29 kwietnia 2014

...

Drogo
Dwudziestosześcioletni syn khala Rakharo
Dothrak w niewoli

Miał być khalem i posiadać własny khalasar. Miał być władcą koni, a po swojej śmierci podróżować na swym rumaku przez wieczność.
Zamiast tego Targaryenowie wzięli go do niewoli, jako obietnicę pokoju między Westeros a jego ojcem.
W  królewskiej Przystani czuje się jak w potrzasku. Kiepsko włada językiem powszechnym, więc bardzo rzadko się odzywa. Nie rozumie tutejszej kultury i zachowań. 
Chce wrócić do ojca za Wąskie Morze, a nie żenić się z jedną z tutejszych kobiet. 
Mrukliwy. Wybuchowy. Impulsywny. Agresywny. Gorąca dothardzka krew. Tajemnica. Milczenie. Nienawiść.

Khalasar


FC: Jason Momoa
Wątków chcę, bo dawno mnie na żadnym blogu nie było.

47 komentarzy:

  1. [ Momoa <3 Opłakiwałam go tak bardzo :<
    Mam dziwne wrażenie, że nasze postacie byłyby zdolne się polubić.]
    Maena

    OdpowiedzUsuń
  2. [Administracja wita i życzy miłej zabawy!]

    sir Gaspard / Administracja

    OdpowiedzUsuń
  3. [Khal RIP [*] Dzień dobry, witam na blogu. Niestety z Iggie będzie ciężko o wąciasz.]

    Igraine Stark

    OdpowiedzUsuń
  4. [ dadzą radę, zwłaszcza, że chyba czują się tutaj tak samo obcy :D
    Masz może jakiś pomysł? Powiedz, że masz...]
    Maena

    OdpowiedzUsuń
  5. [ a jakby połączyć oba pomysły? Może właśnie po tym przyjęciu byłaby brana pod uwagę? Całą sytuację obróciłaby w żart, albo w jakiś inny sposób odwróciłaby uwagę od niego czy coś..]
    Maena

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hm, no w sumie mogliby się spotkać w Królewskiej Przystani, bo straszy brat Greyjoy'a, który ją porwał ma się hajtnąć z Lannisterką, także jakaś dzika impreza, na której na pewno będą Targaryenowie. Może się między nimi nawiązać nic porozumienia, wiesz, między nami niewolnikami, czy inne 12 years a Drogo&Iggie - może mu się też nie podobać jak przez swojego Pana jest traktowana dziewczyna, a z niej młódka, chociaż to Dothrak, nie wiem, czy miałby jakieś głębsze uczucia, wrażliwość, empatię. Chyba, że to on podpadnie jej Panom i ona się za nim wstawi, bo wie, co znaczy być uwiezionym. ;3]

    Igraine Stark

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Pewnie mam zacząć co? :D będzie ciężko bo mój mózg nie działa]
    Maena

    OdpowiedzUsuń
  8. [Znać musi się z Liadan, w końcu Targaryenka! Tylko że ona raczej byłaby dla niego miła... A Cassie... a Cassie to Cassie, z nią też by się dało coś wykombinować :)]

    Liadaness i Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  9. [ a jak z długością?]
    Maena

    OdpowiedzUsuń
  10. [Tak, tak właśnie myślałam. Mogłabym liczyć na zaczęcie, bo się never-ever-ever nie wyrobię :c]

    Igraine

    OdpowiedzUsuń
  11. [Chcę wątku. Zdecydowanie. *.* Niewola u Targatrynów mówisz? Nie sądzę żeby się to Arey spodobało. Wręcz przeciwnie. Za to Areya jako że mało czasu spędza z ludźmi umie mówić trochę w języku Dothraków. Zawsze ją fascynowały podróże, a w zamku się dusi się, więc musiała się uczyć. Myślę że mogłaby przychodzić do Drogo i pytać go i prosić żeby jej opowiadał bez końca jak to jest gdzieś dalej, po drugiej stronie Wąskiego morza. Co ty na to?]

    Areya Targaryen

    OdpowiedzUsuń
  12. [Super! Dostosowuję się z długością, więc nie ma problemu ze mną.]

    Igraine

    OdpowiedzUsuń
  13. [ w takim razie niedługo coś dostaniesz :)]
    Maena

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ja wiem... I tam bardziej chciałam taki a nie inny wątek. Doprawdy zabawne. Księżniczka biegająca za niewolnikiem. tego jeszcze nie było. xd Teraz pozostało ustalić kto zaczyna. Szczerze powiedziawszy ja mogę. No chyba że ty chcesz.]

    Areya Targaryen

    OdpowiedzUsuń
  15. [ wyszło jak wyszło, wybacz]

    Maena miała wrażenie, że w przeciągu ostatniego roku z kobiety pewnej siebie, upartej, butnej i niezwykle dumnej zmieniła się w prawdziwe zwierze zagonione i uwięzione w klatce. Przytłaczali ją ci ludzie, przytłaczało to miejsce, gwar i szepty. Czuła się wyobcowana, niechciana, samotna. Przyzwyczajanie się do tego miejsca przypominało picie wyjątkowo gorzkiego, ziołowego naparu, po który nie chce się sięgnąć ponownie. W niczym nie przypomniało dobrze znanego jej Dorne, suchy wiatr nie bawił się jej długimi, ciemnymi włosami, nie niósł za sobą jej śmiechu, piasek nie wpadał do oczu, nie zgrzytał między zębami, a słońce nie paliło w skórę jak setka rozżarzonych węgli. Nie da się jednak zaprzeczyć, że próbowała. Zasięgała porad dotyczących tutejszej kultury, starała się poznać rozkład Królewskiej Przystani. Starała się poznać tych ludzi i sprawić, że będzie mniej obca. Musiała - lata mijały, urody nie przebywało, a zbyt ambitna była by stać się żoną jednego z bękartów Dorne, który nie byłby w stanie jej niczego zaoferować, zagwarantować, uszczęśliwić.
    Kolejna uczta zorganizowana bez żadnego powodu. Sala wypełniona głośnym gwarem rozmów, śmiechem i ludzkim potem, a w tym wszystkim ona tak idealnie burząca porządek wśród całej tej elity. Była jedyną przedstawicielką rodu Yronwood, drugiego liczącego się rodu w Dorne zaraz po Martellach, a tego typu okazje były wyjątkowo dobrą okazją by zdobyć męża, który coś znaczy w tym świecie. Starała się więc wyglądać ładnie odziana w dość lekkie stroje niezbyt często spotykane w tych okolicach, ale jednocześnie nie chciała za bardzo rzucać się w oczy choć i to nie pomogło. Już od początku czuła na sobie ciekawskie, oceniające spojrzenia, słyszała szepty, które cichły, gdy znalazła się niebezpiecznie blisko i mogła cokolwiek usłyszeć. Powoli do tego się przyzwyczajała, powoli uczyła się żyć ze świadomością, że w tym świecie już zawsze będzie obca - wyróżniająca się ubiorem, akcentem i przede wszystkim egzotycznym wyglądem.
    Dziś jednak coś miało się zmienić, dziś przez krótką chwilę miały ucichnąć słowa o niej, a stało się to w momencie gdy do sali dumnym krokiem wkroczył nie kto inny jak sam Drogo mający na sobie dothradzki strój, tak bardzo różniący się od tych, na które moda panowała tutaj. Wybuch gwar, ktoś się zaśmiał, inni pokazywali sobie go palcami, a on był tak dumny, tak opanowany choć miała wrażenie, że to akurat niczego dobrego nie zwiastuje. Nerwowym wzrokiem rozejrzała się po wszystkich zgromadzonych, by wreszcie utkwić swój wzrok na nim i wpatrując się w niego tak uparcie, że wreszcie i on sam musiał na nią spojrzeć. Uśmiechnęła się, choć ów uśmiech nie dobiegł do wielkich, ciemnych oczu. Wstała i nalewając wina do dwóch kielichów ruszyła w jego stronę by oznajmić na tyle głośno by ktokolwiek usłyszał:
    - Wreszcie strój adekwatny do panującej tutaj atmosfery - uśmiecha się jeszcze szerzej podając mu wino - Sir - zwraca się do jednego z gwardzistów - A może i ty zechcesz ściągnąć tę zbroję, w której musi być niewiarygodnie gorąco i niewygodnie. Czy kobiety u was ubierają się podobnie? - wreszcie zwraca się ponownie do mężczyzny starając się mówić powoli i zrozumiale, wskazując przy tym zarówno na jego odzienie jak i na siebie w nadziei, że zrozumie przesłanie gdyż słyszała o jego mizernej zdolności porozumiewania się.

    Maena

    OdpowiedzUsuń
  16. [Dobrze, czyli Liadan będzie go języka uczyła :) Na dobry początek. I jutro zacznę.
    A co do Cassie,to może w Królewskiej Przystani organizowana była jakaś wielka impreza i dziewczyna musiała sie pojawić. Od razu zwróciłaby uwagę na Droga i sama mogłaby go zagadać. Bo czegoś sensowniejszego i bardziej interesującego na ten moment nie wymyślę xD]

    Cassie i Liadan

    OdpowiedzUsuń
  17. [Popłynęłam z długością, lubię pisać o niczym, przepraszam i nie wiem, czy ma sens, a późno, a nie wiem, czy jutro dam radę odpisać, bo majówka :<]

    Przez czternaście lat życia wszystko, co się wydarzyło Igraine, każdy jej krok było splotem dziwnym zdarzeń – jednym wielkim przypadkiem, bo jak inaczej nazwać to, że to akurat ona została porwana, ze wszystkich Starków, przez słynnych i niebezpiecznych braci Greyjoy aż na Żelazne Wyspy. Jak nazwać to, że jej oprawca okazał się osobą jeszcze bardziej zagubioną od niej i jakoś nie może obdarzyć go nienawiścią. Wreszcie – jak nazwać to, że zawsze spotyka naprawdę nieodpowiednich ludzi. Iggie, kiedyś nazywana tak kiedyś pieszczotliwie przez rodzeństwo, była przez to prawdopodobnie jedną z najbardziej zirytowanych osób po tej w całym Westeros, bowiem miała tę okrutną świadomość, że właściwie nieważne, co zrobi, ktoś już kiedyś inaczej za nią zadecydował.
    Bogowie ewidentnie z niej kpili i to nie tylko zrzucając na jej drobne ciało i blond czuprynę przypadki, ale także zmuszając ją do uczestnictwa w rzeczach w sytuacjach, dla niej przynajmniej stresowych. Nie tylko musiała podróżować na skrzypiącym, przerażającym geyjoyskim statku; nie tylko musiała wykonywać polecenia brudnych i pijanych mężczyzn; nie tylko musiała oglądać masowe mordy i gwałty, nie mogąc się nawet skrzywić, ale oprócz tego jej obowiązkiem było uczestnictwo we wszelkiego rodzaju przedziwnych ucztach – ciągając ją nawet na drugi koniec Westeros, do Królewskiej Przystani; gorący klimat wcale jej nie służył. Bogowie naprawdę musieli wspaniale się bawić jej kosztem.
    Pogodziła się z tym jednak, w pewnym sensie oczywiście, a przynajmniej nauczyła się tego zupełnie nie okazywać, nie chcąc dostać batów od młodszego braciszka Greyjoy – co lepszego można powiedzieć o starszym z rodzeństwa: on nigdy jej nie uderzył. Eoin natomiast, widząc, że Godric nie ma zamiaru źle traktować Igraine, ba!, jest gotów otoczyć ją opieką i zapewnić bezpieczeństwo, oznaczył jej alabastrowy policzek blizną. Była jego, czy tego chciała, czy nie. I to z czasem zaakceptowała, bo nie miała innego wyjścia – po razy zadawane przez niego długo się nie goiły.
    Stała więc posłusznie w pewnej odległości od głównego stołu, uginającego się pod ilością potraw i wina w długiej, szarej sukience – o dziwo nie była traktowana jak inne służki i nie kazano jej odkrywać jak największej ilości ciała – gotowa w każdej chwili coś przynieść, podać, pozamiatać.
    Nie sądziła że w środku przyjęcia zaręczynowego dojdzie do pokazu męskiej siły – jeden ze sług Targaryenów zdecydował się pojawić na uczcie w dość osobliwy sposób. Iggie, musiała, chociaż niechętnie, przyznać, że ów mężczyzna miał naprawdę imponujące gabaryty. Jak się okazało – równie imponująco potrafił przyciągać uwagę, bowiem chwilę później otoczyło go kilku mężczyzn. W tym właśnie Eoin, pierwszy awanturnik Westeros – pokręciła z niedowierzaniem głową i widząc, jak jej pan sięga ku rękojeści miecza, nie zastanawiając się wiele, rzuciła się na pomoc – w przypływie idiotycznej odwagi i altruizmu – owemu słudze.
    - Nie! – Zdyszane, krótkie, wyrwało się z jej piersi w momencie, kiedy zasłoniła plecy obcego mężczyzny, zupełnie jakby powtarzała za nim. Greyjoy oczywiście nie omieszkał natychmiast boleśnie jej spoliczkować; opadła więc na silne ciało niefrasobliwego gościa z cichym jękiem.

    Igraine

    OdpowiedzUsuń
  18. Nietypowa, odmienna, naiwna, zawsze uprzejma. Tak, te przymioty świetnie oddawały postać Księżniczki Arey. Miała ledwie piętnaście lat, ale już teraz byłaby o wiele lepszą królową w mniemaniu części ludu. Jednak Areya nie chciała nawet myśleć o Żelaznym Tronie. Przyprawiał ją o dreszcze. Gdy pomyślała ilu ludzi zginęło, by móc choć przez chwilę nacieszyć się władzą jaką dawał od razu odechciewało jej się być królową. Nie zamierzała się kłócić z rodzeństwem, podtruwać ich czy wysyłać kogoś by ich zabił. jej nie zależało na władzy.
    Nigdy tego nie pragnęła. Jej świętej pamięci ojciec zawsze śmiał się gdy jej rodzeństwo kłóciło się o coś, a ona po prostu odchodziła na bok i przyglądała się im z politowaniem.
    Ojciec zawsze uważał że jej postawa jest godna prawdziwej królowej i żałował że jest taka młoda, bo to jej mógłby zostawić królestwo. Zawsze powtarzał, że tylko ona tą swoją łagodnością mogłaby wyprowadzić królestwo na prostą, że tylko ona byłaby w stanie zmusić siłą woli Lannisterów i Greyjoyów do posłuszeństwa koronie. Jednak ona tego nie chciała. Nie chciała krwawych jadek, brzemienia władzy i swoich decyzji. Nie była aż tak odpowiedzialna. Chciała sobie żyć nie zauważana przez rządnych władzy ludzi. Gdzieś na morzu lub w dzikich lasach. Tak, właśnie tam się widziała i darzyła do tego nie mówiąc o tym ojcu żeby go nie zranić. Zawsze z zafascynowaniem słuchała opowieści rycerzy i marynarzy przychodzących do jej ojca, a także starej niani, której ojciec był żeglarzem. Wiedziała chyba wszystko i wszystkie opowieści zdążyła nauczyć się przez te kilka lat na pamięć. Jednak do tej pory jeden lud pozostał dla niej tajemnicą. Dothrakowie. Mało kto wiedział cokolwiek na ich temat, a praktycznie pozbawione faktów opowieści niani nie pokrywały się ze sobą.
    - Ale nianiu... - powiedziała pewnego dnia Księżniczka do starej kobiety, gdy ta do znudzenia opowiadała jej tą samą niespisujną historię o Dothrakach.
    - Czegóż chcesz dziecko?
    - Ja chcę prawdy, nianiu...
    - To nie pytaj mnie. O Dothrakach wiem tyle co inni, czyli praktycznie nic, księżniczko.
    Areya jęknęła zasmucona.
    - Ale nie smuć się, Panienko. Jest u nas na zamku prawdziwy Dothrak z krwi i kości.
    - Kim on jest? - zapytała z nadzieją dziewczyna, a jej duże błękitne oczy aż się błyszczały.
    - Drogo, Panienko - odparła z lekkim uśmiechem kobieta. Wiedziała jaka młodziutka księżniczka jest rządna wiedzy i że potrafi być naprawdę natrętna gdy coś chce osiągnąć. wiedziała także że Drogo nie jest zbyt rozmownym człowiekiem. Już mu współczuła.
    Księżniczka oczywiście znała Drogo. Trudno go było właściwie przeoczyć. Wysoki, muskularny, o ciemnym odcieniu skóry. Był w Przystani odkąd pamiętała. Jej Pan ojciec podarował jej go w piąty dzień jej imienia, jednak matka stwierdziła że księżniczce nie wypada mieć wśród bliższych służących mężczyzny także odesłała go do zadań przy których potrzebna była siła. Areya od czasu do czasu mijała go w korytarzach. Wiedziała że jest z dalekich stron, ale nie miała pojęcia, że jest Dothrakiem.
    Książniczka odłożyła natychmiast w stronę drzwi i pobiegła do drzwi. Przypomniała sobie o swoim braku manier dopiero pod drzwiami. Dygnęła pospiesznie i pobiegła dalej.

    [cz. I xd Nie zmieściło mi się w jednej wiadomości. Jest limit do 4 095 znaków]

    OdpowiedzUsuń
  19. [cz. II]

    Wszędzie był tłok. Wszędzie roiło się od niewolników. W końcu dziś miało się odbyć przyjęcie zaręczynowe jej młodszej siostry. Wśród muskularnych mężczyzn wreszcie dostrzegła tego którego szukała.
    - Witaj, księżniczko! - zawołał jeden ze służących niosących tacę z owocami.
    Areya była tak przejęta że nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Zasalutowała mu więc ze śmiechem i pobiegła czym prędzej w stronę zobaczonego mężczyzny. Widzący to zdarzenie służący wybuchnęli śmiechem rozglądając się dokąd to biegnie ich księżniczka.
    Areya podskakując by widzieć coś spomiędzy wysokich, muskularnych mężczyzn i biegnąc wężykiem by na nikogo nie wpaść dobiegła wreszcie do celu.
    Drogo z bliska wydawał się jeszcze większy, potężniejszy i zdecydowanie bardziej przerażający. Spoglądał teraz na nią z góry ciemnymi jak heban oczami.
    Areya dygnęła uprzejmie. Drogo wydawał się być w ciężkim szoku podobnie jak przyglądający się temu kątem oka służący.
    - Mam nadzieję, że kojarzysz mnie, Panie - zaczęła grzecznie nie wiedząc co dalej powiedzieć. zawsze zwracała się do służby z godnością, no chyba że służącym był jakiś zdrajca, a teraz gdy się dowiedziała, że Drogo to nie taki zwykły służący grzeczności były tym bardziej usprawiedliwione. Jednak mężczyzna zadawał się nie rozumieć tego. Był jeszcze bardziej zmieszany, a księżniczka nie miała pojęcia jak dojść do sedna sprawy i nie być nieuprzejmą.
    - Bo ja słyszałam o tobie nieco. Niania oświeciła mnie, że jesteś Dotharkiem, a ja... Jakby to powiedzieć... Lubię wiedzieć wszystko o wszystkim i chciałabym cię prosić o opowiedzenie czegoś o życiu i kulturze za Wąskim Morzem - oznajmiła oficjalnym tonem jednak jej błękitne oczy wlepione były w mężczyznę w błagalnym, mało eleganckim wyrazie. - Proszę... - nie powstrzymała się i dodała błagalnym jak wyraz jej oczu tonem.

    [Przeszłam samą siebie z długością xd mam nadzieję że to nie zbyt wielki problem]

    Areya Targaryen

    OdpowiedzUsuń
  20. Liadaness od dawien dawna interesowała się wszystkim wokół. Lubiła się uczyć, poznawanie świata było jednym z jej ulubionych zajęć i potrafiła godzinami przesiadywać w bibliotece, czytając kolejne ogromne tomiszcza. Niektórych to dziwiło - dziewczyny w jej wieku zazwyczaj interesują się chłopcami lub marzą o rycerzu na białym koniu, który przybędzie, by wypuścić je z wierzy i złożyć na bladych wargach pierwszy pocałunek. Liadan czasem też marzyła o takim księciu, ale zdawała sobie sprawę, ze jej ślub będzie miał podłoże polityczne - była tylko pionkiem w grze o tron, nikim więcej.
    Rodzina królewska, a przynajmniej królowa, często posuwała się do rzeczy dziwnych i wręcz okrutnych - tylko tak Liadan potrafiła nazwać uwięzienie w zamku jednego z Dothraków, aby utrzymać pokój między Siedmioma Królestwami a Essos. Dla samej księżniczki był to niezwykle dziwny sposób - uwięzić kogoś i wydać za jedną z tutejszych kobiet. Nie protestowała jednak, jej zdanie się nie liczyło. Jedyne co mogła, to patrzeć na tego biednego mężczyznę i głęboko mu współczuć.
    Ostatnimi czasu matka poinformowała Liadaness, że ich gość potrzebuje nauczyciela. Okazało się bowiem, że Drogo, bo tak było mu na imię, znał w języku powszechnym zaledwie parę słów i nijak nie szło się z nim dogadać. Jako że młoda księżniczka zdążyła opanować język dothraki, została mianowana prywatnym nauczycielem ich gościa.
    W otoczeniu straży zmierzała w stronę komnaty, w której ulokowany został Drogo. Przed wejściem kulturalnie zapukała do drzwi i dopiero potem przekroczyła próg.
    - Witaj - przywitała się po dothracku. - Mam nadzieję, że ktoś poinformował cię, panie, o mojej wizycie.

    Liadaness

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  22. Trzeba było się chwilę zastanowić żeby zrozumieć to co powiedział Dothrak zważywszy na jego twardy akcent i kilka błędów jakie popełnił w swojej krótkiej wypowiedzi. Areya była nieco zdziwiona jego słowami. Księżniczkom raczej rzadko się odmawiało, a już na pewno jej i nie osoba o tak niskim urodzeniu według hierarchii Westeros. Była zdziwiona jednak nie była zła. Potrafiła w jakimś stopniu zrozumieć jego zachowanie. Był tu niemal więźniem. Więźniem jej rodziny. W końcu to jej ojciec zabrał go z domu i umieścił tu, w obcym miejscu, wśród obcych ludzi. Czuł się tu zapewne bardziej zagubiony wśród tych wszystkich dam i lordów niż ona sama i jeszcze bardziej niż ona chciał stąd uciec. Rozumiała to. Jednak sir Jon, który był u nich w zamku dowódcą straży nie zrozumiał.
    Areya znała go dobrze. Niemal od dziecka. Był dość potężnie zbudowanym mężczyzną o bujnych, ciemnych włosach i równie ciemnym zaroście. Miał niemal trzydzieści lat, a z pochodzenia był Tyrellem. Areya wiedziała od służących że od jakiegoś czasu próbuje namówić jej matkę by oddała mu jej rękę. Młodziutka księżniczka z dnia na dzień obawiała się coraz bardziej że matka nie długo się złamie, a wtedy ona nie będzie mieć nic do gadania. Sir Jon był prawym człowiekiem jednak Areya nie chciała za niego wychodzić. Czasem ją naprawdę przerażał. Jak za dnia zachowywał się jak nieco impulsywny, lecz prawy rycerz to na ucztach lubił co nieco wypić, a wtedy zmieniał się nie do poznania. Wulgarny, agresywny, skory do bójek i seksu z ledwo poznanymi pannami. Nie chciała takiego męża. Chyba żadna by nie chciała. Mimo sir. Jonowi nie można było zarzucić że nie jest przystojny.
    Gdy zobaczyła błysk stali wiedziała że nie jest dobrze.
    Niby rozumiała, że sir Jon chciał bronić jej honoru, ale uważała że przez podobne zachowania monarchowie mają taki kiepski kontakt ze zwykłymi obywatelami.
    Padło kilka ostrych słów po czym i Dothrak dobył swojego oręża. Areya zrozumiała że opowieści starej niani o gorącej Dothrackiej krwi nie były zmyślone. Zdziwiło ją i zafascynowało zarazem jak ktoś będący tyle lat w niewoli mógł nie stracić odwagi i jak tą odwaga mogła być taka brawurowa. Przecież nie był taki głupi żeby nie zauważyć że jak tylko podniesie rękę na rycerza to reszta przyglądających się na razie wszystkiemu z dłońmi przygotowanymi do chwycenia miecza rzucą się na niego i prawdopodobne zabiją. Była naprawdę pod wrażeniem, a trzeba przyznać że przed Drogo niewielu wojów zrobiło na niej wrażenie.
    - Spokojnie, sir Jonie... - powiedziała łagodnie delikatnie dotykając ramię rycerza, w którym trzymał broń. - Nie poczułam się urażona.
    Mężczyzna spojrzał na nią że zdziwieniem.
    - Proszę, odłóż swoją broń... Nie chcemy konfliktu. Sir Jon pomyślał że chcesz mi zrobić krzywdę, a ponieważ jest lojalny chciał mnie ratować - zwróciła się równie łagodnie do Dothraka w jego ojczystym języku. Miała nadzieję że nie popełniła żadnego błędu i że mężczyzna zrozumiał to co chciała mu przekazać.

    Księzniczka Areya

    OdpowiedzUsuń
  23. Areya uśmiechnęła się pogodnie słysząc jego słowa podziękowania. Wiedziała że to pierwszy krok żeby go do siebie przekonać. Nie rozumiała do końca dlaczego tego chce, ale wiedziała że naprawdę tego pragnie.
    - Wybacz teraz, lecz muszę wracać do pracy - powiedział jej.
    W sumie bawiło ją że tak nagle spieszno mu do pracy skoro nigdy żaden ze służących pracujących fizycznie nie kwapił się zbytnio do pracy. Wręcz przeciwnie. trzeba było go cały czas pilnować żeby się nie obijali. Areya wiedziała że czasem ich bito. Nigdy tego nie pochwalała, ale odkąd matka w imieniu jej brata sprawowała władzę warunki tego typu ludzi znacznie się pogorszyły. Było jej z tego powodu niezmiernie przykro, ponieważ znała wielu tych ludzi i widziała z jakim przerażeniem patrząc na jej matkę i jak przez jej zachowanie tracą zaufanie do księżniczki.
    - Skoro ci tak spieszno do pracy, Panie, to proszę bardzo. Jednak wiedz że ja nie jestem jedną z tych co łatwo odpuszczając. Powiem więcej. Gwarantuję że nie dasz rady się ode mnie uwolnić - powiedziała z uśmiechem igrającym na ustach.
    Dygnęła elegancko przed mężczyzną po czym odwróciła się do sir Jona, na którego twarzy malowało się czyste zaskoczenie.
    - K-księżniczko... - zaczął. - Ty umiesz mówić w języku tych... dzikusów?
    - Ależ naturalnie, sir Jonie - odparła zadziornie. - Niania uczyła mnie go na moją własną prośbę.
    Rycerz był zaskoczony. jak widać nie umiał pojąć dlaczego księżniczka mogłaby chcieć poznać cokolwiek co było Dothrackie. Jak większość ludzi w siedmiu królestwach uważał Dothraków za pod ludzi, których traktowali jak zwierzęta.
    - Areyo! - rozległ się w sali donośny głos jej Pani Matki. Była to kobieta piękna jednak zimna i przerażająca. Ubrana już była w strój na ucztę.
    - Tak, matko - powiedziała Areya podchodząc do niej.
    - Idź siuę już przebrać. Zaraz tu przybędą Lannisterowie. Nie chciałabym żeby mieli powody do jakichkolwiek zastrzeżeń i wolałabym żebyś się za wiele nie odzywała. Twoja szczerość nie zawsze popłaca.
    - Oczywiście, matko. Będę kłamać jak najęta - oznajmiła spokojnie, choć tak naprawdę aż w niej wrzało.
    Królowa aż zacisnęła dłonie w pieści ze wściekłości.
    - Jeszcze dzisiaj, na uczcie znajdę ci męża - syknęła wściekle.
    Arey dygnęła zaciskając ze wściekłości zęby po czym szybkim krokiem udała się w kierunku swoich komnat.
    Bogowie, jak ona jej nienawidziła.

    Areya

    OdpowiedzUsuń
  24. [No jacha, Lae może traktować go chłodno i z dystansem, ponieważ nie brata się ze służbą jak jej siostra. Może jednak wyrażać zainteresowanie zagraniczną kulturą]

    Laenerys

    OdpowiedzUsuń
  25. [Witam :) Może chęć na wątek? I mam taki bezużyteczny pomysł - może np. Drogo ją uratuje przed problemami? Albo można coś skombinować w oparciu o to, że Targaryenowie gryzą się z Baratheonami, a Drogo też ich w domyśle za bardzo nie lubi. Ogólnie wiem, że widać, że pomysłów brak xD]

    Morya Baratheon

    OdpowiedzUsuń
  26. [Aaa to spoko, bo właśnie miałam o to zapytać. Zaczniesz? Nie wiem w jakich okolicznościach mogliby się spotkać]

    Lae

    OdpowiedzUsuń
  27. [Cóż, Cieszę się, że się spodobało, a mam sentyment do ryjka Jasona Momoy i to duży - to wina koleżanki, która zawsze go brała na wizerunek faceta mojej postaci z innego bloga i nawet mi przemskło przez myśl, że Targaryenowie (chcąc ukarać Baratheonów) kazali się hajtnąć Moryi i Drogo, ale to mi bardzo szybko uciekło jako tak zwany pomysł nie do realizacji. Oczywiście zacznę xD Mówię z góry, że może wyjść beznadziejnie - od dawna nie pisałam w takich klimatach xD]

    Morya Baratheon była już szesnastoletnim dziewczęciem, a mimo usilnych prób lorda Końca Burzy była nadal niezamężna. Żaden ród nie chciał związać się w jakikolwiek sposób z tymi którzy nadal płacili wysoką cenę za swą przeszłość. To było ryzykowne posunięcie w mniemaniu wielu, w szczególności biorąc pod uwagę to jak nisko Baratheonowie upadli podczas rządów Targaryenów. Ich skarbiec wielokrotnie świecił pustkami i nieraz otarli się o utratę władzy nad swymi ziemiami. Mimo to mieli odwagę marzyć o odbudowaniu swej niegdysiejszej pozycji - i sukcesywnie do tego dążyli. Blond dziewczę jednak nie zawsze zgadzało się z poglądami swej rodziny, a jej sprzeciw był cichy, nieśmiały. Z pewną ulgą przyjęła rozkaz ojca o wyjeździe do Królewskiej Przystani, stolicy Siedmiu Królestw, lecz szybko okazało się, że nie będzie tak łatwo. Podróż konna, ostatni powóz sprzedali, gdy ojciec postanowił sformować wojska z najemników, była długa, ciężka i niezwykle męcząca dla niezahartowanego blond stworzenia. Oparciem służył jej sir Orwen Uller, jej jedyny towarzysz podróży oraz rycerz dosięgający wieku pięćdziesięciu lat. Cudem było to, że dotarli do stolicy cali i zdrowi, choć zziębnięci. Od razu także pojechali do domostwa Jandersei, córki sir Orwena. Dwudziestopięcioletnia kobieta o owalnej twarzy, okalanej przez piękne, brązowe loki, przyjęła ich ciepło i przygotowała strawę dla podróżnych. Morya zażyła kojącej kąpieli, a jej włosy zostały doprowadzone do ładu przez wprawne dłonie kobiety. Odprężona i czysta mogła założyć prostą, bez żadnych zdobień, szarą sukienkę. Córka Orwena pomogła jej zawiązać pod małym biustem gorset, który je lekko unosił, a tym samym lekko powiększał. I tak udała się z zamężną już niewiastą na targ. Szła za nią nie za bardzo rozglądając się po otoczeniu. Tym bardziej nie zwróciła uwagi na drogę jaką przebywają, jej wzrok bowiem był wbity w ziemię. Nic dziwnego więc w tym, że szesnastolatka się zgubiła, a gdy to odkryła nie była miło zaskoczona. Dostrzegła przy karym ogierze wysokiego mężczyzną ubranego w skórzane spodnie, wokół których był pas składający się złotych medalionów. Do niego doczepiony był dziwny, wykrzywiony miecz, którego nigdy wcześniej nie widziała. Dziwny mężczyzna miał długie, czarne włosy splecione w warkocz, a w nie były wplecione jeszcze dzwoneczki. Jego ciało zdobiły niebieskie malunki, ale nie miała czasu się nad tym skoncentrować, ponieważ z pobliskiej tawerny wytoczyło się kilku pijanych bywalców. Gdy ją zauważyli podeszli do niej.
    - Hej, panienko, może panienka się do nas przyłączy? - bełkotając zapytał jeden z nich. Baratheon cofnęła się o kilka kroków dopóki nie wpadła na drugiego mężczyznę, który umieścił swe dłonie na jej wątłych ramionach. - Chyba nie masz zamiaru nam uciec, prawda? - spytał z dziwnym uśmiechem, który błądził mu po twarzy.
    - Wasze towarzystwo, drodzy panowie, mnie nie interesuje - odezwała się po krótkiej chwili drżącym głosem. Niestety nie widziała jakiegokolwiek wyjścia z tej sytuacji.

    Morya Baratheon

    OdpowiedzUsuń
  28. Bała się zejść na dół. Nie chciała widzieć matki, ani żadnego z Lannisterów. Bała się ich. Wiedział co część z tych zaproszonych jest w stanie zrobić po pijaku. Na ucztach zachowywali się jak banda dzikusów. Gwałty, bójki... Takie rzeczy tylko z Lannisterami. Był tylko jeden mężczyzna tego rodu, który jej do siebie nie zraził. mało tego. Nie dalej niż dwa lata temu zawładną jej sercem. Jednak słuchając swojego rodzeństwa zepsuła wszystko i owy Lanniter wyjechał myśląc że nigdy go nie chciała. Dobrze pamiętała jak wtedy płakała i dobrze wiedziała że jej siostra pragnąć naprawić ich relacje zaprosiła go. Bała się. Tak bardzo się bała.
    Maya pomogła jej się ubrać w wybraną przez matkę suknię. Kochana Maya... Wybłagała matkę żeby nie była aż tako zdobna. Owszem była zrobiona z krwisto-czerwonego jedwabiu i ozdobiona złotymi ornamentami przypominającymi smoczy ogień, ale biała suknia którą miała na sobie jej młodsza siostra była o wiele bardziej ozdobna i rzucając się w oczy. Areya od zawsze wolała by ludzie zwracali uwagę na jej charakter i inteligencję zamiast na urodę, choć gdy ktoś i na nią zwrócił uwagę było jej oczywiście miło. Zdarzało się to dość często gdyż Areya nie należała do brzydkich dziewcząt, a na dodatek była księżniczką, więc w oczach większości mężczyzn urody dodawała jej jeszcze władza i kwestia pieniężna. Jednak wielu mężczyzn wycofywało się w cień słysząc jej szczere, pozbawione obłudy rozmowy oraz zadziorność. Chcieli oni potulnych, dość głupiutkich żon, które wielbiłyby ich. Arey czasem było przykro z tego powodu, ale przypominała sobie wówczas słowa ojca "Jeśli chcą żon potulnych to znaczy że sami nie umieją rządzić. Jeśli nie podoba im się twoja zadziorność to znaczy że są tchórzami, a jeśli nie potrafią dostrzec twojej urody i uroku to znaczy że są ślepcami. Wiem że tak cudownej dziewczynie trudno będzie znaleźć tak samo cudownego męża, który będzie twoim uzupełnieniem, a ty jego, ale wieżę że warto poczekać na najlepsze zamiast brać byle co.". Ona też w to wierzyła. Szkoda tylko że matka nie.
    Wzięła głęboki oddech i zeszła razem z resztą rodzeństwa. Poznała się z narzeczonym swojej siostry i przywitała z kilkoma osobami, których nie chciałaby tu widzieć.
    Po chwili rozmowy nieco przycichły. Areya stanęła na palcach żeby dostrzec na co wszyscy się tak patrzą i na jej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech.
    Do sali wszedł Drogo. Ubrany jak na Dothraka przystało.
    Śmiać jej się chciało widząc zawstydzone panny odwracające wzrok, zgorszone damy i zdziwionych lordów.
    Drogo nie podszedł do nikogo. Podszedł tylko do niej całkowicie ignorując wszystkie zasady. Wszyscy się na nich patrzyli, matka była wściekła, a Areya mimo to nie mogła przestać się uśmiechać.
    - Pani, wyglądasz dziś pięknie. - Powiedział po dothradzku, ujmując dłoń dziewczyny i delikatnie ją całując.
    Teraz jej tak rzadko widziany przy damach i lordach uśmiech tylko się pogłębił, a jej policzki przybrały barwę jej sukni.
    - Dziękuje. Tobie także niczego nie brakuje, Panie. No może poza koszulą - zażartowała wciąż trzymając się dothrackiego języka, którego nie rozumiał nikt poza jej młodszą siostrą. - Myślę że damy poczuły się nie co zgorszone. U nas jak pewnie zauważyłeś mężczyźni są całkiem ubrani - objaśniła mężczyźnie. - Ale to nic nie szkodzi. Je raczej ciężko czymś zszokować, a ty Panie tego dokonałeś. - dodała wciąż nie zważając na zerkających na nich ludzi.

    Areya

    OdpowiedzUsuń
  29. W wieczór taki jak ten nie rozumiała ludzi i w tym wypadku także siebie sprzed paru godzin. Nie bała się już Drogo. Wcale, a wcale i nie rozumiała jak mogła bać się go wcześniej. Mimo tego że był od niej co najmniej o głowę wyższy i potężnie zbudowany zdawał się być o wiele lepiej wychowany i kulturalny niż większość patrzących na niego krzywo mężczyzn. Wydawało jej się, że Drogo nie mógłby jej zrobić krzywdy. Czuła się spokojna. Nie bała się niczego, ani nikogo, chociaż dość często mężczyźni ją przerażali swoją agresywnością i impulsywnością. Szczególnie po alkoholu.
    - Niestety nie wiem zbyt wiele o Dothrakach. W żadnych księgach tego niema, a i niewielu naszym marynarzom udało się do was zbliżyć na tyle żeby opowiedzieć o waszych zwyczajach, ale tego że ubieracie się w taki sposób zdążyłam się domyślić - powiedziała Areya.
    - Areyo - usłyszała surowy głos matki, która przerwała jej bardziej interesującą dla niej konwersację niż z którymkolwiek z lordów, czy którąkolwiek damą. Rozmowę pozbawioną obłudy i niedopowiedzeń. Polubiła rozmowy z Drogo. Były takie inne. Szczere. Niczego nie musiała udawać, nie musiała kłamać, prawić pustych komplementów, no i uśmiechała się, a to nie był częsty widok patrząc na jej smutną przeszłość.
    - Chyba muszę cię przeprosić, Panie - powiedziała ze smutkiem przechodząc na język powszechny. Dygnęła elegancko po czym oddaliła się w stronę matki, która posadziła ją tuż obok sióstr,jak najdalej Drogo.
    Tak jak się obawiała gdy zaczęła się uczta lordowie i siedzący obok niej sir Jon zachowywali się przykładnie, jednak potem było coraz gorzej. Zaczęli przeklinać i zachowywać się jak dzikusy.
    - Ehh Księżniczko. W sumie wziąłbym cię do łóżka... Wydajesz się taka sztywna... Taka samotna, ale podobno te wygadane są słabe w zadowalaniu mężczyzn... - powiedział jej jeden z lordów, a to była najdelikatniejsza z wypowiedzi na swój temat jaką usłyszała. Areya liczyła że matka jakoś zareaguje, ale ta była zajęta planowaniem ślubu.
    Przeprosiła wszystkich i wyszła odetchnąć świeżym powietrzem. Jednak rozległy się kroki. Nierówne, jakby ktoś się zataczał. Nie pomyliła się. To był sir Jon. Był kompletnie pijany.
    - O! Cieszę się że widzę moją przyszłą małżonkę! - zawołał śmiejąc się.
    - Sir Jonie... Proszę wieść do środka - poprosiła przerażona zdając sobie sprawę, że jest zupełnie sama z nim. Najbliżsi strażnicy są w sali, w której panowała uczta i było tak głośno że nikt by jej nie usłyszał, a ona sama stoi na balkonie bez możliwości ucieczki.
    - Matka jeszcze nie poinformowała? Będziesz moja... Będziesz moja, bo nikt nie chce tak upartej... tak upartej i zarozumiałej... Czemu jesteś taka uparta? - bełkotał ledwo zrozumiale. Śmierdziało od niego alkoholem coraz bardziej w miarę tego jak się zbliżał.
    Napierał na nią tak że bała się że za chwilę oboje wypadną przez balkon.
    - moja i tylko moja... - powtarzał wpijając jej się w usta, chwytając za piersi, próbując zdjąć z niej suknię, a ona krzyczała. Krzyczała i płakała. Nikt jej nie słyszał. Próbowała się wyrywać, jednak nie miała wystarczająco sił żeby uwolnić się z żelaznego uścisku potężnego rycerza. Była przerażona. Przerażona i bezbronna.

    Areya

    OdpowiedzUsuń
  30. Ojciec powtarzał jej by nigdy nie ufała Targaryenom, by nie dała się zwieść urokowi jaki wokół siebie roztaczali, by nie nabrała się na wymuszone uśmiechy i wyuczone grzeczności. Przypominał również by niewielki sztylet ukryty obecnie pod materiałem szaty zawsze miała przy sobie. To on nauczył ją nim władać i sprawiać, że jedno cięcie będzie również i ostatnim, pokazał wszelkie słabości ludzkiego ciała. W Królewskiej Przystani wiecznie była "na baczność", gotowa obronić się gdy zajdzie taka okazja. Działo się tak szczególnie na tego rodzaju ucztach, gdzie czuła się osaczona niczym zwierze w klatce, gdzie zmagała się ze spojrzeniami rzucanymi jej przez mężczyzn pełnych lubieżnych myśli, od których nie trudno było przejść do czynów. O dziwo to właśnie w towarzystwie obcego sobie mężczyzny, Dothraka poczuła się na tyle bezpiecznie by nie chwytać się niemalże rozpaczliwie ostrza umieszczonego pod cienką, intensywnie czerwoną warstwą ubrania, które okrywało jej ciało. Może dlatego, że i on był tutaj tak samo obcy jak ona? Idealnie nie dopasowani do tego miejsca, wśród ludzi, którzy nigdy nie byli ich w stanie zrozumieć i przede wszystkim tego nie chcieli.
    Upija łyk wina, nieśpiesznie mierzy wzrokiem ludzi tutaj zebranych, którzy teraz z wyraźnym zaciekawieniu się im przypatrują, jakby zobaczyli jakiś jakże ciekawy egzotyczny gatunek dzikiego, niezdolnego do okiełznania zwierzęcia. Jednocześnie stara się nie ignorować mężczyznę, do którego przecież sama postanowiła zagadać, choć to nigdy nie należało w jej naturze. W jakimś stopniu ją fascynował, był tak bardzo inny od tego wszystkiego co znała. Nie była przerażona jego wyglądem, czy chłodem jaki od niego bił. W dziwaczny sposób widziała w nim samą siebie, bo podobnie jak on utraciła swoją wolność i nie była w stanie tego zmienić.
    - Są po prostu wolne, nie skrępowane niczym, nawet ubraniem - odpowiada cicho choć nie wątpi w to, że ją usłyszy. Na jego słowa dotyczące niej samej uśmiecha się delikatnie, choć spogląda przy tym również i na swoją szatę, dostosowaną w nieco większym stopniu niż wszystkie jej pozostałe ubrania do panującej tu mody, choć wyróżniającą się soczystym kolorem. Prawdopodobnie nigdy nie miała na sobie tyle materiału co teraz, gdy próbowała po prostu dopasować się do panujących tutaj zwyczajów. Jednocześnie miała wrażenie, że odsłania znacznie więcej niż kobiety stąd czynią to przed własnymi mężami.
    - Dziękuję, choć nie jestem pewna czy nie mówisz tego tylko dlatego, że tak wypada, a każdy nasz ruch jest obserwowany uważnie niczym turniej rycerski i pojedynek między dwoma, równymi sobie rycerzami - odparła zerkając w stronę gdzie siedziała rodzina wokół, której toczył się cały ten cyrk. I w tym samym momencie pojawił się przed nią wyraźnie pijany mężczyzna, jeden z tych, którego nazwiska nie była w stanie zapamiętać. Uśmiechnął się ukazując braki w swym uzębieniu i nim zaczął mówić dopił do końca zawartość swego kielicha, omal nie wylewając jej na siebie
    - Pani...Jeśli chcesz poczuć w sobie mężczyznę to wybierz kogoś bardziej cywilizowanego niż takiego dzikusa jak on - wymruczał chuchając jej w twarz oparami alkoholu, który spożył. Maena nawet nie drgnęła, choć po kilku sekundach uśmiechnęła się nader szeroko
    - Panie, jeszcze kilka minut temu nazwałeś mnie dziwką z Dorne i dodałeś, że wolałbyś wydać cały swój majątek na kurwę z burdelu niż choćby kijem dotknąć kobietę, którą wychowała pustynia. Czyżbym nagle teraz zaczęła zasługiwać na cywilizowanego mężczyznę, który odwagi dodaje sobie za pomocą wina? - przechyliła lekko głowę obserwując go by następnie powrócić wzrokiem w stronę Dothraka - Zechciałbyś mnie oprowadzić? Wciąż się tu gubię - oznajmia spokojnie zapominając o owym mężczyźnie, który mruczy coś teraz pod nosem zapewne szukając jakiejś godnej uwagi odpowiedzi. Maena ma cichą nadzieje, że Drogo uzna jej prośbę za sposobność wyrwania się stąd i jeśli będzie chciał również rozejścia się w przeciwne strony pozostawiając po sobie innym jedynie złudzenie.

    Maena

    OdpowiedzUsuń
  31. Liadaness delikatnie uniosła brwi, gdy się podniósł. Był niezwykle imponującej postury - mięśnie widzocznie odznaczały się na całym ciele. Jakby sam fakt, że był wysoki, nie wystarczał!
    - Jestem tu by... - umilkła na chwilę, by znaleźć w dothrackim języku odpowiednie słowa. - by pomóc ci się przystosować. Tak, to chyba będzie najlepsze słowo.
    Czuła na sobie spojrzenie zdezorientowanych strażników, którzy nie mieli pojęcia, o czym księżniczka rozmawia z tym dzikusem. Liadaness odwróciła się twarzą do nich.
    - Możecie odejść - powiedziała łagodnie aczkolwiek stanowczo, z wyczekiwaniem wpatrując się w gwardzistów. Żaden jednak nie ruszył się z miejsca, wszyscy wpatrywali się w księżniczkę intensywnie.
    - To rozkaz -dodała chłodno, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Zaraz pokłonili jej się nisko i posłusznie opuścili pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.
    Liadaness spojrzała na Droga z uśmiechem. Miała nadzieję, że odesłanie strażników odbierze jako akt zaufania ze strony młodej Targaryenki. Liadan współczuła mu i chciała, by na dworze czuł się jak najlepiej. Nie wiedziała, jak to jest - znaleźć się nagle z tak daleko od domu i rodziny, w miejscu całkowicie obcym, gdzie panuje inna kultura, wyznaje się wiarę w innych bogów, a ludzie nawet posługują się innym i nieznanym językiem. Zastanawiało ją, co tak naprawdę czuje Drogo, gdy całymi dniami siedzi pod nadzorem strażników.
    Nie wiedziała, jak się zachować. Czekała na jego ruch, mając nadziję, że odesłanie strażników było dobrym pomysłem, a dothrak jej nie skrzywdzi, korzystając z nadarzającej się okazji.
    Postanowiła mu zaufać.

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  32. Cassanadra niezwykle polubiła to miejsce. Ludzie w Królewskiej Przystani różnili się od siebie wszystkim - wyglądem, pochodzeniem, nazwiskiem, wiarą - a jednocześnie byli tacy podobni. Każdy jak sęp wyszukiwał kolejnych ofiar, by mieć dobre tematy do plotek. W stolicy być anonimowym stanowiło największebjak i najmniejsze wyzwanie - wszystko zależało od twojego szczęścia, bo jeśli choć raz znalazłeś się na ustach miejscowych plotkarzy, na długo zostaniesz tematem do rozmów.
    Panna Karstark była jednym z tych szczęściarzy, którym udało się pozostać niezauważonymi dla większości kieszkańców stolicy. Stanowiło to spore ułatwienie życia - Cassie mogła do woli flirtować z przystojnymi rycerzami czy bawić się łukiem bez obawy, że jej rodzina lub - co gorsza! - narzeczony dowiedzą się o tychże faktach. Korzystała z życia, odkładając ślub w nieskończoność. Wciąż uważała się za zbyt młodą, by się ustatkować. Miała ledwie piętnaście lat, chciała siębjeszcze pobawić nim utkie z mężem w jednym łożu.
    Targaryenowie wyprawiali ucztę, ale Cassie nawet nie dociekała z jakiej okazji. Została zaproszona i zamierzała wykorzystać tę okazję i poznać jakiegoś przystojnego gwardzistę, który będzie na tyle naiwny, by zasypać ją prezentami i później leczyć złamane serce. Cud, że jeszcze nie chodziły plotki o rudowłosej uwodzicielce!
    Uczta była niezwykle wystawna, Targaryeowie bardzo się postarli, by dobrego jadła i wina starczyło dla każdego. Ana tymczasem rozglądała się po komnacie z uwagą, szukając kogoś godnego uwagi i gniotąc w dłoniach ciemnozielony materiał sukni. Nagle w tłumie obcych jej ludzi dostrzegła postawnego mężczyznę w dziwnym,zagranicznym stroju. Nie miał na sobie żadnej koszuli i Cassie idealnie widziała jego imponującą muskulaturę. Na dworze była tylko jedna osoba, która wyglądem pasowała do tego mężczyzny.
    Odgarnęła z ramion rude loki i z uśmiechem na ustach ruszyła w stronę mężczyzny. Stanęła przed nim.
    - Więc to ty jesteś Drogo, tak? - spytała, nie siląc się na żadne grzeczności. Nie była damą mimo znanego nazwiska.
    W jej oczach dało się dostrzec wesołe iskierki.

    Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  33. [Nie jestem zadowolona z jakości odpisu, wybacz xd]

    Morya pisnęła cicho, a jej źrenice rozszerzyły się z przerażenia. Mężczyzna który ją trzymał puścił ją niemal natychmiast i cofnął się tak nagle, że blond dziewczę straciło równowagę. O niemal się nie wywróciła, gdyby nie rozstawiła ramion i nie zaczęła nimi machać niczym ptak. Cudem udało się jej utrzymać równowagę, a tym samym nie zaliczyć bliskiego spotkania z ziemią. Wyprostowała się i od razu wycofała się w kierunku konia. Nie patrzyła za siebie, szła zasłaniając uszy. Nie chciała widzieć, a tym bardziej słyszeć tego, co mogło się wydarzyć tuż za jej plecami. Liczyła na to, że mężczyźni po prostu uciekną i nie będą chcieli ryzykować swego życia przez tą nieprzemyślaną zaczepkę.

    Morya Baratheon

    OdpowiedzUsuń
  34. Przerażenie było jedynie eufemizmem tego co teraz czuła. Trzęsła się jak małe drzewko na wietrze. Przestraszył ją nie tylko sam czyn sir Jona, ale bardziej perspektywa tego że będzie musiała z takim człowiekiem spędzić życie, że gwałty po pijaku będą na początku dziennym, że nikt jej nie pomoże natępnym razem, że tam gdzie ją zabierze jej mąż nie będzie Drogo. Tam będzie sama wśród wszystkich tych reguł i ludzi, którzy trzymają się wyznaczonych zasad, takich, którymnie będzie umiała zaufać, ani nie będzie mogła się z nimi pośmiać. Będzie tam sama. Sama jak palec za jedynego toważysza mając tylko swojego męża, który już teraz próbował ją skrzywdzić. Wolała nie myśleć co będzie po ślubie. Bała się. Bała się przyszłości, bała się teraźniejszości, bała się wracać do przeszłości. Wszędzie w jej życiu po śmierci ojca był płacz, ból i cierpienie. Nic więcej. Nie wiele pamiętała takich chwil kiedy czuła się wolna i szczęśliwa. Właściwie to poza dzisiejszą rozmową z Drogo na uczcie nie pamiętała ich wcale.
    Mężczyzna uniósł jej podbródek tak by spojrzała w tę jego ciemne oczy pozbawione jakichkolwiek emocji.
    Czy nic jej nie było? Owszem, było. Chciała stąd uciec. Jak najszybciej. Nie chciała takiego życia. Nie umiała tak żyć.
    Chciała mu to wszystko powiedzieć. Wiedziałaby że jak nikt inny zrozumiałby to, jednak nie potrafiła tego z siebie wydusić. Rozpłakała się jedynie i przytuliła się do niego. Teraz już nie obchodziło jej to że nie wypada szczególnie zważywszy na jej pozycję w państwie, ale nie myślała o tym. nie chciała i tym teraz myśleć. Nikt od śmierci ojca jej nie przytulał, nikt nie zbliżył się do niej w żaden sposób, wszyscy utrzymywali dystans, a może to ona po prostu nikogo do siebie nie dopuszczała.

    Areya

    [Trochę chaotyczne, wybacz, ale dziś mam podły humor]

    OdpowiedzUsuń
  35. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  36. Moyra westchnęła cicho zdejmując dłonie z uszu i spojrzała na mężczyznę, który bądź co bądź uratował ją. Była niższa od niego od głowę, więc by spojrzeć w jej szare oczy musiał schylić głowę, a wręcz się zgarbić.
    -Nie, nie, panie. Nic mi nie jest - odpowiedziała po chwili i uśmiechnęła się delikatnie do niego. -Dziękuje za ratunek, panie. Mam nadzieję, że nie sprawiłam żadnych problemów - dodała po chwili ciszy, która między nimi zapadła. Blond dziewcze widocznie na chwilę zapomniało o swoim nieszczęsnym zgubieniu się i niemożności powrotu do tymczasowego domu. Była istotką drobną i zdecydowanie nie pasowała do Królewskiej Przystani.

    Morya Baratheon

    OdpowiedzUsuń
  37. Słysząc pytanie Droga, parsknęła śmiechem. Kilki strażników spojrzało na nią jakby była niespełna zmysłów wariatką. Pytanie było jasne i proste, a ona się śmiała. Jak głupi do sera. Cassie mogła się założyć, że niedługo usłyszy o chorej psychicznie rudej Karstarkównie. Wtedy na pewno będzie zmuszona wrócić do domu.
    Sięgnęła po kawałek winogrona, które niósł na tacy jakiś służący. Chłopak drżał na sam widok dothraka i szybko umknął, gdy tylko obsłużył Cassandrę.
    - Taka sama ze mnie lady, jak i z ciebie lord - powiedziała szczerze, spoglądając na niego figlarnie. - Cassandra. Albo Ana. Jak wolisz - wzruszyła ramionami.
    - Ale Cassandra to raczej długie i niewygodne w wymowie imię.
    Przyjrzała mu się uważniej. Z bliska wyglądał jeszcze bardziej imponująco. Cassie miała wrażenie, że widzi każdy nawet najdrobniejszy szczegół jego ciała, a w istocie było na co patrzeć. Ogromne i napięte mięśnie, długie i czarne jak noc włosy... według kryteriów Any Drogo zaliczał się już do tych przystojnych. Przede wszystkim jenak zwróciła uwagę na jego strój.
    - Chyba jeszcze nie zaznajomiłeś się z tutejszą kulturą, prawda? - spytała, spoglądając na niego znacząco. - Wiesz, gdybym nie chciała zwracać na siebie uwagi raczej okutałabym się od stóp do głów zamiast paradować bez koszuli... chociaż na pewno wyglądałoby to imponująco - mrugnęła do niego porozumiewawczo. Taaak, gdyby niz tego ni z owego pojawiła się na ulicy w połowie naga, mogła liczyć na wieczną sławę w Królewskiej Przystani.
    - Mam nadzieję, że się nie narzucam? - spytała wesoło, uśmiechając się niewinnie.

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  38. [Uwielbiam Drogo, więc wątek musi być! Masz może jakiś pomysł? Jak nie, to ja będę nad czymś myśleć. :) A, no i dziękuję za przywitanie. :D]

    Snoween S.

    OdpowiedzUsuń
  39. Nigdy nie rozumiała po co Drogo tu był. Dothrakowie byli koczowniczym ludem, potrafiącym jedynie najeżdżać sąsiednie narody lub walczyć między sobą. Nie uznawali handlu. Czasem zastanawiała się czym naraził się ,będący setki mil stąd, khal, że wysłał swojego syna na dwór. Teraz jednak król nie żyje, a mężczyzna wciąż przebywa razem z nimi jak pośród braci.
    Skrzywiła się, słysząc twardy akcent. Niewiele potrafił powiedzieć w języku wspólnym a i tak ledwo dało się go zrozumieć. Jego wygląd też pozostawiał wiele do życzenia. Gdyby go ubrać w normalne stroje, byłby nawet przystojny.. pomyślała Lae, lecz szybko otrząsnęła się z tej wizji. Nawet o tym nie myśl, on zabiłby cię gdyby tylko miał okazję.. O taaak, dużo naczytała się o jego ludzie w książkach maestra. Wystarczająco, by przyczepić mu etykietkę niebezpiecznego dzikusa.
    Młody khalakkanigdy nie był posłuszny, robił zawsze to co chciał i jak chciał. Nieokiełznany, jak dziki koń, którego czcił. Jego oręż różnił się od broni Westeros. Ostrze w kształcie półksiężyca stanowiło wspaniałą broń do walki z konia, lecz nie było w stanie przebić pancerza, co stanowiło go bezużytecznym w tych stronach.
    Bardzo chciała mu coś powiedzieć, jednak nie była pewna czy ją zrozumie. Brak kontaktu z tym mężczyzną tylko zwiększył niechęć młodej księżniczki. Mimo to, spróbowała.
    -Zawsze musisz robić wszystko po swojemu? - mruknęła, rzucając mu pogardliwe spojrzenie.

    Laenerys

    OdpowiedzUsuń
  40. Słuchała jego słów i rozumiała o czym mówi. Rozumiała że ma racje. Wielu mężczyzn z Westeros mimo iż uważało się za o wile lepszych od Dothraków, jednak byli kulturalni i dystyngowani tylko gdy słońce było nad horyzontem. Gdy tylko zachodziło gwałcili, rabowali, mordowali udawali się do burdeli żeby zapłacić jakiejś biednej dziewczynie, która nie ma żadnego wyboru by zdradzić swoją żonę. Gdy zachodziło słońce zapominali o wartościach o których tyle mówili za dnia. Jakby myśleli że po ciemku nikt nie zauważy ich twarzy, że po ciemku bogowie nie będą widzieć uch występków. Właśnie dlatego Areya wręcz gardziła nadętymi Lordami prawiącymi jej fałszywe komplementy. Nie chciała nigdy być częścią ich świata. Nie prosiła o to. Ona jak to zwykle bywało stanęła przed faktem dokonanym. Kiedy jeszcze żył ojciec miała jakiś powód żeby jakoś to wszystko znosić, a teraz..? Była tu niemal sama. Jej siostry były tak inne od niej. One umiały kłamać w oczy, prawić puste komplementy i śmieć się z całkowicie nieśmiesznych żartów, a ona? Ona na dzisiejszym przyjęciu, gdy Lady Lannister zapytała ją co sądzi o jej sukience powiedziała, że wygląda jakby chciała za wszelką cenę pokazać jak bogata jest. Matka kopnęła ją wtedy pod stołem, a brat ser Bryndena parskną śmiechem. "Areya złotousta" - tak żartobliwie mówili o niej trubadurzy. Zawsze [powiedziała coś nie tak, więc czasem wolała się nie odzywać. I tak i tam mówili o niej że jest nieokrzesana, kiedy Areya naprawdę się starała, ale kiedy ta nadęta.... kobieta... zapytała ją co myśli o jej sukience to powiedziała jej, a matka powinna się cieszyć że nie dodała jeszcze, że suknia ta wygląda jakby jakiś kot najadł się złota i się na nią zrzygał, bo to było idealne porównanie. Areya nie rozumiała na co liczyła? Na obłudne komplementy. Na pewno nie u niej.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Areya gardziła obłudą. Jednak było coś czego nienawidziła bardziej niż obłudy. Było to przelewanie krwi. Nienawidziła ser Jona szczególnie po tym co zrobił, a dokładniej tym co zrobiłby gdyby nie Drogo, jednak nie pragnęła jego śmierci. Nie pragnęła niczyjej śmierci. Nawet swojego brata którego nienawidziła. Poza tym wiedziała, że jeśli Drogo zrobi krzywdę Dowódcy Gwardii Królewskiej jej Pani Matka uzna to za zniewagę i skarze Drogo na chłostę, a jeśli jego ojciec się o tym dowie rozpocznie się wojna i to wszystko będzie jej wina.
      Zatrzymała wiec obiema rękami Drogo zamachującego się swoim orężem, którego Areya nawet nie umiała nazwać.
      - Nie! - zawołała pospiesznie w języku Dothraków. Spojrzał na nią. Nie miała pojęcia co siedzi mu w głowie. Nie miała skąd tego poznać, zawsze patrzyła na nią tak samo.
      - On jest niemal całkiem bezbronny. Tak, postąpił źle, ale on jest pijany, jest niemal całkiem bezbronny. Uwłaszczy to twojemu honorowi jeśli mu zrobisz krzywdę - powiedziała w jego języku patrząc na niego błagalnie. Łzy wciąż błyszczały w jej liliowych czach.
      Drogo znów przeniósł chłodne spojrzenie na leżącego na posadzce ser Jona. Przystawił mu ostrze do gardła.
      - Proszę... - wyszeptała jeszcze łamiącym się głosem. Wydawało jej się że dostrzegła na jego twarzy zwątpienie.
      Jednak nie było jej dane dowiedzieć się co zrobi, bo wtedy na korytarzu pojawili się rycerze Gwardii Królewskiej, siostry wraz z bratem Arey, kilkoro Lannisterów i nawet sama królowa. Niestety zastali ich właśnie tak... Zapłakaną Areyę w potarganej częściowo sukni uczepionej jak ostatniej deski ratunku ramienia Dothraka, który trzymał otrze swojego orężna tuż przy szyi na wpół leżącego i na wpół przytomnego ser Jona. Wiedziała jak to wygląda. Spojrzała błagalnym wzrokiem na matkę i siostry. Matka była wprost wściekła, siostry zbierały właśnie szczęki z posadzki, a jej brat chichotał pod nosem.
      - A nie mówiłam ci, moja słodka Iraving... - odezwała się Lady Lannister patrząc na młodą księżniczkę z pogardą.
      - Ale matko, to... - wydusiła z siebie Areya jednak nikt jej nie słuchał, a już na pewno nie matka. Machnęła jedynie dłonią odwracając głowę.
      - Proszę, nie każcie mi na to dłużej patrzeć - powiedziała z niesmakiem. - Zabierzcie mi tego dzikusa do lochów, a moją... córkę do jej komnat i nie wypuszczać mi jej stad aż jej nie wezwę. Bogowie... Pokarali mnie chyba za nadmiar szczęścia. Cudowny syn, dwie śliczne i inteligentne córki i... to - powiedziała wskazując na Areyę.
      - Ale matko! Wysłuchaj mnie chociaż... Bo Drogo... - próbowała się tłumaczyć dziewczyna, jednak jeden z rycerzy podszedł do niej i złapał ją pod ramię odczepiając od ramienia Drogo.
      - Księżniczko, proszę... - powiedział spokojnym, smutnym głosem ser Barristian. Jak widać nie uśmiechało mu się pojmowanie Arey jak jakiegoś więźnia.
      - Milcz teraz. Jutro będziesz mi się tłumaczyć, moja panno - powiedziała zimnym jak lód tonem Królowa. - Zabrać mi sprzed oczu to coś... i opatrzyć ser Jona - dodała wskazując na Drogo.
      Więcej nie widziała, bo ser Barristian jak widać przypuszczając co się stanie wyprowadził ją czym prędzej z tej części zamku. Zdążyła tylko usłyszeć szczęk żelaza, a potem gdy była już w swoich komnatach przez okno widziała jak rycerze prowadzą Drogo do lochów. Czuła się winna. Czuła że to tylko i wyłącznie jej wina, że Drogo będzie miał kłopoty.

      Areya

      [Uhh... Ale się rozpisałam... xd]

      Usuń
  41. [Snow zalicza się do osób, które ciekawią tacy ludzie jak Drogo. Sądzę, że mogłaby mu się przypatrywać już od jakiegoś czasu, ale nie miała odwagi żeby szepnąć do niego chociażby słowo. Nie jest strachliwa, no ale jednak. On mógłby jej nie zauważać, bądź wręcz przeciwnie - mógłby mieć dosyć jej natrętnego wzroku.
    A co do samego spotkania to kurcze niestety nie mam żadnego pomysłu. :C ]

    Snoween S.

    OdpowiedzUsuń
  42. Usiadła we wskazanym przez niego fotelu.
    - Przede wszystkim jestem tu, by nauczyć cię języka powszechnego, panie - powiedziała zgodnie z prawdą. Uważała, że jeśli Drogo ma tu żyć i poślubić jedną z tutejszych kobiet, musi znać język powszechny na tyle, by móc się dogadać z kimkolwiek. Zastanawiało ją tylko czy jej pani matka, najjaśniejsza królowa regentka raczyła poinformować ich "gościa" o swoich planach.
    - Oczywiście chciałabym ci trochę przybliżyć naszą kulturę i religie, panie - dodała po chwili. Miała zamiar nauczyć go też odpowiedniego zachowania na dworze, ale obawiała się, że do tego Dothrak może nie być taki chętny. Co innego nauka języka, którym posługują się wszyscy otaczający cię ludzie.
    Czekała na jakąś odpowiedź Droga, jakąś reakcję czy znak, że ona i jej rady są tu mile widziane. Nie zamierzała robić nic, na co Drogo by się nie zgodził; bała się go trochę i nie chciała mu narazić.

    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  43. Cassandra uśmiechnęła się delikatnie. Nie dziwiła się, że dothrak pragnie wrócić za Wąskie Morze - gdyby jakimś cudem znalazła się na jego miejscu, pragnęłaby tego samego. Jakby tego było mało, nawet ją - urodzoną w Siedmiu Królestwach i wychowywaną na damę - to miejsce odrzucało. Towarzystwo grzecznych dam nigdy nie było szczytem jej marzeń.
    - Jedynym powodem tej rozmowy jest zwykła ciekawość i chęć znalezienia ciekawego towarzysza do rozmów - odparła swobodnie. Gdyby jej matka tu była, na pewno zlinczowałaby ją za tak niekulturalne zachowanie w stosunku do gościa dworu królewskiego, ale póki co nie musiała się tym martwić i mogła cieszyć się wolnością i swobodą.
    - Wasza kultura trochę różni się od naszej, prawda? - Rozejrzała się po sali. Niektóre z dam spoglądały na Droga nieprzychylnie, zapewne w myślach komentując jego jakże niestosowny strój. Anę zastanawiało, pod którym z tych spojrzeń kryje się zachwyt, a które są jak najbardziej szczere. Żyjąc na dworze, trzeba było bezustannie kłamać, dlatego Cassie nie zdziwiłaby się, gdyby połowa damskiej części sali po cichu wzdychała do dothraka.
    - Masz jakieś rodzeństwo? - spytała nagle, przypominając sobie twarze Farendyna i Lorianny. Za tym pierwszym tęskniła, tej drugiej mogłaby na oczy nie widzieć jeszcze przez długi czas. Chciała wiedzieć czy Drogo też ma kogoś takiego tam, za Wąskim Morzem.

    Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  44. Przybiega do ciebie maester, wyraźnie zdyszany i zaniepokojony. Najwyraźniej jesteś pierwszą osobą, którą napotkał na drodze. Jego łańcuch podzwania cicho, jakby zapowiadając przyszłe nieszczęście.
    – Kruk… Z Casterly Rock, mój panie – dyszy ciężko i wciska ci do ręki zwitek pergaminu. Bez słowa wyrywasz mu go z ręki, niesiony ciekawością i pewną dozą irytacji wobec bezpośredniości starego człowieka. Rozwijasz karteczkę i czytasz. Twoje brwi unoszą się ku górze.

    Wraz ze wschodem dnia dzisiejszego odszedł do łaski Siedmiu lord Casterly Rock, Nemner Lannister. Czuwanie w sepcie oraz ceremonia pogrzebu, mające uczcić Namiestnika Zachodu, odbędzie się…

    Poniżej zapisano datę, ale i tak już wiesz, że przeniesiesz góry, aby pojawić się w samym centrum tego przedstawienia. Już w myślach szykujesz najświetniejsze szaty. Otrząsasz się. Liczysz na wielką pompę i mnóstwo ludzi.

    Wątek Grupowy

    OdpowiedzUsuń
  45. [Wróciłaaam! Cieszysz się? :) Tak po naszej rozmowie na czacie zastanawiałam się i może wplątanie Arey w romans z Drogo to by nie był zły pomysł. Co prawda to by był raczej jeden z baaaardzo wolno rozwijających się wątków, ale co tam... Mnie się nie spieszy. Lubie z tb pisać.]

    Przez trzy dni matka nie wypuszczała jej z pokoju. Milczące służące, których Areya nie znała przynosiły jej jedynie posiłki. Stawiały tacę na stole i ze wzrokiem wbitym w podłogę wychodziły czym prędzej wychodziły bez słowa.
    Przez te trzy dni poczuła się więźniem Czerwonej Twierdzy jeszcze bardziej niż dotychczas. Widziała przez okna swoje siostry i brata jeżdżących konno, jednak ona nie mogła wsiąść na Tarę, swoja karą klacz. Znienawidziła swoje komnaty. Czuła się jak ptak w złotej klatce. Otoczony pięknem, jednak zniewolony. Jakby się tak dłużej zastanowić to od dawna się tak czuła lecz nigdy aż tak nie zdawała sobie do końca sprawy ze swojego położenia. Nie miała nic do powiedzenia. Pokazało jej to zachowanie matki. Została ukarana za to że ser Jon na nią napadł. To zdecydowanie nie było sprawiedliwe. Tak samo jak posądzanie z miejsca Drogo o wyrządzenie jej krzywdy. Nie chciała żeby to się tak skończyło, ale mimo długiego rozmyślania nad tym uznała że nie byłaby w stanie temu zapobiec. Niby mogła nie krzyczeć, ale wtedy i Drogo by jej nie usłyszał, mogła nie wychodzić z uczty, ale ser Jon mógł i tak sposób, może i nawet lepszy. Nie mogła nic zrobić. Więc dlaczego wciąż się zadręczała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W nocy do jej pokoju wmaszerowało dwóch rycerzy Gwardii Królewskiej i oznajmiło, że jej Pani Matka chce ją widzieć w sali tronowej. Natychmiast. Nie pytając ją o zgodę ze smutnymi twarzami zaprowadzili Areyę do ogromnej komnaty, którą dobrze znała, jednak nie wchodziła jeśli nie musiała. Żelazny Tron, majestatyczny i przerażający stał na swoim miejscu. Areya przez chwile miała nadzieję że ujrzy tam ojca, który uśmiechnie się lekko na jej widok. Zawsze tak było gdy wchodziła do sali tronowej, dlatego tak nie lubiła tam chodzić, bo jej nadzieje okazywały się być złudne, a na tronie widziała matkę odzianą w czarne jedwabie z wyszywanymi złotą nicią postaciami kruków, na szyi jednak miała złoty wisior z trzygłowym smokiem Targaryenów tak jak teraz. Przerażała ją wówczas najbardziej. Do tego stopnia że nie mogła wydusić z siebie słowa. W tej aranżacji nawet Areya Złotousta nie mogła przy niej wydusić z siebie słowa. Dopiero po chwili dostrzegła, że nie są tu same. Drogo, jej niedawny wybawia stał skuty, pod czujnym okiem dwóch strażników więziennych. Natomiast ser Jon odziany w białą szatę Gwardii Królewskiej stał dumnie obok Królowej. Niedaleko niego stali jego ludzie. Nikt poza tym. Tylko Areya, jej matka, rycerze Gwardii Królewskiej na czele z ser Jonem i Drogo z dwoma strażnikami.
      - Widzę, że dobrze przemyślałaś swoje poczynania, Areyo - odezwała się spokojnym, pełnym chłodu tonem. Młoda księżniczka zdawała sobie sprawę o czym mówi jej matka. Wyglądała okropnie. Była blada jak ściana, oczy miała czerwone i zapuchnięte, a pod nimi sińce jakby ją ktoś uderzył, ręce i nogi trzęsły jej się. Brak snu, apetytu i słońca jej zdecydowanie nie sprzyjały, a ciągły płacz tylko pogarszał sprawę. przerażenie jakie czuła malowało się w jej liliowych oczach.
      - Proszę... - szepnęła cicho. Jednak matka jej nie słuchała. Nie to chciała usłyszeć.
      - Wiem o wszystkim. Ser Jon mi opowiedział jak to przyłapał cię z tym.... dzikusem. Powiedział, że gdy go tamten ujrzał chciał zabić żebym nie dowiedziała się niczego, ale ty nie chciałaś jego śmierci dlatego jest skłonny ci wybaczyć - wyjaśniła pokrótce kobieta.- Masz coś do powiedzenia ser Jonowi? - spytała Królowa.
      Areya spojrzała na mężczyznę, potem przeniosła wzrok na Drogo i znów spojrzała na ser Jona.
      - Tak - odparła podnosząc nieco wyżej podbródek. - Chciałam powiedzieć, że niezmiernie się na nim zawiodłam. Miałam go za prawego, godnego zaufania człowieka, a okazał się tylko pijakiem i gwałcicielem. Niczym innym. Powiem więcej, ser Jonie. Osobiście uważam, że nie jesteś godzien swojej białej szaty, ani ręki księżniczki. Gdy tylko wypijesz kilka kieliszków wina z miejsca zapominasz o kodeksie i sam stajesz się dzikusem. Chociaż teraz jak widzę upadłeś jeszcze niżej. Kłamiesz będąc trzeźwym. Dobrze wiesz, że próbowałeś dopuścić się gwałtu, a Drogo zachował się lepiej od ciebie próbując temu zapowiedz, jednak ty wolisz kłamać próbując namówić moją Panią Matkę, by skazała tego człowieka na śmierć. Jednak ja na to nie pozwolę - powiedziała patrząc hardo na dowódcę Gwardii Królewskiej.

      Areya

      Usuń