23 maja 2014

Jak wszyscy wielcy podróżnicy, widziałem więcej niż pamiętam i pamiętam więcej niż widziałem.




Nazwany Maron przy narodzinach, liczący osiemnaście lat. Najmłodszy syn, Dornijczyk.
Książę Maron Martell, nie żyje. Zginął nocą zabity przez zdrajcę, jego śmierć zostanie pomszczona.”
Maron przysłuchiwał się temu oświadczeniu, poprawiając kaptur i spoglądając na rodziców, rodzeństwo. Uznanie go za martwego było najlepszym rozwiązaniem, prawdę znał jedynie On i jego ojciec, tak było bezpiecznie dla wszystkich.

Cztery lata za nim. 
Cztery lata bez zemsty rodu.

Niby czasu nie dużo, ale gdy liczy go osoba pozbawiona swej dumy, okazuje się, ze ten czas jest okrutny. Maron Martell, ukochany syn, oczko w głowie matki, dzielny, lecz młody wojak, szermierz. Tak, zginął dla świata, umarł biorąc na siebie błąd ojca. Posługuje się imieniem Olyvar i nazwiskiem Sand.  
Dwudziestodwuletni Dornijczyk, podróżujący po świecie, uważany za najemnika. Czasami spadał do pozycji, byle włóczęgi i kilka razy prawie wysłany na Mur.
Zmuszany do ugięcia karku, w myślach powtarzał dewizę Martell'ów, zaciętość i niezłomność pozostała w nim przez cały ten czas. Mężczyzna pasujący do każdego ze swego rodu; smukłej budowy, ciemnych włosów, świetnie posługuje się bronią, nie daje się stłamsić. Na świat patrzy dwukolorowymi oczami; jedno jasno zielone, drugie brązowe. Olyvar skrywa swe oblicze pod kapturem, dobrze zbudowaną sylwetkę pod niedopasowanym ubiorem. Nie jest kimś, kto zainteresowałby nawet najmniej wybredną damę, nikt nie zdaje sobie sprawy, że tak wygląda teraz Maron. Wystarczyłoby, jednak zsunąć kaptur, by ukazać twarz przystojnego młodego mężczyzny i tylko jedna jedyna osoba wie, że warto przebić się przez mur, jaki ustawił między sobą, a światem, młody Sand.
Nadrabia niby brak wyglądu, swym charakterem. Ci, którzy go znają, często wciągają w rozmowy i próbują zatrzymać w miejscu jak najdłużej. Kobiety ulegają gładkim słowom Sanda. Jest kobieciarzem, jak chyba każdy młody mężczyzna w jego wieku. Lecz przez swój styl życia, jedyne kobiecie ciepło może dostać od dziwek i jednej wyjątkowej kobiety, która trafiła w serce tego chłopaka. Skrywa swe tajemnice głęboko w sobie, nie pozwala nikomu nowemu zbliżyć się do siebie. W rozmowach z osobami, których nie zna, mówi dość zawile, nie zrozumiale dla większości. Lubi bawić się w filozofa, pokazywać inne spojrzenie na otoczenie. Jego największym koszmarem jest rozmowa z kimś z Martell'ów, nie potrafi być swobodny w takich wymianach zdań, dlatego swej rodziny unika jak ognia.

POWIĄZANIA | JAK WYGLĄDA MARTWY
| JAK TO BYŁO | JAK TO BĘDZIE |

[TAK! DRUGA POSTAĆ :D
Maron męczył mnie od jakiegoś czasu, pomysł na tą postać pojawił się nagle, więc i jest. Czemu chłopak musiał uciekać i udaje martwego to wyjdzie w praniu już bo dokładnie obmyślonego tego nie mam.
Zapraszam do wątków i powiązań jeśli to będzie możliwe :D
Jeśli coś nie pasuje to mówić od razu!]

21 komentarzy:

  1. [Cześć, braciszku :D]

    Nymeria Martell

    OdpowiedzUsuń
  2. [Muszę to powiedzieć. NA SIEDMIU, NAZGUL!!! Kocham cię za pierwsze dwa gify, KOCHAM!
    Teraz nie dam ci spokoju - skoro Jace wątkuje z Liadan, to Olyvar aka Maron będzie wątkował z Cassie! Tak rzeczę ja, czyli super autorka super narzeczonej Jace'a i drugiego oblicza Sansy Stark. xD
    Skoro taki z niego kobieciarz, to może zainteresuje go samotna, młoda dama z niezbyt znaczącego rodu? Do tego troszkę... specyficzna? Albo mam inny pomysł - Karstarkowie mogliby pana najemnika wynająć do ochrony córeczki w czasie podróży do Królewskiej Przystani! Co ty na to? :)]

    Cassandra Karstark (albo Liadan, jak wolisz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Karta bardzo mi się podoba, no i te gify, choć sama nie wiem co w nich takiego jest, ale też są świetne. No nic, jeśli masz chęć to zapraszam do siebie i może uda nam wymyślić wspólnie jakiś epicki wątek :) ]
    Lyanna

    OdpowiedzUsuń
  4. [Za Jace'a też kocham, ale ja na Władcy Pierścieni (filmach) się wychowałam, czyli - niestety - Jace wypada przy nazgulach, no cóż, niezbyt imponująco. Taki mam sentyment do Tolkiena. Chociaż Jace'a strasznie kocham, no ale z dzieciństwem to on mi się nie kojarzy. xD
    Mam zacząć? Bo chyba pan Wen mnie dopadł i paluszki czekają, by zawzięcie postukać w klawiaturę. :D]

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ooooo! Tolkien popularny tak bardzo. :3 To zacznę, trzeba pana Wena wykorzystać, skoro łaskawie się zjawił. :)]

    Cassandra od dawna wyczekiwała wyjazdu do Królewskiej Przystani. Spędziła całe godziny na zawziętych dyskusjach z matką, która - jak na złość - nie chciała jej puścić do stolicy. "Pierwej za mąż wyjdziesz, potem będziesz mogła wyjechać" odpowiadała za każdym razem, gdy temat wyjazdu został poruszony. Kłóciła się, błagała, wrzeszczała i wyzywała. Z jej ust raz po raz wydobywały się słowa młodej damie nie przystające, a to nie przekonywało lady Karstark co do słuszności takowej wyprawy. W końcu wycieńczona codziennymi kłótniami z matką, Ana wyruszyła na spotkanie z ojcem, który natychmiast wydał pozwolenie na wyjazd do stolicy. Cassandra - jako, że po drodze zamierzała odnaleźć pewnego pana, o którym rozmyślała wieczorami - nie chciała zabierać ze sobą tysiąca strażników z Karhold. Jej prośby po części zostały wysłuchane - w podróży miało towarzyszyć jej zaledwie pięciu mężów, z czego jeden był nieznanym nikomu najemnikiem i bękartem.
    Była doskonale przygotowana do podróży i już stała przy stajniach, wyczekując swoich strażników. Przyszła dużo przed czasem, nie mogła doczekać się wyjazdu. Każdy dzień zwlekania od ślubu był jej na rękę - Ana wciąż wierzyła, że narzeczony, zniechęcony postawą swej przyszłej małżonki, zerwie zaręczyny i Cassie znów będzie wolna od wszelkich zobowiązań.
    - Myślałam, iż to na damę powinno się czekać, nie na odwrót - oznajmiła z widocznym na twarzy rozbawieniem, gdy jej strażnicy już się zjawili. Miny mieli nietęgie, co tylko poprawiło i tak wyborny już humor dziewczyny.
    - Ależ nie widzę powodu do smutku, toż to tylko kilkanaście dni w moim znamienitym towarzystwie! - Zaśmiała się uroczo. Byłą do tego wyjazdu niezwykle pozytywnie nastawiona i wierzyła, że najbliższe spędzone na koniach dni również należeć będą do tych przyjemniejszych. Każda chwila wolna od narzekań pani matki, była chwilą radosną i wesołą.

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Jak o big love chodzi, to mnie pytać nie trzeba XD Teraz tylko ustalmy czy masze postacie się znają, czy dopiero mają się spotkać :) ]
    Lyanna

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Ok. Z chęcią zacznę, tylko powiedz mi, czy masz jakieś szczególne życzenia co do wątku :) ]
    Lyanna

    OdpowiedzUsuń
  8. Z trudem powstrzymała się przed skrzywieniem warg z niesmakiem. Zatem miała jechać w powozie, jak prawdziwa dama i słabiutka kobieta. Za taką właśnie ja mieli - słabą i nieporadną, osobę, która nie potrafi dłużej utrzymać się w siodle. Zakładała, że to matka maczała w tym palce i postanowiła, iż jej córka będzie jechała powozem. Nie było nic gorszego i nudniejszego od takiej jazdy - po cichu liczyła, że będzie miała okazję do jakiejś przejażdżki czy nawet krótkiego wyścigu z którymś z rycerzy.
    Gdy jeden z nich wskazał jej wejście do powozu, z trudem powstrzymała wściekłe prychnięcie. Odetchnęła głęboko i przywróciła na twarz wesoły uśmiech. Posłusznie wsiadła do powozu, mając nadzieję, że nikt się nie obrazi, jeśli wysiądzie z niego przy najbliższej nadarzającej się okazji. Nie po to zabrała swojego dzielnego rumaka, do którego była niezwykle przywiązana. Jak na razie koń szedł z tyłu pochodu, prowadzony przez jadącego na końcu rycerza.
    Odsłoniła zasłonkę i wyjrzała przez maleńkie okienko powozu. Spojrzała na najemnika ze zdziwieniem. Kojarzyła go, jej ojciec zatrudniał go do ważnych zleceń nie raz.
    - Gdyby każda minuta nieuchronnie zbliżała cię do ślubu z nieznajomym ci człowiekiem, też byś chciał uciec jak najdalej - powiedziała, delikatnie wzruszając ramionami.
    - Poza tym słyszałam, że Królewska Przystań to niezwykle ciekawe miejsce, chciałabym przekonać się o tym na własnej skórze.
    Nie mówiła jak dama, a jej ton był znudzony. Dopóki znajdowała się w zasięgu wzroku matki i jej posłańców, nie mogła po prostu wsiąść na konia i jechać ramię w ramie ze strażnikami.

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  9. [Nie ma innej opcji. Tak mi wpadło coś do głowy: Olyvar jest najemnikiem, pewnego dnia otrzymał list ze zleceniem, opisem wyglądu osoby, którą ma schwytać, podanym miejscem, gdzie cel się pojawi, a także dokładną datą. Znalazł także sakiewkę z zaliczką. Udaje się na wyznaczony teren, oczywiście w nocy i widzi kobietę pasującą do opisu. Może podejść, trochę pobić, jak uważasz. Potem dostrzega twarz i rozpoznaje Nymerię, swoją siostrę. Zakładam, że zaprzestanie działania, a później powie jej o wszystkim albo będzie starał się ją chronić, albo ucieknie… Zobaczymy ;)]

    Nymeria Martell

    OdpowiedzUsuń
  10. Przewróciła oczami. Każdy mężczyzna tak twierdził - że obowiązkiem kobiety jest wyjść za tego, którego wybiorą jej rodzice. Dla korzyści całej rodziny. Nie raz Cassandra czuła się traktowana jak przedmiot, który ma za zadanie ładnie i drogo wyglądać, by skusić co bogatszych lordów. A ona chciała żyć własnym życiem, wyjść za kogo będzie chciała i tylko wtedy, kiedy będzie chciała.
    - Obowiązek czy nie, chyba moje zdanie na temat przyszłego męża powinno mieć jakieś znaczenie. W końcu to ja będę musiała spędzić pozostałe mi lata u jego boku. Ja, nie moja matka!
    Westchnęła.
    - Ale kogo to obchodzi. Przecież łatwiej wybrać pierwszego lepszego bogatego lorda i wydać mnie za niego. Sprzedać jak jakiś przedmiot.
    Spojrzała na niego uważnie.
    - Często bywałeś w Słonecznej Włóczni? - spytała. To, że był Dornijczykiem wskazywało jego nazwisko. - Jak tam jest? Nie licząc tego, że gorąco.
    Miała nadzieję, że ta ostatnia niewinna uwaga choć trochę poprawi jej humor, a może nawet rozbawi jej rozmówcę.
    - Chyba nie byliśmy sobie oficjalnie przedstawieni, prawda? - spytała nagle, gdy dotarł do niej ten fakt. - Cassandra.

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ok, to jest nawet lepsze. Nymeria będzie zaszczycona, jako jedna z niewielu poznając tożsamość Olyvara.
    Zaczęłabyś może?]

    Nymeria Martell

    OdpowiedzUsuń
  12. Lyanna, jako dama dworu była przyzwyczajona do strażników, którzy zawsze czaili się obok niej. Będąc ulubienicą samej królowej i powierniczką jej wszelkich utrapień, dziewczyna była strzeżona lepiej niż inne dworzanki. Pomimo tego, że była wdzięczna królowej za troskę, to mężczyźni bardzo jej przeszkadzali, przez co nie czuła się swobodnie. Ucieszyła się, gdy okazało się, że wraz z innymi dziewczynami mogła udać się na przejażdżkę konną. Uwielbiała siedzieć na koniu i czuć wiatr we włosach, które ułożone miała w perfekcyjną fryzurę. Nie mogła jednak podróżować po swojemu i z góry miała ustalone tępo. Prawda była taka, że szybciej doszłaby na ustalone miejsce piechotą, niż w tym korowodzie. Wrodzony spryt Tully szybko znalazł jednak rozwiązanie. Lyanna zatrzymała konia i pozwoliła aby jej towarzysze oddalili się nieco. Swój postój usprawiedliwiła tym, że zmęczyła się jazdą.
    Gdy z pola widzenia zniknął ostatni koń, dziewczyna skierowała się do lasku, który znajdował się niedaleko i skracał drogę o kilka kilometrów. Czas, który zaoszczędziła zamierzała przeznaczyć na wolny spacer w cieniu drzew i odpoczynek. Bolała ją już głowa od ciągłego słuchania piskliwych głosików pozostałych dziewczyn. Naprawdę nie chciała już słuchać o ich problemach. Wydawało jej się, że z całego grona to ona jest tą najdojrzalszą, co jej wcale nie przeszkadzało.
    Przejechała parę metrów, po czym zsiadła z konia. W oddali dostrzegła ciemną postać, którą od razu rozpoznała. Uśmiechnęła się lekko i podeszła bliżej.
    – Nigdy bym nie pomyślała, że mogę cię tu spotkać – powiedziała cicho przywiązując konia do jednego z drzew.
    Lyanna

    OdpowiedzUsuń
  13. Spojrzała na niego uważniej, wręcz zmierzyła go wzrokiem.
    - Jesteś pierwszym mężczyzną, który tak twierdzi - powiedziała powoli. Jeszcze nigdy nie miała okazji usłyszeć, że ta z tradycji nie jest sprawiedliwa i była to niezwykle miła odmiana. Nawet jeśli takie słowa nie mogły odmienić rzeczywistości.
    - Chyba nie wytrzymałabym tego ciągłego upału - przyznała cicho z delikatnym uśmiechem na ustach. - Przyzwyczaiłam się do mrozów Północy i byłoby mi ich brak. Dlatego mam nadzieję, że klimat w stolicy nie jest aż tak gorący.
    Spojrzała na konia Olyvara i zmarszczyła brwi. Co jakiś czas zwierzę prychało i zarzucało łbem w niezwykle podejrzany sposób.
    - Czemu jest taki niespokojny? - spytała, nie spuszczając wzroku z konia. Zaraz rozejrzała się wokoło z uwagą, wypatrując potencjalnego zagrożenia.

    [Czy ja myślę, że ty myślisz, o czym ja myślę, że ty myślisz? :D Bo jeśli myślisz, że ja myślę, że ty myślisz, by zaatakować pochód, to ci powiem, że odkąd zaproponowałam wątek, myślałam o tym samym! :)]
    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Ooo! Braciszek sprawił sobie kolejną postać! Jace'owi postaram się odpisać... Noo... Niedługo, ale tymczasem witam się tutaj i też proponuję wątek, o. Dobrze wiesz, że Mai to ciekawska osóbka, prawda? ]

    Maliseei Lannister

    OdpowiedzUsuń
  15. [Witam i przybywam z propozycją wątku z moim dziwolągiem, którego wszyscy muszą nazywać księżniczką. Myślę, że mogliby się spotkać w jakimś zwyczajnym miejscu. Na targu w Przystani na przykład, albo w porcie. Bo musisz wiedzieć że księżniczka moja nienawidzi być księżniczką i zwykła uciekać z Czerwonej Twierdzy żeby poczuć się jak zwyczajna dziewczyna. Tak więc Olyvar mógłby ją wziąć za zwyczajną mieszkankę Przystani. Ponadto Areya uwielbia podróże i jeśli tylko się dowie, że jest w mieście ktoś, kto wrócił z podróży to chce cię od niego dowiedzieć jak najwięcej.]

    Areya Targaryen

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Masz zły link w postaciach, bo pisze że strona nie istnieje. Tylko oznajmiam :)]

    Wzruszyła lekko ramionami. Nie chciała wdawać się od razu w zbędne dyskusję. Miała dość smoczych księżniczek, które narzekały, że jest im zbyt gorąco. Ciemne włosy i jasna cera w porównaniu z blond włosami i delikatnymi rysami księżniczek sprawiały, że Lyanna bardzo się wyróżniała. Nie raz słyszała, że przypomina królową bardziej niż jej rodzone dzieci. Opinie te nie były kierowane tylko pod względem wyglądu ale i samego charakteru. Dziewczynie nie przeszkadzały te opinie.
    – Prawdopodobnie właśnie tam – odpowiedziała po chwili. Zaczęła poprawiać swoją fryzurę. Lyanna była znana z dbania o swój wygląd. Zawsze wyglądała dobrze. Jej kreacje były podziwiane przez każdego wszędzie, gdzie tylko się zjawiała. Musiała pozostawiać po sobie dobre wrażenie, w końcu kiedyś będzie musiała wyjść za mąż, więc dobrze byłoby oczarować jakiegoś wpływowego lorda. Nie ukrywała, że Olyvar był jej pierwszą miłością, ale liczyła się z tym, że to nie z nim spędzie resztę swojego życia. Nie mogła sobie tego wyobrazić. Wiedziała, że jej rodzina nie zgodzi się na związek jej i mężczyzny i wybiorą jej jakiegoś wysoko urodzonego męża, którego zapewne nie zdoła pokochać.
    – Co zmusiło cię do odpoczynku w tym lesie? – spytała aby zacząć rozmowę i spojrzała na chwilę na swojego rozmówcę.
    Lyanna

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Masz jakiś pomysł czy niezbyt? Tak orientacyjnie pytam, bo jak na razie, to gorączkowo się zastanawiam, myślę i w ogóle. ]

    Maliseei Lannister

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Dziś nie myślę, więc będzie krótko :) ]

    Lyanna uśmiechnęła się lekko, gdy rozmówca zdjął kaptur. Wolała go bez jakichkolwiek zbędnych okryć. Był jedyną osobą, przy której Lyanna starała się być miła.
    – Lepiej dla ciebie – odpowiedziała. Nie wiedziała do czego byłaby zdolna gdyby znalazła go w takiej sytuacji. Pewnym było tylko to, że dla kogoś zbyt dobrze by się to nie skończyło
    Tully spojrzała na konia, który podskubywał trawę. Po całym dniu spędzonym w hałasie, bo otoczenie królowej nie było najcichszym miejscem na ziemi, w końcu mogła pobyć w spokoju. Nikt nic od niej nie chciał i nikt nie pouczał jej co ma zrobić. Było idealnie.
    W lesie panowała przyjemna atmosfera. Nie było tam ani za ciepło, ani za zimno. Lyanna nie zamierzała grzać się na Słońcu i bez celu jeździć na koniu i męczyć biedne zwierzę.
    Lyanna

    OdpowiedzUsuń
  19. Bycie dziwadłem nigdy nie jest łatwe, jednak najgorzej jest być naczelnym dziwadłem, a księżniczka Areya miała to nieszczęście nim być. Zdecydowanie nie nadawała się na księżniczkę. Zawsze mówiła co myśli, nigdy nie kłamała, brzydziła się wręcz obłudą, nie lubiła przepychu, od lordów, dam i wystawnych uczt wolała zabawę z dziećmi słurzących. Poddani nazywali ją Królową ubogich, gdyż to właśnie z nimi wolała przebywać, a i zawsze gdy ktoś poprosił o pomoc starała się że wszystkich sił mu pomóc. Bardowie natomiast poza tym pierwszym określeniem używali terminu Areya Złotousta ze względu na jej dobijającą szczerość, a także Królowa Ucieczek, gdyż bardzo często młoda księżniczka znikała gdzieś. Nikt nie wiedział gdzie. Gwardia królewska często jej szukała, ale nigdy jej nie znajdowali. Zawsze wracała sama. Nikt nie wiedział w jaki sposób księżniczka tak po prostu opuszcza najpilniej strzeżoną twierdzę w całym Westeros, a potem wraca również niezauważona.
    Gdzie bywała? Chodziła po mieście udając zwyczajną mieszkankę Przystani. Bawiła się z dziećmi piekarza, przyglądała się pracy kowala, a co najważniejsze rozmawiała z żeglarzami i najemnikami, którzy opowiadali jej cudowne historie. Areya uwielbiała ich słuchać, uwielbiała marzyć że kiedyś zobaczy te wszystkie miejsca...
    Dziś także poszła do karczmy nieopodal portu, gdzie żeglarze często przychodzili.
    Przy jednym że stołów dostrzegła swojego znajomego, starego żeglarza o Dornijskim pochodzeniu. Ucieszył się na jej widok i postawił jej szklankę zimnego mleka.
    - Chętnie kupiłbym ci mleko z miodem, ale niestety krucho u mnie ostatnio z robotą - przyznał.
    - Daj spokój, ser Rodrigezie. To i tak już zbytek łaski, a pracą się nie przejmuj. Jesteś doświadczonym żeglarzem. Na pewno niedługo ktoś się na tym pozna - pocieszyła go kodując sobie równocześnie w głowie żeby popytać o pracę dla jej przyjaciela.
    Wtedy do karczmy wszedł mężczyzna, którego młoda księżniczka nigdy wcześniej nie widziała. Mężczyzna był dziwny, taki tajemniczy... Nie patrzył na nikogo. Usiadł bez słowa przy pustym stole najbardziej oddalonym od zwykłego zgiełku panującego w karczmie.
    - Kto to? - spytała Areya ser Rodrika.
    - Nie mam pojęcia, Słońce. Z nikim nie rozmawia. Nie wiemy kim jest, ani skąd pochodzi, ale podejrzewam że nie z przystani. Wydaje mi się że z daleka. Młody jeszcze jest, ale wygląda mi mw takiego co sporo widział... Nie, Effie. - Poczciwy, stary Rodrigez myślał że księżniczka naprawdę ma na imię Effie i jest jedną z wielu córek piekarza. - Nawet o tym nie myśl. On może być niebezpieczny.
    - Spokojnie, ser. Zamienię tylko z nim dwa słowa - zapewniła Areya-Effie po czym udała się do stolika tajemniczego mężczyźni.
    - Witaj, Panie. Czy mogę się przyłączyć do ciebie - zapytała grzecznie.

    Areya

    OdpowiedzUsuń
  20. [Kto jest na zdjęciach Olyvara? Bo potrzebuję do powiązań ;)]

    Znajdowała się daleko od domu, w Blackmont, blisko granicy z Reach. Zaprowadziły ją tu pewne sprawy, których lepiej nie ujawniać nikomu, nawet własnym rodzicom. Nie spodziewała się żadnych problemów, o spotkaniu wiedziały tylko dwie osoby i oboje potrafili dochowywać tajemnic.
    Gdy zapadła noc, wymknęła się z zamku, twarz ukrywając pod kapturem. Szła szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie. Po niespełna dwudziestu minutach znalazła się na miejscu spotkania, jednak czekało ją spore rozczarowanie – nie przyszedł. Przełknęła gorycz i dla pewności jeszcze raz przeczytała wiadomość, co w ciemności stanowiło niemały problem. Ze złością zmięła papier i rzuciła go do rzeki, mając nadzieję, że już nigdy więcej nie ujrzy jego twarzy. Zamknęła oczy, policzyła do stu i zdecydowanym krokiem ruszyła w drogę powrotną do zamku. Następnego dnia wyjedzie z Blackmont, nawet jeśli zaproponowaliby jej milion złotych smoków, co oczywiście się nie zdarzy.
    Zamiast na drodze skupiła się na zawodzie, który ją spotkał, i rosnącej niechęci do młodego rycerza. Po obudzeniu się zapewne zapomni o gniewie i urażonej dumie, potraktuje go tylko z dystansem, być może pozwalając sobie na sarkazm od czasu do czasu. Z drugiej strony podczas ostatnich chwil jej pobytu w Blackmont może nawet nie będą mieli szansy się spotkać.
    Śpieszyła się do zamku, mimo że nikt nie powinien zauważyć jej nieobecności. Ścieżka usypana kamieniami nie nadawała się do szybkiego chodzenia, ostre krawędzie niszczyły jej buty. Zaklęła pod nosem, nie zwalniając jednak tempa. Nagle ktoś złapał ją mocno za rękę, najwidoczniej oczekując, że pójdzie za nim grzecznie i posłusznie. Przez głowę przemknęła jej myśl, że być może nareszcie pojawił się ów rycerz, na którego czekała, ale wystarczył rzut oka na posturę, by stwierdzić, że ma do czynienia z kimś innym, kto zdecydowanie nie ma wobec niej dobrych zamiarów. Nie namyślając się ani sekundy, uderzyła go prawą ręką w twarz. Mężczyzna jedynie rozluźnił uchwyt, wydawał się zaskoczony jej reakcją. Próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale napastnik zdecydowanie przewyższał ją siłą.
    - Puść mnie! – wydyszała, uderzając go wolną ręką gdzie popadnie, zaś nogami starała się kopnąć go w krocze.
    W odpowiedzi na ataki kazał jej przestać i rzucił groźne spojrzenie. Po raz kolejny dostał w twarz, tym razem na tyle mocno, że odchylił głowę, zrzucając kaptur. Światło księżyca nie wystarczało, by mogła w pełni zobaczyć jego twarz, tylko oczy świeciły się złowrogo. Wykorzystując jej chwilowy brak koncentracji, chwycił ją za nadgarstki, ale po chwili odsunął się. Nymeria z zaskoczeniem wpatrywała się w jego postać, być może oczekując zasadzki, przybycia pozostałych członków jego świty albo zimnego dotyku ostrza na swojej szyi wyłaniającego się z ciemności. On jednak stał w miejscu, nie podejmując żadnego działania. Nymeria kucnęła cichutko i zaczęła macać dłońmi kamienie, szukając dużego i ostrego. Na wszelki wypadek. W końcu ścisnęła w ręce skałkę, wstała i schowała ją za plecami. Odpowiednie uderzenie w głowę, powinno pozbawić go przytomności, najpierw jednak musi mu zadać parę pytań.
    - Kim jesteś? – odezwała się, robiąc kilka kroków w jego stronę, zachowując jednak bezpieczną odległość.
    Prawdopodobnie przesłuchiwanie najemnika, który przed chwilą chciał ją porwać, a potem zapewne zabić, było najgłupszą rzeczą, jaką zrobiła w życiu. Powinna uciekać do zamku, ale pewne sprawy musiały zostać wyjaśnione.

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Witam serdecznie! Może Olyvar skusiłby się na wątek z którąś z moich pań? :> ]

    Dianna Tully & Lirys Lannister.

    OdpowiedzUsuń