, ale żyłam w przeświadczeniu, że zostałam bez internetu, a tu dzisiaj się okazało, że to tylko router się zepsuł. ;P Wciąż będę na blogu tylko z doskoku, ale (w końcu) zacznę! :)]

    Cassandra nienawidziła, gdy rodzina traktowała ją jak kolejny przedmiot, który można sprzedać i nieźle przy tym zarobić. Kolejne oferty małżeństw z mężami mniej znaczących rodów były zbyt... niekorzystne dla Karstarków. Z tego samego powodu, gdy lady Karstark dowiedziała się o propozycji ożenku niejakiego Jaspera Arryna z jej najmłodszą córką, wręcz nie mogła przestać się uśmiechać na samą myśl o prestiżu, z którym wiązał się taki ślub.
    Dziewczynę siłą wypchnięto z Karhold i wysłano do Orlego Gniazda, by zdobyła serce przyszłego lorda Arryna, nie stroniąc od tajemnych sztuk uwodzenia, znanych tylko kobietom.
    Cassie nie mogła zaprzeczyć pięknu Doliny, jednak wolałaby posiedzieć gdziekolwiek indziej, byle nie w Orlim Gnieździe. Sam fakt, że jej rodzice chcieli ją sprzedać o wiele bardziej szanowanemu rodowi, by samemu taki szacunek zdobyć, wydawał jej się obraźliwym i niestosownym.
    Dzisiejszego wieczora miała odbyć się wielka uczta, na której Cassandra miała po raz pierwszy spotkać się z owym Jasperem. Mimo serdeczności, z jaką ją potraktowano i przepięknej sukni przygotowanej zawczasu przez matkę, jakoś nie mogła wskrzesić w sobie entuzjazmu.
    Do uczty zostało zaledwie paręnaście minut i Ana musiała przestać nerwowo przechadzać się po powierzonej jej komnacie. Gdyby jej matka była w Orlim Gnieździe, rzekłaby: Prawdziwa dama winna odetchnąć głęboko i przywrócić na twarzy uroczy uśmiech. Cassie wręcz słyszała jej pouczający ton.
    Odetchnęła - choć nie tak głęboko, jakby życzyła sobie tego jej matka - i powoli zeszła do głównego holu zamku. Nie miała pojęcia gdzie dokładnie odbędzie się uczta, a wolała nie zjawić się spóźniona. Chciała czy nie, musiała się pokazać Arrynom chociaż raz i nie miała ochoty już na wstępie zdobywać opinii niekulturalnej i niewychowanej pannicy. Za taką miała ją rodzina, a Cassandra chciała im pokazać, że potrafi zachowywać się odpowiednio. Od czasu do czasu.

    Cassandra Karstark

    OdpowiedzUsuń
  33. [ Dziękuję, że uratowałaś sytuację. Pomysł bardzo dobry i oczywiście zacznę, jak tylko się trochę ogarnę. :3 ]

    Maliseei Lannister

    OdpowiedzUsuń
  34. [ Ooo, co my tu mamy :D Dziękuję za propozycję wątku. I nawet mam pomysł. Otóż to. Alyssa wymknęłaby się z zamku Arrynów, gdzieś za niego (tak, wiem, że góry i w ogóle, no ale musi tam być jakieś miejsce ;-;). I by tam sobie ćwiczyła... Rzucanie nożami, o. Usłyszałaby, że ktoś idzie i od razu obrót i trzask w twarz. :3 Jasper takie WTF, ona potem też. Pasuje Ci takie coś? :D ]
    Alyssa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Wymknęłaby się z zamku, bo byłaby jakaś uczta, gdzie Jasper pozapraszałby Starków, Lannisterów, Targaryenów, Tullych, Martellów... No xD ]

      Usuń
  35. [ O,o! W sumie nawet lepiej będzie u Lannisterów. Alyssa ich nie cierpi, więc może wyjść bardziej naturalnie :D Kto zaczyna? ]
    Alyssa

    OdpowiedzUsuń
  36. Dianna była spostrzegawcza na tyle, by zauważyć, iż jej formalne zachowanie nie spodobało się Jasperowi. Nieco się zdziwiła. Większość lordów, których poznała w swoim życiu, oczekiwało od niej utartej uprzejmości, a kiedy jej nie otrzymywali, potrafili być niezwykle oschli, okazując swoją urażoną dumę. Wyglądało jednak na to, że lord Arryn był inny niż nadęci panowie.
    - Przepraszam, Jasperze. Nie chciałam Cię urazić. Możni panowie, których poznałam do tej pory raczej wymagali ode mnie formalnego zachowania. - wytłumaczyła uprzejmym tonem, uśmiechając się przepraszająco.
    Dziewczyna kiwnęła tylko raz głową, gdy Jasper zaczął wieść ją w stronę wybranego przez nią miejsca. Idąc w kierunku wieży, rudowłosa rozglądała się dookoła, próbując zapamiętać każdy detal zamku. Obiecała bowiem Nerinie, że wszystko jej dokładnie zrelacjonuje, a tylko bogowie wiedzieli jak jej siostra była ciekawska. Na twarzy Dianny pojawił się szerszy uśmiech, kiedy przez jej myśli przemknęła postać młodszej od niej lady Tully. Kiedy dotarli do schodów, dziewczyna otworzyła swoje oczy nieco szerzej. Było ich naprawdę sporo i nawet dla kobiety takiej jak ona, uwielbiającej aktywność na świeżym powietrzu, przejażdżki konno i zabawy z młodszym rodzeństwem, dotarcie na szczyt stanowiło drobne wyzwanie, szczególnie w wytwornej sukni posiadającej barwy jej rodu, którą miała na sobie. Dianna znacznie chętniej włożyłaby na siebie wygodniejszą suknię, jednak jej brat Edgar nalegał na to, aby ubrała się wyjątkowo elegancko. Wypominał jej, że tutaj, w Orlim Gnieździe reprezentują cały ród i musi wyglądać najlepiej jak to możliwe.
    Kiedy wraz z Jasperem dziewczyna dotarła na górę, jej oddech był cięższy niż przedtem. Łapała go z trudnością, jednak kiedy tylko ujrzała widok, zdała sobie sprawę, że wysiłek był tego warty. Dianna nieco uchyliła swoje usta w zaskoczeniu. Wszystko wyglądało tak przepięknie, że nie wiedziała gdzie ma patrzeć najpierw. Powoli skierowała swoje kroki w stronę balustrady, wyglądając na oczarowaną.
    - W takim razie istotnie mamy szczęście. Cudowny widok. - przyznała rudowłosa nieco drżącym głosem, ponieważ jej oddech jeszcze powoli wracał do normy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Zapomniałam się podpisać, oczywiście Dianna. :D ]

      Usuń
  37. Alyssa miała dość tego wszystkiego. Lannisterowie wysłali Starkom zaproszenie na ważne spotkanie, mające uczcić równie ważną sprawę polityczną. Czyli po prostu pokazać swoją zamożność i bogactwo Casterly Rock. Jako, że Victorian był już na uczcie u Martellów, a Meraya przebywała u Tullych, właśnie Alyssa musiała jechać na tę ucztę.
    Okazywała jak tylko mogła, że cała ta zabawa nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Wymykała się Lannisterom, rzucając im pełne pogardy spojrzenia, by porozmawiać z lordem Martellów czy lady Baratheon.
    W końcu nie wytrzymała i opuściła salę pełną zapijaczonych już lordów i dam. Sama wypiła jedynie dwa kielichy letniego wina, a Starkówna miała mocną głowę.
    Kiedy znalazła się nieco za zamkiem Casterly Rock, wyciągnęła spod białej sukni kilka noży, które zdołała jakimś cudem przemycić. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła rzucać ostrzami w gruby konar dębu.
    Nagle usłyszała czyjeś kroki. Alyssa zmarszczyła brwi, jednak postanowiła zachować pozory. Dalej rzucała ostrzami, a kiedy przybysz znalazł się wystarczająco blisko - odwróciła się szybko i z całym swoim impetem uderzyła go pięścią w twarz. Kopnęła go dodatkowo, chociaż słabiej, niż zamierzała. Wszystko przez tę głupią suknię!
    Po chwili jednak rozpoznała znokautowanego mężczyznę. Przytknęła dłoń do czoła, po czym przemówiła:
    - Proszę o wybaczenie, lordzie Arryn.

    Alyssa

    OdpowiedzUsuń
  38. Uśmiechnęła się z wdzięcznością do jednej z służących, która zaraz poprowadziła ją do odpowiedniego miejsca. Cassandra omiotła wielki holl krytycznym spojrzeniem, jakby starając się znaleźć coś, co mogłaby skrytykować. Było to zbyt imponujące miejsce i dziewczyna odetchnęłaby z ulgą, widząc coś, co stanowiłoby ujmę dla całej tej elegancji.
    Zerknęła z ciekawością na Jaspera Arryna i uśmiechnęła w swój charakterystyczny sposób.
    – Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mogłabym być tematem do plotek – zaśmiała się serdecznie, słysząc komplement.
    – Podróż minęła mi niezwykle spokojnie, może nawet aż zbyt spokojnie – przyznała z zaskakującą wręcz szczerością. I tak, dobrze pamiętasz panie, nasz zamek leży daleko na północ, lecz zawsze uważałam to za dużą zaletę. Poniekąd nawet wśród mieszkańców Północy mój ród czym się wyróżnia, czyż nie?
    Patrzyła na niego figlarnie, mając nadzieję na choć trochę rozrywki tego wieczora. Miała dość całej tej monotonności, która towarzyszyła jej podczas podróży. Karhold, mimo że piękne, przez te wszystkie lata zdążyła poznać lepiej niż własną kieszeń i każdy wyjazd był dla niej oderwaniem się od rzeczywistości. Jeśli miała przy tym okazję do ucztowania – tym lepiej!
    – Dolina to niezwykle imponujące miejsce – przyznała po chwili, znów rozglądając się po jasnym wnętrzu. – Chociaż liczyłam, że przyjdzie mi ujrzeć legendarne Księżycowe Drzwi...
    Spojrzała na Jasepra wyczekująco, jakby licząc, że zaraz dostanie propozycję zwiedzenia Orlego Gniazda i ujrzenia owych drzwi. Słyszała o nich wiele fascynujących historii i chciała zobaczyć – tak, naprawdę tego chciała – jak coś spada przez nie na sam dół. Niekoniecznie ktoś, na tamten moment nie marzyła o rozlewie krwi, a i nie posiadała potencjalnej ofiary, ale zrzucenie czegoś z takiej wysokości wydawało jej się zajęciem nader interesującym.
    Chyba oszalała.

    [Też się z tego powodu cieszę. Życie bez blogów - brr! :)]
    Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  39. Dalia była jedną z tych osób, które nie ufały nigdy nikomu do końca. Jednak u niej było jeszcze coś. Udawała że ma zaufanie do osoby z którą przyszło jej prowadzić "interesy", lub zwyczajnie rozmawiać. Chciała żeby ta osoba poczuła się przy niej pewnie i mówiła jej wszystko co wie sama, bez niepotrzebnego, podejrzanego dopytywania.
    - Nic się takiego nie stało - powiedziała cicho gdy już wreszcie opanowała zimny ton głosu. To nie było tak że mu to wybaczyła i zapomniała. Ona z natury nie zapominała takich rzeczy. Po prostu nie chciała mu tego pokazać. Nie mógł się kapnąć. Była za dobrą aktorką, czasem udawało jej się nawet samą siebie oszukać. Czasem już sama nie wiedziała komu ufa, a komu nie, więc trzymała się tego że nie ufa nikomu poza Mayą.
    Na jej lekko zaróżowionych ustach pojawił się delikatny cień ciepłego uśmiechu.
    Gdy mężczyzna od niej odszedł usiadła na jego łóżku razem ze sztyletem w ręce. Podwinęła spódnicę do góry taż że było widać jej całą nogę i zaczęła go chować pod przepaskę. Dokładnie, żeby nie zahaczał jej o nogę i nie ranił, ale także żeby nie wypadł.
    - Niewiele, mój Panie... - zaczęła wkładając sztylet. - Ludzie mówią głównie o mnie, al;e jest jedna rzecz. Bardzo istotna. Mianowicie... Ludzie traktują cię wciąż jak dzieciaka, którym byłeś gdy wyjeżdżałeś. Nazywają "Lordem Uciekinierem". Mówią że jesteś "zniewieściałym gnojkiem" i tak dalej i tak dalej... - wymieniała machając wolną ręką i kończąc mocować się ze sztyletem. Opuściła materiał sukni, jednak nie wstała z łoża. Położyła tylko się na nim przyglądając się mężczyźnie uważnie.
    - Sprowadzenie mnie tu wbrew pozorom było dobrym posunięciem. Zaczynają cię powoli traktować jak mężczyznę - powiedziała z figlarnym uśmiechem. Nawet ona nie zaplanowała tego tak. Nie miała pojęcia że samą swoją obecnością może mu pomóc, ale postanowiła udawać iż to przewidziała. - Bez wsparcia ludu nie będziesz miał władzy. Muszą cię szanować. Hmmm... Zastanówmy się... Dobrze walczysz? - to nie było pytanie, lecz raczej stwierdzenie pomagające jej myśleć - Mógłbyś wyzwać kogoś na pojedynek. Najlepiej w obronie jakiejś kobiety. Tak... Wtedy reszta kobiet by cię pokochała, a mężczyźni obdarzyliby cię szacunkiem. No a ja miałabym na co popatrzeć - dodała przygryzając wargę z niewinną miną.

    Dalia

    OdpowiedzUsuń
  40. Już na pierwszy rzut oka oczywiste było, iż Dianna nie mogła oderwać oczu od wspaniałego widoku. Nic nie robiła sobie z chłodnego wiatru, który sprawiał, iż jej kasztanowe, delikatnie pokręcone włosy, wiły się na wietrze. Nie zwracała również uwagi na to, jak delikatnie trzęsła się z zimna w jej lekkiej sukni. Liczyło się tylko piękno, które miała przed oczami, skłaniające ją do poważnych przemyśleń. Rudowłosa była bowiem na swój wiek niezwykle dojrzała. Często miała wrażenie, że jest nawet rozsądniejsza od swojego brata, przyszłego dziedzica Dorzecza. Z ukrywanym uśmiechem przyglądała się jak popełniał błędy, a potem jakie były konsekwencje jego działań. Wszystko działo się tak, jak przewidywała. Dlaczego zatem nigdy nie zdradzała swoich przypuszczeń? Czyżby życzyła Edgarowi źle? Wręcz przeciwnie. Lady Tully jednak grała niewinną i nieszkodliwą dziewczynkę. Ostatniej rzeczy, której pragnęła było zdemaskowanie w kręgu rodzinnym. Przy ludzi spoza rodu mogła jednak być sobą i mówić to, co myśli. Ostatecznie i tak nie przywiązywali oni do niej zbyt wielkiej wagi.
    Z krajobrazu, któremu przyglądała się dziewczyna przez kilka chwil bez słowa, najbardziej zauroczyły ją Góry Księżycowe. Wyglądały majestatycznie, ale równocześnie niezwykle pięknie. Patrząc na nie istotnie przez jej myśli przewinęło się to, jak kruche jest ludzkie życie i jak niewiele znaczy wszystko to, co doczesne. Człowiek przy czymś, co ma istnieć tysiące lat jest niemalże bez znaczenia, mimo, że to nieco pesymistyczny punkt widzenia. Spojrzała na Jaspera nieco zdziwiona, kiedy niemalże wypowiedział jej myśli na głos.
    - Odnoszę podobne wrażenie - przyznała dziewczyna i uśmiechnęła się ciepło do swojego kompana. - Jakie znaczenie ma choćby dziedzictwo rodu przy czymś tak niezniszczalnym? Rodziny wpajają nam znaczenie chwały od niepamiętnych czasów. Czy nie jest to bezcelowe? Ostatecznie i tak nikt nie będzie o nas pamiętał. Dziedzictwo jest tylko i wyłącznie dla żywych - odparła zgodnie ze swoimi przekonaniami, po czym niemalże niesłyszalnie westchnęła. Była nieco zdziwiona, iż nie bała się mówić tego, co myśli w towarzystwie Jaspera. Sądziła jednak, że mężczyzna nie zrobiłby niczego, by jej zaszkodzić.

    Dianna

    OdpowiedzUsuń
  41. [Cześć!
    Chcę zaproponować wątek, ale jedyne, co przychodzi mi do głowy, to coś związanego z tą tajemniczą podróżą Jaspera. Czy jest taka możliwość, że wtedy odwiedził Dorne?]

    Nymeria Martell

    OdpowiedzUsuń
  42. Nerina ruszyła przodem idąc w kierunku centralnej części ogrodu. Wciąż trzymała w dłoni różę i nerwowo skubała jej płatki. Czuła ich delikatną fakturę i co chwila kątem oka zerkała na gościa. Wciąż jej się przyglądał, a w jego oczach było coś tak dziwnego, że Nerina z trudem się nie rumieniła. Jeszcze nikt tak na nią nie patrzył. Opuściła głowę słysząc komplement. Zazwyczaj spotykani przez nią lordowie nie bawili się w komplementy. Uważali, że to ona powinna się starać, aby zwrócić na siebie ich uwagę. Miała się pięknie ubierać, potakiwać głową i chwalić ich decyzję, oraz stroje. To był jeden z powodów, dla którego Nerina wciąż nie posiadała narzeczonego, który zgodziłby się przeżyć z nią resztę życia.
    - Zawsze jestem od rana w ogrodzie – uśmiechnęła się odgarniając włosy z twarzy i odsłaniając szyję po stronie mężczyzny. – Taka chwila odpoczynku od tutejszego dworu.
    Na środku ogrodu stała piękna altana, którą lata temu nakazał wybudować ją dla swoich córek. Biała otoczona różanymi krzewami, gdzie białe kwiaty przez swój ciężar omal nie kładły się na podłodze. Nerina usiadła na jednej z belek i zamachała delikatnie nogami. Dostrzegła w jego oczach iskrę zdumienia, najwyraźniej mało osób czuło się w jego towarzystwie.
    - Jak się czujesz w Riverrun, Jasperze? – zapytała.
    W tym momencie syknęła z bólu. Kolec róży wbił jej się w palec, przez co kwiat upadł na ziemię.

    Nerina

    [To co w końcu robimy z tymi zaręczynami?]

    OdpowiedzUsuń