10 czerwca 2014

„Pustka, cisza, wieczny sen bez snów” —

Katarzyna Berenika Miszczuk, Ja, Anielica 


Lorë'Lhin*

*Dziecię Snu — przydomek, nadany jej przez Gildię z prostej przyczyny;       bo zsyłała na ludzi wieczny, nieodwołalny sen.



Wizualizacja

W małym ciele duży duch. Nie wyglądała na kogoś, kto byłby w stanie udźwignąć na swoich barkach trudy życia. Filigranowa postura kobiety sięgającej wzrostem nieco ponad pięć stóp (159 cm), zapewniała jej miano niedużej, delikatnej kruszyny. Niezdolnej do walki. Błąd. Pod materiałem noszonych skór i płócien, za tym pozornie drobnym ciałkiem kryła się atletyczna figura, kobiety wprawionej w boju. Nie była przykładowym wojownikiem. Smukła, mała dłoń nie byłaby w stanie zawładnąć mieczem. Męska ręka, zdawało się, że mogła objąć jej palce i zgnieść w lekkim uścisku bez większego wysiłku. Nie walczyła ciężkim orężem, które często, sięgało prawie jej wzrostu. Taką bronią, jeśli była dostatecznie wysoka, należąca do mocnego wojownika, mogła posłużyć się jak laską, podpierając na niej podbródek. Nic więcej. Walczyła z dystansu. Nic dziwnego, że śniada skóra nienaznaczona była wieloma bliznami. Nieliczna ich ilość błyszczała na jej lekko złoconej cerze. Blady zarys starej, dawno już zaognionej rany widniał na tyle pleców, ciągnąc się przez jeden bark, co oszpecało ją i dopełniało jej uroczego, niewinnego wrażenia jednocześnie. Co samo w sobie – połączenie tych dwóch odczuć – budziło zainteresowanie. Miała swoje defekty. Irytująco przyciągające wzrok, jaśniejsze plamki w jej zielonych oczach. I kilka innych skaz, które zwykła skrupulatnie chować. Nikt nigdy nie pamiętał jej tak samo. Miała wiele twarzy. Zależnie od pogody, toku rozmowy, sposobu jej zachowania, każdy zapamiętywał ją inaczej. W mroźnych krainach, gdzie mróz szronił rzęsy, zaróżowiał policzki i zmrażał brwi, zdawała się być jasnowłosą brunetką, w natężonym świetle zaś, palonemu brązowi bliżej było do złocistego blond. Jakie ziemie i inny obyczaj, tak samo różnie ją pamiętano. Zawsze jako zręcznie umykająca zwierzyna, najtrafniej porównywana do młodej łani.

kobieta o swawolnym słowniku   — frywolnej pozie — skąpym, dopasowanym do lekkiego, zagranicznego klimatu, wygodnym stroju



Historia

Nie było żadnej religii, za którą warto by było umrzeć. Nie było niczego. Tylko ścieżka wiecznego odkupienia. Droga jaką kroczyło wielu, nigdy nie za długo przy jej ramieniu, bo każdy zawsze w swoim kierunku. Nie miała żadnych korzeni. Blade wspomnienie strudzonych bólem i zoranych cierpieniem dni. Nie było przy niej żadnych ludzi – tylko cienie. Trącały ciężkim palcem żywotności i ulatywały w sobie znaną stronę. Czasem zatrzymywały się na dłużej, pochłaniając ją w mroku. Przysłaniając, ciemną kurtyną złożoną z ciężkich doznań i spracowanych życiem chwil, jej szczęście – nie było go. Był tylko brud i strach. Wieczny niepokój. Głód i ciągła walka. Tortura. Zniszczenie. Zwątpienie. Odrzucenie. I nie tliła się w niej żadna nadzieja.  Była koncentracja, determinacja z jaką łapała się życia. Nie tylko ona jedna. Wszyscy wokół, desperacko, kurczowo trzymając się drżącego bytu, dzieląc wspólne przywary – chwytając w dłoniach chciwość, zachłanność i bezduszność ledwie żywego człowieka. Oddającego duszę za ten jeden status – nie martwy.

I była dojrzałość. Dojrzeć w wieku dziewięciu lat to ciężkie brzemię do niesienia na drobnych ramionach wychudzonego, przemęczonego życiem dziecka. Zniosła je.  Podobnie, jak gorycz i gorzki smak niedoli i pół-życia. Upadek, to zawsze dobry moment na to by wstać. Ilekroć trudy istnienia wgniotą w ziemię, podnieść się i żyć dalej – byle nie na kolanach. Wtedy – kiedy wydawałoby się, że pochwyciła kontrolę nad swoim losem – zginęła. Nie ciało, to żyło dalej. Zabiła człowieczeństwo, dając stłamsić i siebie. Ale nie całkiem i nie na długo. Wiara… dowiedziała się, że niesie ze sobą dużo wyrzeczeń. Zbiór, ogrom, nadmiar, dekalog, pięcioksiąg, bibliotekę nieznanych doświadczeń – spis zasad i reguł. Twardych praw gry. Valar morghulis. Wszyscy muszą zginąć. A ona zmuszona była, NIE, musiała chcieć dać im ten koniec. Bo początek i kres miał miejsce w tym czynie. Wieczny spoczynek. Na pustkę, niedostatek, niedomiar, brak artykułowanych uczuć. Ich należało się wyzbyć. Śmierć nie pytała czy może, zabierała Cię swoimi ramionami do siebie. Jak ona. Za odpowiednią opłatą oczywiście. To było jej wyznanie wiary. Wybór życia – wybór śmierci. Dla niej oba miały to samo imię.

Potem było już tylko życie. Trzymanie się wpojonych pojęć i doktryn, wcielanie ich we własną historię. Pisanie jej krwią i męką poległych po drodze ciał. Poprzedzone licznymi obowiązkami – łapanie okazji. Była wolność i uwiązanie. Dla świata mogła być wolnym duchem, beztroskim lekkoduchem, znajdującym cel w ściganiu wzrostu adrenaliny, dla jej ludzi – była wiernym wyznawcą, związanym poczuciem obowiązku, mentalnie i fizycznie całą sobą ze swoim Bogiem Śmierci. Bo był to jej czas wiary i trwał – mocno, blisko jej serca. Ludzie mieli widzieć ją, jako niesfrasowanego swoim tytułem pariasa społeczeństwa, zadowolonego z życia w odosobnieniu, zgodnie z naturą i jej harmonią. Członkowie Gildii dostrzegać umieli, za złudną powłoką niewinności, opata i żniwiarza wielu ludzkich istnień. Orędownika bytu, stawiającego na szali więcej niż tylko schwytane i zachowane, zwierzęce trofea. Kolekcjonowała znacznie większą pulę żyć niż tylko te.

obca z bliżej nieznanych na kontynencie terenów Essos — włóczykij — wędrowny kupiec (sprzedawca skór i łuków)



Gildia Ludzi Bez Twarzy

Była sierotą, zapomnianym przez rodzinę, niezmyślnie porzuconym dzieckiem. Bytem wyrzuconym kolokwialnie na bruk. W szarym, realnym świecie – rzuconym przez bieg wydarzeń na ziemie surowego, deszczowego Braavos. Rzeczywistość na ogół uderzała cięższą pięścią niż słowa, w jakich można było przekazać fakty. Często sława ironii losu wyprzedzała ją szybciej niż ona sama zdążyła dotknąć człowieka. Młodą, niedoświadczoną siedmioletnią dziewczynkę już za młodu, gdzie jako zgubione dziecko podążało złą drogą. Do obudowanego zimnym kamieniem i ciosanym granitem miasta. Gdzie pusty sen zdawał się zacierać granice z realnością. Młode, nieopierzone pisklę, niegotowe jeszcze na gorycz i żałość miasta nierzadko pogrążonego we mgle, musiało zmierzyć się ponownie z, gęsto otoczoną niewiadomym dymem, przeszłością. Licho mogło szukać fundamentu wiary – bezskutecznie w przepychu wymieszanych religii. Wołać o wsparcie – zawsze głucho. Pomoc przychodziła na ogół niespodziewanie. Dla niej – kiedy przygotowana była na śmierć. O tym zawodzić powinni smętni bardowie, o smutnym losie dziewięcioletniego dziecko gotowego umrzeć. Mogła spojrzeć kosiarzowi w oczy. Pamiętała przyszpilające, zimne spojrzenie kostuchy, wbijające się, pod naporem tych tęczówek, żyletki w ciało. Zmącony, szary, przeraźliwy wzrok wżerający się w duszę i ten chrapliwy ton, człowieka, który nie przespał w swoim życiu chyba żadnej nocy.
— Co widzą Twoje oczy, dziecko?
— Śmierć.
I pamiętała uśmiech. Lekkie uniesienie kącika ust w hipnotycznym, mrożącym krew w żyłach geście, kiedy bez zawahania jej strzała ześlizgnęła się z cięciwy ręcznie wytworzonego, prostego łuku. Dopiero wtedy nabrała wątpliwości, czyja to miała być śmierć. Jego – myślała. Ale nie umarł. Ona też nie. Starzec pochwycił strzałę w dłoń i chwycił w nią też i jej serce, oddając je, wraz z jej ciałem i umysłem poznanemu jej Bogu. Śmierci, który jak nauczono ją później, nosił wiele twarzy i przybierał liczne imiona. Bóg Bez Twarzy. Jak Gildia Ludzi Bez Twarzy, szkolonych latami w Domu Czerni i Bieli. Nowym Braavos, bo to, które znała dalekie było od tego, którego tchnienie i życie, pełną ekspresji wiarę poznała. Przeszło jedenaście lat nauki w tych murach – dokładnie tyle pozwoliło jej stwierdzić, że jest to dobry początek jej nowej ścieżki. Liczność prób jakie przeszła, jakie jej jeszcze zostały – uśmiechała się w myślach na tę wizję, w której może już niedługo, a może dopiero w odległej przyszłości, dane będzie jej skończyć je wszystkie. Dziecię snu. Takie nadano jej imię, bo ponoć w języku Ludzi Bez Twarzy, definiowało jej porywisty temperament. zsyłany na ludzi wieczny sen i sposób dążenia do osiąganych stopni wtajemniczenia. Nigdy linią najmniejszego oporu. Znana była z mieszania pół-jawy z rzeczywistością. Każdy, najmniejszy etap edukacji osiągając na wielu płaszczyznach, badając wcześniej wiele, nieznanych terenów. Była zapalczywcem. Ale nadgorliwa w swoich oględzinach świata, cierpliwie dopełniała nauki zamknięte na jednym terenie, sama otwierając je na większe ziemie. Dużo podróżowała. Studiując rys psychologiczny ludzi na wielu obszarach. I wykonywała swoje gildyjne obowiązki. Ostatnie zlecenie otrzymując od samego namiestnika ziem Westeros w Dolinie Arrynów. A to był dobry powód, żeby odwiedzić je znacznie szybciej niż było to potrzebne.

członkini Gildii Ludzi Bez Twarzy — sierota z Braavos — wiek nieznany

25 komentarzy:

  1. [A zatem witam oficjalnie i życzę miłej zabawy na blogu ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wszyscy tacy niekulturalni, a ja się przywitam. Witam więc bardzo serdecznie! Mam nadzieję, że jesteś jedną z tych aktywnych na blogach i dasz się wrobić w wątek. Oh tak... Wreszcie przypadnie mi czyjś pierwszy wątek . Dalia lubi być pierwsza. Może z nią? Myślę, że ich relacja mogłaby wyglądać tak żeby się lubiły, ale prowadziły między sobą lekką rywalizację. Czasem sobie dogryzały, ale jak przyjdzie co do czego to wstawiały się za sobą. Taka szorstka, męska przyjaźń. xd
    Teraz tylko ustalić okoliczności wątku, ale to pozostawiam tobie. Liczę na twoją kreatywność.
    Oczywiście jakbyś miała jakiś pomysł na wątek z Księżniczką Areyą to zapraszam. :) ]


    Dalia Flowers & Areya Targaryen

    OdpowiedzUsuń
  3. [To ja się przywitam z piękną panią! O ile mnie oczęta nie mylą, to Natalie Portman jest na zdjęciu, prawda? :3
    Bardziej by mi się widział wątek z Cassie, ale nad Liadan też mogę pomyśleć. Zapraszam pod swoje karty i liczę, że razem wymyślimy coś niezwykłego. :)]

    Liadaness Targaryen i Cassandra Karstark

    OdpowiedzUsuń
  4. Wracając do sypialni był zmęczony po całym dniu obrad i dyskusji, które przeprowadzał z zarządcą. Urodzajna Dolina może i zapewniała dostatek, ale przy niewłaściwej polityce, nawet najlepsze ziemie nie mogły zapewnić stabilności. Wchodząc do komnaty zatrzymał się na progu. Coś było inaczej, coś mu nie pasowało, dopiero po chwili zorientował się, że chodzi o zapach. Był on ledwie wyczuwalny, ale nadal specyficzny, a co więcej Jasper znał go, kojarzył mu się z kimś, kogo znał dawno temu. Na jednio uderzenie serca ucieszył się, ale szybko odgonił to wspomnienie myśląc, że to przecież niemożliwe. Zamknął za sobą drzwi, gdyż powiew wiatru prawie zgasił mu niesioną ze sobą świecę. Otwarte drzwi przy otwartym oknie dawał przeciąg, a tych w tym zamku akurat było pod dostatkiem. Słysząc znajomy głos uniósł kącik ust, uśmiechając się w ten specyficzny dla siebie sposób, a jednak niemożliwe okazało się być możliwym.
    -Wygląda na to, że jednego już to zrobił - odparł obracając się w stronę, z której usłyszał głos dziewczyny. Gdy blask świecy padł na jej twarz, rozpoznał ją od razu, zresztą trudno byłoby mu zapomnieć o blasku jej oczu oraz niezłomnej, a jednocześnie swobodnej postawie. Mimo wszystko jej obecne zachowanie zasiało w nim ziarno niepewności. Czy aby na pewno to ta sama dziewczyna, którą poznał w Braavos wieki temu..? W sumie minęło sześć lat, szczęść długich lat, podczas których tak wiele mogło się zdarzyć. Odprowadził ją wzrokiem, po czym sam podszedł do łoża, odstawił świecą na niewielki stolik stojący w pobliżu i usiadł obok dziewczyny.
    -Witaj Lore –powiedział spoglądając na wyciągnięta na łożu dziewczynę, po czym dodał. –Mam halucynacje ze zmęczenia, prawda?

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  5. Słuchał jej uważnie, jednak z niejakim wyrazem zamyślenia na twarzy. Rzeczywiście jego aparycja ulegała zmianie, ale nie było się co dziwić, w końcu minęło sześć długich lat. Poza tym ona też już nie była tą samą dziewczyną niż ta, którą poznał w Braavos. Może zewnętrznie nie zmieniła się tak bardzo, oprócz tego, że wydawała się być teraz bardziej kobieca, jak widać nie tylko on wydoroślał, jak to określiła. Mimo tego czuł, że w środku jest zupełnie inną osobą, coś się w niej zmieniło, jednak nie potrafił jeszcze do końca stwierdzić, co to takiego.
    -Nie tylko ja się zmieniłem - odparł w końcu sunąc spojrzeniem po całej jej sylwetce, aby móc zatrzymać wzrok na twarzy i jej błyszczących niczym gwiazdy na nocnym niebie oczach. Uśmiechnął się tajemniczo. -Mimo twych słów i tak wiem, że wolisz mnie bardziej takiego, jakim jestem teraz - odparł bez żadnego skrępowania. Czując ostrze sztyletu, który przystawiła mu do boku, nie drgnął, nawet nie mrugnął. To prawda, że go nie zauważył, z pewnością powinien. Rzeczywiście uśpiła jego czujność, ale nie wiele było osób na świecie, które byłby to w stanie zrobić i którym by na to pozwolił.
    -Gdybyśmy się nie znali, nie leżałabyś teraz na moim łożu i nie rozmawialibyśmy - odparł rzeczowo i zgodnie z prawdą. -Nie było się czym chwalić. Nie chciałem nim wtedy być i nie byłem. Byłem zwyczajnym chłopakiem, który rzucił wyzwanie światu, wyzwanie, jakie codziennie rzuca mu tysiące ludzi - odparł odchylając się do tyłu i opierając wygodnie o poduszkę za sobą.
    -A czy jestem twoim panem, żebyś musiała się tak do mnie zwracać? -Zapytał z rozbawieniem malującym się na jego twarzy. -Nie Lore, ja nie zapominam o swoich przyjaciołach - powiedział przyglądając się jej badawczo. Mógł jej powiedzieć, że gdy wrócił do Braavos, jej już tam nie było i nikt nie potrafił mu nawet w przybliżeniu określić, w jaką stronę świata się udała, ale czy to by coś zmieniło? Pewnie nie. -Dobrze wiesz, że nie jesteś tu nieproszonym gościem, zawsze miło jest mi Cię widzieć. Jednak nie wierzę, że Twoja wizyta ma na celu jedynie sprawdzenie jak się miewam. Nie to miejsce, nie ten czas - stwierdził, po czym nieznacznie pochylił się w jej stronę, mrużąc przy tym lekko oczy. - Powiedz Lore, co cię do mnie sprowadza?

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Za późno przeczytałam, ale nie będę miała nic przeciwko, jeśli odpiszesz mi krócej. ;)]

      Usuń
  6. [Podoba mi się twój pomysł. Jednak moja Dalia przebywa aktualnie w Orlim Gnieździe, gdzie z tego co wiem Lore także przyjechała. Mogłyby się tam spotkać w ten sposób jak opisywałaś. Jednak mam prośbę. Mogłabyś zacząć? Tak ładnie proszę :) ]

    Dalia

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hahahaha xd Tak ciekawie to chyba jeszcze nie zaczęłam znajomości z żadną postacią. Brawka za oryginalność.]

    Olbrzymia wysokość i niewielki, ponury zamek były dla Dalii czymś nowym. Do tej pory mieszkała w zamkach o wiele większych i bliższych reszcie królestwa, jednak w Orlim Gnieździe było to coś, co sprawiło że chciała tu zostać. Wywołała niewielkie zamieszanie, gdy okazało się że zamiast służącego najstarszy syn lorda Arryna znalazł sobie śliczną, młodą służącą, która dostała własną komnatę tuż obok jego sypialni, a jej listów, których przychodziła cała masa nikomu nie wolno było otwierać. Ludzie podejrzewali kim jest i czym się zajmuje, ale nikt nawet nie przypuszczał, że ta drobna, śliczna dziewczyna o twarzy niewiniątka trzyma w garści niemal całe królestwo, że w niezdobytym Orlim Gnieździe wie o czym szeptają w Królewskiej Przystani, czy Winterfel.
    I tą właśnie niebezpieczną, podstępną kobietę udało się sobie zjednać tylko jednemu mężczyźnie, Jasperowi Arrynowi i to do tego stopnia, że co noc przychodziła do jego komnat i szeptała mu słowa zasłyszane od jego najmłodszego, ślepo zakochanego w Dalii brata i narzekania służby, snuła opowieści o odległych krańcach Westeros jak niańka opowiadająca historie małemu lordowi przed spaniem.
    W jej wierności mężczyźnie nie było żadnych podtekstów. Czysty interes. Uważała że będzie znakomitym władcą, a ona potrzebowała dobrych znajomości. Po co? Zawsze chodzi o pieniądze, albo o zemstę, a tego pierwszego Dalia wbrew stereotypom miała w brud.
    Szła właśnie do sypialni swojego pana by snuć mu przed snem kolejne opowieści, gdy zauważyła wychodzącą stamtąd blondwłosą kobietę.
    Dalia uniosła brwi, a na jej ustach pojawił się rozbawiony uśmieszek.
    Ma jakąś kobietę? No proszę, proszę...
    Była od niej starsza, ale nie wiele. Nie była klasycznie ładna, ale miała w sobie to coś.
    Mogłaby nieźle zarobić, pomyślała machinalnie Dalia.
    Odkąd dawno temu trafiła do burdelu tylko pod tym kątem patrzyła na każdą kobietę. Zboczenie zawodowe. Mimo iż nie współpracuje z żadnym burdelem od kilku ładnych lat pozostało.
    Wzrok owej tajemniczej kobiety był rozbiegany, a ona sama stąpała ostrożnie. Dalia domyśliła się że nie jest tu do końca "legalnie". Jednak nie przestawała iść dalej. W końcu ona nie miała się czego bać, a w razie czego powie że to jej siostra, kuzynka, przyjaciółka, albo ktoś tam. Strażnicy wierzyli w każde jej słowo. Wiedziała że wciąż się łudzą że do nich pewnej nocy także zgodzi się przyjść, ale ona miała swoje standardy. Wbrew pozorom szanowała się.
    Nieznajoma ruszyła w jej stronę. Dalia usłyszała za sobą odgłos kroków innego strażnika. Kobieta okręciła obróciła się i nagle znalazła tuż przy niej. Niespodziewanie ujęła jej twarz w dłonie i złożyła na jej ustach delikatny czuły pocałunek. Dalia przez chwilę była w lekkim szoku, ale odwzajemniała gest. Wyczuła że choć kobieta stara się tego po sobie nie poznać nie jest zbyt doświadczona.
    To nie był pierwszy raz, kiedy Dalia całowała się z inną kobietą. Kiedy jej dawny Pan uczył ją "rzemiosła" powiedział, że zanim będzie się z nim kochać musi się nauczyć to robić i przyprowadził Dalii do swojego gabinetu jedna ze swoich dziewczyn. Miała próbować tyle razy aż jej się uda to zrobić dobrze, a on patrzył i instruował ją.
    Dalia słysząc słowa kobiety omal się nie roześmiała. Właściwie to nie zdążyła, bo podszedł do nich ser Brandon.
    - Witaj ser Brandonie... - wymruczała tak rozkosznym tonem głosu jakby przed chwilą nie wiadomo co robiły. Mężczyzna zacisnął zęby. Wiedziała jak go to musiało pobudzić. Z nim nie było to trudne.
    Udawanie było chlebem powszednim Dalii, a szczególnie udawanie rokoszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej nowa znajoma postanowiła pociągnąć to dalej. Odsuwając się od niej musnęła delikatnie jej policzka, a Dalia spojrzała jej w oczy z rozmarzeniem wypisanym na twarzy. Starała się oddychać dość szybko i nierówno.
      — Specjalne zamówienie Pana… — wyjaśniła mężczyźnie nieznana Dalii kobieta.
      Najwidoczniej przekonały go, a może na tyle pobudziły, że nie był w stanie dłużej z nimi rozmawiać. W końcu nie tajemnicą byłą, że kapitanowi straży Orlego Gniazda podobają się zabawy w trójkątach.
      Oddalił się nieco, ale wiedziała, że nasłuchuje i przedstawienie musi trwać dalej.
      - Bogowie - jęknęła rozkosznie gdy nieco się oddalił. Wplątała palce w jasne włosy kobiety i zaczęła ja znów całować. Tym razem namiętnie i zachłannie.
      Kątem oka zobaczyła jeszcze spoglądającego na nie ser Brandona.
      Otworzyła łokciem drzwi do swojej sypialni nie odrywając ust od warg nieznajomej i wciągnęła ją za sobą do środka. Jęknęła jeszcze głośno kilka razy i pozwoliła to także zrobić drugiej kobiecie i odsunęła się od niej nieco.
      Patrzyła jej chwilę w oczy aż nagle roześmiała się.
      - Ładny początek znajomości... Nie ma co - powiedziała z rozbawieniem.

      Dalia

      Usuń
  8. [Taki już mój urok. Rozpisuję się bardzo, ale nie liczę na równie długaśne odpisy :)]

    OdpowiedzUsuń
  9. -Sądziłem, że poznałaś mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że potrafię być równie skromny, co zuchwały. Poza tym na Essos skromność to nie dar, to środek bezpieczeństwa – odparł nawet bez cienia uśmiechu, a kiedy przyłożyła dłoń do jego policzka, bacznie się jej przyglądał.
    -Brakuje Ci tego, prawda? Brakuje Ci ciepłych, słonecznych dni na Braavos, kiedy siadywaliśmy we trójkę na skalnych klifach i obserwowaliśmy statki przepływające pod Tytanem sprzeczając się, który skąd płynie i co wiezie. Brakuje Ci wieczorów w tawernach i marynarskich dowcipów, nocy na dachach miejskich budynków, gdzie bez skrepowania można było oglądać gwiazdy na hebanowym niebie, przy akompaniamencie szumu morskich fal rozbijających się o skaliste brzegi. Ucieczek przed strażnikami, za każdym razem, kiedy Darrio zwędził coś ze straganu – mówił wolno patrząc w jej błyszczące w świetle świecy oczy, jakby sam przypominając sobie stare czasy. –Darrio, co się z nim stało? –Zapytał sądząc, że Lore wie coś więcej niż on. Darrio, ich dawny kompan, który bez wątpienia był przyczyną dziewięćdziesięciu procent problemów, jakie na nich spadały, śmiały, odważny, zawsze z zaraźliwym uśmiechem na ustach, zaskakujące jak ludzie o zupełnie różnych poglądach i charakterach mogli się tak dobrze dogadywać. Słysząc pytanie o swoją żonę, prychnął cicho pod nosem.
    -Chyba raczej nie przyjechałaś, żeby obejrzeć i ocenić moją żonę – mruknął w jej stronę. Wątpił w fakt, że mogłaby nie wiedzieć, iż nadal jest kawalerem, zresztą jego matka zadbała o to, aby wiedziało o tym całe Weteros. Poprzednio tez było podobnie, jednak wtedy matka jedynie przyśpieszyła podjęcie decyzji o jego wyjeździe, teraz nie był już młodym chłopakiem i nie zamierzał nigdzie uciekać. Siła charakteru, jaką nabył podczas swoich podróży, pozwalała skutecznie przeciwstawiać się matce, która z rozpaczą musiała przyznać, że jej upór jednak na niewiele się zda, chociaż poddać się nie zamierzała.
    -Nie zadałbym, gdybym nie chciał wiedzieć – odparł w zwykłej mowie, bo choć rozumiał tamtą, to mówienie w tym języku sprawiało mu nadal trudności. Słysząc jak po raz kolejny zwraca się do niego rodowym nazwiskiem przewrócił oczami, po czym odchylił się i wstał. Podszedł do stołu i nalał do kielichów wina.
    -Dźgasz mnie mym nazwiskiem z równą przyjemnością, co sztyletem – stwierdził odstawiając dzban na miejsce. Wziął oba kielichy i podszedł z nimi do łóżka, następnie usiadł tak jak poprzednio jednocześnie podając dziewczynie kielich. –Karzesz mnie za to, że nie wyjawiłem Ci, kim jestem, ale czy dziewczyna, która podaje się teraz za Lore, ma do tego prawo? –Zapytał omiatając ją spojrzeniem, w końcu żadne z nich nie było takie samo i tym samym, co w Essos.

    [Chciałam krótko, na prawdę. Ale chyba nie wyszło..]

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  10. Dalia już tak miała. Całe życie traktowała jak zabawę, jak grę. Raz wygrywała, raz ledwo utrzymywała się w grze, ale to była wciąż gra i w każdych jej co zabawnych momentach śmiała się. Śmiała się najczęściej jak mogła, gdyż nie wiele było takich beztroskich momentów, w których mogła sobie na to pozwolić. Dlatego słysząc słowa kobiety o jej technice roześmiała się ponownie.
    - Lata praktyki, moja droga - powiedziała z rozbawieniem. - Ale tobie też nie źle poszło jak na początkująca. Jak mniemam z dziewczynami nigdy... - dodała nie kończąc. Nie musiała. Uśmiechnęła się do niej tak jak robiła to zwykle, a gdy udała się na drugi koniec pokoju podążyła za nią wzrokiem.
    - Gdybyś zechciała podziękować szukaj Dalii... - zrobiła tu małą pauzę. Nie lubiła wymawiać swojego nazwiska. Mówiło o niej wszystko. Bękart zrodzony w Wysokogrodzie. - Flowers... Służki zajmującej się korespondencją lorda Jaspera. - wyjaśniła. - Albo po prostu zapytaj o jego panią do towarzystwa, bo tak mnie raczej kojarzą - machnęła lekceważąco ręką jakby wcale ja nie obchodziło to jak inni ją postrzegają. Właściwie to nie obchodziło Wiedziała że to jej kamuflaż. Delikatna, bezbronna, naiwna kurwa, a tak naprawdę kobieta trzymająca całe Westeros w garści.

    Dalia Flowers

    OdpowiedzUsuń
  11. -Skoro nigdy za nim nie przepadałaś, to czemu nie wyjechałaś ze mną? -Zapytał mrużąc lekko oczy i upijając łyk wina z kieliszka. Nigdy nie poznał powodu, dla którego wolała pozostać w Braavos niż ruszyć w podróż razem z nim. Ale to był jej wybór, a on po prostu go uszanował, tak robią przyjaciele. Poza tym Braavos miało okazać się jedynie, krótkim przystankiem w jego podroży, co prawda tym przyjemniejszym, jednak nadal przystankiem.
    -Masz rację, nie mam żony - odparł poważniejąc, obracając kielich w dłoni. On nie widział powodów, dla których musiałby się tak śpieszyć, miał jeszcze wiele czasu. -Ale nie rozumiem też powodu, dla którego tak bardzo wam to przeszkadza - powiedział wracając do niej spojrzeniem chłodnych, niebieskich oczu. Mówiąc "wam" miał na myśli wszystkich, którzy tak zażarcie wypytywali o jego plany w kwestii ożenku, jak i sami posuwali się do próby swatania go z pierwszą lepszą szlachcianką. -Może czas dostrzec również zalety. Gdybym ją miał z pewnością, nie siedzielibyśmy tu teraz i nie rozmawiali, w taki sposób - stwierdził lustrując jej nogi przerzucone przez swoje.
    -Nie mam zamiaru odbierać Ci żadnych praw - powiedział, po dłuższej chwili milczenia, kiedy przeniósł na nią badawcze spojrzenie. -Skoro przyjaciele są ze sobą szczerzy, to powiedz mi, czy nadal nimi jesteśmy Lore? Czy nadal jesteś moją przyjaciółką, czy jedynie jej cieniem? -Zapytał kładąc dłoń na jej nodze, jednocześnie podsumowując ton jak i wszystkie gesty, którymi próbowała zamydlić mu oczy. Nie miał wątpliwości, że zmieniła się przez te szczęść lat, jednak czy ta siedząca przy nim dziewczyna na prawdę była, tą za którą się podawała, czy jedynie wspomnieniem tych nielicznych, słonecznych dni w Braavos. Słysząc o miękkim łożu, przełożył kielich w drugą dłoń, opierając go teraz o nogę dziewczyny i przesunął wolna ręka po miękkim, aksamitnym materiale narzuty, który jesienią zastąpią skóry. W ostateczności podparł się na tej ręce.
    -Szybko. Znacznie szybciej, niż prędkość z jaką dociera do ciebie fakt, że ceną miękkiego łożą jest twoja wolność, bo ten niepozorny i kuszący materac, to tak na prawdę kajdany. Ale ty o tym doskonale wiesz. Nie Lore, ty nie oddałabyś swojej wolności za żadne skarby tego świata. Ty cienisz ją sobie ponad wszystko, a najlepszym na to dowodem jest to, że teraz siedzisz przede mną - oznajmił uśmiechając się pod nosem, chyba bardziej do siebie niż do niej. -Jednak zostało w Tobie coś z tamtej dziewczyny, którą poznałem chwilę po tym jak mnie postrzeliła. Wtedy byliśmy do siebie nawet podobni, niezależni, gotowi podjąć każde wzywanie, a co najważniejsze, świadomi tego, że wszystko, co chcemy osiągnąć zależy tylko od nas i od tego czy ośmielimy się po to sięgnąć.

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  12. -Doprawdy Lore, pojechałabyś? Chciałabyś czy zrobiłabyś, to tylko dlatego, że bym Cię poprosił, po raz kolejny? -Zapytał mrużąc delikatnie oczy. Jakoś trudno było mu uwierzyć, że naprawdę by to zrobiła kierowana własnymi chęciami. Jeszcze będąc w Essos, przypominała mu bardziej kota, który chadza własnymi ścieżkami, niż kogoś, kto skłonny byłby wykonywać polecenia i podporządkować się czyjejś woli. Słysząc jej śmiech sam się uśmiechnął. Ten śmiech był przyjazny dla ucha, było w nim coś, co pozwalało się odprężyć, coś co mimowolnie, pozwalało wierzyć, że zbliżasz się do jego właścicielki.
    -Ot, wywnioskowałem to z czystego doświadczenie, wszakże domeną kobiet jest bycie o siebie zazdrosnymi. Dlatego, wytłumaczę Ci czemu mojej nieistniejącej żonie mogłoby to przeszkadzać - powiedział i uniósł palec jakby zabierał się do wyjaśnienia jakiejś skomplikowanej filozoficznej tezy, choć na jego ustach nadal królował uśmiech - czysto teoretycznie załóżmy, że byłabyś moją żoną. Nagle dowiadujesz się, że przybyła do mnie w odwiedzimy, przyjaciółka zza Wąskiego Morza. Nie znasz jej, a jak się okazuje jest bardzo piękna i inteligentna, a do tego właśnie siedzi z Twoim mężem w jego, tudzież waszej sypialni. Mimo tego, że tylko rozmawiają, wspominając dawne czasy, czy w twoim sercu nie zataiłaby się iskierka zazdrości? Czy przebywanie obcej dla Ciebie kobiety z Twoim mężem w sypialni, o tak późnej porze nie wydałoby Ci się nawet odrobinę niestosowne, czy nie miałabyś ochoty zawetować takiego zachowania? -Zapytał spoglądając na nią z rozbawieniem na ustach oraz ciekawością w oczach. Słysząc jej dalsze słowa nieco spoważniał.
    (Mogą być szklane ;D)
    -Nie wiem Lore, a chciałabyś? -Zapytał patrząc jej prosto w oczy, po czym przesunął wzrok na swój kieliszek, który jak się okazało, już nie należał do niego. -To zabawne, ale wydaje mi się, że kiedy byłem zwykłym, biednym chłopakiem, mogłem ufać większej ilości ludzi bez obawy, że ktoś z nich będzie czekał za rogiem, czy w mojej sypiali, żeby mnie zabić. Teraz nie mogę być pewny niczego, nie mogę ufać nawet swojej rodzinie - powiedział, a na jego twarzy pojawił się cień grymasu. Po jej słowach przeniósł spojrzenie na nią. Nie musiał tego komentować, miała rację, w innym wypadku nie znajdowałby się w punkcie wyjścia. Ale on również niczego nie żałował, widocznie było tak, jak musiało być.
    -Powiedz mi Lore, gdzie poniosły Cię wiatry Essos? - Zapytał odsuwając od siebie myśli o rodzinie, a skupiając się teraz na dziewczynie. To dziwne, że oprócz Braavos nie spotkali się wcześniej nigdzie indziej, jak dopiero dziś. Czy Wolne Miasta i Zatoka Niewolnicza, były naprawdę aż tak wielka dla dwojga ludzi?

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  13. Obserwował ją uważnie doskonale wiedząc, dlaczego nie zaproponował jej tego ponownie. Lubił wmawiać sobie, że byli jedynie przyjaciółmi, a on po prostu zaakceptował jej odmowę. Ale doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna była nim zauroczona, być może, było to jej pierwsze zauroczenie, być może nie, nigdy o to nie pytał, ale jednego był pewien. Nie czuł do niej tego, co ona do niego, w pewnym stopniu mu to schlebiało, bo komu by nie schlebiało. Ale nie chciał jej zwodzić, nie chciał ciągnąc jej na drugi koniec świata i być za nią odpowiedzialny, nie wtedy, wtedy pragnął niezależności, a na odpowiedzialność był za młody, był gówniarzem, który ledwie potrafił zadbać o swój tyłek, a czasem i to nie.
    -Mógłbym przysiąc, że jesteś wyznawczynią tego twierdzenia. W końcu mnie znalazłaś. Od jak dawna wiedziałaś? –Zapytał będąc ciekawym, od kogo i w jaki sposób dziewczyna mogła wyniuchać, kim on naprawdę jest. A może to cos innego ją tu sprowadziło, a o nim dowiedziała się niechcący.
    -Nieważne, zapomnij o tym – odparł machnąwszy na to ręką, zrozumiał, o co jej chodziło, ale czy to było naprawdę aż tak ważna? Raczej nie. –W końcu i tak nie mam żony – odparł traktując to, jako zwykłą błahostkę. Odprowadził ją wzrokiem do szafki i sięgnął po jej kielich z winem. Upił z niego łyk i spoglądał z zaciekawieniem czegóż, takiego może szukać w jego prywatnych rzeczach.
    -Nawet gdybym chciał, to moje kompetencje, pewnie by mi to uniemożliwiły – odparł odchylając się lekko w prawo próbując sprawdzić, co tam takiego szukać, ale z tej perspektywy, było to niemożliwe.
    -Czy mogę wiedzieć, co takiego tam zgubiłaś?

    [Niestety krócej.]

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  14. Widziała w jaki sposób dziewczyna jej się przygląda. Nie drgnęła nawet. Tyle razy ludzie przyglądali się jej ciału oceniając, że zdążyła przywyknąć.
    Słysząc jej skrytą między wierszami propozycję uniosła do góry brwi uśmiechając się do niej w ten sposób.
    Czy chciała tego? Sama nie wiedziała, ale doświadczenie z poprzednią partnerką zapamiętała pozytywnie. Kobiety raczej nie były tak egoistyczne, nie myślały tylko o sobie we wszelkiego rodzaju zbliżeniach. Poza tym ta dziewczyna może nie była klasycznie ładna, ale miała to coś. Jej sylwetka i reszta wyglądu także nie pozostawiały nic do rzeczenia. Czemu by nie spróbować, pomyślała.
    - Szczerze powiedziawszy chyba nie. Kiedyś nawet byłam nauczycielką, ale to było dawno i nieprawda - powiedziała z roztargnieniem.
    — Wygląda na to, że nie muszę się martwić w czyje ręce trafiłam… - usłyszała i była już pewna, że ona właśnie tego chce.
    - W doskonałe, moja droga... w doskonałe... - powiedziała półszeptem podchodząc do niej z kuszącym, drapieżnym uśmieszkiem igrającym na różowawych ustach.
    Rozplotła jej dłonie które trzymała na piersiach. - Jeśli chcesz mogę cię nauczyć kilku trików. Zaimponujesz na pewno... - wyszeptała jej do ucha odgarniając jej włosy z szyi i zaczynając ją tam całować z bolesną wręcz dokładnością i powolnością. Rękami natomiast sunęła w górę do piersi i w dół w okolicy pośladków po lini jej talii.

    Dalia Flowers

    OdpowiedzUsuń
  15. - Nauki najlepiej rozpocząć jak najwcześniej... - wymruczała z zadziornym uśmieszkiem. - Na mężczyzn - Dalia udała zdumienie. - Po twoim wyczynie na korytarzu myślałam, że bardziej chodzi ci o kobiety - dodała z rozbawieniem. - Ale masz rację. Z mężczyznami jest nieco inaczej... Trudniej. Każdy lubi coś innego. Na przykład najmłodszy z braci Arrynów lubi to...
    Dalia zaczęła delikatnie jeździć palcem w okolicach jej podbrzusza jednak unikając miejsca kulminacyjnego.
    - Jego straszy brat to...
    Dalia położyła dłonie kobiety na swoich niewielkich piersiach pozwalając jej robić z nimi co tylko chce, a cała z zamkniętymi oczami ocierała się o nią mrucząc cicho.
    - A najstarszy z braci to...
    Położyła dłonie kobiety ze swoich piersi na pośladki zaciskając je na nich mocno i zaczęła ja całować najpierw po szyi potem schodząc do dekoltu... Sprawnym ruchem rozpięła jej gorset, któremu pozwoliła upaść na podłogę i zaczęła ją całować coraz niżej kreśląc językiem na jej ciele okręci i schodząc coraz niżej i niżej, aż do okolic podbrzusza.
    Podniosła się z kucków z rozbawionym uśmiechem.
    - Ach ci mężczyźni. Dziwne mają upodobniania, a top sami Arrynowie. Oni są jeszcze w miarę normalni - rzuciła luźną uwagę spoglądając znowu dziewczynie w oczy.
    - Czy chcę poznać twoje imię? Sqama nie wiem. ty mi powiedz. Jestem bardzo przesądna. Jeśli poznam twoje imię to na pewno zobaczymy się jeszcze - odpowiedziała. Po chwili usłyszała jej imię.
    - Lore'Lhin - powtórzyła, a raczej wymruczała półszeptem. Lubiła zmieniać role. Raz to ona dominowała, raz ktoś inny. To zawsze były ciekawe doświadczenia.
    - Widzę że jesteś bardzo zdecydowana... Pokaż mi zatem czego chcesz, moja słodka Lore'Lhin - wymruczała, a mówiąc to muskała jej wargi.

    Dalia

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Trochę późno, ale się przywitam. :3 Ciekawy pomysł na postać, a wizerunek ogromnie mi się podoba! Życzę miłej zabawy! Jeśli chodzi o wątek, to nie mam żadnego pomysłu, bo nie mam pojęcia jak moja Mai mogłaby poznać taką osobę jak Lore'Lhin. ]

    Maliseei Lannister

    OdpowiedzUsuń
  17. Dopił wino z kielicha, patrząc jak dziewczyna myszkuje w jego szufladach. A niech sobie grzebie, w końcu i tak niewiele tam znajdzie, oprócz koszul czy bielizny. Jej pytanie było dla niego niewygodne, chociaż szczerze powiedziawszy to sam nie wiedział, dlaczego akurat tak myślał. A może to jedynie narzucona przez nią sugestia..
    -Nie zadawaj pytań, na których nie chcesz znać odpowiedzi, przyjacielu - odparł w zagranicznej mowie, tak naprawdę cytując ją samą. Słysząc jej odpowiedź prychnął pod nosem, powstrzymując się przed śmiechem. Pewne rzeczy jak i ludzie mentalnie chyba nigdy się nie zmieniają. Wydawało mu się, że podobnie jest z nią, nie zmieniła się, aż tak bardzo przez te sześć lat, to prawda, że było w niej coś odmienionego, ale teraz zdawało się to być przytłumione. Gdy wyciągnęła miecz spod poduszki na jego ustach mimowolnie pojawił się nieco tajemniczy uśmiech. Gdyby się przyjrzała bez problemu mogłaby stwierdzić, że to ten sam miecz, który miał w Braavos, ten sam, z którym przy boku przemierzył Essos, jak i przepłynął morza. Dla niego jedyny i niepowtarzalny, idealnie leżący w dłoni. Pewnie gdyby nie on kości Jaspera już dawno bielałyby w słońcu wschodniego kontynentu. Do paradnych strojów nie pasował, ale do tego, Jasper posiadał inny mierz, dla niego zupełnie nieużyteczny, ale jednak bardzie szykowny, co jednak nie znaczyło, że o tym mógłby zapomnieć. Za każdym razem, gdy wybierał się w jakąś podróż, choćby po Dolinie, do pasa przypinał właśnie ten.
    Dobrze Lore – odparł wstając z łoża i stając przed nią, jednocześnie odsuwając od siebie ostrze jego własnego miecza wymierzone w niego. –Ale najpierw powiedz, gdzie ukryłaś swojego nieodłącznego towarzysza? Gdzie Twój łuk? –Zapytał mrużąc przy tym delikatnie oczy i jednoczę unosząc kącik ust ku górze. Nie wierzył bowiem, że dziewczyna mogłaby rozstać się z tą bronią.

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Oczywiście! Z tym nie będzie problemu. :3 ]

    Maliseei Lannister

    OdpowiedzUsuń
  19. Słysząc jej prośbę Dalia omal nie roześmiała się. Dlaczego? Ponieważ Lore była już drugą osobą w tym tygodniu proszącą ją o przewodnictwo i o pomoc. Drugim powodem był fakt iż kobieta była od niej starsza i teoretycznie powinna więcej wiedzieć na temat tej sztuki niż młoda nie winna dziewczynka. No dobrze... Nie aż tak niewinna, ale jednak młoda, młodsza od Lore.
    Jednak w jakimś sensie spodobała jej się postawa kobiety, jej postawa, niczym nieskrępowana prośba o pomoc i czysta chęć wiedzy. Bądźmy szczerzy. Walory jej ciała także nie były obojętne Dalii podczas podjęcia tej decyzji.
    - Dowiesz się wszystkiego... A raczej wszystkiego co wiem ja - obiecała jej patrząc swoimi bezdennymi, czarnymi oczyma na stojącą przed nią, wpół rozebraną kobietę.
    - Spróbuj - zachęciła. - Trening czyni mistrza... - dodała z nieodgadnionym uśmieszkiem malującym się na kusząco nadpuchniętych od pocałunków ustach.
    Gdy poczuła usta kobiety w okolicy swojej szyi uśmiechnęła się lekko przymykając powieki.
    - Wolniej.... - wyszeptała z nutą rozkoszy w głosie czując jak gorące usta LoreLhin pieszczą zachłannie jej ciało. - Nigdzie się nie spieszysz, moja droga... Niech to będą muśnięcia, delikatne, ulotne... Spraw żebym pragnęła poczuć ich więcej, żebym czując sam twój oddech drżała...
    Kobieta słuchała jej słów. Zwolniła nieco tępo i sprawiła że pocałunki stały się bardziej delikatne.
    Dalia zamruczała cicho. Wiedziała że to tylko kwestia czasu i ćwiczeń a staną się dokładnie takie jak to jej opisywała.
    Z drobną pomocą Dalii Lore pozbyła się gorsetu młodszej kobiety obnażając górną partię jej ciała i na nią przenosząc swoje gorące wargi coraz niżej i niżej.
    - Doskonale, moja droga... - wymruczała dziewczyna. - A teraz? Co teraz byś zrobiła..? Albo inaczej... Myślisz że co teraz ja bym zrobiła gdym była na twoim miejscu? - spytała zmuszając niedawno poznaną kobietę do przejęcia inicjatywy. Wiedziała że przecież nie będzie mogła zawsze działać wobec jej schematu, musiała się nauczyć działać na wyczucie. Im szybciej tym lepiej. Nie spuszczała zaciekawionego wzroku czarnych bezdennych oczu z klęczącej z głową przy dolnych partiach jej brzucha kobiety.

    Dalia Flowers

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Również witam :) Twoja postać już od początku, gdy trafiłam na tego bloga mnie wyjątkowo zafascynowała, więc absolutnie trzymam za słowo i na pewno ścigać będę. :D ]

    Dianna Tully

    OdpowiedzUsuń
  21. Przez chwilę ujrzał błysk przerażenia w jej oczach, zwiastujący lawinę nagłych wydarzeń. To prawda, wszystko działo się szybko, bardzo szybko, nawet jak dla niego. Nim zdążył się zorientować, co się dzieje, leciał już plecami w dół, bez możliwości złapania się czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc odzyskać równowagę, czy chociaż częściowo zamortyzować upadek. Jednak nic z tego, z hukiem uderzył o marmurową podłogę, praktycznie słysząc grzechotanie własnych kości. Syknął, kiedy po jego ciele przetoczyła się fala promieniującego od kręgosłupa bólu. Dopiero po chwili dotarło do niego, że został praktycznie obezwładniony i to jeszcze w „locie”. Nabrał powietrza do płuc również oddychając ciężko, przesunął głowę w bok, tak, żeby jej włosy nie łaskotały go po twarzy, bo było to nad wyraz irytujące. Pewnie w innych okolicznościach byłby zachwycony taką pozycją, teraz jednak jakoś trudno było mu docenić jej uroki.
    -Chyba jednak lepiej, że go ze sobą nie wzięłaś. Nie chciałbym, żebyś zrobiła nim sobie krzywdę, albo co gorsza mnie. Chyba nie powinnaś pić więcej wina, chociaż z tego co pamiętam, to wydawało mi się, że masz mocniejszą głowę – mruknął spoglądając na nią znacząco. Bez wątpienią przekomarzał się z nią, doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że pozycja w jakiej się teraz znajdowali nie była dziełem przypadku, a jej było jeszcze bardzo daleko do określenia mianem „pijanej”.
    -Życie prawie na każdym kroku funduje nam jakieś rozczarowanie, już przywykłem. Ty zresztą pewnie też. A co do łuku.. Łuk nadaje Ci całego uroku, trzymając go wyglądasz dostojnie – stwierdził z zawadiackim uśmiechem, po czym dodał szybko. –Nie żebyś bez niego wglądała gorzej, no ale chyba wiesz o co mi chodzi - powiedział próbując jednocześnie wyswobodzić ręce spod jej uścisku.

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  22. [ A zatem ścigam i przypominam się, jak obiecywałam :D Myślę, że nie chcesz, aby Lore straciła łuk, co? ;) ]

    Dianna Tully

    OdpowiedzUsuń