Sir?
Jonathan Lannister
trzydziestoletni
Kiedyś
chodzący skandal.
Kiedy
mówisz Lannister, wszyscy kojarzą ich z Lwem w złocie. Gdy dodasz
do tego Jonathan, pojawia się od razu na myśli mężczyzna, który
na swym sumieniu ma więcej romansów niż każdy inny osobnik. Sir
Jace Lannister jak zwykło się go nazywać osobą przebywającym w
Casterly Rock, to mężczyzna bardzo niestabilny, a jedynymi jego
stałymi kochankami są morze i Lonabell.
Jonathan
był doprawdy nietypowym mężczyzną, aż do pewnego dnia kiedy
poszedł porozmawiać z ojcem. To wtedy właśnie gdy wyszedł,
wydawało się iż część jego umarła. Tak jakby ktoś zniszczył
jego żądną przygód i ciał kobiet, duszę. Błyszczące nieco
szaleńczo oczy zmatowiały, krzywy uśmieszek stracił na
złośliwości.
Po
Casterly Rock szybko rozniosła się plotka, niestety prawdziwa. Drugi z synów Lorda Lannistera, kończył żywot wolnego ducha.
Zmuszony do ślubu z dziewczyną, której jeszcze na oczy nie widział
i co najgorsze ponoć dużo młodszą.
Nie
to jednak dobiło Jace'a, a wiadomość, że musi porzucić morze.
Porzucić otwarte wody gdzie czuł się najlepiej.
Gwałtowna
zmiana, nagły przewrót w życiu ukazał, że wyuczone zachowania za
młodu nie zniknęły całkowicie, zastąpione wulgarnym zachowaniem
pirata. Częste walki na miecze z bratem ukazują jak dobrym jest
wojakiem, czy też rycerzem by ładniej to brzmiało. Nie stracił na
pewności siebie ani zawziętości. Amant, kobieciarz tak najlepiej opisać stosunek Jace'a do płci pięknej. Idealny
rozmówca, osobnik zawsze panujący nad rozmową. Tajemniczy, posiada
wiele sekretów, których nie ujawnia nawet przed rodziną. Za
rodzeństwo gotów zginąć, bardzo często chroni siostry. Walcząc
ramie w ramię z bratem, są najniebezpieczniejszymi wojakami w
promieniu kilkuset mil.
_________________________
Witam, taki tam powrót bękarta :)
Kartę rozbuduję, na pewno!
Kartę rozbuduję, na pewno!
Zapraszam do wątków i powiązań!
FC: Colin O'Donoghue
[podglądałam, kocham go i choć wącić <3]
OdpowiedzUsuńMaena
[Tylu Lannisterów na raz. Patrząc na zdjęcie mówię jedno: wątek musi być!]
OdpowiedzUsuńNerina Tully
[ może by się zgubiła? Albo biorąc pod uwagę lekki ubiór wziąłby ją za panią lekkich obyczajów :D Nie wiem
OdpowiedzUsuń:<]
Maena
[Brateeek! <3]
OdpowiedzUsuńGapcio
[ a można połączyć oba :D Załoga mogłaby uznać ją za takową osobę, a on wkroczyłby w odpowiednim momencie bo jako kobieta z Dorne nie da się obrażać przez bandę marynarzy]
OdpowiedzUsuńMaena
[Chyba trzeba będzie myśleć wspólnie. Ostatnio coś kiepsko u mnie z pomysłami. Mogliby się spotkać jakoś przypadkiem, a skoro Nerina to ciekawska istota z pewnością nie zostawiłaby go w spokoju.]
OdpowiedzUsuńNerina
[Witam. Tak czytam kartę i stwierdzam że są z Areyą tak od siebie różni, że wątek musi być. Tylko zastanawiam się jak ich drogi połączyć. Masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuńAreya Targaryen
[ ołtarzyk wystawię jak uda Ci się zacząć]
OdpowiedzUsuńMaena
[Jace wrócił! Ostatnim razem nie miałam okazji z tobą powątkować, ale teraz... :) Nie wiem czy Lannisterowie wydaliby syna za Karstarkównę, bo moja lady poszukuje narzeczonego. Bo Targaryenowie na powno nie, czyli ślub z księżniczką odpada, niestety :(. Tak czy inaczej zapaszam do obu pań, razem coś na pewno wymyślimy.]
OdpowiedzUsuńCassandra Karstark i Liadaness Targaryen
[ Braciszku kochany Ty mój! <3 Zasłoniona siostrzyczka, która wybaczyła, mimo wszystko, przybywa po wątek. ]
OdpowiedzUsuńMaliseei Lannister
[To świetny pomysł. Mogłaby być w Królewskiej Przystani w odwiedziny u ojca. A jako że to panna dość wyrachowana, choć ukrywa to na każdym kroku, mogłaby zechcieć mieć Jonathana po swojej stronie. Jestem na tak, ty zaczniesz, czy ja mam się za to zabrać? ]
OdpowiedzUsuńNerina
Z dumnie uniesioną głową kroczyła uliczkami Królewskiej Przystani. Widziała w oczach innych kobiet dwa różne uczucia, które sprawiały, że na jej twarzy kwitł szeroki uśmiech. Pierwsze z nich to była zazdrość. Miała na sobie drogą suknię z granatowego materiału, który delikatnie połyskiwał w promieniach słońca. Była świadoma, że jej ojciec wydał na tę tkaninę mnóstwo pieniędzy, a w tłumie natychmiast była widoczna. We włosy wpięła kilka granatowych pąków różnych kwiatów, których woń powoli ja otaczała. Jednocześnie na tych samych twarzach widziała podziw. Tuż za nią kroczyło dwóch postawnych rycerzy. Jeden z Riverrun, który był jednym z tych, którzy towarzyszyli jej w długiej podróży, zaś drugi był wysłany przez jej ojca. Tu z dumą mogła mówić, że jest córką Namiestnika. Czuła w nozdrzach zapach morza. Wciąż czuła w duszy palące uczucie wściekłości. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej ojciec wciąż trzymał ją zamkniętą za murami Riverrun. Mimo jej gorących próśb popartych słowami jej babki i tak niedługo miała wrócić do domu. Chciwie wyciągnęła twarz ku słońcu i zatrzymała się przy porcie. Rozejrzała się zamierzając całkowicie wykorzystać swój pobyt w tej krainie. Jej wzrok natychmiast przykuła przystojna twarz.
OdpowiedzUsuń-Kto to? – zapytała rycerza, który wciąż nerwowo trzymał dłoń na mieczu.
-Sir Jonathan Lannister – mruknął z niechęcią.
Nerina uśmiechnęła się szeroko na dźwięk nazwiska. W jej głowie natychmiast rozbrzmiały słowa babki, która była miłośniczką historii. „Zobaczysz jeszcze kochana, Lannisterowie znów będą na szczycie.” Przeczesała dłonią włosy i uśmiechnęła się do rycerzy.
-Zostańcie tu, ale bądźcie w pobliżu – powiedziała zdecydowanie unosząc przy tym wysoko podbródek, tak jak nauczyła ją matka.
Nie zwracając uwagi na zdumionych rycerzy ruszyła w kierunku mężczyzny uśmiechając się delikatnie.
-Sir Lannister? – zapytała cicho. – Nie sądziłam, że lwy lubią wodę.
Nerina
[Ja bym się zgodziła, tylko troszkę ciężko by było to tak wykombinować, by jednak wzięli ślub. Chyba, że sama Liadan interweniowałaby u matki, nalegając na ślub z Jacem w ramach pogodzenia się rodów po wojnie... Ona jest raczej zdania, że ta nienawiść jest bezpodstawna, bo rodziny się nie wybiera.
OdpowiedzUsuńMożna nad tym pomyśleć i znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie takiego ślubu i... zapytać adminów o zgodę? Bo ja tam chętnie na taki wątek bym się pisała...
A jeśli nie ślub, to może turniej? I Liadan wpatrująca się w Jace'a z uwielbieniem? xD]
Liadaness
[Tak właściwie to mam już pomysł. Jonathan żeni się z siostrzyczką Arey, a ona jest niezwykle ciekawa świata. Mogłaby go zagadnąć na turnieju o podróże o inne krainy. Myślę że raczej by się nie polubili, ale może z czasem...]
OdpowiedzUsuńAreya Targaryen
[Obawiam się, że Liadan wpatruje się z uwielbieniem w każdego zdolnego rycerza, pełna podziwu dla ich umijętności i zafascynowana walką. Taka z niej księżniczka :D A administracji warto się spytać (chociaż mejl już chyba poszedł, tak na shoutboxie mi się w oczy rzuciło :). Także Jace nie byłby jedynym podziwianym przez Liadan.]
OdpowiedzUsuń[ Bardzo chętnie! Zacznę w najbliższym czasie, najprawdopodobniej jutro czy coś. ]
OdpowiedzUsuńMaliseei Lannister
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Witaj,
OdpowiedzUsuńwątek miałyśmy, ale jaki - tego nie pamiętam.
Co do Waszego pomysłu nie mam zastrzeżeń poza tym jednym, że mało która księżniczka wyszłaby za bękarta (nawet tego uznanego), wiadomo było, że Jon Snow jest synem Neda i nikt tego nie negował, ale nadal był traktowany po macoszemu przez wszystkich. To jednak Wasze postaci i ja nie mogę w nie ingerować dopóki nie wyrastają im skrzydła czy dodatkowe ręce, więc decyzję pozostawiam w Waszej gestii :)
Owszem, mam Deborah. ]
[Okej. W takim razie wieczorkiem zacznę..]
OdpowiedzUsuń[Myślę że królowa mogłaby wydać córkę za Lannistera, bo stwierdziłaby, że potrzebny jej pokój z nimi gdyż władają oni ogromnym majątkiem. Poza tym wojna z nimi nie wyszłaby jej, ani jej synowi na dobre. Myślę że taki wyjaśnienie może być.]
OdpowiedzUsuńAreya Targaryen
Uśmiechnęła się szeroko. Domyśliła się, że dla człowieka, który większość życia spędza na morzu będzie anonimowa. Oczywiście słyszała opinie o bękarcie Lannisterów te pochlebne i te gorsze. Oczyma wyobraźni widziała wściekłego ojca, który pewnie i tak niedługo dowie się o tej znajomości. Plotki roznoszą się szybko po całym Westeros, a co dopiero, jeśli nie będą musiały opuszczać Królewskiej Przystani. Doskonale wiedziała, że babka wstawi się za nią, gdy rodzice będą jej suszyć głowę za rzekomą nieodpowiedzialność. Co z tego skoro i tak miała wysłuchiwać długiej rozmowy na temat tego, jaka jest młoda i głupiutka, oraz jak bardzo potrzebuje w tej chwili męża, który poprowadzi ją przez życie. Tak naprawdę jej ojciec chciał kuć żelazo póki gorące. Może czuł w kościach, że już niedługo pożyje, a tytuł Namiestnika wprowadził do Riverrun prestiż, jakiego dawno tam nie było. Ponownie skupiła wzrok na stojącym przed nim mężczyźnie. Szukała w tej twarzy tych okropności, których o nim słyszała. Widziała jedynie zmarszczone czoło, rozwiane włosy i lekki zarost. Nie widziała kobiety uwieszonej na jego szyi, ani nie usłyszała żadnego nieodpowiedniego słowa.
OdpowiedzUsuń-Nerina Tully – uśmiechnęła się szeroko i poczuła, jak mocny wiatr pcha ją w stronę morza. – Wyjątek wśród lwów?
Zachichotała i odgarnęła zagubione kosmyki z twarzy.
-Nie wątpię, że nim jesteś sir – zerknęła na stojący za nim statek. – „Lonabell”? Domyślam się, że nie bez powodu nazwałeś tak swój statek sir Jonnathanie Lannister.
Nerina
[Skoro jest zgoda administracji, to mamy wątek! Mam też z tym turniejem inny pomysł - spotkaliby się po raz pierwszy, a turniej zostałby zorganizowany, aby uczcić zaręczyny. A przynajmniej byłoby to ich pierwsze spotkanie jako przyszły mąż i żona, wcześniej mogli się zetknąć tak całkiem przypadkiem :)]
OdpowiedzUsuńLiadaness
OdpowiedzUsuńDziewczyna zauważyła jakiś niezrozumiany błysk w oku, ranę. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym okręciła się wokół własnej osi. Efekt był taki, że jej suknia zawirowała wokół niej błyszcząc delikatnie, a zapach kwiatów wymieszał się z morską bryzą.
-Szukam tutaj czegoś ciekawego – uśmiechnęła się do siebie. – Ani mój ojciec, ani brat nie mieli ochoty na jakąkolwiek przechadzkę, więc zostałam z tym problemem całkiem sama.
Spojrzała w stronę rycerzy, którzy nie odezwali się do siebie słowem, ani razu nim odeszła. Cały czas trzymali dłonie na rękojeści swoich mieczy i patrzyli groźnie to na samego Lannistera, to na resztę otoczenia. Zdziwiona rozejrzała się dookoła. Praktycznie nikt nie zwracał na niej uwagi. Ludzie byli pochłonięci swoimi zajęciami, niż oglądaniem kobiety, którą po raz pierwszy widzieli na oczy. Czasem tylko zatrzymywali na niej spojrzenie.
-Jak widzisz mam kiepskich przewodników, sir Jonnathanie – westchnęła wskazując na dwóch rycerzy. – Może ty mógłbyś mnie oprowadzić? Podobno znasz tu każdy kąt.
Nerina
[Dobrze, zaczynam :)]
OdpowiedzUsuńTen poranek był szalony - od samego rana służący stawiali ogromne namioty dla rycerzy i przygotowywali arenę turniejową. Parędziesiąt służek kręciło się wokół niej, poprawiając złote pukle i wygładzając niewidzialne fałdki sukni. Ubrano ją w tysiące warstw jedwabiów w kolorze błękitnego nieba, na stopy wsadzono delikatne pantofelki. Liadaness stała w pokoju i oddychała powoli, czując, że się denerwuje. Gorset był ciasny i utrudniał oddychanie, dłonie już zaczynały jej się pocić. Oto nadszedł jej wielki dzień, a ona, mimo wielu dni przygotowań, straciła głowę.
Dziś miała poznać swojego narzeczonego, sir Jonnathana Lannistera. Skąd pomysł na ślub między tą dwójką? Lannisterowie od zawsze opływali w złoto. Tak, musieli płacić wysokie odszkodowania, ale ród Lwów niewiele na tym tracił. Królowa regentka, matka Liadaness, obawiała się, że Lannisterowie zbiorą armię i po raz kolejny spróbują przejąć Żelazny Tron, a do tego nie mogła dopuścić. Jedynym sposobem, by upewnić się, że od strony Lannisterów nie grozi już niebezpieczeństwo, było zaaranżowanie małżeństwa. Początkowo Iraving była temu przeciwna, gdyż nie chciała wydawać swoich dzieci za członków tego znienawidzonego rodu, ale po namowach najmłodszej córki zgodziła się. Liadaness nalegała na ten ślub, bo myślała, że to któraś z jej sióstr znajdzie dzięki temu bogatego męża, ale wybór padł na nią. Sama Iraving powiedziała, że Liadan jako jedyna jest w stanie udźwignąć tę odpowiedzialną pozycję. Co miała na myśli - tego już księżniczka się nie dowiedziała.
Ruszyła za jedną z służek, która miała ją zaprowadzić do obszernego holu w zamku w Królewskiej Przystani. Tam miała powitać swojego narzeczonego, następnie zaprowadzona zostanie na arenę, gdzie zajmie honorowe miejsce skąd najlepiej widać walczących rycerzy. Czy jej narzeczony miał brać udział w turnieju - tego jej nie wyjawiono. W duchu Liadaness miała nadzieję, że sir Jonnathan wystąpi w srebrnej zbroi i popisze się swoimi umiejętnościami. Jak już miała znosić towarzystwo ponad dwa razy starszego od niej mężczyzny, chciała, żeby potrafił on przynajmniej walczyć.
Stanęła przed wejściem, u boku matki. Jej serce biło nienaturalnie szybko, jakby chciało wyrwać się z piersi. Liadan oddychała głęboko. Musiała się uspokoić, zachowywać jak najprawdziwsza Targaryenka.
Wymieniła znaczące spojrzenie ze swoim bratem Reamonnem - goście nadjeżdżali.
Wrota zostały otwarte, a Liadaness powoli ruszyła w ich kierunku.
Liadan
[Wszystko okej. Mogliby się nawet polubić, chociaż to będzie trochę dziwne z racji tego że Jonathan ma się ożenić z siostra Arey za którą ta delikatnie mówiąc nie przepada. O! I na dodatek narzeczona Jonathana może być zazdrosna chociaż ze strony Arey ta znajomość jest bez żadnych podtekstów o jakich pomyśli jej siostra i to tylko zaostrzy ich konflikt. Ładnie. Jednak mam prośbę... Mogłabyś zacząć, bo właśnie odpisuję narzeczonej twojego Jona i to może chwilę zająć?]
OdpowiedzUsuńKsiężniczka Areya
Maliseei Lannister miała ochotę wybrać się na przejażdżkę. Powoli zaczęły ją nudzić jej komnaty, które zawalone były tysiącem książek. Potrzebowała świeżego powietrza, zabawy i ludzkiego towarzystwa. Problem polegał na tym, że absolutnie n i k t nie chciał wybrać się z nią na przejażdżkę. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami, zmartwieniami i pracą. Jej ostatnią deską ratunku został jej brat - Jonathan Lannister. Postanowiła, że zamęczy go tak bardzo, że nawet jak nie będzie chciał na to przystać, to i tak po jakimś czasie się zgodzi.
OdpowiedzUsuńOd małego miała opinię dziewczęcia dość irytującego, bo była ogromnie uparta i w żadnej sprawie nie dawała za wygraną. Swoimi ciągłymi pytaniami potrafiła zamęczyć niejednego maestra, którzy mimo wszystko chwalili jej ciekawość świata i mówili, że jako mężczyzna bez problemu mogłaby w przyszłości zostać jednym z nich. Najmłodsza z Lannisterów według niektórych grzeszyła zarówno urodą jak i inteligencją. Ale teraz n a p r a w d ę bardzo chciała wybrać się na przejażdżkę!
Męczyła Jace'a od paru dobrych dni. Chodziła za nim, przeszkadzała mu i cały czas do niego gadała. Wiedziała, że jej brat niedługo będzie się żenił i to jeszcze z nie byle jaką lady! Sama Liadaness Targaryen miała zostać jego żoną! Była świadoma tego, że dla jej brata jest to tragedia, ponieważ małżeństwo sprawiało, że musiał skończyć z morzem i swoim poprzednim życiem, które uwielbiał i, które sprawiało, że Jonathan ż y ł. Można by powiedzieć, że siostrze nie powinien podobać się taki styl życia brata, ale Mai przede wszystkim chodziło o jego szczęście, a on był szczęśliwy, kiedy przebywał na swoim ukochanym statku.
- Jace! Jace! - zawołała go, kiedy tylko ujrzała jego postać niedaleko portu, podbiegła do niego z delikatnym uśmiechem - To jak? Już wiesz, że nie masz innego wyjścia, jak się zgodzić?
Nie mogła powiedzieć, że zachowanie Jonathana jej nie zaskoczyło. Słyszała chodzące o nim plotki i z każdym usłuszanym słowem coraz bardziej obawiała się tego ślubu. Nie dość, że bękart, to jeszcze pirat! O rzekomych romansach sir Jonathana Liadaness dość nasłuchała się od służby. Gdyby wierzyła tym wszysrkim plotkom, nie!, gdyby były one prawdziwe, matka nie zgodziłaby się na ten ślub. Lecz niepokój Liadan wciąż był wysoki. Ileż może zmienić jeden pełen szacunku gest!
OdpowiedzUsuńPokłoniła się i przed nim, przywitała go cichym: Panie. Stała nieruchomo i wpatrywała się uważnie w stojących obok Lannistera mężczyzn. Ci podali jej narzeczonemu niewielką szkatułę, którą ten włożył Liadan w dłonie.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba. - Jego cichy szept przyprawił ją o delikatne dreszcze. Zastanawiała się czy inne dziewczyny w jej wieku też tak reagowały na bliskość drugiego człowieka.
Zerknęła na Jace'a z lekkim zdziwieniem i szybko wyjęła szkatułkę z chroniącej ją szkarłatnej tkaniny. Uchyliła wieko i jej oczom ukazał się przepiękny naszyjnik z ogromnym wisiorem w kształcie łzy. Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
- Dziękuję - powiedziała, unosząc głowę i uśmiechając się do narzeczonego. - To najpiękniejszy prezent, jaki mogłam dostać, mój panie.
Ten gest ją wzruszył - przecież ledwo poznała tego człowieka! Wszelkie zasady dobrego wychowania nalazywały podarować coś swojej narzeczonej, ale Liadaness nie sądziła, że i ona taki prezent otrzyma. W ogóle nie myślała o prezentach. Od razu założyła naszyjnik na szyję, topaz zalśnił w słońcu.
- Może wejdziemy do środka, sir? - odezwała się królowa, dłonią wskazując na zdobione wrota. - Gościom nie wypada cały dzień spędzić na dziedzińcu.
Liadaness zdziwiła się, widząc, że na twarzy matki majaczy się uśmiech. I ona się uśmiechnęła i zaraz dostrzegła spojrzenie brata, który z nieufnością przyglądał się sir Jonathanowi.
Liadan
Wystarczyło kilka prostych i szczerych słów ma temat jej urody, by humor Liadan uległ znacznemu poprawieniu. Nagle cały świat stał się pięiniejszy, a wszystko za sparwą zasłyszanego komplementu. Może to tylko jej psychika i tylko ona reagowała tak na słowa obeco jej mężczyzny, ale czuła, że niepotrzebnie obawiała się tej chwili. Sir Jonathan potrafił się odpowiednio zachować, dlatego Liadan nie widziała większych powodów do zmartwień. Co innego gdyby trafiła na nieokrzesanego pirata, jakim był każdy z Greyjoyów - wtedy jej obawy miałyby uzasadnienie.
OdpowiedzUsuńSzła u boku swojego narzeczonego, co chwila patrząc ma lśniący na jej szyi podarunek. Nie potrafiła przestać się uśmiechać i dopiero ostre spojrzenie brata przywołało ją do porządku.
- Zamierzasz występować w dzisiejszym turnieju, panie? - spytała, z zainteresowaniem spoglądając na Jonathana. Turniej był dzisiaj najważniejszym tematem, Liadaness drżała na samą myśl, że będzie miała okazję ujrzeć tylu rycerzy w akcji. Kiedyś marzyła, by podarować wybrankowi swego serca aksamitną wstążkę na znak swojego oddania, ale zrozumiała, że czas na marzenia się skończył i wstążkę będzie zmuszona podarować wybrankowi jej matki. Zawsze mogła trafić gorzej, a jak na razie sir Jonathan Lannister wywarł na niej pozytywne wrażenie. Nagle perspektywa przyszłości u jego boku nie wydawała sie taka straszna,jak przed paroma dniami.
Liadan
[Widzę że się chyba nie doczekam na zaczęcie :c]
OdpowiedzUsuńAreya
Nerina przechyliła delikatnie głowę słysząc ciche pobrzękiwanie swojej biżuterii. Nie tak wyobrażała sobie tego człowieka. Jeszcze w Riverrun wysłuchiwała opowiadań babki, która w czasie swojego małżeństwa poznała wszystkich wysoko ustawionych ludzi. Opowiadała jej o tradycjach w rodzie Lannisterów i nie sądziła, że kiedykolwiek spotka tu jakiegokolwiek bękarta. Ten nie dość, że nim był to na dodatek piratem. Podziwiała go, że umie się sprzeciwić stereotypom na temat poza małżeńskim dzieciom, które zazwyczaj były pogardzane przez rodzinę i innych ludzi. Ten nie chował się po małych wioskach z brzydką żoną u boku.
OdpowiedzUsuń- Nie wątpię, że znasz takie miejsca sir – uśmiechnęła się delikatnie, starając się go nie urazić. – Miałam jednak nadzieję na coś bardziej ciekawego. Podobno stolica jest pełna rozrywek dla obu płci. Jeśli zaś chodzi o moich rycerzy, to najchętniej schowaliby mnie w jakiejś wieży, by mieć problem z głowy. Niektórzy nie rozumieją potrzeb pięknych niewiast.
Nerina
Kiedy usłyszała odpowiedź Jonathana, mało nie podskoczyła z radości. Zatrzymała się za to na środku korytarza i popatrzyła na narzeczonego błyszczącymi z ppdekscytowania oczami.
OdpowiedzUsuń- Naprawdę? - spytała głosem, który całkowicie gryzł się z postawą posłusznej, grzecznej i opanowanej księżniczki. Zaraz spoważniała, gdy zdała sobie sprawę, że matka stoi tuż obok.
- Chciałam powiedzieć, że niezmiernie mnie to cieszy, panie - poprawiła się zaraz, spuszczając wzrok. Zachowała się głupio, na chwilę udało jej się zapomnieć o stojącej obok matce - królowej regentce i bracie - przyszłym królu Westeros. Zasady dobrego zachowania nakazywały damom zachować absolutny spokój w każdej sytuacji. Czasem Liadaness wciąż miała z tym problemy, za to sztukę prawienia pustych komplementów czy kłamania opanowała do perfekcji. Życie na dworze uczy wielu ciekawych rzeczy.
- Życzę ci szczęścia i powodzenia, panie - powiedziała szczerze, choć do rozpoczęcia turnieju zostało jeszcze trochę czasu. Nie wiedziała, co winna powiedzieć, by podtrzymać swobodną rozmowę. Po raz kolejny tego dnia wybawiła ją matka.
- Służba przygotowała dla ciebie komnatę, sir. Wraz z córką liczymy, że będziesz się tu dobrze czuł i spędzisz kilka kolejnych dni.
Liadaness nie mogła się powstrzymać i spojrzała na królową pytająco. Jedyne, co wiedziała, to że odbędzie się turniej aby uczcić zaręczyny. Nikt nie wspominał jej o dłuższym pobycie sir Jonathana w Królewskiej Przystani. Sądziła, że będzie on chciał skorzystać z ostatnich dni wolności przed ślubem. Ona chciała.
Liadaness
OdpowiedzUsuńCasterly Rock nie przypadło jej do gustu lub po prostu nie chciała, żeby tak się stało. Było potężną i wspaniałą budowlą, przywodziło na myśl pieśni o wspaniałych twierdzach i dzielnych rycerzach, lecz Meraya doszukiwała się w każdej cegle nienawiści do swojej osoby. Słońce prażyło dla niej niemiłosiernie, choć wilgotne powietrze i porywisty wiatr łagodziło klimat. Od kilku dni czuła się nienajlepiej, a gdy trzeciego obudziła się w łożu zaplamionym krwią kolana się pod nią ugięły. Wieść rozchodziła się powoli i lady Stark nie mogła nad nią zapanować, więc zapragnęła ostatniej rzeczy, po którą mogła teraz sięgać – odrobiny samotności, chwilę czasu dla siebie.
Wymknęła się do Lannisportu w stroju daleko nieprzypominającym kogoś z wyższego rodu, lecz zwykłą służącą. Zdradzić ją mogły jedynie delikatne dłonie i nie do końca rozczesana fryzura, w której wciąż zaplecione były drobne warkoczyki wcześniej łączące się w majestatyczne upięcie.
Jej długi spacer po targu wydawał się nie mieć końca, na jednym ze stoisk kupiła świeżych owoców, których słodki sok kapał jej po brodzie, a ona nie musiała się martwić, że tak nie wypada. Tu nikt nie zwracał na nią uwagi, nie mówił do niej. Pomimo że otaczało ją tyle ludzi Meraya słyszała własne myśli. Z targu skierowała się w stronę brzegu morza, po drodze zdejmując trzewiki, żeby poczuć pod stopami gorący piasek. Słońce chyliło się ku zachodowi. Zdawała sobie sprawę z tego, że niedługo będzie musiała wracać, z pewnością już ktoś zauważył jej nieobecność.
[zaczęłam
Usuń... z lekkim poślizgiem, wybacz]
[No to może... hm... Co by tutaj... Może będą siedzieć przy ognisku podczas jakiejś wyprawy przed bitwą czy coś? Bo masz a Aktualnościach, ze niedawno stłumiliśmy bunt.]
OdpowiedzUsuńsir Gapcio, brat najdroższy.
OdpowiedzUsuńZauważyła go, gdy był jeszcze daleko, lecz nie ruszyła się z miejsca i przez myśl jej nawet nie przeszło, żeby uciekać. Spokojnie poczekała, aż zbliży się do niej, lecz nie odezwała się pierwsza, ani też nie odpowiedziała od razu na jego słowa, niejako zbywając je milczeniem. Nachyliła się, żeby sięgnąć po muszlę, którą dostrzegła pod wodą i wyciągnęła ją palcami ścierając z niej resztki mokrego piasku.
- Kiedyś z zamku zniknął młody książę. Postawiono wszystkich na nogi i przeszukano każdą komnatę, każdy zakamarek i zamknięto stolicę, nie pozwalając nikomu wjechać i wyjechać. Okazało się, że był pod ich nosem przez cały ten czas, w Bożym Gaju wśród drzew, w miejscu, gdzie nikt nie spodziewał się go znaleźć, a gdzie on znalazł odrobinę świętego spokoju. - dopiero gdy skończyła mówić podniosła na niego wzrok i wygięła usta w coś na kształt uśmiechu. - Jak długo mnie szukali?
[To kto zaczyna? No i nie mogę powiedzieć, ale musiałam Cię poinformować, jako mojego braciszka kochanego]
OdpowiedzUsuńGapcio
OdpowiedzUsuńOdwróciła się w jego stronę ściskając w dłoni muszlę. Za jej plecami majaczyły się ostatnie promienie zachodzącego słońca, wiedziała, że czas wracać. Krańce sukienki miała mokre, gdy wyszła z morza stając obok niego na plaży. Niemalże cały dół spódnicy aż do kolan ociekał wodą, ale nie zwracała na to żadnej zbytecznej uwagi. Schowała muszlę do kieszeni fartucha i skinęła mu głową.
–– Zatem wracajmy – zwróciła się do niego – Nie chcemy przecież, żeby twój brat oszalał – dodała siląc się na żartobliwy ton. Kiepsko bowiem udawała, że ślub ten jej odpowiada i nawet Gaspard się na to nie nabrał. Nie zmieniało to jednak faktu, że potrafiła wobec mężczyzny zachowywać się tak, by swój brak zaangażowania ukryć maksymalnie i wciąż zauroczyć swoją osobą.
Jej zachowanie go rozbawiło, co przysporzyło Liadaness o delikatne rumieńce na twarzy. Nie odpowiedziała - skoro był taki pewny siebie, tym lepiej dla niej. Teraz mogła przynajniej liczyć na spektakularne i zajmujące widowisko. Albo mieć nadzieję, że takie będzie.
OdpowiedzUsuńZdziwiła się, że przyjął propozycję, ale po chwili do niej dotarło, że nie wypada odmawiać królowej.
Służba odprowadziła Jonathana do przygotowanch dlań komnat, a ona wreszcie mogła głęboko odetchnąć. Szeroki uśmiech znikł, jak po dotknięciu zaczarowaną różdżką. Teraz nie musiała udawać, że wszystko jest idealne, a gorset nie ciśnie wale a wcale.
- On mi się nie podoba - usłyszała szept Reamonna tuż przy swoim uchu. Wywróciła oczami i poprawiła suknię.
- I nie musi - odparła. - To ma na celu zapobiegnięcie wojnie i... przypożądkowanie sobie Lannisterów.
Spojrzała na zegar. Do rozpoczęcia turnieju została cała godzina, a ona miała ważenie, że już nie wytrzyma tego oczekiwania. Nie miała zbyt wielu okazji na oglądajie turniejów i od środka zżerała ją ciekawość na myśl, co przyjdzie jej oglądać. Jakby tego było mało ci wszyscy rycerze zjeżdżali się, by uczcić jej zaręczyny!
Przechadzała się jadnym z korytarzy, nieierpliwie wyczekując rozpoczęcia turnieju. Jeszcze nigdy nie była niczym aż tak podekscytowana, to było niepodobne do tej na co dzień spokojnej i opanowanej księżniczki.
W oddali dostrzegła matkę rozmawiającą z jej nowym narzeczonym. Przez chwilę dyskretnie im się przyglądała, mając nadzieję, że królowa nie potraktuje ich gościa źle. Ostatnim, czego potrzebowała, był konflikt między jej matką a narzeczonym.
Podeszła do nich z przepraszającym uśmiechem. Najkulturalniej jak potrafiła poprosiła matkę na stronę i poinformowała ją o ważnym problemie jednej z sióstr. Kłamała, ale to wystarczyło, by królowa udała się do komnat na piętrze.
Odprowadziła matkę wzrokiem i spojrzała na sir Jonathana ciepło.
- Mam nadzieję, że moja pani matka była dla ciebie miła, panie.
Liadan
- Kurwa – Gaspard obrócił manierkę z tanim winem do góry dnem, próbując wytrząsnąć z niej jeszcze kropelkę kiepskiego trunku. Z nieszczęśliwą miną stwierdził, że osuszył ją do cna. Podczas wojny żołnierzom dawano do picia najgorsze świństwo, a lordowie i rycerze pili to gówno razem z nimi, bo przy wizji śmierci smak nie miał już znaczenia. O ile widział, ten trunek został doprawiony czystym spirytusem, aby lepiej kopał.
OdpowiedzUsuń- Jace, dawaj swoją butelkę – ogień iskrzył na jasnych włosach Gasparda, powodując, że wydawały się rude. Rany po dzisiejszej bitwie, która skończyła się nie dalej jak cztery godziny temu, nadawały jego twarzy groteskowego wyrazu. – Chyba mam złamane żebro, a ty?
Dopiero teraz odezwali się do siebie, wcześniej zapijali śmierć swoich kompanów i ból. Bitwy nie były niczym chwalebnym, choć bardowie opiewali je jakoby były czymś mistycznym i pięknym. Prawdę mówiąc, wojna to smród, głód i okrucieństwo. Gaspard nie pamiętał, kiedy miał możliwość porządnie się umyć, nie mówiąc już o spaniu czy odpoczynku. Stale w podniesionej gotowości, bo ileż to bitew wygrano przez zaskoczenie?
- Małe dupki, zepsute perwersy grzejące tyłki z zamkach, miniaturowe kutasy, brudne cipy – mruczał pod nosem w stronę chorążych, którzy zbuntowali się przeciwko podatkom i władzy Targaryenów. Sam Gaspard nie był zadowolony z tego, co działo się w kraju, jednak nie mógł na to nic poradzić. Póki co - pomyślał gorzko.
sir Gaspard Lannister
[Mam nadzieję, że może być. Nigdy nie zaczynałam wątku od kurwy]
OdpowiedzUsuńNikt nie spodziewał się, tego, co przydarzyło się o poranku. Służąca wpada do twojej komnaty z zaczerwienioną twarzą, jakby przed chwilą co płakała. Źle zawiązane sznurówki gorsetu i rozwiany włos świadczą o pośpiechu. Kobieta pada do twych kolan.
– Wybacz panie, wasz ojciec… nie żyje… – szepcze przez łzy kobieta, nie wiedząc co dalej zrobić. Stoisz skamieniały i zamrożony. Słabniesz. Wiedziałeś, że to kiedyś nadejdzie, ale nie sądziłeś, że już teraz. Nie byłeś na to gotowy. Wstrzymujesz na chwilę oddech. Musisz być silny. Nie dasz po sobie poznać słabości, nie przy obcych. A ten pogrzeb zapamiętają na wieki!
Wątek Grupowy
Jej twarz rozpromienił szeroki uśmiech, kiedy Jonathan w końcu zgodził się na jej propozycję. Klasnęła w dłonie, po czym obróciła się wokół własnej osi. Cieszyła się jak małe dziecko, którym tak na dobrą sprawę wciąż była.
OdpowiedzUsuń- Poza miastem jest podobno wiele pięknych krajobrazów do zobaczenia - odpowiedziała - Będziemy kierować się intuicją, sir! - zaśmiała się, patrząc na brata.
Spojrzała przez chwilę za siebie, na swoich strażników.
- No, ale... - westchnęła ciężko - Ja nie umiem chodzić... Tak... O... Spokojnie! - burknęła, nadymając policzki - Jeśli będę chodziła wolno, to wszystko, co może mnie spotkać, może mnie ominąć i co wtedy? Życie jest zbyt krótkie, aby chodzić powoli! - powiedziała.
Maliseei miała w sobie mnóstwo niewykorzystanej energii. Uwielbiała skakać, biegać, bawić się i uśmiechać. Rozsiewała wokół siebie mnóstwo pozytywnej aury, za którą wiele osób nie potrafiło nadążyć. Zarażała ludzi swoich optymizmem. Nie była głupia, nie patrzyła przez różowe okulary, ale w tej całej niesprawiedliwości i okrucieństwie "gry", umiała się cieszyć.
- A co u Ciebie, Jace? - spytała w pewnym momencie - Radzisz sobie jakoś? - dodała po chwili, kładąc dłoń na plecach brata.
Musiała o to zapytać, chociaż wiedziała, że dla Jonathan'a nie jest to przyjemny temat do rozmowy. Dla niej również, ponieważ przypominało jej to, że niedługo, lada dzień, ona również znajdzie się w takiej samej sytuacji. Nie chciała poślubić nieznajomego człowieka, ale wiedziała, że tak musi być. Czuła, że nie będzie dobrą żoną. Była zbyt dziecinna, żeby móc godnie piastować taką pozycję.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[ Czy siostrzyczka może przyjść żebrać o wątek? :D]
OdpowiedzUsuńLirys
[ ja to sobie od początku wyobrażałam, że Lirys go uwielbiała, od dziecka w niego wpatrzona, zafascynowana, stawała za nim murem, aż do czasu jego zaręczyn. Poczuła się w pewien sposób zdradzona, ona nienawidzi tych jaszczurek, a tym bardziej rozpieszczonych księżniczek. Nagle stała się wobec niego okropnie oziębła, okrutna wręcz, przepełniona jadem. Pierwsze spotkanie po poinformowaniu jej o tym w mojej głowie wygląda nawet komicznie. Jace widzi swoją siostrzyczkę, uśmiechniętą, zmierzającą szybko w jego stronę, jest przekonany, że ta rzuci mu się na szyję i nie będzie chciała wypuścić ze swoich objęć, a tu bum! Lirys policzkuje go z taką siłą, o którą nie podejrzewałby tak kruchej i wątłej istotki jak ona]
OdpowiedzUsuńLirys
[ I zrobi to do tej pory wierna, kochająca siostrzyczka. Mam ochotę strasznie na ten wątek, więc pewnie zacznę nim zabiorę się za odpisy ;-;]
OdpowiedzUsuńLirys
[Oczywiście:d Może Iraving będzie chciała przeprowadzić rozmowę z przyszłym mężem swojej ukochanej córki itp. trochę pogrozić, trochę posłodzić?:D Zaprosiłaby go a spacer po zamku, czy coś?:D]
OdpowiedzUsuń- Moja pani matka uwielbia popadać ze skrajności w skrajność - przyznała, jednocześnie oddychając z wyraźną ulgą. Poniekąd wolała, by Iraving Targaryen pokazała w pierwszej rozmowie z narzeczonym córki tę swoją przesadnie wręcz miłą stronę, która miała na celu jedynie zbadanie gruntu, jak zwykła mawiać królowa. Zakładała jednak, że nawet przy tak z pozoru sympatycznej rozmowie, osoba, do której swe słowa kierowała regentka, musiała czuć lekkie zdenerwowanie.
OdpowiedzUsuńNa chwilę opuściła wzrok, słysząc jego słowa. Starała się jak najlepiej ukrywać swe podekscytowanie, było to jednak zadanie nader trudne dla młodej księżniczki.
- Aż tak bardzo to widać, panie? - spytała cicho i delikatnie odchrząknęła, by nadać swemu tonowi więcej mocy.
- Nigdy nie widziałam żadnego turnieju - przyznała. - Ale czytałam o nich, panie. W królewskiej bibliotece można znaleźć wiele ciekawych informacji na temat rycerzy czy samych turniejów.
Zaśmiała się cicho. Uznała, że skoro ma spędzić swoje życie u boku tego mężczyzny, może być z nim szczera, zwłaszcza w rozmowie na tak nieznaczące tematy jak turnieje czy rycerze.
- Czekam na to wydarzenie od dawna i ciężko mi ukryć moje prawdziwe emocje Rzadko miewałam okazję, by ujrzeć walczących mężów i jestem niezmiernie ciekawa, jak takowa walka wygląda.
[Wybaczam, moje słońce i gwiazdy, zbyt się cieszę z końca twojego urlopu. :)]
Liadaness
Gaspard mruknął coś niezbyt pochlebnego w stronę brata, co brzmiało podobnie do kurwy nędzy i pierdolonego kutasa, najprawdopodobniej będąc połączeniem obu tych przekleństw razem. Wstał, z cichym jęknięciem bólu i lekko kulejąc powlókł się do postawionych nieopodal beczek z żałosnym trunkiem. Napełnił manierkę, krzywiąc się od smrodu, jaki wydzielał alkohol. Ile było w tym winie wina, nie wiedział, ale wątpił by było to choćby po połowie ze spirytusem. Wino to to było tylko z koloru i nazwy, choć to już coś. Wrócił do Jace’a, siadając obok niego z dzwonieniem staliu derzajacej o stal. Nie zdejmowali z siebie zbroi, ciągle z mieczem pod ręką, tylko dla tego, że jakiś lord powiedział głośno to co myśleli inni.
OdpowiedzUsuń- W sumie ten bunt jest zupełnie bez sensu, bo gdyby nie nasz irracjonalny strach, dołączylibyśmy do nich i usiedli na tronie zamiast tego dzieciaka. Widziałeś go kiedy? – Gaspard mówił oczywiście o przyszłym królu, Reamonie II Targaryenie, czternastoletnim dzieciaku, który według prawa niedługo stanie się mężczyzną, ale dla Gasparda był tylko białowłosą marionetką w rękach matki, która faktycznie sprawowała władzę. Nigdy nie widział rzeczonego księcia, ale z tego co o nim słyszał, był po prostu dzieciakiem, rozpuszczonym bachorem, który myśli, że skoro siedzi na żelaznym tronie, to wszystko mu wolno.
Duszkiem wychylił pół dopiero co napełnionej manierki i głośno czknął.
- Cholera. Mam już tego dość i czuję że śmierdzę jak stara dziwka chora na trąd. Niech ktoś wygra tę pieprzoną i bezsensowną wojenkę.
Gaspard Lannister
[Ser Jon skory-do-romansów Lannister? To brzmi kusząco szczególnie dla jednej z moich postaci. Myślę że dogadaliby się z Dalią. Masz jakiś pomysł dokładnie jak mogliby się poznać? Myślałam o tym żeby na lub po pogrzebie.]
OdpowiedzUsuńDalia Flowers
Maliseei przed dłuższą chwilę zastanowiła się nad słowami brata. Odkryła w nich pewien sens. Zwolniła, jakby dostosowując się do tego, co Jonathan powiedział.
OdpowiedzUsuń- Wiesz co? - spojrzała na niego - Masz rację! - stwierdziła, uśmiechając się - Ale obawiam się bracie, że czasami mam za dużo siły w nogach i ta właśnie moc nie pozwala mi za każdym razem cieszyć się powolnym spacerem, a każe biegiem poznawać ten piękny, aczkolwiek niebezpieczny świat - powiedziała - Ale postaram się dostosować do Twojej rady, oszczędzając tych ludzi w zbrojach. Przecież nie chcę dla nich źle! - jęknęła.
Czternastolatka od razu wyczuła, że Jonathan nie mówi jej do końca prawdy. Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Czy aby na pewno? - uniosła brew, patrząc na brata znacząco - Mów ze mną szczerze - westchnęła, wywracając oczami.
Dobrze się czuła, będąc na koniu. Nie bała się tego. Może nie była bardzo przywiązana do tych stworzeń, ale jazda nimi sprawiała jej przyjemność. Za każdym razem było to ciekawe doświadczenie. W końcu lady taka jak ona nie za często wybierała się na takie przejażdżki.
Nic dziwnego, że z ogromną ciekawością rozglądała się po tym, co ją otaczało. Nigdy nie była w tym miejscu. Na jej twarzy cały czas widniał uśmiech, który poszerzył się jeszcze bardziej, kiedy znaleźli się na polanie.
- Jace! Tutaj jest pięknie! - stwierdziła, rozglądając się.
Liadaness westchnęła cicho. Dopiero co skończyła się uczta na cześć nowego lorda Casterly Rock, a ona już miała dość większości tych ludzi. Najwidoczniej ktoś zadecydował, by jej upadek uwiecznić na kartach historii, bo znajdowała się na językach wszystkich dam, które - gdy tylko się do nich zbliżyła - udawały, że wcale o niej nie mówiły. To było niezwykle męczące i po prostu przykre - Liadan może i udawała, że wcale a wcale nie przejmuje się takimi plotkami, ale tam głęboko czuła ból. Jako księżniczka i osoba żyjąca na królewskim dworze, do perfekcji opanowała sztukę umiejętnego kłamania i ukrywania swoich emocji. Im więcej wiedzieli twoi potencjalni wrogowie, tym lepiej. Bezpieczniej było nie odkrywać się przed ludźmi, by później nie wykorzystali oni twoich słabości przeciwko tobie.
OdpowiedzUsuńSzybkim krokiem opuściła główną salę - większość mężczyzn zdążyła upić się podawanym winem i ich zachowanie często ulegało diametralnej zmianie. Co drugi opowiadał żarty, które ani trochę zabawne nie były, niektórzy nagle z niezwykłą zawziętością pokazywali swą miłość do żon. Wszystko to wyglądało komicznie, zwłaszcza, że z przynajmniej częścią z nich Liadaness miała przyjemność rozmawiać, gdy alkohol nie przytępiał ich zmysłów.
Wyszła w trakcie jednej z wielu opowieści lorda Cassela o swojej wygranej bitwie i odetchnęła z ulgą. Takie rozmowy bywały niezwykle męcząc, a ona miała już dość wrażeń jak na jeden dzień. Postanowiła przejść się po Casterly Rock, które było miejscem nader interesującym.
Przechadzała się jednym z korytarzy z nadzieją, że nie zgubi się w przestronnym zamku. Jeszcze tego brakowało, by "niezdarne smoczątko" nie wiedziało jak wrócić do sali jadalnej. Kolejny temat do plotek dla złośliwych dam.
Zaczęła wspinać się po długich schodach, zaciekawiona, co takiego znajdzie na ich końcu. Uniosła delikatnie suknię, by jej przypadkiem nie przydepnąć i popruć, i powoli ruszyła w górę. Czarny materiał wciąż plątał jej się między nogami, co stanowiło spore utrudnienie, bo schodów było dużo, a ona wiele sił nie miała. Siedzenie wśród tłumu lordów i dam zmęczyło ją.
Okazało się, że na samym szczycie nie było żadnej komnaty, lecz ogromny balkon, ze wszystkich stron otoczony balustradą. Liadaness aż wciągnęła z wrażenia powietrze - widok z tego miejsca był wielce imponujący. Z jednej strony widziała błyszczące się w świetle gwiazd morze, z drugiej pochłonięte mrokiem Siedem Królestw, delikatnie jedynie rozświetlanych blaskiem księżyca.
Uśmiechnęła się delikatnie do samej siebie. Odgarnęła złote loki z twarzy i pozwoliła, by wiatr rozwiał jej włosy. Dopiero teraz dostrzegła ciemną sylwetkę, stojącą przy jednej z balustrad.
Powoli ruszyła w stronę mężczyzny, w którym rozpoznała Jonathana Lannistera.
- Panie - powitała go cicho i oparła się dłońmi o gładki kamień. Spojrzała przed siebie, na nie mające końca morze. - Przykro mi z powodu śmierci twego ojca - szepnęła w końcu. Przez chwilę wpatrywała się we własne dłonie, zastanawiając się czy Jace czuje dokładnie to samo co ona, gdy przyszło jej żegnać ojca.
[Zaczęłam, mam nadzieję, że nie jest źle. :)]
Liadaness
[Jace, żyj, błagam!]
Usuń[ Witam braciszka! Może jakiś wątek? :3 ]
OdpowiedzUsuńLirys Lannister & Dianna Tully.